Straszne wspomnienia?
Bywa, że siedzę przy biurku i odczuwam lęk – może być to ten z przeszłości. Kiedyś lęki były u mnie ciemne. Coś strasznego kryło się za nimi. Trudno było powiedzieć dokładnie co. I tak nie chciałem się do nich zbliżyć.
Czasami jest to metoda, wrzucanie niechcianych wątków przeszłości do dębowej szafy, dobrze zamkniętej, dla bezpieczeństwa może zabitej gwoździami. Z tym że trzeba wtedy uważać, żeby nikt inny się do niej nie zbliżył, bo może próbować ją otworzyć, to coś uwolnić, jakieś bezgłowe zjawy. Mnie ta metoda z szafą nie do końca pomogła. No i w sumie – to chyba dobrze.
Teraz wiem – to, co gryzie mnie czasami od środka, to nie jakieś niepojęte mrówki – lecz lęki. To złe przeżycia – teraz przywoływane. Zbyt dobrze są utrwalone i czasami nadchodzą – trudno się wtedy z nich otrząsnąć. Lęk – czyli emocja – potrafi nieźle zamieszać w głowie. Trudniej mi się oddycha, nie umiem znaleźć sobie miejsca, najchętniej zaszyłbym się gdzieś w kąt albo schował w świat gier lub seriali.
Dlaczego wspomnienia – te z lękami – potrafią być tak ciemne i straszne? Może dlatego, że nie widzimy ich kontekstu, nie wiemy, skąd się biorą, albo nie chcemy tam wracać. Czasami dlatego, że wydaje nam się, że nie mamy wpływu na to, co było wtedy, bo leży to w nieosiągalnej już przeszłości. Poza tym, to przywoływanie tego wzbudza ból.
Bywa, że wpadam w dziwny stan, jakby to znowu było wtedy. Czasami jest to tylko moje pospinane ciało, poskręcane śrubami wspomnień. "Czy to ono ma je w pamięci – a nie moja głowa?" – zadaję sobie pytanie. Nie mam jak przed tym uciec – bo jak – tu nawet nie wiadomo przed czym.
Teraz spoglądam na to z innej strony. Marszczę nie całkiem już gładkie czoło i mruczę pod nosem – „To amygdala przecież i ileś tam skojarzeń”. „To znaczy, często boję się przeszłości” – dotarło do mnie kiedyś – do tak zwanego racjonalnego myślenia.
Na koniec chodzi bowiem o działanie amygdali. Ona wie sprytnie, jak wywołać fizyczne efekty emocji. Z tym że nie do końca musi wiedzieć, czy ma to sens, to co akurat robi.
„Moja przeszłość była straszna” – myślałem sobie latami. Był czas, że bałem się komukolwiek wspomnieć o niej, choćby sobie samemu, teraz mogę opowiadać do woli. A jeśli nie całkiem swobodnie przed każdym, to nie ma co porównywać z tym, jak to było kiedyś. Nadałem "Strasznemu" imię --"lęk z przeszłości", mam nad nim teraz jakąś władzę. Może dlatego jakoś się zrelatywizowało – i przestało mnie ścigać po nocach.
"Straszność" jest relatywna, tym bardziej, gdy dotyczy czyjejś przeszłości, nie swojej. Coś wstrząsającego dla mnie, nie musi być aż takie dla postronnej osoby – bo każdy ma jakiś swój świat. To stwierdzenie jest w sumie trywialne.
Weźmy taki przykład, jak poniżej.
Powiedzmy sobie, że jadę samochodem i słyszę, jak w radiu mówią o wypadku. „Pijany kierowca zderzył się czołowo... W wypadku zginęła matka z dzieckiem...” – wpadają mi do ucha strzępki wypowiedzi. „To na tej właśnie autostradzie” – myślę i automatycznie zwalniam trochę. Po chwili widzę – rzeczywiście – po drugiej stronie drogi policja i jakieś rozbite samochody.
„Tragedia” – przychodzi mi do głowy. Nie zatrzymuję jednak samochodu i nie zaczynam płakać – wypadki zdarzają się przecież. Dziwnie mi się jednak robi, opuszczam więc trochę boczną szybę. I w tym momencie, jakby wciągnięta niewidoczną siłą, a może jakby tylko czekała na to, wpada mi do środka wielka osa. Bzyczy jak zwariowana i wali głową w przednią szybę, by zaraz odbić się od niej jak od trampoliny i kontynuować swój szaleńczy lot – tym razem jednak w moją stronę. Nie boję się wprawdzie tych bestii, chyba że są tak rozjuszone. Na widok takiego miniaturowego meserszmita zadrgała mi przez moment ręka na kierownicy – szybko włącza się jednak automatyczny pilot, mój samozachowawczy instynkt.
„Zatrzymać się bezpiecznie” – myślę i mam szczęście – bo na horyzoncie pojawia się wysepka do parkowania. Hamuję z piskiem opon, trochę dla dramaturgii może, albo żeby zmylić tego zwierza. Stoję. Żegnam się z osą bez większego żalu i bez celebracji – bo ona najwidoczniej nie lubi mojego zapachu. Po otwarciu drzwi leci precz, warcząc coś tam po swojemu pod nosem.
Następnego dnia ktoś ze znajomych wspomniał ten wypadek samochodowy na autostradzie – już nie wiem z jakiego powodu.
– No tak, tragedia – odpowiedziałem.
– Mówiłem ci już o tym, że mnie tam osa zaatakowała wtedy? O mały włos do rowu nie wjechałem – dodałem.
– Pół godziny ręce mi się jeszcze potem trzęsły – westchnąłem ciężko.
– Co ty nie powiesz – usłyszałem.
To znak, że mogłem zacząć opowiadać.
Ten straszny wypadek samochodowy wyleciałby mi pewnie szybciej z głowy, gdyby nie to spotkanie z latającym przeciwnikiem, w zamkniętym pomieszczeniu. Wypadków mamy wiele na drogach – nie na co dzień jest się atakowanym przez osy.
Chciałem
pokazać, że pewne wydarzenia mogą być różnie odbierane,
niezależnie od ich zewnętrznej, obiektywnej oceny. Czy to zdarzenie opisane powyżej rzeczywiście miało miejsce – dokładnie w takiej
formie – to też inna sprawa.
Gdyby się to wydarzyło teraz, to pewnie posiedziałbym chwilę w samochodzie, oddychając parę razy głęboko, po kwadracie -- wiem, że mnie to uspakaja.
Myślę, że każdy z Was coś mniej lub bardziej podobnego przeżył. Ciekaw jestem Waszych wypowiedzi.
Jak już jesteśmy przy podróży, a także dla zmiany nastroju. Jakiś czas temu otrzymałem bardzo miłą pocztówkę z bardzo fajnym znaczkiem.
To pocztówka:
A to znaczek 😃
Jak zwykle, polecam swoją książkę (link na marginesie), gdzie wspominam więcej o amygdali i o swoich metodach walki z lękami.
Cześć, interesujący wpis, zauważyłem zmiany 👍
OdpowiedzUsuńŁadna kartka, to przy niej trzymasz swoje Lamborghini? 😁
A ten znaczek wydaje się być taki duży, czy on jest na całą wysokość kartki? Dziś już późno, jutro napiszę nieco więcej, fajnego weekendu 😀
Nie no, Lamborghini przykrywam tą kartką, żeby się nie zakurzyło, bo jesień i wiatr i w ogóle.
UsuńZnaczek jest prawie wielkości kartki, przykryję nim kiedyś Porschaka ;)
Spokojnego weekendu!
A, jasne, teraz rozumiem! Tak mi się właśnie wydawało, że ten znaczek jest bardzo duży, to na spokojnie przykryje Porsche 💰
UsuńJak szaleć to szaleć, nie każdy milioner sobie na taki luksus pozwala :)
UsuńKiedyś na zajęciach z psychologii mieliśmy takie zadanie, aby obejrzeć pewną scenkę i potem każdy na osobności opowiadał co widział. Okazało się, że każdy zwrócił uwagę na co innego i w sumie tak, że możnaby stwierdzić że każdy oglądał co innego.
OdpowiedzUsuńAlbo inaczej. Dana sytuacja z przeszłości, która dla mnie jest bardzo niemiła (delikatnie określone) i wydaje się być traumatyczna, dla drugiej osoby wygląda to inaczej. Raz że inne spojrzenie, dwa że szersze perspektywy.
UsuńCiekawy eksperyment mieliście. Tak, dla każdego co innego jest ważne.
Słyszałem o badaniach na temat interpretacji krótkich historyjek. W zależności od pewnych warunków początkowych uczestnicy interpretują w różny sposób sytuację. Na tym chyba polega też manipulacja mas.
Ano tak, własna sytuacja z przeszłości może być bardzo niemiła. Ponowne przeżywanie czegoś może być nawet trudniejsze, bo gdy przeżywało się coś na przykład w dzieciństwie, albo jakiś wypadek w dorosłości, to hormony stresu powodowały, że człowiek się jakoś odcinał.
Dlatego warto się do takich spotkań przygotować.
Interesujące jest, że poprzez odpowiednie przywoływanie przeszłości zmienia się ją, bo zmienia się kontekst wspomnienia. W sumie to chodzi o zmianę zawartości własnej pamięci, modyfikację skojarzeń, bo to jest ta "przeszłość", tyle że wywołuje emocje teraz.
Mimo że ta "przeszłość" nie istnieje, bo to tylko zawartość pamięci, a nie na przykład realny wypadek, to wywołanie takiego wspomnienia powoduje akcję amygdali. Ta wywołuje lęki.
Dla mnie samego było to w pewnym sensie odkryciem, że to, co czuję, to reakcja amygdali na wyobrażenie.
Pragmatycznie na to patrząc, można za pomocą elektrod albo różnych substancji zaktywować amygdalę i będzie się czuło nieokreślony lęk. Nierzadkie są przypadki pschozy po zażyciu jakichś tam środków.
Nawet gdy wiem o tym powyżej, to nieprzyjemne uczucia pozostają nieprzyjemne. Z tym że świadomość istnienia tych mechanizmów pomaga mi, gdy chcę z niektórych emocji wyskoczyć.
Korzystam wtedy z kognitywnych umiejętności (na przykład z PFC), czyli innej z części mózgu niż amygdala.
Zgadza się, ale tak na spokojnie to analizując - coś, co wydarzyło się kiedyś, dziś już w ogóle nie stanowi zagrożenia, jest czymś zupełnie niegroźnym fizycznie. To jedynie (aż) wspomnienia, czyli zapisana scena(y), które wyryły głęboki ślad w psychice. Z obecnego punktu widzenia zagrożenie NIE ISTNIEJE, lecz organizm (amygdala) wciąż reaguje podobnie, jak kiedyś. Nie pamiętam już, możliwe że dokładnie tak samo, lub trochę inaczej. Wprowadza cały organizm w stan podwyższonej koncentracji, szuka skojarzeń do wydarzeń minionych, ostrzega przed potencjalnymi problemami - ale to wszystko robi na wyrost, zupełnie niewspółmiernie do okoliczności. "Dlaczego tak gwałtownie reagujesz?" - czasem można usłyszeć, ale to ciało migdałowate żyje tak, jak samo zechce dyktując swoje "rozkazy".
UsuńTrochę nie rozumiem, jak można zmienić zawartość własnej pamięci, zmodyfikować skojarzenia. Bo te (asocjacje) są jednoznaczne, faktów z przeszłości nie da się przecież zmienić. Można próbować tłumaczyć sobie różne rzeczy, lub w jakiś stopniowy sposób uzmysławiać fakt, że to tylko przeszłość. Albo, że to tylko te "rozkazy" amygdali, która rozpoznała scenę podobną do tej z dzieciństwa. Jedynie połączenia pomiędzy neuronami, tworzące taki a nie inny stan. Albo skupić się na czym innym. Choćby oddychaniu, wyczucia powietrza które wpływa i wypływa z organizmu. Nie jestem pewien czy dobrze myślę.
Ta pierwsza część zgadza się, moim skromnym zdaniem. To co się wydarzyło, obraz tego, zapach, są zapamiętane w pamięci.
UsuńInny jest trochę koncept "pracy amygdali".
Gdy wydarzy się coś niebezpiecznego, to aktywowana jest amygdala, gdy człowieka coś wystraszy, lub zaboli (upraszczając, bo lęków uczymy się też w inny sposób, na przykład przez obserwację).
To znaczy w czasie negatywnie emocjonalnego wydarzenia, gdy wystraszymy się po raz pierwszy pająka, bo ktoś nam krzyknie ostrzeżenie nad uchem:
1a. aktywowana jest amygdala (neurony z których jest zbudowana) - wytwarzane są "hormony stresu" (przez czyjś okrzyk)
1b. w tym samym czasie aktywny jest w umyśle odbiór obrazu czegoś -- bo widzimy tego wielkiego włochatego pająka i miejsce, gdzie go widzimy, na przykład łazienka. Do rozpoznawania i zapamiętywanie obrazu używamy obszaru w tylnej części głowy, czyli nie tam, gdzie jest amygdala (w środku głowy, na dole).
2. Dzięki temu, że oba te obszary w mózgu są aktywne w tym samym czasie: amygdala i kora wzorkowa, powstaje między nimi skojarzenie, zostają połączone za pomocą asocjacji.
3. Dlatego, gdy zobaczymy następnym razem pająka, wtedy aktywowana jest kora wzrokowa, gdzie jest on zapamiętany, a przez to amygdala, bo jest z tym obszarem "połączona", za pomocą skojarzenia.
Powiedzmy sobie, że amygdala jest silnikiem w samochodzie. Ona napędza nasz lęk.
Obraz pająka w pamięci, to pedał gazu. Dopóki na niego nie naciśniemy (nie zobaczymy pająka), to silnik (amygdala) działa na wolnych obrotach.
Widok pająka, to naciśnięcie na pedał gazu. Panika, to gaz do dechy.
Pedał hamulca, to na przykład powolne oddychanie, albo racjonalne myślenie. Potrafimy zatrzymać samochód.
Wiadomo, nie do końca precyzyjne porównanie, ale może da się je zrozumieć ;)
Amygala jest "budzona/aktywowana", przez "widok pająka" tylko wtedy, gdy istnieje między innymi to połączenie. Powiedzmy dla uproszczenia, że amygdala nie zapamiętuje pająka, ale jest budzona, przez "jego widok". Sygnał z kory wzrokowej (gdzie jest zapamiętany obraz pająka), biegnie do amygdali i "budzi ją". To dlatego, że istnieje między nimi to połączenie. Gdy ktoś nie boi się pająków, to połączenia nerwowe (skojarzenie) między amygdalą a widokiem pająka nie istnieje, więc taka osoba nie reaguje lękiem.
Jak można zmienić zawartość swojej pamięci. To tak, jak zmodyfikować połączenie między pedałem gazu, a silnikiem. Albo stworzyć nowe, słabsze.
Myślę, że warto żebym napisał na ten temat osobny wpis.
Ale krótko. Gdy boję się pająka, to tego dużego włochatego pająka. To też grube silne połączenie za amygdalą, między obrazem tego pająka a amygdalą.
Gdy teraz mam przed sobą pluszowego pająka, a którego wcale się nie boję, i głaszczę go w bardzo przyjemnej atmosferze, to w mojej głowie powstaje nowa asocjacja "pająk"->"coś przyjemnego".
W tym samym czasie aktywowana jest stara asocjacja "pająk"->"amygdala", "coś strasznego", tyle, że nie jest ona tak silna, bo impuls jest słabszy (nie jest to prawdziwy kudłaty pająk).
Czyli na koniec:
1. jest nowa asocjacja, przyjemna (przyjemne hormony)
2. stara asocjacja jest osłabiana, poprzez "przyjemne hormony"
W ten sposób osłabiana jest "stara" asocjacja, zmniejsza się siła tego połączenia (także fizycznie).
Amygdala nie "szuka" niebezpieczeństwa, bo ma co innego do roboty (ma także inne zadania, nie tylko lęk). Ona jest aktywowana przez skojarzenia, które ma, których się człowiek nauczył.
UsuńMózg, czyli "wyobraźnia" szuka, czyli kreuje różne możliwości. Niektóre z tych możliwości pobudzają amygdalę (gdy istnieje z nią połączenie), inne nie. Gdy myślę o widelcu, to nie budzi się moja amygdala. Budzi się wspomnienie, że muszę go umyć ;) To aktywuje na przykład mój aMCC ;)
To oczywiście tylko modele, ale powstawanie reakcji lękowej działa tak już u ślimaków (aplysia californica), gdzie dosyć wygodnie się to bada.
Tak, jak silnik sam z siebie nie dodaje gazu. Trzeba impulsu, ktoś musi nadepnąć na pedał gazu (albo jest to tempomat).
UsuńDziękuję za odpowiedzi, muszę się im przyjrzeć z bliska. A co do ostatniej odpowiedzi - są takie wypadki, w których auta samoczynnie dodają gazu 😜 (tak twierdzą kierujący)
UsuńWiadomo, auto też człowiek :P
UsuńSamoświadomość, słowo klucz żeby czuć się lepiej ze swoimi problemami. :) U mnie zaczęło się od psychoedukacji na oddziale dziennym i szybko stwierdziłam, że fajnie jest wiedzieć to i owo o swoich zaburzeniach - bo to pomaga.
OdpowiedzUsuńChociaż znałam pewną schizofreniczkę, niestety z tych najgorzej funkcjonujących, która idąc tym tokiem myślenia czytała różne książki o psychiatrii i psychologii... i bez fachowego omówienia zrobiło jej to w głowie jeszcze większą sieczkę niż miała. No cóż. :(
Tak, samoświadomość, w sensie świadomości istnienia danego problemu mentalnego.
UsuńMnie pomaga znajomość pewnych mechanizmów, na przykład powstawania (uczenia się) lęku, a także jego wybiórczości, albo możliwości zmian.
> zrobiło jej to w głowie jeszcze większą sieczkę niż miała
Ciekawe, co takiego czytała.
To pewnie trochę jak z internetem, człowiek znajdzie masę chorób, jak zacznie ich szukać, po tym, jak go brzuch zaboli, albo lewa stopa.
Dlatego gdy chodzi o doszukiwanie się chorób na podstawie objawów, to zgodzę się, że mogą zamieszać w głowie.
Próba zrozumienie pewnych rzeczy, jak podstaw funkcjonowania umysłu, nie prowadzi chyba do hipochondrii, czy czegoś podobnego. Wręcz przeciwnie, może pomóc zrozumieć, że regeneracja, jak zdrowy sen, jest pomocna. Tak samo, dlaczego picie kawy po 16 może pogorszyć jakość snu, mimo, że człowiek się w nocy nie obudzi. Dobry sen jest jednak istotny, dla balansu mentalnego, jak ogólnie wiadomo.
Dla kontekstu powiem Ci, że to była bardzo słabo funkcjonująca osoba - leki brała od przypadku do przypadku, nie umiała sobie załatwić renty więc z matką biedowały bo matka tak samo zaradna jak i ona, no i przez lata nie wychodzi z domu. Ba, nawet wzięcie prysznica ją przerasta... A matka nie pomaga, bo wiadomo.
UsuńNo tak, przykre.
UsuńNiektórzy ludzie to są tak zapętleni, że ani sami sobie nie umieją pomóc, ani może przyjąć pomocy od kogoś innego.
O jej ojcu nie wspominasz, więc pewnie go w tej konstelacji nie ma.
Czasami jakieś książki pomogą, ale te też muszą pasować do kontekstu.
Ciekawe, czy znajduje sobie jakąś pomoc przez internet.
Jej ojciec nie żyje. Jak żył, to jeszcze jakoś trzymał to wszystko w pionie.
UsuńA co do tej osoby, dawałam jej różne porady, ale z żadnej nie zamierzała skorzystać. W końcu uroiła sobie, że sprzeda z matką obecne mieszkanie i przeprowadzą się do mojego miasta, i ja jej będę pomagać. Powiedziałam jej, że niestety ale tak nie będzie, i laska strzeliła focha jak stąd do Tokyo i napisała pod moim adresem wyzwiska na swoim forum. :')
No ale jak mam się gniewać na kogoś tak chorego, że mentalnie zatrzymał się na etapie 10-latka...?
No tak.
UsuńMnie to interesuje, jak ludzie potrafią utknąć w jakichś schemacie myślenia.
Niby wiem, jak to działa, tak bardzo ogólnie, chociażby dlatego, że sam tego doświadczam. Tyle, że u mnie to często jakie stany lękowe i wiem, że ich doświadczam.
Ciekawe, czy da się do nich dotrzeć, czy potrzebna im dłuższa terapia u odpowiedniego fachowca.
Myślę, że każde z nas ma jakieś tam własne spojrzenie na świat, które stara się chronić, bo to daje poczucie bezpieczeństwa. To niezależnie od tego, na ile własne poglądy pasują do rzeczywistości. Też nie chcę wszystkiego wiedzieć, chociażby o wojnach.
Wiadomo, bywają cięższe przypadki, jak twojej znajomej, z tego, co opisujesz.
To już nie jest moja znajoma, bo za normalne postawienie granicy w sprawie, która i tak była średnio realna, obraziła się na mnie i zaczęła mnie wyzywać jak mały dzieciaczek, który nie dostał lizaczka.
UsuńWydaje mi się, że w przypadku schizofrenika jest to po prostu jakiś tam stopień zniszczenia mózgu. Czasem są inne współistniejące problemy, np. autyzm i tak dalej. Ona bierze leki sporadycznie, sporadycznie ma kontakt z jakimikolwiek lekarzami, a jej matka nie umie tego dopilnować i jest co jest. Raz dziewczyna musiała pojechać do dentysty z nagłym bólem zęba i podobno zachowywała się w tym gabinecie jak dzikuska. :(
Wiadomo, czasami granice są niezbędne.
Usuń>przypadku schizofrenika jest to po prostu jakiś tam stopień zniszczenia mózgu
Myślę, że to kwestia definicji, co się rozumie pod pojęciem "zniszczenie". Mnie się to słowo najczęściej kojarzy z jakąś formą destrukcji. Nie wiem, czy u tej byłej znajomej doszło do tego, na przykład poprzez nadużywanie szkodliwych substancji lub jakiś uraz głowy, żeby wymienić niektóre z możliwych powodów na uszkodzenie mózgu.
Sam wolę używać słowa "deficyt", czy "zaburzenie". Z tego co wiem, u schizofreników nie ma zmian organicznych mózgu, wykrywalnych za pomocą badań laboratoryjnych.
Dlatego ja widzę to jako deficyty pewnych funkcji mentalnych. Jak wspominasz, ta była znajoma potrafi się poruszać w życiu, czytać książki, używać mediów socjalnych. Z twoich opisów wynika, że ma zaburzoną kontrolę emocji i problemy kognitywne, ale w sensie interpretacji danych, czy zasad działania świata, który ją otacza.
Nie jest tak, że nie potrafi się ubrać czy używać mediów społecznych.
Znasz mnie, ja to się zastanawiam, jakie to są deficyty. Wiadomo, lekami można je kompensować, ale zazwyczaj ich trening ich kompensacji też istotny.
Wspominam o tym, bo współczesna neurobiologia odchodzi od podziału na "organiczne" i "funkcjonalne" problemy, bo jedne z drugimi są powiązane. Uczenie się, to proces "organiczny", ale zmienia "funkcje". Myślę, że z czasem więcej osób będzie miało zrozumienie tego, że odpowiednia psychoterapia jest pomocna. Nie każdy ma dostęp do niej, to co innego. Jak sama mówisz, jest też wielu "szamanów". Ale to nie tylko w psychoterapii, wczoraj oglądałem program o lekarzach (chirurgach), tu też trafiają się czarne owce, choć jest to niewątpliwie bardziej kontrolowany zawód, niż ten psychoterapeuty.
Jest popularna "w branży" teoria, że każda kolejna psychoza coraz bardziej uszkadza mózg i człowiek coraz gorzej funkcjonuje - również intelektualnie - ale nie zagłębiałam się w to.
UsuńNo tak, nie siedzę w temacie, nie będę się wypowiadał, czy jest tak, albo inaczej.
UsuńCoś tam poczytałem akurat krótko, interesujący temat. Może poczytam więcej, to napiszę, żeby się podzielić tym, czego się dowiedziałem.
Niektóre badania wspominają o neurotoksyczności, który może być powodowana psychozą, inne znowu o zmniejszonej ilości ciała białego, czy szarego, ale już nie doczytałem gdzie go zaczyna brakować. Z drugiej strony, to wiem, że wiele rzeczy można ćwiczyć, wtedy przybywa znowu połączeń, dzięki neuroplastyczności.
Jak wspomniałaś, to są teorie. Jeśli masz jakiś konkretny link, to chętnie skorzystam.