Na korcie nie ma rekinów
Tak sobie piszę. Pisałem tą książkę i zacząłem czegoś szukać wśród moich dokumentów. Znalazłem też list, tekst, niewysłany, pisany raczej do mnie samego. Musiałem się przez chwilę zastanowić, do kogo to było, aż doczytałem do miejsca z nazwą kraju, gdzie ta dziewczyna była. Oprócz NB (narkotyk-B), to mi moje inne miłości w miarę przeszły. Nie licząc jakiegoś sentymentu do tych, z którymi nigdy nie byłem bliżej. Nie poszedłem do kafejki, nie miałem ochoty na ludzi, głodny byłem i zmęczony po korcie. Na korcie potrafię się dobrze wyluzować, to jak medytacja. Wczoraj obejrzałem krótki reportaż o surfiście, którego rekin zaatakował, to znaczy, zabił jego kumpla przy nim. facet mówi, że to dziwne uczucie. Kiedyś, jak coś na lądzie nie wychodziło, coś go stresowało, to szedł na deskę, do wody. A teraz stres kojarzy mu się z surfowaniem. Na szczęście, na korcie nie ma rekinów. Można się wprawdzie kontuzji nabawić, ale da się przeżyć. Piję kawę, bez kawy trudno mi pisać. Kawa, czy herbata, to ...