Posty

Wyświetlanie postów z 2020

Zaraz nowy rok

Życzę Wam wszystkim pogodnego przekroczenia progu do nowego roku, a także zdrowej i szczęśliwej kontynuacji! :) Moi przyjaciele w Australii są już w nowym roku, ciekawe jak się czują ;o) Ja za to jako ostatnią akcję zakupową w tym roku zamówiłem sobie akurat nową patelnię, bo tą starą szlag trafił, chyba ją przegrzałem.

Chińskie romansidła

Skończyłem oglądać "A Love So Beautiful", czyli "Miłość jest tak piękna", czy coś koło tego. Jak już pisałem, oglądałem to dlatego, że mi się aktorka podobała i było to poza tym dosyć relaksujące, a zacząłem oglądać ze względu na piosenkę, i język. Uroniłem nawet parę łez, w bardziej dramatycznych momentach. Przypomina to mi trochę serial "Becker", o lekarzu, który nie znosi romansideł, ale czekając gdzieś tam zaczyna je oglądać, musząc na koniec obejrzeć jakiś odcinek do końca, żeby wiedzieć co się dalej działo. Nie zmienia to jego dosyć kontrowersyjnego charakteru. Trochę się zasmuciłem, że ten serial się skończył, to znaczy, obejrzałem wszystkie odcinki, choć go nie oglądałem codziennie. Tyle, że na szczęście znalazłem inny, o facecie, który zawsze mówi prawdę, "Mr. Honesty". Jest to też romansidło, ale w innym stylu, bo facet ma coś w rodzaju autyzmu, czy Aspergera, sądząc według jego zachowania. Jest tam też oczywiście w miarę ładna dziewczy...

Wesołych świąt

Życzę wszystkim czytelnikom wesołych i spokojnych świąt! :) Tu dzisiaj słońce, więc poszedłem na spacer, noga trochę bolała, ale dało się wytrzymać. Jak jakiś ptak, czy inne zwierzę, poczułem się pobudzony światłem tej gwiazdy i przebiegłem się trochę, parę razy po małym kawałku, choć byłem w jeansach. Dobrze mi to zrobiło. Już ostatnio mi to pomogło. Możliwe, że moje bóle coś tam zasnęły na chwilę, bo wprawdzie siekało trochę, ale dało się wytrzymać. Radość z biegania była większa.  Tutejsze sikorki nadal ignorują "kulki dla sikorek", które już położyłem na balkonie, koło miseczki z ziarnem, żeby je lepiej mogły znaleźć. Myślę, że tu jest tyle krzewów, że one sobie coś tam znajdą. Poza tym, to nie wiadomo, czy sąsiedzi nie mają czegoś lepszego dla nich w jadłospisie.  Święta jakoś lecą. Wczoraj miałem rybę z kapustą i takimi tam, całkiem dobrze mi to smakowało, więc dzisiaj będzie powtórka.  Rano nie chce mi się wstać, zresztą nie muszę, ale jakoś jak się już wygmeram, t...

Szara pogoda

Przesunąłem mój lot do Polski na styczeń, nie ze względu na kwarantannę, bo tej przed świętami jeszcze nie ma. Raczej dlatego, że Dobra Kumpelka była w szpitalu. Wyszła, ale mimo wszystko nie jest jeszcze całkiem zdrowa więc i tak bym musiał odczekać, zanim ją zobaczę, myślałem sobie, żeby jej jakim podejrzanym wirusem nie zarazić. Mimo wszystko, zastanawiałem się w te i we wte, aż ona mi posłała wiadomość, w stylu - Masz czas pogadać? Miałem. Czego się więc dowiedziałem? Wprawdzie ja nie mam kwarantanny, ale ona jest na chorobowym do początku stycznia, więc nie może się z domu ruszać, chyba, że pod osłoną nocy i to o takiej porze, że ZUS nie wpadnie na kontrolę. Takie życie. Sprawdzam stan konta, bo musiałem za lekarza zapłacić. Co widzę? Urząd podatkowy ściągnął sobie zaliczkę za dochód w czwartym kwartale, choć od pół roku już nie pracuję. Złapałem księgowego, ma to odkręcać. Tak to wszystko pasuje do pogody i nastroju, bo mnie akurat noga sieka, za oknami szaro, mży, tak, że nie s...

Autopilot

 Nie wiem jeszcze, czy pojadę do Polski na święta. Raczej więcej rzeczy przemawia za tym, żeby nie. W Polsce wszystko pozamykane, ja mam kłopoty z chodzeniem, Dobra Kumpelka jeszcze w szpitalu. Myślę, że lepiej byłoby pojechać na Wielkanoc.  Już wiem, co mi na balkonie rozrabia. Sikorki. Włożyłem teraz "kulkę dla sikorek" do tej miseczki z ziarnem, bo jak leżała obok, to jej nie ruszyły. Albo nie są nauczone, albo ta "kulka dla sikorek" im po prostu nie pasuje.  Rano, leżąc w łóżku, mam wrażenie, że nic nie ma sensu. Czuję nacisk na klatce piersiowej, wiem, że to stres, bo tu operacja, w przyszłym roku, to samotność, tu wyjazd do Polski, czy Australii. Mógłbym żyć "normalnie", mieć stałą robotę, bo mi ją już parę razy w moim życiu proponowano, w ostatniej robocie też. Tyle, że coś mi "robota na stałe" nie pasuje. Chyba, że byłoby to coś naprawdę ciekawego i z sensem, czyli coś związane z robieniem nowych rzeczy dla świata, czy ludzi, czy ogólnie,...

Coś zżera

Obraz
Zimno się coś zrobiło, choć śniegu nie ma. Starczy ciepła na tyle, żebym opatulony w śpiwór mógł czytać książkę na balkonie, sącząc kawę z expressu. Wyczytałem w jakiejś gazecie o dokarmianiu ptaków, więc przypomniały mi się te zwierzaki, które tu na krzewach i małych drzewkach żyją. Kupiłem nawet kulki dla sikorek, takie do zawieszania, ale też worek ziarna. Ten worek to chyba kilogramowy. Póki co, to kulki dla sikorek nic nie rusza, za to coś podżera ziarno. Rozrzuca nasiona słonecznika i nie posprząta po sobie. Nawet nie wiem które nasiona wcina, muszę sprawdzić co tam w worku mam, a czego brakuje w tej miseczce.    Poza tym, to nic nowego, chodzę na fizjoterapię, która wzmacnia moje nogi, ale raczej nie pomaga na ból. Staram się jakoś ustawić to, co mam w swojej głowie. Obejrzałem na internecie parę reportaży o ludziach, którzy stracili nogi, czy ręce. Ciekawe, że oni jakoś do siebie doszli, przynajmniej ci w reportażach, widać na ile plastyczny jest umysł ludzki. Większoś...

Spojrzenie na świat a kawa.

 Mam dziwny nastrój. Chciałem iść na rower, ale coś mnie przeziębienie bierze od paru dni, może też przez to siedzenie na balkonie w temperaturze bliskiej zera? Przyglądam się moim emocjom. Rano w łóżku nic nie ma sensu, czuję smutek i coś mnie dusi, może mieszanka lęku ze smutkiem. Potem siadam na balkonie i zaczynam pić kawę. Wtedy nagle moje nastawienie do świata zmienia się. Zaczynam myśleć bardziej pozytywnie, uczucie napięcie w klatce piersiowej przeważnie znika. Nie do końca rozumiem mechanizm tego, choć myślę, że to po części na pewno wpływ kofeiny, bo nie pierwszy raz się tak dzieje. Kofeina działa na jakieś receptory i tak dalej. Co mnie w tym ciekawi, to fakt, że nie tylko humor, czyli emocje mi się zmieniają, ale także spojrzenie na świat. To wiadomo, też fakt hormonów, czy neuroprzekaźników. To kwestia dopaminy, po części.

Czyli jak zwykle, zastanawiam się.

Już piątek, wczoraj fizjo, po którym miałem zakwasy w łydkach, o czy mnie terapeuta uprzedzał. Był inny niż normalnie, przy tamtym mam zakwasy w udach.  Dzisiaj było tu słońce, może pójdę jutro na rower. Nastrój mi skacze, czyli nic nowego, choć wczoraj porobiłem trochę ćwiczeń.  Zastanawiam się co dalej z moim życiem. W sumie, to ciekawe, bo przez większą część mojego życia myślałem o samobójstwie, więc nie planowałem zbyt odlegle. Teraz dokucza mi samotność, ale nie wiem tak do końca, czy będąc z kimś miałbym się lepiej.  Poszedłem do sklepu, potem byłem na krótkim spacerze, bo mnie ta noga boli i nie chce mi się chodzić na długi. Przebiegłem się nawet krótki kawałek, bo bardziej mnie przez bieganie nie boli. Biegania mi brakuje. Zastanawiam się dlaczego nie gram na gitarze.

Różne kanały

Poszedłem dzisiaj na rower. Dobrze mi to robi, szczególnie wtedy, gdy wjadę już na drogę między polami. Mam skoki emocji, pewnie przez ten grzyb w mieszkaniu, które Zwariowanej wynajmuję. Poza tym, to bez tego też mam skoki. Zawsze coś się znajdzie. Od czasu jak mi stwierdzili problem z biodrem jest pewnie trochę gorzej. Powoli przyzwyczajam się do myśli, że będę robocopem, jak mi wstawią ten sztuczny staw. Muszę pójść do dwóch klinik, które mam na oku, dowiedzieć się co i jak i wybrać jakąś tam. Chcę to zrobić w przyszłym roku, póki co, to jakoś tam jeszcze walczę. Męczące jest czytanie o kanałach jonowych, czy innych, które używane są do komunikacji w systemie nerwowym. Tyle, że czasami rzucą w książce jakimś przykładem, w stylu "o, ten rodzaj kanału ma receptory, które jest blokowany są przez PCP", albo "te przez alkohol". Jakoś inaczej się potem patrzy na alkohol, którego i tak prawie nie piję. Wtedy nie jest to jakiś płyn, który robi coś tam z człowiekiem, on p...

Orzeszki na stres

 Coś niepokój znowu czuję, czyli normalka. Lepiej mi po sporcie, to znaczy, rowerze, albo po kawie na balkonie, nawet, gdy jest tylko +5 stopni. Ale dzisiaj nie byłem na rowerze, za to zmarzłem na balkonie. Znowu wiadomość w sprawie mieszkania, muszę to dać kiedyś zrobić, bo grzyb się tam ciągle pokazuje, a z lokatorką nie mogę się dogadać, to Polka zresztą, wygadana. To znaczy, ogólnie to ona jest biedna, tyle, że ma parę mieszkań w Polsce, ale do dzisiaj mi kaucji nie zapłaciła, od paru lat. Jakoś nie umiem się z babą kłócić, temu poprosiłem jedną przyjaciółkę, żeby mi pomagała. Inaczej bym chyba zupełnie zgłupiał. Nawet gościu ze spółdzielni mi dał do zrozumienia, że z kobietą się coś nie da normalnie pogadać, czyli nie jestem tak do końca odjechany, że tylko ja mam z tym problem. Byłem na zakupach, nakupiłem sobie orzeszków. Potem się dziwię, że wyglądam jak wiewiórka przed zimą.  Oglądam sobie chiński serial o młodzieży, bo jest w miarę wesoły i coś tam wyraźniej mówią, c...

Rower zamiast śniadania

Poniedziałek: Byłem wczoraj na rowerze, zamiast śniadania. Po rowerze, popijając kawę, miałem pozytywny skok nastroju, który się jakiś czas utrzymał. Nad jeziorem jest normalnie spokojnie, kaczki huśtają się na wodzie, czasami ktoś przejdzie, najczęściej z psem, który biega jak wariat, co mi nie przeszkadza. Tym razem była jakaś klasa szkolna, więc niektórzy się darli, jak to na pewnych nastolatków przystało, na koniec wleźli na górkę przy jeziorze, więc był przez pięć minut spokój. Bardziej mi chyba jednak jedno dziecko przeszkadzało, które przylazło tam w towarzystwie swojej mamy i jej psiapsiółki. Małe toto było, ale mogło służyć za róg mgielny na morzu, bo wysyłało dosyć regularnie, tak co dziesięć sekund sygnał w stylu "Mamaaaa, mamaaaa". Ta coś tam odpowiadała, ale chyba nie za często. Oni też poszli, jak ta klasa na drugi koniec jeziora. W sumie, to jedyny raz kiedy widziałem jak mama zareagowała, to wtedy gdy dziecko zmieniło częstotliwość na wyższą, bo wlazło na jaki...

Kawą z dołka

Ciągle czytam o operacji tego biodra, nic ciekawego, jak będzie działało, to dobrze, jak nie, to mniej dobrze, ale takie życie. Ogólnie, to mam życie mało poustawiane, do tego doszło to biodro i korona, bo bez niej, to byłbym już w Australii. I tak nie wiem co mnie do niej ciągnie. Czasami wiem, bo to inny świat, trochę, a czasami nie wiem po co się czymś takim stresuję i nie żyję jak normalny człowiek. Tyle, pytanie, czy potrafiłbym żyć jak "normalny człowiek"? To, że mam wrażenie, że jestem zestresowany nie jest niczym nowym, fakt, że coś mnie tam dusi, trudno mi się skoncentrować, czy zabrać za coś. Walczę z tym, nie wiedząc dokąd dojdę. Codziennie robię pewne rzeczy, jak pisanie pamiętnika, czy trochę chińskiego. Po prostu też dlatego, żeby to ćwiczyć. Wiszę teraz co drugi dzień na desce, niewiele, ale robię tam ze dwa ćwiczenia, jedno z nich to parę serii wiszenia ze zmniejszonym obciążeniem. Postanowiłem sobie, że tak będę robił, więc staram się to robić.  Interesujące ...

Kanały jonowe i przekonania

 Coś jestem ostatnio niespokojny, może dlatego, że muszę się zdecydować z biletem na samolot do Polski, jak tu nic nie wiadomo, co z covidem? W sumie, to chodzi mi bardziej o to, co tam będę robił, jak większość rzeczy będzie pozamykana. A może muszę się zastanowić co z moim życiem, jak to dalej? Niezależnie od tego, że trudno mi czasami podejmować decyzje. Więc wiszę tak, jakby w powietrzu, nawet powisiałem na desce, bo stwierdziłem, że chcę wrócić do ćwiczenia palców, na wspinaczkę. Chciałbym umieć wisieć kiedyś na jednej ręce, ale do tego mi jeszcze bardzo dużo brakuje. Myślę, że powoli dochodzę do siebie, po tym szoku diagnozy, gdy powiedziano mi, że nie mogę uprawiać już, może nigdy moich ulubionych sportów. Myślę, że jak dam się zoperować i wszystko dobrze pójdzie, to będę mógł znowu biegać. Jak źle pójdzie, to może być gorzej, niektórzy siedzą przez miesiąc, czy dwa w wózku inwalidzkim, jak po jakimś czasie wda się jakieś zapalenie. Tyle, że muszę się nauczyć myśleć pozytywn...

Z kapucą na głowie

 Byłem znowu nad jeziorem, w sumie, to nie chciałem wcale tam jechać, miałem zamiar dojechać tylko do końca parku ciągnącego się wzdłuż jednej z rzeczek, czy w sumie jest to bardziej potok. Tyle, że jak już dojechałem do miejsca w którym skręca się nad jezioro, to samo mi się tam pojechało. Od tego skrętu jest jeszcze z 15 minut w szybkim tempie, czy jakoś tak. Lubię to jezioro, bo jest mało tam ludzi, a jak są, to mówią sobie "halo", albo "dzień dobry", po ichnemu. To znaczy, w momencie, gdy zaistnieje jakiś kontakt wzrokowy. Porobiłem tam trochę ćwiczeń, usiadłem na chwilę i popatrzyłem na pluskające się łyski, czy co to było. Muszę im zdjęcie zrobić, żeby móc poszukać w internecie, bo łyski mają podobno biały dziób, a te miały chyba czarny, albo mi się teraz tak wydaje.  W każdym razie, to nie chce mi się jeździć nad to jezioro, to znaczy, jechać tam taki kawał, ale jak już wjeżdżam na ostatnią drogę, taką wśród pól i pastwisk, to jest całkiem przyjemnie. Tam, pr...

Nad jeziorko rowerem i "Reflektorem w mrok"

Obraz
Jeżdżę teraz więcej na rowerze, bo biegać nie mogę, a chcę się trochę poruszać. Hale sportowe, czyli ścianka, joga, pozamykane. Jakoś nie przepadam za jazdą rowerem, to znaczy, używam go do przemieszczania się, ale tak, żeby sobie pojeździć, to wolałem iść pobiegać. Ale, że na bezrybiu i rak ryba, to wskoczyłem znowu we wtorek na mojego stalowego rumaka i pognałem w nieznane. Chciałem nad jezioro, nowo odkrytą trasą. Prawie całą czas jadę drogą rowerową, ponad połowę drogi przez jakiś park nad kanałem, a potem między polami. Aż dojadę do jeziora. Mam tu wprawdzie jeziorko w okolicy, może pięć minut rowerem do niego, ale chodzi mi o to, żeby moje kończyny, szczególnie uszkodzone biodro, trochę się poruszały, bo im to dobrze robi, mojej głowie najwyraźniej też, bo po takiej przejażdżce czuję się dosyć pozytywnie. W jedną stronę jadę gdzieś 45 minut, w miarę szybkim tempem, ale podejrzewam, że jak częściej pojeżdżę, to może mniej będą potrzebował. Tyle, że nie chodzi mi tak o szybkość, al...

Kawałek ciasta

Od paru dni jestem trochę dziwny, to znaczy, mam afty i jestem zmęczony, tak, jakby mnie miała jakaś choroba złapać. Czuję się trochę, jakby mój poziom energii był bliski trzydziestu procent, albo jeszcze mniej. Starczy do robienia paru rzeczy, ale dużego zapasu nie ma. Nie starczy na zainstalowanie nowej aplikacji. Zacząłem znowu pracę nad książką, w której wracam do przeszłości. Może to mnie tak gryzie? Niewykluczone, powroty czasami odbijają się mocno nie tylko na psychice, ale też na całym ciele. Zapisałem się na facebooku do grupy PTSD, czyli zespół stresu pourazowego (PTSD - Post-traumatic stress disorder). Tam jest się zobowiązanym do specjalnego oznaczania pewnych tematów. Nie można na przykład napisać "prześladowanie", trzeba pisać "p***ślado**nie", czy coś w tym rodzaju, a potem zostawić parę linijek wolnych, żeby nie było widać tekstu. Chodzi o to, żeby ktoś przypadkowo nie przeczytał czegoś, co może u niego spowodować silną reakcję. To jakby ostrzegać o ...

Małe sprawy

 Już piątek. W środę byłem na paletkach, tak na stojąco coś postukać z Surferem i pogadać z ludźmi. Poćwiczyłem też trochę z Chińczykiem, który jest całkiem fajny. To znaczy, jak go próbuję paru rzeczy nauczyć i coś tam już wychodzi, poza tym, to on mnie poprawia, jak coś czasami próbuję po ichnemu powiedzieć. Boli mnie pod kolanem, choć mam rozwalone biodro. W czwartek byłem na fizjoterapii, jak to w czwartek. Tam się nawet spocę. Spotkałem mojego ortopedę, które w sumie jest już prawie na emeryturze. Mówiłem mu, że chcę się dać zoperować, on mi na to, że jeszcze nie jestem tak daleko. No nie wiem. Chociaż, jak nie chodzę, to mnie nie boli, na rowerze też się da. Poszedłem potem na jogę, którą prowadziła w zastępstwie jakaś atrakcyjna młoda dziewczyna. Potem kafejka, bo można sobie fajnie siedzieć i patrzeć na drzewa w parku, czasami pogłaskać jakiegoś psa. Nie pojechałem do ulubionej kafejki, bo dzisiaj jak nie padało, to siąpiło. Coraz więcej zachorowań, od poniedziałku zamykają...

życie wkoło

 W nocy obudziłem się, znowu miałem to irytujące uczucie, że coś mi plecy ściska, między łopatkami. Wstałem, pochodziłem, siadłem sobie na balkonie. Coś tam próbowałem się rozciągać, ale bez większego sukcesu. Myślę, że operacja biodra chodzi mi po głowie, bo sama myśl o tym wydaje mi się być mało przyjemna, delikatnie to ujmując. Chyba zasnąłem, potem obudziłem się jeszcze raz, coś po czwartej, czy jakoś tak. Znowu siadłem na balkonie opatulony, choć nie było tak zimno. Krótko przed piątą ktoś z czołówką na głowie przerzucał śmieci z pojemnika na recycling do normalnych śmieci. Pomyślałem sobie, że to jakiś inny wariat, nie pierwszy i nie ostatni w tej okolicy. śmietniki stoją na długim podwórzu, więc nikt z ulicy tam łatwo nie dojdzie. W mieszkaniu koło tych śmietników zapaliło się światło, jakiś gościu w samych majtkach wyszedł na balkon, ale widząc, że to tylko ktoś z lampką na głowie grzebie w śmieciach, wrócił z powrotem do środka. Ten z czołówką poczłapał na drugą stronę teg...

Znajomości ze ścianki

 Byłem dzisiaj na spacerze, wczoraj na fizjoterapii. Czy ta FT coś pomaga, nie jestem pewny, na pewno jest to powód, żeby się rowerem przejechać, z 15 minut w jedną stronę. Poza tym, to trochę mi mięśni przybywa znowu i jest motywacja, żeby coś ćwiczyć. Ogólnie, to nie za bardzo chce mi się coś w domu samemu robić. Chodzę na jogę, tak ze dwa razy w tygodniu ostatnio. Myślę, że na koniec i tak muszę dać się zoperować, bo nawet chodzenie związane jest z bólem. W zeszłym roku przejmowałem się jeszcze jakimiś wygranymi, czy przegranymi meczami, a teraz bym się cieszył, jakbym mógł spacerować bez bólu. W parku zrobiłem parę ćwiczeń. Idę zaraz do sklepu, choć mi się nie chce. Nie lubię chyba wychodzić z domu, chyba, że na sport, a tego ostatnio u mnie mało. Poszedłbym na bouldern, choć lekarz mi od tego odradzał, ale tu codziennie koło 90 nowych zakażeń, tą koroną, więc trochę mi się nie chce. Podobnie z basenem. Może jestem przewrażliwiony, a może mi się nie chce, ale też nie mam ochoty...

Autopilot

Dzisiaj w nocy obudziłem się koło północy, chociaż poszedłem spać po jedenastej. To pewnie czyjeś tupanie dwa piętra wyżej. Znowu miałem wrażenie, że trudno mi się oddycha i że między łopatkami czuję napięcie, trochę takie, jak teraz gdy to piszę. Gdy siedzę, to łatwiej mi się oddycha, czyli w sumie, to normalnie. Gdy się położę do snu, to robię się niespokojny. Wczoraj skończyło się to na tym, że koło czwartej nad ranem siadłem sobie na krześle na balkonie. Siedziałem tak w ciemności, takiej na ile w mieście jest ciemno. Na koniec zimno wypędziło mnie do łóżka, gdzie jakoś tam na siedząco udało mi się zasnąć. Problem w tym, że chciałem wstać koło 8.30, bo miałem pomóc Blondi malować jej mieszkanie. To znaczy, jej, jej chłopakowi i jednej znajomej kumpelce. Budzik miałem nastawiony, ale obudziłem się krótko po siódmej. Zrobiłem nawet parę ćwiczeń, choć siekała mnie trochę noga. Zrobiłem sobie espresso i siadłem na balkonie, tym razem za dnia, z książką do neurobiologii. To jeden z najp...

Czyżby dusiła mnie korona?

 W sobotę byłem na koncercie w filharmonii, w małej sali. W dużej był jakiś duży koncert, ale ogólnie, luda było co niemiara. Koncert bardzo fajny. Tutaj jest koło 700 nowych przypadków w ciągu ostatnich siedmiu dni, więc trochę trzeba uważać.  W poniedziałek rano budzę się z lekkim drapaniem w gardle, w sumie normalne, czasami mnie drapie, od jeżdżenia na rowerze, od siedzenia na balkonie w zimne dni. Problem tylko w tym, że coś mi się trudno oddycha, każdym razie jakoś tak dziwnie. Wstaję, chodzę trochę po mieszkaniu, otwieram okna, żeby trochę świeżego powietrza napuścić. Mam wrażenie, że coś jest nie tak. W głowie pojawiają się obrazki płuc wypełniających się jakąś substancją, powodowaną przez wirusa korony. Płuca wypełniają się od dołu do góry, widzę się już w szpitalu. - Tego mi jeszcze brakowało - myślę sobie, ale może mi się tylko tak wydaje. Robię parę pompek, podciągam się parę razy. Oddychać potrafię, ale mam wrażenie, że brakuje mi tlenu. Siadam na łóżku, by pomedy...

Czy mam swoje miejsce? Tinder.

 Coś mi się tu ostatnio nie chce pisać, nawet nie wiem dlaczego. Walczę teraz z przybytkiem wagi, chociaż, to stracony wysiłek, dopóki mam jeszcze prince-polo w lodówce. Dlaczego w lodówce? Tak z przyzwyczajenia chyba, bo lodówka jest duża, a miejsca w szafkach w kuchni mało. Muszę powywalać trochę rzeczy. Właśnie ładuję notebook, jeden z tych starych, żeby zobaczyć jak szybko jeszcze chodzi. Jak będzie zbyt powolny, to wyjmę ten mały twardy dysk, a komputer wrzucę do kontenera na elektronikę.  Byłem dzisiaj na fizjoterapii. Nie było V, był J, który mi w sumie mięśnie nogi wymasował, bo powiedziałem, że mnie boli, czy bolała i położył na koniec gorący worek. W sumie, tak sobie myślę teraz, to to pomogło. Muszę więcej tak pomasować, czy użyć rolki. Jakby był V to bym musiał ostro ćwiczyć, po ostatnim razie miałem zakwasy. Coś mam dzisiaj więcej energii, może to przez to prince-polo, a może dlatego, że powoli wychodzę z tego szoku po diagnozie, gdy zabroniono mi w sumie trzech m...

Po pobycie w Polsce

 Już wróciłem z Polski, fajnie było. Przytyłem chyba z kilogram, co najmniej, ale że moja waga nie jest tak dokładna, to nie wiem tego tak do końca. Obawiałem się tego jak to będzie w Polsce, co ja tam będę robił, w dodatku z tym bolącym biodrem, czy nogą, bo mnie od niego cała noga czasami sieka. Przyleciałem w poniedziałek, a już we wtorek Kierowniczka wycieczki wywlekła mnie w pagórki, na cały dzień. Noga mi przeszkadzała, ale cieszyłem się, że byłem w lesie i na pofałdowanym terenie, więc nie narzekałem. Momentami było ostro, ale jak człowiek się na bólu nie koncentruje, a na tym, żeby się wyluzować, to może być całkiem fajnie, tym bardziej, że przestaje siekać po pięciu, czy dziesięciu minutach przerwy.  Pootwierało się dużo barów, czy jak to nazwać, z domowym jadłem. To niebezpieczne, tym bardziej, że porcje dwa razy takie jak to, co normalnie w domu jadam. Pojeździłem też trochę na rowerze, po lesie, z siostrą, ale też sam. Nic lepszego od świeżego powietrza, takiego po...

Cierpieć, a nic nie robić.

Obraz
 Jadę niedługo do Polski, choć mi się nie chce. - Przyda ci się zmiana otoczenia - mówię sobie. Fakt, bo siedzę już trzeci miesiąc nie robiąc w sumie nic, to znaczy, do tej diagnozy o biodrze coś tam robiłem, teraz nie uprawiam sportu i coś mi się nie chce uczyć chińskiego. Jedyne co robię, to czytam książkę o neurologii, choć trudniej mi się skoncentrować. Byłem wczoraj u laryngologa, bo w uchu mi piszczy, nawet nie wiem dokładnie od kiedy. Możliwe, że to przez nową plombę i stres, bo zaciskam szczęki nocą, tak też twierdził laryngolog, bo nic innego nie stwierdził. Przepisał mi kortyzon. Zobaczymy, czy będzie to też wpływ na bół w biodrze miało. W Polsce chciałem odwiedzić kumpla, ale jest on całą rodziną na wycieczce w Australii, chociaż oni tam też po części żyją. Od razu mnie zazdrość wzięła, głównie przez tą rodzinę, myślę. Możliwe, że dlatego, że nie chodzę na sport, mniej się z ludźmi spotykam, bo też nie chodzę do roboty, to mi bardziej samotność dokucza.  - Nie podda...

Plan, albo bez planu

 Zastanawiam się, czy pójść jutro na ściankę. Chciałbym spróbować tą jedną drogę, ale z drugiej strony to strasznie mnie noga, czyli biodro ostatnio siekało, po tych próbach. Zobaczę. Może pójdę grzecznie na siłownię, czy jakoś tak, albo na jaką jogę.  Potrzebny by mi chyba plan na życie, bo tak jak w łódeczce, płynę sobie, ale nie zawijam na stałe do żadnego portu. Na dłuższą metę jest to uciążliwe, chyba zaczyna mi samotność dokuczać, tym bardziej, gdy nie mogę się w sporcie wyżyć. A może lepiej, zastanowić się trochę nad życiem, przystopować, nie uciekać tyle od tego uczucia sprawiającego, że mam wrażenie, że się duszę? Za oknami pogoda nie może się zdecydować, czy ma padać, czy może słońce. Jakby było słońce to bym poszedł na rower. W sumie, to odkryłem fajną kafejkę w parku, mogę się tam przejechać rowerem, zawsze coś tam ruchu. Wczoraj poćwiczyłem, minimalnie, wiszenie na desce. Muszę wreszcie wyjść z tego dołka spowodowanego biodrem. Nie umieram jeszcze, choć doszukuję ...

Przedostatni chwyt.

Jakoś sobie tak żyję, wysypiając się może więcej rano, nie wstaję już tak wcześnie, bo stwierdziłem, że nadgorliwość gorsza od faszyzmu. Przez nią mam chyba rozwalone biodro, bo tak gorliwie trenowałem.  Byłem dzisiaj na ściance, próbuję zrobić jedną drogę, na samoubezpieczeniu, czyli top rope. Droga 7+/8-, czyli 6c. Nigdy nie zrobiłem żadnej 7+. W każdym razie próbuję ją już trzecią sesję, za każdą dochodząc coraz wyżej. Dzisiaj byłem na przedostatnim chwycie, ale brakło mi siły. Zobaczymy w przyszłym tygodniu. Nie wierzę, żeby to była prawdziwa 7+, ale miło by ją było zrobić. Po tym wszystkim nieźle siekała mnie noga, z boku i pod kolanem. Teraz jest lepiej, po paru godzinach. Ciekawe, czy ta droga jeszcze tam będzie, w przyszłym tygodniu, bo oni je często wymieniają.  Rano budzę się i mówię sobie -- coś masz znowu niski poziom dopaminy. Maniacy, czy inni, mają sporo dopaminy, ludzie z depresją, choćby chwilową, raczej mniej. Tak sobie dumam nad życiem, leżąc w łóżku. - Dobr...

Wiewiórka dobra na wszystko

 No i życie idzie dalej. Nadal czytam na temat artrozy, jeszcze nie zacząłem znowu z nauką chińskiego, jeszcze mi się nie chce wisieć na desce, ale powoli jakoś  przyzwyczajam się do myśli, że mam jakieś schorzenie, które jest w pewnym sensie na stałe. Takie życie. Byłem dzisiaj na spacerze w parku, trochę tam pomedytowałem pod jakimś drzewem iglastym, zobaczyłem ładną dziewczynę z psem, ale także faceta, trochę ode mnie starszego, który też coś kuśtykał. Tyle, że on miał chyba jakiś udar, bo jego prawa ręka wyglądała trochę sztywno. Za to było trochę wiewiórek w tym parku, one mi jakoś humor poprawiają, nie tylko mnie. Ciekawe, wiewiórki ogólnie cieszą się dosyć dużą popularnością. Może im zdjęcie następnym razem zrobię. Pójdę może do jeszcze innego lekarza, dowiem się jak to z operacjami wygląda. Ogólnie to i tak warto pracować nad muskulaturą nóg, bo po pierwsze to dłużej wytrzyma się bez operacji, a po operacji szybciej dojdzie się do siebie. Nawet chciałem iść dzisiaj na ...

Ograniczenia i rozciąganie się, artroza

 Nie chce mi się pisać, cały czas czytam o tym biodrze, choć już powoli mniej, bo nic nowego nie znajduję. Kiedyś, jeszcze nie wiem kiedy, czeka mnie operacja. Nowy staw biodrowy, robią tego w Niemczech koło 150.000 rocznie. Póki co, to staram się ćwiczyć, żeby jakoś mięśnie znowu zaktywować i rozciągać się, bo zrobiłem się lebioda w rozciąganiu. We wtorek byłem na ściance, nie na bouldern, bo tego mi lekarz "zabronił", ale na takiej z liną. Tam można się wspinać na urządzeniu do samoubezpieczania. Póki co to jestem grzeczny i wymeldowałem się z bouldern. Uważam, że to na ściance nie jest takie niebezpieczne dla biodra, bo to jednak trochę inksza inkszość niż wygibasy na bouldern. Byłem dzisiaj w parku nad jeziorem, ćwiczyłem tam też trochę i rozciągałem się. W sumie to zajęło mi to koło trzech godzin, ale przynajmniej coś się zmęczyłem. Powoli wraca mi kondycja na rower, bo nie przejmuję się bólem. Jak się ma artrozę, to nie ma co się bólem przejmować, bo od tego jest jeszcz...

Skoki nastroju i spokój u dentysty

 Rano budzę się i czuję jak coś siedzi mi na klatce piersiowej, wiadomo, jakaś tam forma smutku, czy innego baździajstwa. Przypomina mi się Blondi, co jakiś czas i coś mi się smutno chyba robi, czy samotnie. Już nie wspomnę o tym biodrze.Wczoraj, czyli w niedzielę, byliśmy całą grupką w skałkach, w lesie. Jechałem z Blondi i jej nowym chłopakiem. To znaczy, jest ona z nim chyba od listopada zeszłego roku. Jakoś dało się wytrzymać, reality check, czyli poprawka na rzeczywistość, czy jak się to tłumaczy. W każdym razie to cały dzień byłem pospinany, w tych skałkach, oprócz momentu, gdy siedliśmy wszyscy w drodze powrotnej na jednej ze skałek, u góry. Jakoś mi było spokojnie, przez moment.  Zameldowałem się na tinderze i mam nadzieję, że nie będzie "mach", czyli tak, że ja tą samą osobę polubię, która mnie polubi. Przeszukałem już wszystkie tu w okolicy, dałem lajki. Widzę kto mnie daje lajki, bo zapłaciłem za to.  W każdym razie, to na wspomnieni Blondi ogrania mnie smutek....

Półprzytomny, jak się wyrwać

Ale się podle czuję, znowu mało co spałem, o drugiej w nocy pisałem coś tam z kumplem z Australii, potem założyłem sobie konto na tinderze. Muszę się przebijać przez ciemną falę lęku, która mi mówi, że nic nie ma sensu? Nie wiem, czy ona mi coś mówi, po prostu nie umiem zasnąć, nie chce mi się jeść, choć próbowałem coś jeść na siłę teraz. Już nie wiem, czy nie umiem spać z głodu, czy może to ciągle te myśli. To prawie komiczne, że nie wiem, czy to głód, czy myśli. Myśli, że już nie będę mógł biegać, że mnie biodro coraz bardziej będzie bolało i skończy się na sztucznym biodrze. Jestem chyba powoli jak Czarny, choć może jest lepiej niż wczoraj, chociaż nie jestem do końca przekonany. Kumpel zaprosił mnie na urodziny, dzisiaj, ale chyba nie pójdę, bo tak padam na pysk. Idę za to na targ. Może wyrwę się na rower, trochę mi to myśli wyklaruje, choć z drugiej strony nie mam ochoty, jak taki trochę półprzytomny jestem. Jak tu się wyrwać z tego stanu. Poszedłbym na ściankę, ale boję się, że m...

Pętla na szyi

Już dawno się tak źle nie czułem. Może jednak iść na ten rower, bo zgłupieję w domu. Oglądam filmy o artrozie i co chwilę słyszę "nieuleczalna choroba". W dodatku parodontoza bieganie u mnie, ciekawe kiedy mi pierwsze zęby wylecą. Ile mam jeszcze pożyć? Ile warto żyć? Teraz widzę, jak bardzo mam zablokowane to biodro, jakoś mój mózg nie chciał tego widzieć. Chciałbym się po po prostu do kogoś przytulić, schować. Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej. Mogę albo olać to wszystko, iść pobiegać, jutro, albo mogę robić jakieś głupie ćwiczenia, starać się przyhamować postęp tej choroby. Zmęczenie i stres dobierają się do mnie. A taki niby byłem mocny, przedwczoraj jeszcze.

Obuchem w łeb

Tak sobie pomyślałem, parę dni temu, że mi całkiem fajnie nawet, oczywiście, jestem sam, co mi się nie podoba, ostatnio nawet bardzo, może przez tą pogodę, ale da się wytrzymać. Fakt, dokuczało mi to biodro, ale zacząłem je rozciągać i wydawało się być lepiej. Oczywiście, ciągle mam te moje lęki, bariery, ale jakoś udawało mi się to wyprzeć z mojej świadomości. W środę poszedłem do dermatologa, dzisiaj jest piątek. Miał mi coś tam usunąć, miałem nadzieję, że laserowo. Niestety, takie rzeczy się wycina, plamki, inaczej by się to nie zrosło, dowiedziałem się. Dobra, powycinał, wstawił samorozpuszczalne szwy i na moje pytanie o sport odpowiedział, 2 tygodnie przerwy. Potem dodał, 10 dni, ale na początek piano, czyli powoli. Chodzi o to, żebym tych szwów nie pozrywał, on wie, że ja na ściankę, albo paletki. Dobra, myślę, wytrzymam to jakoś, choćby parę dni, pójdę może pobiegać, bo tylko jeden szew na nodze. W czwartek, czyli wczoraj, idę wreszcie po roku, z tym moim biodrem. Lekarze krótko...

Plastyczność i przełączniki w mózgu, a buldering

Piję cappuccino, jestem w kafejce. Za oknem słońce. Nawet mam dobry humor, co jest w sumie rzeczą normalną, gdy piję kawę w kafejce. Kofeina poprawia mój nastrój w takim otoczeniu. Powoduje, że czasami mam stan prawie, że lekko euforyczny. Walczyłem dzisiaj z moim projektem, tym na ściance do buldering, bo tak się to chyba po polsku pisze. Już od chyba dwóch tygodni próbowałem tą drogę zrobić, raz z tej, raz z innej strony. Problem polegał na tym, że trzeba było się dwoma rękami złapać na ostatnim chwycie, który nie był zbyt wygodny do utrzymania się, taki po prostu, trochę gładki. Jedną rękę dałem radę tam położyć, na tym chwycie, ale czułem się zupełnie niestabilnie, jak czasami generalnie w moim życiu. Dzisiaj, jak jechałem na ściankę, to pomyślałem, że muszę po prostu spróbować położyć tą drugą rękę, czyli pewnie polecę, ale uczyć się spadania z wysoka. Więc wdrapałem się tam, do tego ostatniego momentu, po tym jak się rozgrzałem na prostszych drogach. Raz kozie śmierć, powiedziałe...

Dopamina, kawa, czy inne poprawiacze humoru

Ciekawe jak kawa zmienia mój humor, ale nie tylko to, także moje podejście do świata. Rano, przed kawą, nic nie ma sensu, normalka. Potem się napiję i nagle zmienia się moje spojrzenie na świat, widzę rzeczy jakoś bardziej pozytywnie, moje życie nabiera jakiegoś sensu, albo fakt, że nie ma ono sensu nie jest już taki przytłaczający. Myślę, że kawa powoduje wydzielanie dopaminy, muszę poczytać. Ogólnie, to ludzie którzy mają fazy maniakalne, czyli takie, że im się coś wydaje, ale także schizofrenicy, mają za dużo dopaminy, czy serotoniny, już teraz nie wiem. Byłem właśnie na ściance. Pracuję nad jedną drogą, próbowałem ją chyba z 5 razy i ciągle nie wychodzi. Trudno się ją ćwiczy, bo trudny jest ostatni moment, w pozycji w której trudno jest się utrzymać, ale może zrobię tak następnym razem, po prostu wejdę łatwym sposobem do góry i tam spróbuję znaleźć właściwą pozycję ciała, by móc się utrzymać. Dopiero teraz wpadło mi do głowy, bo za każdą próbą myślę - teraz może i się uda. Droga ...

Bouldern, reality check

Byłem znowu na ściance, męczyłem się z jedną drogą, przyszedł kumpel, zrobił ją za drugim razem. Ja się dalej męczyłem, nie zrobiłem jej, spróbuję następnym razem. Tak to jest. Łatwiej sobie powiedzieć, że coś jest trudne, niż, że człek ma braki w technice. Takie życie. Za to pogadałem z jedną młodą siatkarką, przynajmniej mogłem jej coś pokazać i fajnie sobie pogadaliśmy. - Nie poddaj się frustracji - mówię sobie. Wiadomo, za każdym razem jak mi coś nie wyjdzie robię sobie stres, większy, niż radość z tego, gdy i coś wyjdzie, tak, jak ta inna niebieska dzisiaj. Wczoraj czytałem artykuł w którym kobieta była za tym, żeby ocenzurować niektóre książki, na przykład Pipi Langstrump, czy jak się to nazywa. - Bo tam jest dużo rasistowskich elementów - mówiła. Ludziom odbija z nadmiaru tej poprawności politycznej. Niedługo już nie można będzie używać kolorów: biały, czarny, żółty, bo to wszystko rasistowskie. Nawet nie wiem, gdzie w tym żart, bo już się paru rzeczy czepiają. - Dzieci ...

Głodne orły

Wczoraj wieczorem znowu oglądałem te filmiki na YT o facecie w Utah, który ratuje przymierające głodem orły, czy inne sowy, czasami jeszcze potrącone przez samochód. Jemu chce się wstać o trzeciej nad ranem, żeby po raz któryś nakarmić młodego orła, który ledwie żyje i nawet nie wiadomo, czy przeżyje. Podoba mi się jak on gada do tych zwierząt, mnie jego głos uspakaja, myślę, że podobnie to na te ptaki działa, choć tak do końca, to oczywiście nie wiem. głodny młody orzeł Facet ma zacięcie i widać, że raczej nie robi tego dla kasy, tym bardziej, że zarabia na czymś innym. Ciekawe jest też zachowanie tych zwierząt, on je trzyma, a one wiadomo, chętnie by go dziabnęły, ale nawet się specjalnie nie miotają. Inaczej, niż człowiek by sobie to wyobrażał. Dlaczego w ogóle ratować te orły? Może dlatego, że poprzez ingerencję człowieka mają one coraz trudniejsze życie, bo coraz mniej dzikich terenów, nawet tam, za to coraz więcej samochodów, których młode ptaki nie znają. - Jak im się uda u...

Orły w Utah

Poranek, wiadomo jaki. Jak byłem na tej imprezie urodzinowej to był tam taki, który przeważnie budzi się w dobrym humorze, co potwierdziła jego dziewczyna. U mnie to różnie bywa, gdy poprzedniego dnia mi coś wyjdzie, to tak, normalnie, to raczej nie. Byłem akurat na ściance, bouldern. Tak sobie mi poszło, powtórzyłem jedną zieloną, ale też się musiałem z nią pomęczyć. To znaczy, powtórzyłem więcej, ale nad jedną pracuję, bo sprawia mi trudność. Powtórzyłem też tą z mini skokiem. Ta jest po prostu świetna. Zrobiłem też parę razy jedną zieloną z którą inni mają problemy, pokazałem kumplowi, Okularnikowi, jak się ją robi. Na koniec ją też zrobił, chyba na swój sposób. Stara się jak ja, zrobić najpierw wszystkie zielone. Ogólnie to powoli człek się z innymi zgaduje. Powoli zaczynam wchodzić w niebieskie drogi, to znaczy, wchodzę już od dawna, ale teraz jak zrobiłem wszystkie zielone, to pracuję nad niebieskimi. Na imprezie urodzinowej byliśmy na kajakach. Była tam jedna śliczna Azjatka...

Połamany od lenistwa

Coś jestem dzisiaj zupełnie połamany, choć wczoraj nic nie robiłem. Ciągle mam za bardzo pospinaną tą prawą stronę biodra i nogi, ale wczoraj się nie rozciągałem, lenistwo zwyciężyło. Chyba strzelę sobie drugą kawę, popiszę coś tam i pokuśtykam pobiegać, bo super pogoda. Nie idę dzisiaj na ściankę, bo po pierwsze mi się nie chce, po drugie, to jestem połamany, po trzecie, to ciągle mnie jeszcze nadgarstek boli, po czwarte, to idę na urodziny do Sąsiadki. Ona mieszka wprawdzie parę ulic dalej, ale wprowadziła się do mojej dzielnicy, więc jest Sąsiadką. Ma być parę osób, mamy iść na kajaki, czy jakieś inne rowery wodne. Nie można ich rezerwować, więc może uda mi się od tego wykręcić i po prostu poleżę sobie na trawie. Może sobie dzisiaj test na siłę palców znowu zrobię, bo polecają, żeby to robić co 4-8 tygodni. Nie jest to przymus, ale staram się iść według programu, to muszę wiedzieć jaka jest maksymalne obciążenie, bo ćwiczy się na przykład z 90% obciążeniem. Poza tym, to satysfakc...

Bieganie na stres

Dzisiaj się trochę duszę, ale da się wytrzymać. Przejmuję się wszystkim, to znaczy, moja głowa, bo logicznie, to wiem, że niektórymi rzeczami, jak na przykład zębami, bo akurat coś tam mam, nie ma się co za bardzo przejmować. Oczywiście, problemy należy rozwiązywać, ale czy warto się od tego dusić? - Chyba nie - mówi mi logika. Emocje nic nie mówią, powodują tylko podwyższenie poziomu hormonów we krwi, tych od stresu, które powodują, że moja klatka piersiowa trochę się zacieśnia. Dlatego pójdę potem znowu pobiegać, choć mam lekkie zakwasy. Bieganie powoduje, że emocje zapominają o problemach, albo problemy otrzymują właściwy priorytet. A że logika i emocja mimo wszystko są ze sobą połączone, to powolne, albo głębokie oddychanie pomaga czasami. Ogólnie, poruszanie się czasami pomaga, choćby spacer, ale ja wolę jakoś pobiegać.

Inna dzielnica i neurony lustrzane

Byłem wczoraj w innej dzielnicy. Ja mieszkam raczej w takiej spokojnej, jest trochę kafejek, ale są one porozrzucane. W tamtej, bardzo ożywionej wygląda to zupełnie inaczej, cała dzielnica składa się z wielu restauracji i takich podobnych. Trochę może przesadzam, ale tam w ogóle nie czuło się jakiejś korony. Fakt, kelnerzy nosili maseczki, ale poza tym, to jakoś inaczej niż u mnie. Wybrałem się tam, bo musiałem do dermatologa. To znaczy, wszyscy teraz chodzą do takich lekarzy, dają sobie coś tam wyciąć, czy zbadać. Mnie też porobiło się trochę dziwnych rzeczy, to jakieś ciemne plamy, tu coś czerwone. Chyba się tym nieźle stresowałem, ale wybierałem się jak sójka za morze. Chyba mnie na koniec ten rak u kumpla ruszył i to, że jakiś jego inny kumpel też coś tam miał niebezpiecznego na skórze. Nawet udało mi się znaleźć termin, online. Lekarz bardzo miły, pogadał, pooglądał, pofotografował takim aparatem, który wyglądał trochę jak ten od ultradźwięków. Wygląda na to, że jeszcze parę dni...

Zdolności

Od  paru dni jestem coś niespokojny, choć rzadko mam tik w lewym oku. Bywało gorzej, w zeszłym tygodniu. Nie byłem na ściance od czwartku, bo miałem iść z Blondi, w sobotę, ale przełożyła na niedzielę. W niedzielę zadzwoniła, że nie ma czasu, bo zorientowała się, że coś tam ze zdjęciami musi robić. Ona pracuje w innym mieście w ciągu tygodnia, więc nawet to rozumiem, że coś ma do roboty, jak jej nie ma tydzień, czy dwa tygodnie w domu. Tym bardziej, że ma nowego chłopaka, wiadomo jak to jest. Akurat piłem na balkonie kawę, jak zadzwoniła. Pogadaliśmy chwilę. - Ale wpadnij na ciasto - mówi - mam jeszcze cztery kawałki. Zacząłem się zastanawiać. - Jesteśmy tu we dwójkę - dodaje Ona, czyli Ona i jej chłopak. - Wiesz - odpowiadam - akurat piję kawę na balkonie i pomyślałem sobie, że nie mam nawet teraz ochoty na ciasto, temu sobie nie wziąłem do kawy, co nomalnie robię. - Do czwartej jeszcze trochę czasu - słyszę, bo akurat druga, a mówiliśmy, że mógłbym wpaść koło szesnastej. Co...

Odkrywanie nowych dróg i lot z balkonu

Piję cappuccino, zamiast jeść obiad, bo jestem w kafejce hali wspinaczkowej. Udało mi się ustalić termin u dermatologa. Ciekawe dlaczego tak długo z tym zwlekałem? Coś tam w mojej głowie, jakiś skobel mi przeszkadzał pewnie. Zrobiłem dzisiaj wszystkie nowe zielone drogi. Jedna była trudniejsza, na początek w ogóle nie wiedziałem jak się za nią zabrać, ale potem, trochę podpatrzyłem jak inni ją próbują robić, trochę sam próbowałem. Zrobiłem ją swoją metodą. Ćwiczyłem też inną zieloną, taką, z którą mam problem, szczególnie mentalny, bo można z niej zjechać. Jak zwykle, gdy się częściej próbuje, to człowiek jakoś się przyzwyczaja, albo pewniej czuje. Mam nowe buty, od tygodnia, więc to też pomaga. Fascynuje mnie to za każdym razem, nie tylko na ściance, ale też w innych dziedzinach życie. Człowiekowi wydaje się, że coś nie jest możliwe, albo nie wyobraża sobie, że da się jakoś inaczej, a tu nagle, szczególnie jak się poćwiczy, coś tam się zmienia, coś wychodzi. To trochę jak w tym doświ...

Desensybilizacja na lęk

Mam trochę ścioraną skórę na palcach, szczególnie opuszkach, nawet nie wiem od której drogi. Siedzę akurat w kafejce, po tym, jak byłem na bouldern. Co takiego robiłem? - zastanawiam się. Fakt, może zrobiłem trochę dróg, a może skóra nie była jeszcze zregenerowana od soboty, bo dzisiaj poniedziałek. Kto wie. W każdym razie, to od początku byłem dzisiaj słabowity, przypomina mi się właśnie. Ramiona mnie bolały, więc może skóra na palcach też nie były taki do końca wykurowana. Tłoczno się tu robi, więc nie będę długo siedział, blokował stolika, na który stoi tabliczka, że tylko osoby z tego samego domostwa mogą razem siedzieć. Co dzisiaj było interesujące, to fakt, że ćwiczyłem sobie te drogi, przed którymi ostatnio respekt czułem. Nie były może takie trudne, to znaczy, nie były trudne, ale można było się pośliznąć i przejechać czymś po ścianie, czy chwycie. Dwie były takie. Każdą z nich zrobiłem trzy razy pod rząd. Widać było, jak z każdym powtórzeniem robi się coraz łatwiej, to znac...