Droga i idea.
Wczoraj po paletkach jedna pięknooka zapytała mnie, czy byśmy nie poszli do innej hali, dalej grać, bo byliśmy akurat w czwórkę. Nie potrafię odmówić niebieskiemu spojrzeniu, szeroko otwartym źrenicom. Ona zawsze tak wygląda, jakby była na prochach. W sumie, to pomyślałem sobie, że mogę iść do domu i obejrzeć do końca jakiś głupi film, w stylu "zabili go i uciekł", albo iść do tej innej hali. Nic z tego nie wynikło, ale miło było. Muszę więcej wychodzić. Potem czułem lekki smutek, samotność, ta z teraz i z kiedyś. Czasami myślę sobie, że moje życie nie ma sensu, że muszę walczyć ze swoimi lękami. Wtedy pomaga mi trochę chińska muzyka, taka trochę ulotna, może tajemnicza. Chińskie filmy są często smutne, główni bohaterowie umierają na koniec, walcząc dla jakiejś idei. Gdy słucham tej muzyki i potem zaczynam czytać jakąś gazetę internetową, to czuję zgrzyt, jakby dwie chropowate krawędzie ścierały się w mojej głowie. Walka o pieniądze, wyścig szczurów, tu jakiś pieprznięty, sko...