Tęsknoty
Siedzę sobie w kafejce, przy cappuccino. Cały dzień przesiedziałem w domu, oglądając coś tam, czytając Alice Miller. Myśląc o terapii. Martwię się o NB, tęsknię trochę za NB i myślę, że jest to też tęsknota za mną samym. Potrafię zamknąć się przed światem. Ale nie jest mi wtedy dobrze. Lecz gdy się otwieram, to nie wiem czasami co z tym zrobić. Myślę sobie "nie zabiłem się, to też sukces". Pewnie mieliście coś takiego, że martwiliście się o kogoś, jak ja o NB. Ale nie chcę mieć z nią kontaktu, bo mnie to chyba wyniszcza i za dużo kosztuje. Wtedy kręcę się w kółko i udaję, że jest dobrze, nawet, gdy nie jest dobrze, bo ona jest z kimś innym. Za dużo wtedy zmiennych w tym równaniu i nie zawsze udaje mi się tym i moimi lękami żonglować, Więc, póki co, to szukam, samego siebie, czyli mojej przeszłości, by nie musieć przed nią uciekać. A równocześnie próbuję żyć, konfrontować się z tym, co jest, albo tak mi się wydaje ;o)