Interwałowy trening życia
Kiedyś, jak miałem się na egzaminy uczyć, to ustawiałem sobie stoper, na 15, czy 20 minut. Potem przerwa, potem znowu. Jak na treningu interwałowym, na przykład biegi, gdy biegnie się 5 minut, potem wolniej 2, czy ileś i potem znowu szybciej. Więc stwierdzając, że trudno mi wytrzymać rzeczywistość, tą w domu, zacząłem sobie ustawiać stoper (count down). I 15 minut uciekam przed rzeczywistością, oglądając głupie seriale, niezależnie od tego, że po angielsku i 15 minut robię coś innego, bez komputera. Albo po prostu jestem, nie robiąc nic, ale też nie chowając się. Wspinałem się w niedzielę z J, potem gadaliśmy do północy, a teraz ona się nie odzywa. Pewnie uczy się do egzaminów, albo nie ma ochoty na kontakt. To po prostu inne, niż mój chory kontakt z NB (narkotyk B). Z J jest po prostu miło, trochę seksy, trochę fascynująco. Możemy gadać godzinami, o wszystkim i o niczym, i nie nudzę się jakoś. Dzisiaj pykałem sobie w paletki, jak zwykle z różnymi ludźmi, a w sumie, to z jedną blondyną...