Posty

Wyświetlanie postów z 2017

Po prostu sport

Ja znowu na sporcie, po prawie tygodniowej przerwie. Oponki mi na brzuchu przybyło, wiadomo, święta. Dwie sesje sportu dzisiaj. Na pierwszej nie grałem w ogóle na punkty, więc jestem bardziej wyluzowany, bo mniej stresu było. W sumie, to chcę nauczyć się grać tak, żebym miał satysfakcję z tego, jak się poruszam i jak trafiam. Może to dziwne, ale z drugiej strony, to trochę jak strzelanie z łuku, to japońskie, czy sztuki walki. Niektórzy traktują to jako zawody, grę z przeciwnikiem, ja mam uciechę z ruchu i wiem, że mi to dobrze robi. A może sobie to tylko tak tłumaczę, żeby się nie stresować, gdy przegram? Z drugiej strony, to wiadomo, poprzeczkę można stawiać sobie dowolnie wysoko. Mistrzem świata, kraju, czy nawet miasta na pewno nie zostanę, a reszta? Jak w sztukach walki, wiadomo, można je ćwiczyć, ale gdy ktoś na odległość z karabinu chce kogoś pyknąć, to szybkość i refelks może pomóc, a nie jakaś specjalna technika. B pisze z Kanady, mają tam teraz -25 C. To już niezłe temperatur...

Lubię choinki

święta jakoś przeleciały, to znaczy, jeszcze nie do końca. Spędziłem je sam, nie licząc krótkiego spotkania z Bl, którą spotkałem na lotnisku, bo wracała do swojej pracy. To było w poniedziałek. Dzisiaj, nie licząc krótkiego spaceru w parku, oglądałem chiński serial. Muszę przy każdej linijce zatrzymywać, żeby zrozumieć o co chodzi. Czasami nic nie kumam, czasami szybko przeczytam. Ogólnie, to kumam więcej, niż nie kumam. Powoli wiem, jak jest "rozwieść się", "być w ciąży", bo serial wchodzi w ten etap. Strasznie powoli mi ten chiński wchodzi, ale, zawsze to jakiś sukces, że potrafię czytane napisy jakiejś soap-operę w miarę zrozumieć. Dodam, syn, maminsynek, synowa, rozbestwiona trochę, jej teściowa straszna intrygantka, znająca się na rzeczy i tak dalej. Oczywiście, są jakieś wątki poboczne, jak to w takim serialu. Oglądam go, bo jest w miarę łatwo pokapować o co chodzi, a poza tym, to interesujące jest, że tam rodzice mieszkają z dziećmi, co znam. Nie mówiąc już ...

Wygrana, czy przegrana, stres

Coś mnie znowu afty męczą, plus od czasu do czasu lekki tik w lewym oku. To ostatnie wskazywało by na stres. Stres jak stres, ale afty są wkurzające, bo trudniej się mówi, a jedzenie wyciska mi łzy z oczu, jak innym jakiś romantyczny film. W każdym razie polazłem dzisiaj na sport, bo wiem, że mi to dobrze robi, jak mam stres, a nawet jak mnie coś przeziębienie boli. W nocy musiałem nieźle zęby ściskać, bo mnie żuchwa rano bolała, to znaczy, zawieszenie. Ciekawe skąd mi się to bierze. Grałem dzisiaj znowu jakiej krótkie gry. Wygrałem, no i dobrze, choć graliśmy tylko jednego seta z każdym. Starałem się nie popadać w panikę, że gram. To znaczy, jakaś część mojego mózgu stresuje się tym "wygrać/przegrać". W każdym razie, to pamiętałem o mówieniu do siebie, ale zapomniałem trochę o oddychaniu. W każdym razie zawsze coś. Oczywiście, wygraną mniej się przejmuję niż porażką, takie życie. żebym wiedział skąd się ten stres bierze, to łatwiej byłoby mi coś z tym zrobić. Czasami trudno ...

Jesienny liść

święta będę prawdopodobnie spędzał sam. Nie wiem, czy będzie mi smutno, trudno wyczuć. Jakby mnie kto zaprosił, to bym pewnie nie poszedł, chyba, żebym miał iść pograć w biliarda. Tak kiedyś spędziłem jeden z wieczorów wigilijnych, o ile pamiętam. Wiadomo, święta nastawiają czasami nostalgicznie, przynajmniej w północnej europie. W Australii 24-go nic się nie obchodzi, oni obchodzą 25-go. Azjaci to i tak olewają, oni mają swoje święta. Gdybym był w Polsce, to pewnie bym spędził święta z rodziną. Dzisiaj tu nawet słońce wyszło, ja sobie potem rowerkiem pograć w paletki, albo po prostu potrenować coś tam. Wczoraj też byłem. Grałem nawet z Łamaczem (rakietek). Pierwszy mecz wygrałem, drugi przegrałem. Z Łamaczem nigdy nie jest nudno, bo on się wkurza. Zaczyna się to tym, że ja zaczynam prowadzić, w jakimś decydującym secie. On atakuje, mnie się udaje obronić, więc słyszę. - No tak, teraz, to on wszystko odbiera, przeklęte, przeklęte. Łamacz wybija następną piłkę w aut i prawie, że krzyczy...

10 kg

Piątek, wreszcie. Nie, żebym nie lubił do pracy chodzić, ale człowiek się bardziej na piątek cieszy, jak pracuje, niż jak nie pracuje. Wiem, bo nie "pracowałem" przez ponad dwa lata. Wtedy dzień jest jakiś, trudniejszy do opanowania, struktura się gubi, bo "ma się czas". W każdym razie, to jestem śpiący, normalka. Wczoraj wieczorem padałem na pysk, ale umówiłem się z Kudłatym na trening. W sumie, to wiadomo, jak się spać chce, to człowiek nie ma ochoty ruszyć się z domu, ale, jak się umówiłem, to trudno. Strzeliłem sobie filiżankę mocnej herbaty i powlokłem się, na rowerku, zimowymi prawie, wilgotnymi uliczkami. I jak zwykle, gdy zacząłem coś tam skakać, goniąc latające przedmioty, jak pies goni motyle na łące, to się obudziłem. Zmęczenie gdzieś zniknęło, a może był to wpływ herbaty? I znowu wyszło, że sport mi dobrze robi, mogę się lepiej wyluzować. Co nie znaczy, że się w nocy ze dwa razy nie obudziłem, bo w ciągu dnia dochodzę już do 3,5 kubków kawy. Wczoraj jesz...

Dołki, czy jakoś tak

Wczoraj na treningu, zamiast wspaniałego zwycięstwa, przegrałem z kumplem. Oczywiście, nie używałem wszystkich rodzajów serwu, bo chciałem wygrać tak jak grałem. Mimo wszystko przegrałem i pewne zwoje w mojej głowie od razu zaczęły wysyłać sygnał w stylu - Tragedia, do niczego się nie nadajesz, po co w ogóle trenujesz. W dodatku jedna dziewczyna z klubu się coś na nas obraziła, bo woleliśmy z kumplem trenować, zamiast z nią grać. Interesujące jest obserwowanie tego, jak się potem różne emocje włączają. Szczególnie te w stylu "Do niczego się nie nadajesz, nie ma po co się wysilać, bo i tak nic z tego nie będzie". Z drugiej strony zrobiłem wczoraj moją codzienną dawkę rzeczy z listy "todo". To jednak nie wystarczy, bo jak się ma dołkowaty humor, to człowiek sobie mówi "tak mało robisz", zamiast powiedzieć sobie "znowu ci się udało dzisiaj". Tak to już jest, w sumie, patrząc na to z dystansu wydaje się to być nawet trochę śmieszne.

W lasku

No właśnie, duchy przeszłości. Coś tam sobie pisałem o tym jak było, jak mnie też trochę w szkole przygłupy prześladowały, przynajmniej w podstawówce. Jeden z nich, Jeżyna, stał kiedyś przede mną w klasie i dawał mi lekko z liścia w twarz. Nie broniłem się, jakoś. Myślę, że dlatego, że w domu mnie do tego przyzwyczajono. Jak człowiek tyle w twarz obrywa i nauczony jest, że nie wolno mu się bronić, to pozostaje to. Jak mnie Stary tresował, to nie wolno mi się oczywiście było zasłonić. Było by to uznane za karygodną krnąbrność i można było wtedy rzeczywiście oberwać. Więc tak mi pewnie to kiedyś pozostało. Ten Jeżyna dawał mi w twarz, ja nic. Biedak się w końcu zdenerwował i walnął mnie pięścią w brzuch. Trafił klamrę paska spodni. Spojrzał wtedy na mnie zdziwionym wzrokiem, bo go ręka nieźle zabolała i na jakiś czas dał mi spokój. Ja czułem się trochę jak bohater, jakbym to ja mu oddał, a nie klamra mojego paska do odzieży dolnej. Tak to już jest pomieszane w głowie. Przypomniało mi się...

Zamiast uciekać

No właśnie. Na treningach jestem w stanie ledwie zipieć, ale robić swoje. To, że jest mi gorąco, to normalne, wiadomo. Człowiek ma ochotę przerwać, bo coś mu tak w mózgu mówi, ale stara się jakoś wytrzymać. Jak wczoraj, gdy robiłem sobie te "plank", czyli deski na płasko, na boku, potem jeszcze trochę podskoków. W czasie drugiej serii ćwiczeń zaczęło mi kapać z czoła na podłogę, ciało się trochę trzęsło, jak osika na wietrze, ale nie było to powodem, żeby przestać. Co się dzieje, w czasie walki z lękami? Robi mi się gorąco, check, trudniej mi się oddycha, check, mam ochotę przestać, też się zgadza. No, może z tą małą różnicą, że często po prostu uciekam od czegoś, co stwarza lęk. Uczucie lęku jest abstrakcyjne, to nie strach, gdy widzi się obiekt obaw. Zauważam coraz częściej, jak to działa. Po prostu robi mi się gorąco, gdy o pewnych rzeczach tylko pomyślę, jak o pisaniu mojego lękowego pamiętnika. - Jak wytrzymasz trening, kłopoty z zipieniem, gdy musisz zasuwać - myślę sob...

Imbir i sport, dobre prawie na wszystko.

Moje migdały mają się lepiej, to znaczy, mam tylko jednego, który był ostatnio nieźle opuchnięty. Teraz już mnie w każdym razie nie boli, jak przełykam, choć bolało tylko przez pierwszych parę minut, gdy zaczynałem jeść. Uważam, że to uzdrowienie wydarzyło się po części dzięki obżeraniu się produktami czekoladowymi, miodem, masłem (o zgrozo), a także dzięki mocnej herbacie z imbiru. Dlatego wczoraj po treningu znowu sobie takiej strzeliłem, walnąłem jeszcze do termosu, żebym mógł sobie popijać przed zaśnięciem i jakbym się tak obudził. Nawet mogłem z tego pomysłu skorzystać, bo się obudziłem nocą, nawet parę razy. Rano, w przebłysku geniuszu sprawdziłem na wujku Googlu, czy nie aby imbir mi w tych nocnych pobudkach nie pomógł. Faktycznie. Imbir jest dobry, jak człowiek chce się trochę obudzić, pobudza całe ciało. Wiadomo, nie przebija kawy, ale tej sobie na stoliku koło łóżka nie postawiłem. Ogólnie, to co jest dobre na spanie. Na pewno nie imbir, w moim przypadku, nawet zmieszany z mi...

Uczucie niepokoju nie zabija

No i co dalej? Wczoraj na treningu przegrałem. Od razu poczułem się zdołowany. - I po co tyle trenuję, jak przegrywam z ludźmi, którzy mało co coś robią? - pomyślałem sobie. Oczywiście, do niczego się nie nadaję, byłoby logiczną konsekwencją tego myślenia. Jednocześnie włączył się jakiś inny kawałek mojego mózgu. - Czym się przejmujesz - powiedział on - po co się masz dołować. Uprawiasz sport, bo ci to dobrze robi. - Coś w tym jest - pomyślałem sobie. Jakoś się lepiej przez to poczułem, choć ten pierwszy głos mi coś tam jeszcze gderliwie dogryzał. Olałem go, więc kiedyś zamilkł, nawet nie wiem kiedy. Próbuję robić to ze swojej listy. Możliwe, że mi to jakoś łatwiej przychodzi. - Zaraz poczuję ten znany uścisk na klacie - myślę sobie - takie życie. Siadam do stołu w kuchni, puszczam jakąś bardziej dziką muzykę i zaczynam się trochę zwijać, bo najchętniej, to bym wstał. - Uczucie niepokoju nie zabija - mówię sobie.

Słońce

NB (narkotyk-B) coś tam odpisała. - No i co z tego? - chodzi mi po głowie. Powoli zmienia się moje nastawienie do niej, po tylu latach, wypadało by. Narkotyk, dlatego, że oszałamia mój mózg, powodując może miłe chwile, polegające na myśleniu o Niej, tym Słońcu, opłacane wpadaniem do bolesnego dołu. Po co to? Instynkt, jakieś tam inne. Może dlatego podoba mi się ta piosenka. https://www.youtube.com/watch?v=StZcUAPRRac W każdym razie, coś mnie łapie, jakieś choróbsko, więc mam już za sobą całego Rittersa, prawie, do tego chyba ze 4 snickersy. Dałem sobie trochę bombą kaloryczną po garach. Jutro idę na koncert kumpla. Chciałem iść w marynarce, ale pójdę na koniec w jakiejś tam koszuli. Idę prosto z roboty, jak tam nie usnę.  

Jutro i dzisiaj

Piję herbatę z imbiru, bo mnie coś od wczoraj łapie, póki co, to lekko za gardło. Co do reszty, to trudno powiedzieć, bo zmęczony i tak bywam. Problem z lękami jest też taki, że walka z nimi kosztuje energię. Kortyzon powoduje, że człek pada trochę na ryjek. Tak przynajmniej na temat lęku i kortyzonu wysłyszałem wczoraj na YT. Na paletkach też byłem coś do niczego, kolano mnie zaczęło boleć, nic mi się nie chciało, dobrze, że to nie ten poniedziałkowy trening. Pokazywałem coś jednej, dosyć, tego, zbudowanej. Potem coś jakiemuś gostkowi. Nawet się dzisiaj nie spociłem. Teraz herbatka z imbiru i do łóżka, jutro powinno być lepiej. Jakieś takie jesienne zmęczenie, czy może zmiany pogody.

Człowiek, wysokie zwierzę.

Z rana, żebym nie musiał wstawać z łóżka, czytałem wiadomości, australijskie. Akurat było też coś o psach. "Czy psy kochają swoich właścicieli?". Robili im nawet RMI, czyli skan komputerowy, żeby zobaczyć, jak ich mózgi reagują, dając im do wąchania skarpetki. Znaczy się, psom. To znaczy,próbowali różnych zapachów, żeby wiedzieć jak zwierzę, znaczy pies, będzie reagował. Reakcja pozytywna była na skarpetkę właściciela. Kto by się tego spodziewał. Ale, oprócz tego, to jak się ludzie zakochają, czy lubią kogoś, to wydziela się oksytocyna. Im bardziej się kogoś lubi, tym więcej oksytocyny, tym bardziej się kogoś lubi. Dużo się tego hormonu wydziela w czasie miziania. Psy też tak mają. Mierzono im to. To znaczy, istnieje zależność emocjonalna nie tylko między Bobikiem i jego właścicielką, ale też między właścicielką i Bobikiem. Kto by to podejrzewał. Na koniec, to i tak nie wiadomo, czy psy swoich właścicieli nie lubią za to, że oni im do jedzenia dają i głaszczą, czy bawią się z...

Wodoodporna czapka?

Znowu weekend. Ratchanok, czyli Tajlandka z którą coś tam w piątki, czy soboty razem trenowałem obróciła się na pięcie, i zeszła z boiska, jak jej coś tam mówiłem, na temat paletek, z czym się nie zgadzała. Obraza majestatu. Napisałem jej potem na Whatsapie, żeby mi powiedziała, jak jeszcze będzie chciała ze mną coś ćwiczyć, czy trenować, żebym nie miał wrażenia, że ją do tego zmuszam. Nie odpowiedziała. To było w zeszłym tygodni. Dzisiaj była na treningu. Nie przywitała się na powitanie. Przez kumpla dowiedziałem się, że nie chce trenować, bo chce mieć po prostu zabawę. - Głupia baba - pomyślałem sobie. - Dobrze, że mi na niej nie zależy. Ona ma chyba ponad 30, więc nie wiem, dlaczego mi pewnych rzeczy po prostu nie powie. Ja tam sobie w ten weekend często sam ćwiczę, choć przeważnie ktoś się jeszcze przypląta. To ten klub hobbystów. W tym innym klubie mamy na jednym z treningów normalny trening, czyli coś tam siłówki, czy sprawnościowy. Nikt nie narzeka. - Eh, co ja się nią przejmuję...

Nie chcę czekać

Czekam, aż się NB (narkotyk-B) odezwie. Ona się nie odzywa, ja do niej nie zagaduję, bo to jak zabawa z wężem. Złapie się go za ogon, to on się może odwróci i dziabnie. Obejrzałem coś tam na YT, jakiś "survivor" depresji, czyli taki, który przeżył depresję, chyba głęboką, opowiadał jak sobie z tym radzi. Z zawodu jest lekarzem, co mu pewnie nie pomaga, ale może tak, bo wie jak to działa. Nie pomaga, bo sam sobie nie wstrzyknie nic do głowy, ale z drugiej strony problemy psychiczne to też stan choroby, tyle, że bardziej hormonalno-neurologicznej, niż powodowanej przez bakterie. Powiedział - jeśli czekasz, aż ci lęk przejdzie, to robisz coś źle. Nie wiesz, czy ci przejdzie, a jeśli nie zniknie, to będziesz rozczarowany, będziesz sobie pluł w brodę. Możliwe, że mi się to dlatego spodobało, bo sam do takiego wniosku doszedłem, mniej więcej, niedawno. - A co, jeśli mi lęki nie przejdą, jeśli takie będą do końca życia? - zacząłem się pytać, sam siebie, na poważnie. Kiedyś by mnie t...

Chłodna sauna i gorący policzek

Co za dzień, to znaczy, poranek. Obudziłem się koło 2 w nocy, cholera wie po co i dlaczego, może sąsiedzi znowu tupali, biegając w chodakach, albo trzaskali gdzieś drzwiami? Wiem, niektórzy są zdania, że ludzie i zwierzęta mało co ze sobą mają wspólnego. Stado wrzeszczących małp, siedzących na drzewach, nie ma nic wspólnego ze zgrupowaniem na koncercie, czy jakimś meczu. Wiadomo. Kiedyś było prościej, człowiek, istota wyższa, stworzona na podobieństwo Boga, bliska inteligencją i w ogóle, niejako aniołom. Zwierzęta, to istoty bezmyślne, zero emocji, bo kierowane są instynktami. No, chyba, że czyjś pies, czy kot domowy. Spróbuj takiego kopnąć i powiedzieć właścicielowi, że ma się tak nie stawiać, bo ulubieniec i tak nic nie czuje, reaguje po prostu instynktownie. W czym problem, kurna, co się pani tak miota? Wkurzył mnie wczoraj jeden mały po..b, bo już po skończonej godzinie gry wzięło się staremu i małemu, który miał może z 10 lat, na kopanie piłki. Nie wiem skąd ją wytrzasnęli. Nawet ...

Kto wie

Wczoraj poszedłem do kafejki, po południu. Miałem wprawdzie nadzieje, że będzie padać, więc będę mógł zostać w domu, ale nie, dosyć często wychodziło słońce i w radiu zapowiedzieli pogodę bez deszczu. Coś w mojej głowie wcale nie chce wyjść z domu, w niedzielę. Nie, żebym się w mieszkaniu dobrze czuł, dostaję czasami lekkiego bólu głowy, czuję się jakiś taki, dziwny. Wiem, że mi dobrze zrobi, jak wyjdę. Po prostu wiem. Emocje mówią mi coś innego. W związku z tym, że nie używają one słów, to czuję po prostu zmęczenie, gdy mam coś zrobić. - Co będę wychodził - mówię sobie wtedy - poza tym, to nie mam czasu na spacery. To naprawdę piękny pokaz braku logiki. Bo gdy siedzę w domu, to oglądam coś tam, najczęściej na YouTube. Jestem już powoli znawcą od topienia metali, to znaczy, tych do kucia mieczy, czy katany. Chociaż, katana też jest mieczem, tyle, że japońskim. Internet ma to do siebie, że znajduje się w nim praktycznie nieograniczona ilość materiału. Co godzinę, co minutę, przybywa ile...

Robi mi się cieplej

No  i tyle, dzisiaj znowu bez sportu, za to objadam się różnym badziejstwem w domu, po trosze, żeby wypełnić jakąś pustkę w środku, a po części, by uciec przed robieniem rzeczy, które musiałbym robić, jak pisanie pamiętnika, czy robieniem jakichś rzeczy które mam do zrobienia. Proste. Wstając z łóżka, na którym oglądałem coś o samurajach, było mi zimno, podkręciłem nawet kaloryfer. Zasiadłem do komputera, od razu zrobiło mi się gorąco. - To praktyczne - pomyślałem sobie - lęki mają też pozytywne strony, robi mi się cieplej ;)

O ile łatwiej jest biec do upadłego.

Siedzę sobie spokojnie, na krześle w kuchni. Spokojnie, nie licząc może lekkiego tiku w lewym oku i słuchawek na głowie. Założyłem je, bo muzyka jest mi za cicha, niezależnie od głośności, a nie mam ochoty na wizytę sąsiadów, czy może policji. Złożyłem ojcu NB (narkoty-B) życzenia z okazji urodzin. Składam mu tak raz na 4 lata chyba, jak mi się przypomni, to znaczy, tym razem mi jeden z tych internetowych badziajstw o tym przypomniał. W każdym razie, to dziwnie mi się zrobiło, jak mi dzisiaj odpisał, że NB do niego przyjeżdża. Słucham sobie Thunderstruck. Przedtem słuchałem trochę Buckethead, czy jak się on nazywa, też kawałka wywiadu z nim i jego psychoterapeutą, czy co to było. Nie tylko ja mam lęki. Krew przelewa mi się przez żyły. Mam czasami takie dni, że słyszę, jak ktoś mruga oczami. Może jestem też taki, że się objadłem, a dzisiaj nie poszedłem na sport? Jutro hala zamknięta, coś tam robią, hala sportowa, bo jaka inna, w czwartek też. Pójdę więc pobiegać. Coś też posłuchałem Ra...

Rzeczywistość, dziwne zwierzę

Siedzę sobie w kafejce, słonko świeci, choć tutaj jest chłodno, bo w cieniu. Wczoraj cały dzień na sporcie, dwa razy krótko sauna, całkiem miło. Dzisiaj rano, to znaczy, raczej świtkiem koło południa, zrobiłem sobie kawy, żeby się jakoś za coś zabrać. Chciałem popisać pamiętnik. Oczywiście, od razu robi mi się dziwniej, robię się zmęczony. - Idź może do kafejki - mówię sobie. - Eeee, co pójdziesz - odpowiada inny głos - na pewno będzie pełno i kelnerzy na ciebie będą patrzyli, że siedzisz bez końca z notebookiem, miejsce zajmujesz. - Poza tym, to jesteś zmęczony - odzywa się znowu w mojej głowi. No właśnie, może dlatego, że się tym głosom przyglądam, temu, co się ze mną dzieje, podejrzewam, że to po części lęki, które tak przemawiają, ludzkim niejako głosem. - Jak zostanę w domu, to i tak nic nie zrobię - rzuca odważnie logika. - Napiję się trochę tej kawy i pójdę - mówię, prawie, że na głos. W końcu poszedłem, bez picia kawy. Przed drzwiami do budynku spotkałem sąsiada, Domownika, wię...

Odbijanie o ścianę i łapanie za piersi

Chcę zaraz zjeść snickersa, kupiłem sobie całą paczkę, chyba drugi raz w tym roku, a może pierwszy. Jestem jeszcze trochę jakiś dziwny, więc próbuję coś kombinować z moim systemem immunologicznym. Wiem, że kiedyś mi pomagało, snickersy i mocna herbata. Teraz piję kawę. Mam bana na internet po 22.30. Sam go sobie ustawiłem na routerze, tak, że mi się WLAN po 22.30 wyłączy, oprócz weekendów. Teraz mam urlop, ale mimo wszystko staram się nie włączać tego WLANu zbyt późno. Podobnie mam bana na czytanie wiadomości, niemieckich, do godzin popołudniowych. Prosta piłka. Chodzi o to, żebym nie siedział cały czas w internecie. Tym bardziej, że w tej gazecie którą czytam zeit.de ludzie mogą komentować artykuły, tak, że czasami jest z 1000 komentarzy, w zależności od tematu. Wtedy można sobie godzinami nad tym siedzieć, nie wspominając już o kleceniu własnych komentarzy. W każdym razie, to czytam sobie australijskie wiadomości, tam nie a komentarzy, więc godzinami nad tym nie siedzę. Ostatnio jest...

Wieczorem przychodzą duchy przeszłości

Wieczorem przychodzą duchy przeszłości. Nie wychodziłem z mieszkania, posiedziałem tylko krótko na balkonie, jak tam słońce świeciło, bo znika kiedyś tam za blokiem naprzeciwko. Wczoraj poszedłem na paletki, do klubu, spędziłem tam w sumie z 8 godzin, z przerwą na saunę i jakąś tam zupę na obiad. Poszedłem na ten sport, bo wiem, że mi wyjście z domu, poruszanie się, pooglądanie ładnych dziewczyn, dobrze robi. Instynkt. Poćwiczyłem znowu z Tajlandką, pod wieczór podenerwowałem jednego, Łamacza Rakietek, wygrywając z nim, ze dwa razy. Na moją uwagę, że dzisiaj nie złamał rakietki, odpowiedział, że już nie łamie. Za to w czasie gry powtarza, na głos oczywiście, bo nie potrafię czytać myśli: - Już mi się nie chce, już nie gram. Co wcale nie oznacza, że przestaje grać. Tłumaczy, że gdyby grał na poważnie i przegrał, to by się naprawdę złościł. Wygrał jednego seta, ja wygrałem 4. Dobrze mi to zrobiło, on uznał, że to nie jego dzień. I tak nie wie, że pewnych uderzeń nie gram, bo byłoby wtedy...

Niby rzeczywistość

Urlop mnie rozkłada. Wczoraj mnie łeb bolał, może po prostu dlatego, że spędziłem większość dnia leżąc na łóżku i oglądając serial "Border Security". Zacząłem od australijskiego, poprzez kanadyjski, kończąc na jakimś z Południowej Ameryki. To interesujące jaką mam huśtawkę. Niewątpliwie niekiedy mnie moje lęki za bardzo omotają, jak pajęczyna, nie jestem w stanie się poruszyć, czyli zrobić nic sensownego. Tak, jakby jakiś niewidoczny pająk energię ze mnie wysysał. Tyle, że jest lepiej niż kiedyś, bo wiem, że mam też dobre momenty. Jak wpadam do jakiegoś dołu to nie tak głęboko jak kiedyś. Idę dzisiaj na sport, bo nie byłem od czwartku, a tu już sobota. Nawet nie piłem kawy, czy herbaty wczoraj, bo wiem, że by to nie pomogło. Poszedłem za to na zakupy i wszamałem coś tam w knajpce, to znaczy, falafla. Gdy tak siedziałem, przy stoliku, na zewnątrz, to ból głowy powoli przechodził. Mam go głównie wtedy, gdy cały dzień spędzam w domu. "Dom", to miejsce, gdzie się czasam...

Znowu sobota

No i sobota, znowu. Wczoraj było nawet trochę słońca. Dzisiaj dzień sportu, jak to sobota. Dlaczego idę na sport? Chociażby dla towarzystwa. Może też dlatego, że chcę się nauczyć wygrywać, no właśnie, poprzez trening? Na tym ostatni aż tak bardzo chyba mi nie zależy, inaczej bym więcej ćwiczył, bo mogę też w domu pewne rzeczy robić. Wczoraj po treningu byłem jakiś spokojny. Może dlatego, że sobie tylko ćwiczyłem, wcale nie grałem. To trochę jak medytacja, takie ćwiczenie. Jestem wtedy trochę we własnym świecie, skoncentrowany na tym, co robię. Innym powodem do tego, że jestem tutaj to możliwość pogadania z ludźmi. Nie siedzę sam, jak kołek, czy ciołek w domu. Sobota, mimo wszystko obudziłem się koło piątej nad ranem. Wiadomo, internet. Pooglądałem sobie jakichś kabarecistów, potem napiłem się mocnej herbaty. Teraz dwa tygodnie urlopu. Zobaczymy jak to będzie.

W ten, albo w inny sposób

Dzisiaj wróciłem do domu i padałem na pysk. Trochę się przespałem, chyba tylko po to, żeby być bardziej nieprzytomny. -- Napij się kawy -- chodziło mi po głowie -- obudzisz się, a ona tak długo nie trzyma jak herbata. To wszystko dlatego, że chciałem mój 20 minutowy plan dnia zrobić, czyli popisać coś tam pamiętnik. Wiadomo, zamiast coś takiego zrobić, wszedłem na internet i przejrzałem wiadomości i ciekawostki z trzech różnych krajów. - Napij się kawy - kusiło mnie coś w głowie. Włączyłem czajnik na wodę. Chciało mi się po prostu wyć. Nawet nie wiem dlaczego, może by wypełnić tą pustkę, taką trudną do opisania. Nie tęsknotę, ale pustkę. Oczywiście, przegryzałem coś od czasu do czasu, bo "byłem głodny". Czasami mam wrażenie, że tą pustkę próbuję jedzeniem zatkać. A dzisiaj nie idę na sport, więc mam czas na takie coś. Na koniec jakoś zabrałem się za pisanie. Wymieniłem nawet klocki hamulcowe w rowerze, który już przedtem zapakowałem do wanny, żeby go trochę opłukać. W pewnym ...

Łatwiej w kafejce

Siedzę na zewnątrz, na tarasie kafejki. Piszę sobie coś tam, tutaj też. W domu musiał bym się umęczyć, żeby do tego siąść, tutaj jakoś łatwo idzie. Za cenę jednego cappuccino mogę w spokoju popisać. W domu na samą myśl o tym, żeby usiąść do pisania zaczyna się dusić, to znaczy czuję ciężar na klatce piersiowej, automatycznie płycej oddycham. Czasami robi mi się gorąco, wtedy wiadomo, otwieram drzwi balkonu, to trochę pomaga. Najtrudniej jednak zabrać się za to pisanie, czy robienie czegoś. Normalka. Tutaj zamawiam sobie kawę, siadam, wyjmuję komputer i po prostu piszę. Wygląda jednak na to, że w domu jest mi trudniej. To też nic nowego, ileś tam naście lat dom odczuwałem jako niebezpieczne więzienie i starałem się go unikać, jak się dało. Tak mi pewnie pozostało, w niektórych zwojach mózgowych. Blondi odezwała się z Kanady. że też jej się chce codziennie pracować, bo ma tylko jeden dzień wolnego. Ale, kto wie, co w jej zwojach mózgowych się kręci. Za tydzień mam dwa tygodnie urlopu. Ch...

Chmurki taniego dezodorantu

Radio jest dosyć głośne, żeby zagłuszyć odgłos wirującej pralki, to znaczy, żeby było coś słychać. Za oknem niebieskie niebo. Gdy się pochylę, to nawet widzę jego kawałek, bo resztę zasłania mi blok naprzeciwko. Dlaczego wybrałem mieszkanie z blokiem naprzeciwko? Może dlatego, że ma balkon i od tej strony jest cicho, bo jest to zbiór budynków z dużym podwórzem pośrodku. Oczywiście, trawnik, jakieś drzewka pośrodku. Jest to zamknięte bramami, tak, że nikt obcy tu nie wejdzie. Pełno tu takich wewnętrznych podwórek. Taka charakterystyka budowy. Trochę może jak w Chinach, choć to północ Europy. W każdym razie, to jest w tej kuchni dosyć głośno. W mojej głowie też, bo piję mocną czarną herbatę. Nie taką jakąś sikowatą, ale bardziej kolorem zbliżoną do kawy, choć pewnie ciemniejszą. NB (Narkotyk-B) posłała mi zdjęcia psa i córki, kolejność dowolna, bo obie te jednostki były na zdjęciu. Pies wielki, przynajmniej jakiś porządny. Rano chciało mi się spać, mam zakwasy, czyli jak zwykle. We wtore...

W czapce, z krótkim rękawkiem.

Jakiś dziwny jestem. Może powinienem zacząć długi rękaw zakładać, jak rano jadą na rowerze, choć i tak mam na sobie kamizelkę wiatrołap. Już z daleka rozpoznaję jadących mi z naprzeciwka rowerzystów. Jeden, cały na zielono, trochę starszy. Potem młody, w krótkich spodenkach. Często też blondyna, ciemnych okularach, niezależnie od pogody. Ta blondyna była chyba nawet w czapce. Ja też już z rana w czapce i rękawiczkach, tyle, że w koszulce z krótkim rękawkiem. Najtrudniej jest przez pierwszych 5 minut, potem się robi cieplej. Mimo wszystko, łatwiej mi się jeździ w zimnie na rowerze, niż robi cokolwiek w domu. Takie życie.

Dym z uszu

Czas płynie, klimatyzacja cicho szumi, dokładniej mówiąc, to syczy z lekka. Jak zwał tak zwał. W niedzielę mało co zrobiłem. Oczywiście, mam z tego powodu nieczyste sumienie, ale, może już tak po prostu jest, tłumaczę sobie. Trudno jest wyłapać ten moment, kiedy lęki mną manipulują, bo odczuwam to nie tylko fizycznie, poprzez wrażenie duszenia się, gorąca, czy fale zmęczenia, ale też poprzez moje myśli. - Po co -- to chyba najczęściej mi przychodzi do głowy. - I tak się nie da/nie uda. Wiem, że to wyuczona bezradność. Mimo, że o tym wiem, to trudno to przełamać. W każdym razie, udało mi się wyjść na krótki spacer, dla zasady, choć to też "nie miało sensu". To w pewnym sensie zabawne, obserwowanie swoich myśli. Już się do tego przyzwyczaiłem, że nie istnieje jedno "ja". Myśli pojawiają się z jakby różnych stron. Każdy zna te obrazki na których do jednego ucha diabełek coś mówi, a do drugiego aniołek. Podobnie z innymi myślami. Moim zdaniem mózg działa jak skomplikowa...

Proste, mało proste sprawy

Sobota, idę na targ, potem jak zwykle na paletki. Kumpelka, w której byłe kiedyś ciężko zakochany, ma teraz uśmiechniętego dzieciaka, przynajmniej na zdjęciu. W parku niedaleko odbędzie się wielki koncert, nie ze względu na tego dzieciaka, ale tak, po prostu, dla uciechy publiczności. Będę ten park omijał szerokim łukiem, przynajmniej wieczorem, bo inaczej nie dotrę do domu, jak trafię na porę zakończenia koncertu. A ja co? Ja tam mam swoje małe problemy, które próbuję przegryźć, nic wielkiego. Za to stwierdziłem, że robię mały eksperyment. Mam aparat fotograficzny, stary, taki na klisze, albo jeszcze starszy, bo trochę zabytkowy. Kupiłem go przypadkowo jako prezent dla jednego starszego kumpla. On zbierał aparaty fotograficzne, przynajmniej jak miałem jeszcze z nim kontakt. Chciałem mu ten aparat przesłać. Zabierałem się za to, zabierałem. W końcu dowiedziałem się, że chałupa mu się spaliła, razem z fortepianem i między innymi kolekcją aparatów. Więc, myślę, że już nie zbiera. A że mi...

Różne sauny

Za oknem słońce, to znaczy, widzę tylko kawałek niebieskiego nieba, bo mam przed domem inne bloki. Piję mocną herbatę, muszę zaraz na targ, czyli na zakupy. Najpierw czytam australijskie wiadomości, pisząc tu po polsku słuchając niemieckiego Rammsteina z radia, czy jak się ten zespół pisze. Choć nie, teraz leci "Brothers in Arms". Napisałem właśnie wiadomość do kumpelki, Tajlandki. świat jest międzynarodowy, ale nie na tyle międzynarodowy, żebym miał polskie litery na klawiaturze. Jestem jakiś obolały, bo prawie, że codziennie coś tam robię. Wczoraj tylko godzinę, bo padłem na pysk, to znaczy, wolałem przerwać, by móc dzisiaj coś robić. Potem sauna. W różnych krajach też ona różna. W Szwecji jest się na golasa, bez ręcznika nawet, w Niemczech, na golasa, ale bez ręcznika ani rusz, tak, żeby pot był przez niego filtrowany, o ile dojdzie do desek. W Australii i na Białorusi, także w Maroko, trzeba mieć kostium kąpielowy, albo jakieś inne gatki na sobie. Nic to, nie chce mi się ...

Bo jest jak jest

Powoli się rano chłodno robi. Widzę ludzi opatulonych w kurtki, czy nawet niektórzy rano w czapkach. Ja mam na sobie cienką sportową koszulkę, żeby się za bardzo nie spocić, gdy jadę wczesnym porankiem na rowerze. Wiadomo, na początku jest chłodno, ale ten chłodzik przyda się do wyrównania temperatury gdy się maszyna zaczyna rozgrzewać. Ciekawe jakby to było, gdybym nie miał lęków, to znaczy, gdybym nie czuł tego nieprzyjemnego uczucia, które mi przeszkadza w robieniu czasami prostych rzeczy, jak na przykład kupieniu nowych części garderoby. Wiadomo, lęk nie stoi z kijem nade mną, ale wiem, że działa na mnie. Najczęściej robię się zmęczony, albo niespokojny, nie wspominając już o lekkich atakach duszności i takich tam. Znajoma Zaradna skarżyła się na szefową. Taka zaradna to ona chyba nie jest, ta znajoma, bo od lat siedzi w tej samej, niezbyt popłatnej robocie, nie potrafiąc się stamtąd wyrwać. Myślę, choć może się mylę, że nie zdaje sobie ona z tego sprawy, że po prostu się boi, bo w...

Jak jest naprawdę?

Tu dzisiaj lato. Słucham akurat spokojnej muzyki. No i dobrze, bo wypiłem akurat mocną herbatę. Bardzo rozsądnie,bo  już jest 20:15. Ale, tak bywa, wolałem to, niż leżenie na łóżku i oglądanie jakichś ta rzeczy na YT. Fakt, niektóre rzeczy są interesujące, ale, to trochę jakby przeżywanie cudzego życia, zamiast swojego własnego. Bo co jest ważne, tak obiektywnie? Trudno powiedzieć. Przez paznokieć mojego kciuka w ciągu sekundy przelatuje parę miliardów cząstek elementarnych, zwanych neutrino. świat istnieje podobno od13,8  miliardów lat. w W każdym razie, Blondi coś się nie odzywa, od dwóch dni. Za to dzisiaj, parą godzin temu odezwała się NB (narkotyk-B). Zaczęła używać Whatsappa, nie wiem, czy o tym wspomniałem. Ona pewnie jak zwykle zapracowana. W porównaniu z takimi ludźmi to ja się obijam. Nie mam rodziny, robię co chcę, tyle, że chodzę do pracy. Wczoraj zrobiłem sobie wolne, po prostu mi się nie chciało. To znaczy, zaplanowałem to już w czwartek. Nie muszę dodawać, że wiele nie z...

Plan na życie i DNA

Siedzę w kafejce tego klubu sportowego. Przysiedli się do mnie, próbują zrobić coś z powolną przeglądarką na maku. Co mi do tego. W piątek byłem w hali uniwersytetu wojskowego. żeby było śmieszniej, to dlatego, że robiłem tam coś ze znajomymi z Tajlandii. Ona, nawet dosyć ładna, gdy zdejmie okropne okulary, robi tam doktorat, on młodszy, robi tam magistra. Od niej się dowiedziałem, że on jest chyba wojskowym, czy coś. W każdym razie są mili. Ogólnie, to mam wrażenie, że ludzie z Tajlandii są mili, ale poznałem głównie studentów, czy robiących doktorat, więc nie jest to pewnie średnia krajowa. Z Su, czyli tą Tajlandką, pożegnałem się na przystanku autobusowym, bo akurat jej autobus przyjechał. Ja jak zwykle, na rowerku. Blondi odzywa się z Kanady, jest tam znowu na farmie, miła jest. Pracuje na farmie, choć ma doktorat z czegoś innego i miała pracę tutaj, którą rzuciła. Pieniądze to najwidoczniej nie wszystko. Teraz jest na "work and travel". Wiem, ktoś mi powie "mam rodz...

Samotność, czasami nie taka zła.

No i niedziela mi przeleciała, spędziłem ją oglądając YT, leżąc sobie na łóżku. Nawet nie dostałem bólu głowy, może to dlatego, że napiłem się herbaty, a może już nie mam odwyku od kawy. Postanowiłem sobie, że od dzisiaj już "mogę" pić kawę, ale wolałem się jakoś napić 3 letniej herbaty, niż zrobić sobie kawy. Herbata ma na mnie chyba lepsze działanie. Jest wieczór, jem kawałek makowca, popijając herbatą z mięty. To znaczy, zalewałem torebkę już teraz chyba ze trzeci raz. Nie ze względu na oszczędność, ale widziałem, że Bl tak robi, a poza tym, to nie chcę pić na noc mocnej mięty. Bl jest jeszcze na wschodzie, pewnie spotkamy się jutro, krótko, potem leci Ona do Kanady. Miałem dzisiaj parę sukcesów, która dla niektórych ludzi mogą wydać się śmieszne. Wyrzuciłem na przykład stary czajnik do gotowania wody. Jak mnie w zeszłym roku nie było, to ktoś kupił nowy, sprawdziłem, nie działał. Stał tak, od ponad pół roku, ja go chciałem naprawić. Dzisiaj spróbowałem. Rozkręciłem. Wycho...

Jest jak jest

Stwierdziłem, że nie mam przyjaciół, tu w okolicy. Są raczej porozrzucani po całym świecie, po paru kontynentach nawet. To znaczy, tych przyjaciół których mam tutaj raczej ostatnio nie odwiedzam. To może dlatego, że mieszkają dosyć daleko, a ja nie mam samochodu, a może dlatego, że chcę mieć święty spokój? Ciekawe, czy mam więcej balansu w moich myślach, nie miotam się tak. Trudno mi to samemu ocenić. Dowiedziałem się, że zarabiam dużo mniej, niż niektórzy inni tu w pracy. Nie zarabiam źle, ale małpka w głowie zawsze chce większego banana, gdy widzi go u innej. Poranna medytacja niewątpliwe mi pomaga. Siedzę sobie na łóżku, czasami półleżę, raczej to ostatnie i po prostu kontroluję swój oddech. To taki start w nowy dzień. Za oknem budzi się nowy dzień, a ja przez jakiś moment oddalam się od wszystkich problemów mojego świata. Istnieje podobno od groma miliardów galaktyk we wszechświecie, więc, czym się tak przejmować. To też kwestia perspektywy. Coś w mojej głowie mówi "dziewczyna...

Znikające smsy

No i życie toczy się dalej. NB (narkotyk-B) odpisała mi dzisiaj, MMS-em, bo SMSy od niej nie dochodzą. Tak, jakbym mieszkał na Marsie. Moje SMSy dochodzą, za to są jakieś numery z MMS-ami. To znaczy, moje smsy dochodzą, mmsy nie, a od Niej na odwrót. Czasami jakiś sms od niej chyba dojdzie. Pewnie zależy to od aktywności plam na słońcu. Dlaczego Ona nie chce używać WhatsApp, czy innego takiego, to pozostanie pewnie jej tajemnicą. Wczoraj nie robiłem nic sportowego, oprócz paru ćwiczeń w domu. Za to trochę posprzątałem, może pod wpływem mocnej czarnej herbaty. Nadal obserwuję jak mną lęki kierują. To interesujące, gdy człowiek przebije się jakoś przez barierę frustracji, tą, że jest kierowany lękami, łatwiej jest je obserwować. To trochę, jakby być w dżungli. Wiadomo, są ograniczenia, gdzieś tam na drzewach, czy pod kamieniem jakieś trujące dziwolągi, ale człowiek idzie dalej, nie umiera, tak sobie od razu. Tubylcy to nawet tam normalnie żyją. W każdym razie, za oknem słońce świeci, ja ...

Za oknem deszcz

Czas płynie. Bl wpadła na moment, było miło. żeby mi nie było smutno, to napisałem do NB (narkotyk-B), bo nie odzywała się od prawie, że miesiąca. Ostatnio, jak pytałem się co u Niej, to miała iść na jakiś zabieg do szpitala. Nie odpisała, wtedy. Więc piszę, że coś zniknęła z radaru, nie odpowiadając mi. Posłała zdjęcie na którym widać, że jednak odpisała. Tak to jest, jak człowiek posługuje się SMSem. Przeważnie dochodzą one, czasami nie, choć dostaje się  potwierdzenie, że niby doszły. Za oknem pada, ale rano udało mi się suchą nogą dojechać do roboty. Wczoraj udało mi się zrobić parę "obowiązkowych" rzeczy z mojej listy. Zauważyłem, że w to  uczucie niepokoju, ściskanie w żołądku i wrażenie, że się duszę, powoduje, że za niektóre rzeczy się nie biorę. Kiedyś może była to intuicja, gdy starałem się nie zwracać na siebie uwagi w domu, żeby nie oberwać. Teraz jest to zbędne przyzwyczajenie. Nic mi się nie dzieje, a duszę się trochę. Takie życie. Myślę, że codzienna medytacja ...

Sobota bez kawy, ale z kofeiną

Tak, bez kawy sobota, ale z kofeiną. Właśnie zrobiłem sobie czarnej herbaty. Nie piję kawy już prawie od dwóch tygodni. Rano piję tylko zieloną herbatę, zaparzaną w temperaturze około 60C. Nie, żebym stał z termometrem. Tyle, że raz, czy dwa razy zmierzyłem temperaturę. Mam termometr do herbaty, nawet polskiej produkcji. Czarnej herbaty nie piłem już od dłuższego czasu. Dlaczego nie piję kawy? Bo zauważyłem, że jej nadużywam i mam bóle głowy w niedzielę. Kawa, jak inne używki, traci na skuteczności, bo organizm się do kofeiny przyzwyczaja. To znaczy, kofeina blokuje receptory adenozynowe, to znaczy. Adenozyna mówi komórkom, żeby sobie trochę odpuściły. Jak komórki tego sygnału nie dostają, to zasuwają dalej. W dodatku wydzielane jest przez to więcej dopaminy, więc człowiek dostaje lekkiego kopa. Dopamina jest także wydzielana, jak człowiek widzi obiekt miłości, albo dziabnie sobie dawkę jakiegoś innego draga. W każdym razie, zauważyłem, że doszedłem już do 3-4 kubków kawy dziennie, a p...

Piątek

No i piątek. Pogadałem na czacie z innym kumplem z Australii. Ma dom, dziewczynę, teraz psa. Fakt, musi zacząć szukać roboty, bo kończy studia. Mówi, że ma problemy z rozpoczynaniem rozmów z obcymi, czy ogólnie, ze sprzedawaniem swoim umiejętności. Wcale tego po nim nie widać, jest bardzo miły. Zgadaliśmy się na temat działania tego całego systemu. Ogólnie, to jak ktoś nie ma z tym problemów, to się tym raczej nie interesuje. To w sumie zabawne, że w głowie istnieją różne systemy, które nie zawsze ze sobą współpracują. Ten od emocji, limbiczny i ten nowy, od logiki. Co z tego, że wiem o tym, jak się i tak stresuję? Może to, że poprzez powolne oddychanie mówi się głowie, że wszystko w porządku, to uspakaja. Zauważyłem, że łatwiej mi się rano tych parę minut medytuje. Człowiek, to znaczy, moja głowa, jakoś się do tego przyzwyczaiła. Muszę o tym pamiętać i próbować to wykorzystywać w sytuacji stresowej. Tyle, że wtedy przeważnie o tym nie pamiętam. Idę zaraz na paletki. W środę był fajny ...

Gadanie o problemach

Tu już wtorek. Nie przepadam za niedzielami, ale lubię jednak weekendy. To się chyba nazywa paradoks ;) Obserwuję moje lęki, a poza tym, to żyję, lawirując trochę między nimi. W przyszłym tygodniu spotykam się na chwilę z Bl, która wraca na parę dni z farmy w Kanadzie. Ona też nie umie sobie chyba nikogo znaleźć. Nie pracuje na tej farmie bo by tutaj nic nie zarobił, bo miała pracę, którą rzuciła, stałą pracę. Pewnie chciała przeżyć coś nowego, kto ją tam do końca wie. Teraz ma tylko jeden dzień wolny w tygodniu, zamiast wolnego weekendu i pracuje do 12 godzin dziennie, czasami. Wczoraj musiała wstać przed 2 nad ranem, bo gonili kurczaki, by je oddać do rzeźni, czy jak się to nazywa, gdzie kurczakom się głowy ucina. Za oknem czasami pada, czasami nie. To interesujące ile mam barier w głowie. Ciekawe ile mają inni. Mimo wszystko, to nie jest to najczęściej tematem rozmów, nawet między przyjaciółmi. O problemach z nogą, czy plecami, o tym można pogadać z każdym. O problemach z głową racz...

Nie lubię niedziel

Znowu niedziela, dokładnie mówiąc, to kończy się ona niedługo. Nie chce mi się coś do roboty. Od zeszłego poniedziałku nie piję kawy, żeby się trochę od niej odzwyczaić. Mimo wszystko czuję delikatne ćmienie w skroniach. Nie wiem, czy to jeszcze resztki przyzwyczajenia do kofeiny? Nie piłem dzisiaj nawet zielonej herbaty, byłem za to się przebiec, w parku. Wczoraj grałem w paletki, przez chyba 5 godzin. Między innymi z Su. Ona jest całkiem ładna, jak zdejmie te rogowe okulary. Su jest z Tajlandii. Miło się biegło przez park, już dawno tego nie robiłem. Tak sobie pobiegłem, na luzie. Kumpel zadzwonił, pyta, czy bym do nich nie wpadł, do Australii. On jest w miarę obrotny. Po takiej rozmowie telefonicznej mam wrażenie, że zupełnie nic nie robię. Jego dzieci uczą się w szkole Chińskiego. Pewnie niedługo będą umiały lepiej ode mnie, to mi nie poprawia humoru, ale trochę motywację? No właśnie, w niedzielę nie mam motywacji do niczego. Nie chce mi się po prostu walczyć, ale coś tam zrobię, n...

Pasje i inne

Już piąty dzień bez kawy. Piję za to zieloną herbatę, tyle, że chyba dosyć słabą. Przed zaśnięciem czułem jak mi serce trochę niespokojnie chodziło, ale poza tym, to chyba nic. Cieszę się, że przez jakiś czas tej kawy nie piję, bo miałem wrażenie, że się uzależniam. Ona też przestała już działać, a przynajmniej działała słabo. Człowiek jednak się inaczej ustawia do wstawania rano, gdy wie, że nie ma tego turbo, gdy chce się spać. Wiadomo, mam jeszcze zieloną herbatę, ale to nie to samo, chyba. W każdym razie, to chyba więcej śpię, to też dlatego, że nie chodzę na sport, bo chcę dać kostce odpocząć, do jutra. Muszę sobie też pewne rzeczy poukładać, w tej mojej oszołomionej głowie. "Poukładać", to może zbyt wielkie słowo, po prostu spróbować jakoś coś tam uporządkować. NB (narkotyk-B) nie odpowiedziała na smsa z zeszłego tygodnia, czy kiedy to było. Takie życie. Oglądałem wczoraj parę filmików o sportowcach. Między innymi o 70 letnim dziadku, mistrzu karate z Japonii. Facet mia...

Niedzielny ból głowy

W niedzielę padałem coś na pysk, jak to w niedzielę. Odsypiałem trochę, albo oglądałem jakieś reportaże na YT, większość o Korei Północnej. Koło 15, czy jakoś tak, zaczęła mnie głowa boleć. Może od wylegiwania się na łóżku, a może od czegoś innego. Postanowiłem w niedzielę nie pić kawy, więc podejrzenie było, że to też z tego powodu. Sprawdziłem w internecie. No właśnie, na pierwszym miejscu, jako efekt głodu kofeinowego podany jest ból głowy, szczególnie w weekendy, bo wtedy czasami pija się mniej kawy niż w ciągu tygodnia, siedząc w robocie. Taki ból głowy, zbliżony do migreny, gdzie czuje się lekkie mdłości. Nie napiłem się kawy, ale poszedłem zamiast tego na spacer, do pobliskiego dużego parku. Przebiegłem się nawet koło 200 metrów. Ból głowy jakoś powoli zniknął. To nie pierwszy raz, że czuję ból głowy w weekend, bo w ciągu tygodnia go nie mam. Bieganie pomaga, spacer najwidoczniej też. Nie mogłem wczoraj iść pobiegać, bo po pierwsze, to chciałem dać mięśniom odpocząć, a po drugie...

KP, kto chce, ten nie wierzy.

Wczoraj, czyli w niedzielę, nie zrobiłem nic konkretnego. Jak to w niedzielę. Oczywiście, przeważnie mam zamiar coś tam porobić, czy poćwiczyć, ale kończy się na oglądaniu czegoś na komputerze. Wczoraj oglądałem sporo filmów dokumentarnych o Korei Północnej. To w sumie ciekawe, powoli pewne rzeczy układają się w jakąś całość, ze zbioru luźnych informacji powstaje jakiś tam obraz. KP czy DRKP, jak zwał tak zwał, ciągle ma jeszcze obozy koncentracyjne. Ludzie podobno jedzą nawet robaki, które żywią się trupami, bo tych się nie zakopuje zimą, gdy ziemia jest zamarznięta. To tak, tylko. Przy okazji obejrzałem parę polskich "specjalistów" od KP. Ogólnie, to jednak te polskie wypowiedzi to po części tragedia. Jeden narzeka, że jedzenie tam monotonne i idzie szukać hamburgera. Drugi twierdzi, że ten Kim Un, to wcale nie taki zły facet, bo się uśmiechnął, jak na defiladzie kobiety przed nim przechodziły. Możliwe, że takie podejście wynika po części z braku znajomości języka angielski...

Akurat jest ładnie

NB (Narkotyk-B) odpisała na mojego smsa. Teraz mi przyszło do głowy, że uzależnienie od Niej zmieniło się. Od kokainy przesunęło się może w kierunku marihuany, czyli marychy. Tak sobie to wyobrażam, bo nigdy kokainy nie próbowałem. - Po co mi to - pomyślałem sobie, gdy pomyślałem o Niej. - To jeszcze dodatkowy faktor zamieszania w moim życiu. Myślę, że w pewnym sensie łatwiej jest człowiekowi żyć, gdy nie ma zbyt wiele wolności, to znaczy, nie chodzi mi o ograniczenia związane z lękami, o które się potykam. Raczej, o takie życie zgodnie z instynktem. Rodzina, wtedy dzieci, wtedy trzeba dbać i pracować po części dla dzieci, można sobie pomarzyć o innych krajach, ale raczej się tam nie pojedzie. - No bo mam dzieci, nie mogę wyjechać do innego kraju - można wtedy usłyszeć. Mam kumpla, który ma trójkę dzieci i pojechał żyć, na jakiś czas, do Australii. - Dzieciaki się angielskiego poduczą - powiedział mi. Tyle, że on jest w miarę zaradny. Blondi posłała mi zdjęcie. Plaster na głowie. Cielą...

W deszczu

Napisałem akurat SMSa do NB (narkotyk-B), tak bez powodu, jedno zdanie. Może to dlatego, że tak szaro za oknami, pada. Trudno wyczuć. Wczoraj wreszcie sprzedałem koła do samochodu, który został oddany na złom już ponad rok temu. Ogłoszenie dałem już ze 2 tygodnie temu, ale, że to opony zimowe, to zainteresowanie było takie sobie. I tak, zbierałem się parę miesięcy za to, żeby to ogłoszenie zmajstrować, choć jest to prosta czynność. Widać po tym, jak przed pewnymi rzeczami uciekam. W każdym razie stresowałem się wczoraj, bo ktoś się zgłosił i chciał wpaść wieczorem. Logika mówiła mi, że przeważnie takie sprzedaże są nawet miłe, ale emocje mnie stresowały. Na koniec wpadł facet, też z takim typem samochodu jaki miałem kiedyś, nie umiał znaleźć miejsca na parking. Pojechałem z nim szukać. Potem obejrzał po łebkach te koła, powiedział, że potrzebuje tylko na ten sezon, a jego są już zjechane. Nawet się nie targował. W sumie, to było to nawet miłe przeżycie. Muszę sobie to zapamiętać. Ogóln...

Lato i demonstracje

Piątek, G20, główna ulica prawie, że pusta, bo większość zakładów i biur pozamykane. Czasami przejadą samochody osobowe, czasami kolumna samochodów policyjnych na światłach. Na niebie słychać helikoptery, czasami widać jeden, czy drugi. Zmęczeni policjanci wsiadają do samochodu, demonstranci cieszą się, że utrudnili przejazd gościom. Odbili sobie na policji wczorajsze potraktowanie. Uważam, że dobrze jest demonstrować, choć tutaj wiem, że część tych ludzi ma ochotę porozrabiać. Dzieje się tak co roku na pierwszego Maja. W jednej z dzielnic rozwalają wtedy regularnie szyby w sklepach kapitalistów, podpalają samochody, oczywiście, kapitalistom. Przyjeżdżają na to ludzie z innych krajów. Po części, by się porozbijać, jak chuligani na meczu, po części, żeby popatrzeć. Ideologii w tym niewiele. Część z tych protestantów żyje pewnie z zapomogi, która "im się należy", oczywiście. Spróbowali by tak w innym kraju podemonstrować, w Turcji, Chinach, nie wspomnę już o Korei Północnej. Ni...

Po prostu lęki.

Zastanawiam się oczywiście w jaki sposób lęki mną kierują. Zauważyłem dosyć prosty w sumie mechanizm, albo jeden z mechanizmów. Gdy zaczynam myśleć o czymś, co jest związane z sytuacją powodującą lęk, jak na przykład podróż do Polski, to po prostu trudniej mi się oddycha. W innym przypadku robię się niespokojny. To uczucie znika, gdy zmienię obiekt moich myśli. To podobnie jak wtedy, gdy myśli się o czymś smacznym do zjedzenia, czy ukochanej osobie. Wywołuje to jakąś reakcję, która powoduje, że mamy ochotę przez chwilę, krótszą czy dłuższą, lubować się tymi myślami, a dokładniej mówiąc to tym uczuciem, które wywołują. Wiadomo, nieprzyjemne sytuacje są po to, by ich unikać, nawet w głowie, w stylu, "o tym, to wolę nawet nie myśleć". Mózg jest dobry w tym, żeby upraszczać pewne sprawy. Widać to choćby po podejściu do zwierząt czy niewolników. Kiedyś niewolnicy byli dosyć przydatni i chyba mało kto chciał myśleć o tym, że mają oni swoje prawa, to normalni ludzie. Wygodniej było ...