Posty

Wyświetlanie postów z 2014

Wąż na drodze

Wczoraj z A właziliśmy na jedną górkę. W górę może 1,45 godziny, a zbiegliśmy, bo tak to można nazwać, w jakichś 45 minut. Dobrze, że sobie nóg nie połamaliśmy. Nic tam na tej górze w sumie ciekawego nie było. Ładny widok, sporo turystów, niektórzy nawet z Polski. Ciekawe było tylko, że A się węża wystraszyła, ja go nawet nie zauważyłem, może wąż nie był jeszcze tak daleko, z przechodzeniem przez ścieżkę. A coś tam krzyknęła, że wąż, zanim wyjąłem z plecaka komórkę, to był już tylko na pół ścieżki. Wycieczka dzieciaków też się rzuciła, żeby parę zdjęć zrobić. Wąż nas najwyraźniej zignorował, jak małpa w cyrku czasami ignoruje zwiedzających. To był taki mały pyton (carpet python), to znaczy, miał ze dwa metry chyba. Potem plaża, gdzie udało mi się nawet jakąś falę złapać. Woda była nawet przyjemnie ciepła, jak się człowiek po pierwszym szoku do niej przyzwyczaił. Rano jak zwykle, od trzech dni, bezsens. Tyle, że odbieraliśmy z A jej siostrę z lotniska, którą lepiej znam od A. Wróciła z ...

Wyuczone reakcje, emocje.

Coś wypadłem z rytmu przez te święta. Wczoraj i przedwczoraj nic nie robiłem, oprócz siłowni. Byłem jakiś taki do niczego. Brały mnie afty, ale przeszły, prawie, że całkiem. Napiłem się zielonej herbaty i dziwnie się czuję. To znaczy, wypiłem parę łyków i resztę wylałem, bo zauważyłem, że robię się agresywny i zaczyna mi się gorąco robić. Za dużo kofeiny, za mało płynów dzisiaj wypiłem. Byłem na siłowni najpierw przez godzinę, potem byłem na body combat, to w sumie, takie cardio, ale fajna prowadząca, a potem grałem ponad godzinę w squasha, z A. Rano, jak przyszedłem na siłownię, to nie chciało mi się biegać, wszystko mnie jakoś bolało, ale, głupio było by nie pobiec nawet 15 minut. Potem skakanka, potem inne ćwiczenia. I tak, że poszedłem na te "body combat". Podoba mi się ta prowadząca, to też jakaś motywacja. Jutro jakieś górki tu w okolicy, żadna wspinaczka, tylko wędrówka, ze 4 godziny, choć myślę, że krócej. Ma być 30C, zobaczymy, jak to będzie. Moje życie wydaje mi się...

Gdy coś mi mówi, że nic nie ma sensu.

Nie przepadam za porankami. Nie dlatego, żebym musiał wcześnie wstawać, ale dlatego, że budząc się często czuję niepokój. Czuję się sam. W sumie, to jestem sam. Czasami niepokój przychodzi chwilę potem, tak, jakby był zaskoczony, że już się obudziłem. Razem z niepokojem przychodzą różne emocje i myśli. Znane, w stylu "nic nie ma sensu, co ja tu robię, nie daję sobie rady". To jakby taki stan ducha. Wiem, że mi on przejdzie, to znaczy, kawałek mojej świadomości o tym wie. Inny kawałek, chyba ten większy, jest smutny, czuje się bezradny i przytłoczony. Ale i tak wiem, że wstanę, bo na 7 jestem umówiony na siłowni, z A. Czasami ćwiczenia które robimy są nudne, męczące, ale we dwójkę, to się je łatwiej robi. Poza ty, to robię też inne ćwiczenia. Dlaczego w ogóle piszę o tych ćwiczeniach? Gdy ćwiczę, to nie czuję niepokoju. Mogę go chyba zamienić w energię kinetyczną. A biega na taśmie, w tym, jako tako, klubie fitnesowym. Ja staram się iść pobiegać na zewnątrz. Jest przeważnie ci...

Szukanie energii do walki z lękiem.

Rano budzę się i moje emocje mówią mi, że nic nie ma sensu. Depresja dodaje, że tak już zawsze będzie. Jest to takie realne, że mógłbym w to uwierzyć, ale, na tym polega wiara, że się nie wie. Bo skąd wiem, że nic się nie zmieni? Chodzę codziennie na siłownię, albo prawie codziennie. Teraz spotykamy się tam z A, o 7 rano. To jednak motywacja, bo tak, to żadne z nas by chyba dzisiaj rano nie wstało do robienia ćwiczeń. To znaczy, ona pracuje, ale ja, to bym sobie może odpuścił, tym bardziej, że mam dobrą wymówkę. Łokieć mnie boli po wczorajszej ściance. Byłem w hali, takiej nowej, trochę podobnej do tej w Niemczech. Nawet mi dobrze szło, bo wymęczyłem jakąś VIII-. Dziwne. Dobrze, że nie wiedziałem ile to jest, bo pewnie bym nie wszedł. To znaczy, nie przeszedłem jej tak "red point", bo pod koniec, to nie wiedziałem, gdzie się kończy. Myślałem, że to jakieś VII. Nie wspinałem się ponad 2 miesiące, myślę, że ćwiczenia na siłowni i rozciąganie się, dobrze mi robią. Tak sobie rano...

Po prostu bariery. Raz w miejscu, raz do przodu, może.

Znowu mnie coś afty łapią. Może to fizyczne zmęczenie, która dochodzi do psychicznego, w sumie, prawie cały czas obecne, bo codziennie zmagam się z lękami. Najchętniej, to bym uciekł, w miejsce, które znam, do roboty którą znam. Było by mi źle, ale jakoś by szło, przynajmniej bym zarabiał kasę. A tak, to mam wrażenie, przynajmniej czasami, że marnuję czas. To jedna strona medalu. Z drugiej strony, to pracuję nad sobą, próbuję coś zmienić. Oczywiście, mógłbym żyć jak żyłem, ale po co, skoro mi było źle? Fakt, nie miałem ochoty się zabić, ale to może też trochę z myślą o zmianie. Tam jednak mnie bardziej lęki męczyły, nie pozwalając czasami robić prostych rzeczy. Tutaj jakoś jest łatwiej, nawet nie wiem dlaczego. To znaczy, może dlatego, że mam niej stresu, w pewnym sensie, bo nie muszę chodzić do pracy, czy coś? W każdym razie więcej piszę w pamiętniku i o swoim dzieciństwie. Staram się wracać do tego jak było i coś z tym zrobić. Staram się też robić niektóre rzeczy według listy. Czasam...

I tak dalej, lęki

Tak sobie tu siedzę, w bibliotece. Rano, jak zwykle, nic nie miało sensu. Za oknem słońce, znowu będzie gorąco, pmyślałem sobie. I było, tak ze 32C, może mniej, może więcej. Ale człowiek się do tego przyzwyczaja. Staram się wtedy jechać powoli, do kafejki, żeby się potem ze mnie nie za bardzo lało. Siedząc przy stoliku dyskretnie wycieram sobie brzuch papierową chusteczką. Muszę się chyba przerzucić z kawy na jakiś sok pomarańczowy. Bo picie gorącej kawy, przy takich temperaturach, to trochę kopanie się z koniem. Rano poszedłem potrenować. A nie była, napisała mi, że musi odpocząć. No i dobrze, bo poszedłem do parku, tam sobie poćwiczyć. Lało się ze mnie, ale nawet miałem butelkę z wodą przy sobie. Litr wody wypiję wtedy jak nic, a może i więcej. Wtedy nie muszę o niczym innym myśleć, starając się po niektórych ćwiczeniach po prostu złapać oddech, bez zginania się wpół. Tak się zastanawiam, dlaczego tu jeszcze siedzę. Coś mnie tu trzyma. Wiadomo, nie chcę wizy stracić, ale w Niemczech ...

Po prostu dalej

Byłem dzisiaj w bibliotece. Nic się tam nie zmieniło. Tyle, że byłem może bardziej zaspany, bo wczoraj do późna w nocy czytałem o nastawieniu australijskich kierowców do rowerów. No więc, część kierowców nie lubi rowerzystów, niektórzy są nawet zdolni do tego, żeby ich czymś polać. Czasami mam wrażenie, że Australia to jednak jest taka duża wyspa, na której się w niektórych miejscach rozwój trochę spóźnił ;) Ale za to dosyć sympatyczna wyspa. Stwierdziłem, że widok dziewczyn wywołują czasami u mnie stany depresyjne, to znaczy, mam wrażenie, że wszystko jest do niczego i że zawsze będę sam. Czasami jednak widok ich jest zupełnie miły dla oka. To kwestia nastawienia, stwierdziłem, przynajmniej po części. Wiadomo, instynkty chcą, żebym się rozmnażał, że tak do brutalnie wyrażę. Więc postanowiłem się rozejrzeć za jaką, jeśli nie do rozmnażania, to przynajmniej dlatego, żebym nie miał uczucia, że nic się nie dzieje w moim życiu, że jestem w klatce, a cały świat jest po drugiej stronie tych ...

Plan i walka

Stwierdziłem, że muszę sobie jakiś plan na życie zrobić i próbować go realizować. Nie wiem, czy robiłem kiedyś plan ny życie, czy do końca życia. Możliwe, że nie robiłem jakiegoś poważnego, bo jak człowiek myśli cały czas o samobójstwie, a przynajmniej dosyć często, to znaczy, przynajmniej codziennie, to po co mu plan na życie. To raczej były plany jak tu się zabić. Poczynając od podcięcia sobie żył, w wannie, poprzez powieszenie się na drzewie nad jeziorem, poprzez różne inne formy, skończywszy na wypłynięciu daleko w morze. Ta ostatnia metoda podobała mi się chyba najbardziej. Bo przynajmniej nikt by mojego ciała nie znalazł. A wiadomo, ciało samobójcy chyba nie jest zbyt ciekawe do oglądania, wiadomo, zależy to też od rodzaju śmierci, ale za oglądaniem nieboszczyków to ja i tak nie przepadam. Wczoraj wieczorem dostałem smsa od NB (narkotyk-B), że jeszcze nie zrobiła sobie z telefonem, chodzi to o uruchomienie WhatsApp. Pytała, co robię na święta. Nie odpowiedziałem jeszcze, bo mi si...

Mdłości od emocji

Lubię siedzieć w bibliotece, tutaj. Może dlatego, że nie jestem sam, a równocześnie mogę się jednak dobrze skoncentrować na nauce chińskiego, czy swoich myślach. A przynajmniej lepiej niż w domu. Naprzeciwko mnie siedziała jakaś ładna skośnooka, co było nawet miłe, ale potem ze dwa stoliki dalej, przyszła jedna, o migdałowej twarzy, przypominająca mi trochę NB (narkotyk-B). Mój mózg od razu to podłapał i zaczął wysyłać sprzeczne sygnały. Nie miały one nic wspólnego z logiką, uważam, choć trudno mi logicznie mówić o własnych emocjach. Mówię, logicznie, bo nie wiem ile ona ma lat, nie wiem kim jest, uczy chyba kogoś czegoś, albo uczą się razem. Wiem to po K, że bardzo trudno jest ocenić wiek u Azjatek. To mówią emocje, a równocześnie blokują mnie, bo przecież nie podejdę do niej, jeśli ona ma 18 lat, czy coś. Moje emocje reagują czasami na niektóre impulsy, jak ładna dziewczyna. To normalne, ale na niektóre, jak na NB, czy podobne do niej, to reagują za bardzo. Wiem, że w mojej głowie po...

Derealizacja, fajna, ale kiedyś człowiek musi wrócić

Siedzę w bibliotece. Na zewnątrz były 32C, czy coś koło tego, gdy tu wchodziłem, parę godzin temu. Teraz padało, więc pewnie temperatura spadła, niech sprawdzę, do 23,4C. To całkiem przyjemna temperatura. Wczoraj po raz któryś zauważyłem, jak się emocje miotają w mojej głowie. Stwierdziłem, że muszę wreszcie znaleźć nauczycielkę do chińskiego i zapytałem W, która i tak mi trochę pomagała, bo ja jej trochę w angielskim próbowałem pomagać, choć ona mówi lepiej ode mnie. Umówiliśmy się, że jej będę płacił, tak, to by mi pomagała za darmo, ale jakby miała czas, a ja chcę to trochę do przodu popchnąć. Ona mogła by być moją córką, tak, więc nie mam się co nad tym zastanawiać, czy by coś mogło być, ale instynkt pozostaje. Napisałem wczoraj do niej długiego maila, dlaczego się uczę chińskiego i jaki temat miałby mniej więcej być. Tak się umówiliśmy, że napiszę. Potem byłem niespokojny, czy odpisze, jakby to miało wielkie znaczenie. Gdy chodzi o kasę, to się trochę z nią targowałem, więc nie je...

Ileż można uciekać

Budzę się jak zwykle, koło 4.45 nad ranem. Nie wiem, czy mnie te potwory, czyli małe papużki budzą, choć mam drzwi balkonowe zamknięte, czy może coś innego. Może to opos hałasuje wracając do swojego domu, a mieszka na balkonie. W każdym razie budzę się dzisiaj i jak zwykle, czarna rozpacz, przynajmniej w części mojego mózgu. "Co ja tu robię, jestem sam i taki zawsze zostanę, bo ogólnie, to lęki mnie blokują i tyle". Trochę mi dech dusi, przy czym zastanawiam się wtedy, czy to smutek, czy lęk, może obie te emocje. Staram się powoli oddychać, trochę przysypiam i nagle jest 6.20, trzeba wstawać, bo jestem na 7 na siłownię umówiony. Leżąc tak mówię sobie, że po południu, czy po sporcie lepiej się będę czuł, ale do emocji to jakoś nie przemawia, tak mi się wydaje, to raczej tylko taka logiczna przystawka. W każdym razie poszedłem na sport. Nie poszedłem na "body combat", bo chyba za szybko biegałem na rozgrzewkę, a może mi jeszcze wczorajszy w mięśniach siedział, fakt, m...

Próbuję walczyć dalej, czy mi się chce, czy nie.

I znowu jakieś trudniejsze dni, a szczególnie poranki. Chyba dokucza mi samotność, a może lęki gryzą bardziej. Czuję lekki zamęt w głowie, nie wiem, czy dobrze robię, że tu jestem, czy może powinienem wrócić do Niemiec. Czuję się bezradny i smutny, trudniej mi się oddycha. Nie wiem co dalej. To znaczy, moje emocje tak mi mówią, logika mówi "czym Ty się tak przejmujesz, po prostu walcz, nie poddawaj się". Tęsknię za kimś, ale moje lęki trzymają mnie jak w klatce,  powodując frustrację i złość, bezradność i smutek. Boję się podejmowania decyzji, pewnie coś we mnie boi się, że będzie gorzej, że będzie tak jak kiedyś, w małym piekiełku mojego dzieciństwa. Nie słyszę tych ukrytych myśli, czuję tylko ich efekty. Coś mnie blokuje. Kiedyś nie wiedziałem co to, teraz wiem, lęki. Znowu mi się zaczęły afty robić, więc poszedłem wczoraj wcześniej spać. Gdybym był teraz w moim mieszkaniu w Niemczech, to czy było by mi lepiej? Tam też miałem trudne dni, chyba nawet gorsze od tych tutaj, bo...

Nie mam planu na życie? Huśtawki emocji.

Budzę się rano, przed wschodem słońca. Wiem, że jest tak wcześnie, mimo ciężkich zasłon, bo ptaki się jeszcze nie drą. Gdyby śpiewały, to bym napisał, "nie śpiewają", ale stado różnokolorowych papużek nie śpiewa. Jeśli do tego dodać jakiś cięższy kaliber, podobny do wron, to nie trzeba budzika. W każdym razie, jest jeszcze przed wschodem słońca, tak koło 4.30 chyba. Lubię tak leżeć, to jakby czas wyrwany z teraźniejszości, jakaś równoległa rzeczywistość. Z tym, że w mojej głowie nie jest tak spokojnie, jak na zewnątrz. Moje myśli wyłażą z różnych zakątków i zaczynają się poszturchiwać i kłócić. Nie potrafię wtedy dojść z nimi do ładu. "Co tu jeszcze robisz", mówi jedna, "tyle kasy tracisz nie pracując". Druga, "ale jak wyjadę, to stracę wizę, a poza tym, to nie wiem, czy chcę wracać". Oczywiście, nie brakuje tej "jesteś sam i tak pewnie już zostanie, jesteś beznadziejny, nie dajesz sobie rady. Lęki są silniejsze od ciebie". "A może...

Dziewczyna narkotyk

Rano obudziłem się niespokojny. Czy wspomniałem już, że to nic nowego? Prawie codziennie budzę się jakiś zestresowany. Zastanawiam się co zrobić z moim pobytem tutaj, z moim życiem i tak dalej. Napiłem się mocnej kawy, to dodaje mi odwagi. To prawie śmieszne, wtedy mam więcej fantazji, więcej rzeczy chcę robić, mniej czuję tego duszącego lęku. To znaczy, piję jeszcze tą kawę. Jest koło pierwszej po południu, byłem przez dwie godziny na siłowni. "Siłownia" się to chyba nazywa, albo klub sportowy. Najpierw godzina jakichś ćwiczeń grupowych, z małą sztangą, od której wagi odwracał mi widok wydekoltowanych uczestniczek. Potem poszedłem pobiegać, na tej sztucznej bieżni, bo akurat jedna tam zasuwała, jak mały motorower. To czemu ja nie? Przez 15 minut straciłem podobno 198 kalorii. Nie lubię tych maszyn do biegania, bo boję się szybciej biec. Poza tym, to mam wrażenie, że głośno tupię. Nie wiem, jak szybko normalnie biegam, ale pewnie 12 km/h, albo szybciej, bo na tej maszynie bie...

Walka jak co dzień.

Skoki nastroju, czyli jak zwykle. Ogólnie, to tak sobie jakoś żyję. Nawet mi się pomyślało, że wcale by nie było tak źle jeszcze trochę pożyć. Akurat jadłem coś z wodorostami, iniari się to nazywa, czy jakoś tak, iniari z wodorostami. Zrobiłem sobie na chwilę przerwę z siedzeniem w bibliotece, z 10 minut. Zawziąłem się trochę na ten chiński, ale nie jestem do końca przekonany, czy mam właściwą technikę uczenia się, pewnie nie. Z drugiej strony, to robię to dla zabawy. Interesujący jest proces uczenia się. Na tym programiku, który mam na komórce ćwiczę sobie rozpoznawanie tonów. Na początku miałem 34 poprawne na 50, bo pokazuje wyniki tylko 50-ciu ostatnich prób. Teraz też tak mam, ale czasami dochodzę do 42:8. Czyli, jak się ćwiczy, to coś wychodzi. Dlaczego z głową ma być inaczej?  To znaczy, z emocjami. Dla zwolenników mięsa, to wczoraj się dowiedziałem, że Carl Lewis odżywia się wegańsko, czy jak to się nazywa (nie mylić z jaroszami) czyli nie je produktów zwierzęcych. Czy tak się p...

Kiedy wracać

Zapisałem się do klubu fitness, czy jak to się po polsku nazywa, bo nazwa "klub sportowy" zawsze mi się z jakimś konkretnym sportem kojarzy. Nawet nie wiem czemu się zapisałem, może dlatego, że ma basen i można wewnątrz ćwiczyć, niezależnie od tego, czy deszcz, czy słońce. To znaczy, jak tu nie idę pobiegać o 7 rano, albo wcześniej, to potem padam zupełnie na pysk z gorąca, bo planeta daje. Poza tym, to pomyślałem sobie, że trochę motywacji, w stylu ładnych panienek w klubie, dobrze mi zrobi. Bo w parku, to albo jednego dziadka, albo masę ptaków miałem do towarzystwa. I jak mówię, w parku zaczynało się robić gorąco. Dzisiaj tu też koło 30C, w cieniu, oczywiście. No i ten basen, bo jak znowu się kiedy na surf wybiorę, to bez kondycji w machaniu łapami, to tylko frustracja. Nie było dzisiaj tej znajomej Chinki w bibliotece, ale byli jej znajomi. ćwiczę sobie rozpoznawanie podwójnych tonów, to następny powód do frustracji, bo najlepszy wynik jaki osiągnąłem, to 30 dobrze, na 40....

Mam jednak nieźle namieszane w głowie

Dobrze mi zrobił ten wyjazd na kamping. W sobotę pobiegłem sobie na jakiś pagórek. Kostka mi wprawdzie trochę spuchła, ale fajnie się biegło grzbietami jakichś małych górek. Potem zaraz wędrówka przez las, w gorącu, ale miłym towarzystwie. Dotarliśmy do malutkiego jeziorka wśród skał, gdzie można było się wykąpać, nawet popływać trochę, a potem z powrotem, na gorący kamping. W sumie, to został bym tam dłużej, ale jedna dama, czyli A, z Polski zresztą, nie wzięła nic ze sobą do jedzenia, miała tylko butelkę z wodą. A może też tęskniła za jej byłym, który był na kampingu, kto wie? Dzisiaj, to znaczy, teraz wieczorem, zrobiło się nawet chłodno. Afty mi nawet zeszły. Może to trochę spokoju, może witamina B, może nacieranie olejkiem, nie wiem. Ważne, że zadziałało. W bibliotece gadałem znowu z E, pouczyła mnie chińskiego. Aż się spociłem z wrażenia, bo nagle mi wszystkie słówka wyleciały. Ale, powoli może się przyzwyczaję do mówienia przy ludziach. A E mi wymowę poprawia. W sumie, to powini...

Ulewa i afty

Coś jestem od dwóch dni do tyłu, choć pewnie się to zaczęło trochę wcześniej. Dostałem sporych aftów. Strasznie to denerwuje, szczególnie na końcu języka, bo zaczynam, prawie że, seplenić. Pali to jak cholera. Czasami budzę się chyba przez to w nocy. Ale znalazłem sposób, smaruję to olejkiem z drzewa herbacianego, czy może drzewa cytrynowego. Wyczytałem, że to antyseptyczne i kupiłem. Poszczypie, ale ból na jakiś czas znika. Możliwe, że za bardzo się zagłębiłem w emocje z dzieciństwa. Nie po raz pierwszy tak mi się dzieje, że robię się od tego chory, tak, jakby się organizm bronił. Już dwa dni temu nie miałem ochoty iść do kafejki, jakby coś we mnie wiedziało, że to za dużo stresu. Wczoraj nie robiłem nic, bo mnie te afty bolały i byłem jakiś do tyłu, budząc się poza tym w nocy. A może to przez to, że zaciskam szczęki w czasie snu, tak, że mnie rano bolą. Może to też gorąco, może łokieć, przez który nie mogę chodzić na paletki czy surf? Może za dużo myśli na myśli? Wczoraj była tu niez...

Lodowata ściana nienawiści

Zastanawiam się rano, czy tak już do końca życia będę rano smutny, czy niespokojny. Może tak, może nie, trudno wyczuć. Kiedyś wiem, że zastanawiałem się, czy ból mi przejdzie. Też mi się wtedy nie wydawało to możliwe, że coś, co mnie po prostu zginało wpół, ściskając jakby przeponę, czy boląc, w sumie, to nie wiadomo gdzie, może przejść. Teraz wiem, to znaczy, wyczytałem, że ból nie odróżnia, czy to ciało boli, czy, że tak powiem, dusza,czyli emocje. Nawet nie wiem, kiedy tak ostatnio bolało. Pamiętam, jak czasami siedziałem na kanapie, starając się pracować nad sobą i po prostu trudno mi było wytrzymać. Strzelałem sobie kawę, puszczałem muzykę i siedziałem tak po prostu z godzinę, starając się wrócić do przeszłości. Czasami, gdzieś tam w środku głowy, bolała może ta daleka przeszłość, dzieciństwo, a czasami ta bliższa, czyli jakieś nieszczęśliwe zakochanie. Zauważyłem kiedyś, pisząc sobie o moim dzieciństwie, że to jakieś płaskie. Długo się nad tym zastanawiałem, o co chodzi, dlaczego...

39 w cieniu

Rano jak zwykle, niepokój pomieszany ze smutkiem. Obudziłem się koło 4.45, bo już się wtedy ptaki zaczynają drzeć. O ile odgłosy wydawane przez wrony, papugi i inne kraczące, gwiżdżące i skrzeczące stwory ze skrzydłami nazywać śpiewem, to ptaki zaczynają śpiewać przed piątą. Nie zamykam drzwi balkonu na noc, bo bym się czuł jak w beczce, z której ktoś jakiś czas wcześniej wrzątek wypuścił. Zresztą, i tak chciałem wstać wcześniej, żeby iść pobiegać. Poza tym, to nawet lubię tak sobie rano poleżeć i pomedytować nad sensem i bezsensem moich smutków i innych emocji. Chodzę biegać i ćwiczyć rano, bo mi to dobrze robi, jestem przez to chyba spokojniejszy. Gdy dobiegam na placyk ćwiczeń, to przed pierwszym ćwiczeniem siedzę na czymś w rodzaju krzesełka. Za każdym razem zastanawiam się, czy to ma sens, te ćwiczenie i w ogóle. To znaczy, jakiś głos w mojej głowie się zastanawia. Inny głos mówi, "dobra, możesz się zastanawiać, ale w sumie, to chodzi o to, żebyś coś robił, nawet nie tak ważn...

Zawsze to coś, gdy ból nie zgina wpół, albo samobójstwo co 40 sekund

Dzisiaj rano padało. Chciałem iść wcześniej pobiegać, ale kropiło. Widać aż tak bardzo mi się nie chciało, bo uznałem to za dobrą wymówkę, żeby się dzisiaj sportowo obijać. I tak nie chodzę ani na paletki, ani na ściankę, bo mnie jeszcze ten łokieć boli. Po prostu ostro przegiąłem jakiś czas temu, uznając jak zwykle, że ból jest tylko oznaką na to, że żyję i że mam troszkę uważać. Normalnie, to daję mięśniom odpocząć, gdy coś ostro boli, a gdy coś zaczyna palić, to w ogóle. Tym razem tak nie zrobiłem, więc efekty są. Gdy usiadłem tu dzisiaj w kafejce, to wszystko było bez sensu. Albo, może, nic nie miało sensu? Byłem bardziej zmęczony, niż wtedy, gdy przez 1,5 godziny sobie ćwiczę. Może przez to szare niebo. Teraz słońce znowu świeci, jak co dzień. W bibliotece rozmawiałem z P, bo tak się zaczyna jej chińskie imię. Studiowała tu przez parę lat, teraz szuka pracy i stara się o wizę na dłuższy pobyt. Pomagam jej trochę w testach przygotowujących do egzaminu z angielskiego. Nie, żebym był...

Proszę wstać, jego ekscelencja nadjeżdża...

Oglądałem dzisiaj uroczystości z okazji, jakiejś tam, coś z wojną, czy coś. Stali żołnierze, w szpalerach, marynarka wojenna i inni. Parę trybun z gośćmi, damy w kapeluszach. Prowadzący wita gości, żołnierze tupią w takt i machają karabinami, orkiestra coś tam gra. W pewnym momencie ten prowadząca mówi "proszę wstać, bo przedstawiciel premiera Australii podjeżdża", czy coś w tym rodzaj. Pokazują jakąś białą Toyotę Avensis czy coś, przed nią motocykl policyjny. Podjeżdża toto, wysiada ktoś tam, oczywiście, po zapowiedzi, że z małżonką. "Dobra myślę, może jaki kulawy, czy chory, że nie mógł z innymi na tych trybunach siedzieć, tylko musiał dojechać i wszyscy na niego czekali. A może oni prosto z lotniska, bo mieli ważne terminy". Z ciekawości patrzę dalej, bo dawno czegoś takiego nie widziałem, żeby ludzie wstawali, jak ktoś podjeżdża, ostatnio, na jakimś filmie historycznym, chyba. Ten który wysiadł, wcale nie był kulawy, ale, "pewnie ma słabe serce", zgadu...

Biec w deszczu

Obudziłem się koło piątej nad ranem i wszystko było bez sensu. Leżałem, przysypiając trochę i zastanawiając się, co tu dalej. Wiedziałem, że jestem w dołku, powtarzałem to sobie "jesteś akurat w dołku, to przejdzie, nie wczuwaj się tak w ten dołek". W pewnym sensie, to może pomaga, bo zastanawiam się co dalej. Czy to, co robię, ma sens, czy nie. Bo jeśli moje życie i tak nie ma sensu, jakiegoś ogólnego, to jest prawie, że obojętne, co robię, byle bym coś robił. Myślę często o NB (narkotyk-B). Nie byłby to narkotyk, gdybym do niego myślami nie uciekał. Wczoraj byłem w lesie tropikalnym, czy deszczowym, czy jak się to nazywa (rain forest). Poszedłem szukać jednego drzewa, które ma może ze 4 metry średnicy. Liczyłem się z tym, że może zacząć padać, bo słychać było odgłosy burzy w oddali, ale miałem w miarę dobre buty, poza tym, to do tego drzewa nie było tak daleko. Okazało się, że jest dalej, niż myślałem, bo musiałem zrobić dodatkowych 8 km. Chciałem zrobić parę razy przerwę, ...

Gorzka czekolada

Coś mam ostatnio cienkie dni. Silne afty, które przeszkadzają trochę w mówieniu, poza tym, to palą cały czas w gębie. Kupiłem sobie witaminę B, niektóre witaminy B pomagają, ale nie wszystkie, w HH miałem taką, która często pomagała. Siedząc w kafejce zauważyłem jak jestem wrażliwy na hałas, dzisiaj. Wczoraj było w sumie fajnie, w ciągu dnia, by byłem z AA, siostrą NA, na plaży. Próbowałem surfować, ale mało co z tego wychodziło. Oberwałem nawet deską w brodę, mam lekkiego siniaka. Ale, dopóki się krew nie leje, to spoko. Fale były strasznie poszarpane. Widziałem potem, jak parę osób wchodziło, żeby posurfować, ale też szybko rezygnowało. Nie, żeby był taki dobry, ale, czasami coś mi wyjdzie. Mnie ciągle jeszcze prawy łokieć boli, także w czasie surfowania. Jest to wkurzające, bo nie mogę iść na paletki, a to była jednak fajna rozrywka i w niedzielę chodziliśmy czasami całą grupą na kawę, czy coś zjeść. Ale, łokieć się zagoi. Ciągle jeszcze nie wiem, ile tu mam zamiar zostać. Jak wyjad...

Były komandos, czylu snowboard na protezach

Dzisiaj rano był tu wywiad z australijskim żołnierzem, Damien Thomlinson, któremu parę lat temu w Afganistanie bomba urwała nogi. Pokiereszowało go nieźle, oprócz tych nóg, to miał jeszcze sporo złamań, rany na twarzy i uszkodzoną głowę. Było to w ramach serii wywiadów na ABC, "Survivers", o tych, którym udało się trudną sytuację przeżyć, albo po prostu przeżyć. Jak o byłej prostytutce, którą się ojciec zabawiał, jak była mała.  Udało jej się wyjść z prostytucji i heroiny. Mówię, wyjść z prostytucji, bo sama siebie przez to nie znosiła, ale nie umiała przestać. W odróżnieniu od tych prostytutek, które sobie tak po prostu dorabiają, zbyt źle się przy tym chyba nie czując, bo kasa im to wynagradza. Ten żołnierz, Thomilson, były komandos, nie wyglądał na zgnębionego. Oczywiście, mówił, miewa trudne momenty, ale równocześnie przez to, że był tak blisko śmierci, to nauczył się bardziej cenić proste rzeczy w życiu. Gdy leżał na stole, po pierwszej operacji, w której mu chyba większ...

Jakoś wkurzony...

Kiedyś porównywałem moje życie do obozu koncentracyjnego, jak byłem dzieckiem. To znaczy, byłem w sytuacji bez wyjścia i żyłem w wiecznym stresie. Wiadomo, teraz bym już takich porównań nie robił Czytałem wtedysporo książek na ten temat, poza tym, to mieszkałem niedaleko Auschwitzu, więc po prostu słyszałem o obozie od starszych ludzi. Nie, żeby oni coś dokładniej opowiadali, ale uzupełniało to obraz, który miałem z książek, czy filmów. Myślałem sobie wtedy, że byłbym pierwszą osobą, która by na druty poszła. Bo jak kto nie umiał w obozie wytrzymać, to szedł na druty. Może też stąd się wzięła ta myśl o popełnieniu samobójstwa, jak byłem dzieckiem? Kto wie. Po tym też widzę, że coś się we mnie zmieniło, czy zmienia. Teraz, to wolał bym za sobą paru SS-manów, czy kapo pociągnąć, niech się dzieje co chce, niż na siłę bronić życia. Ogólnie, to się nad Auschwitzem dosyć długo zastanawiałem, jak do tego doszło, w ogóle, jak to mogło zaistnieć. Dlaczego ludzie pozwalali się tak wykańczać, bez...

Ciemnogród, a hijab, czy kask motocyklowy

Dzisiaj rano oglądałem program poranny, przy śniadaniu, składającego się z owsianki, którą jem siedząc przy tym najczęściej na podłodze. Nie wiem, po co to piszę, pewnie, żeby nie powstał obraz, że jem śniadanie przy stole oglądając przy tym telewizję. I na jednym z kanałów, było coś na temat burki. W każdym razie, to jedna kobieta powiedziała, tak po prostu, że ona tego nie lubi. Uważa, że to oznaka uciemiężania kobiet. Jeden z redaktorów rzucił od razu hasłem "ale, przecież dużo muzułmańskich kobiet dobrowolnie je nosi". To takie typowe hasło, które słyszy się często. Na to ta kobieta "Taaa, ale większość nie". Na tym się ten temat zakończył. Aha, było jeszcze coś w stylu, "to demokracja, więc każdy może nosić co chce", ta sama kobieta nim rzuciła, zanim powiedziała "ale ja nie lubię burki". Jak słyszę takie "każdy może nosić co chce", to mi się nóż w kieszeni otwiera. Ciekawe, czy można topless po ulicach chodzić, albo jak mi się zac...