Posty

Wyświetlanie postów z 2021

Burramoko Ridge, czyli skok nad szczeliną

Obraz
Jakiś czas temu, jak jeszcze mieszkałem parę dni w mieścinie obok, wybrałem się na dłuższy spacer w pobliskie skałki. To była dłuższa droga, ale w końcu dotarłem do nich, zanurzonych we mgle. Posiedziałem trochę i już chciałem wracać, bo widok był taki sobie, mgła jak mgła, ale przyplątały się dwie młode kobiety. Jakoś się z nimi zgadałem, jak to ja, tym bardziej że chciałem wiedzieć, czy da się dalej przejść, do następnych skałek, które zaczynało być widać, bo wiatr trochę mgłę rozwiał. One nie wiedziały, bo same z dużego miasta, Sydney, ale po chwili zastanowienia doszliśmy do wniosku, że jest tam chyba jakaś taka mało widoczna ścieżka, którą się może da dotrzeć do tych skałek widocznych we mgle. Poszedłem więc parę metrów na próbę i zawołałem do nich, że da się iść. Długo nie trzeba było ich namawiać, więc dalej poszliśmy razem. Było trochę stromo na początku, ale dało się przebrnąć. Po prostu wysokie stopnie i trochę ślisko. Po parunastu minutach doszliśmy do wierzchołków skał. Dz...

Cel życia?

Obraz
 Pracuję teraz nad celami i motywacją. Rano budzę się oczywiście najczęściej w szarości moich myśli, ale potem rozpogadzają się one. Dzisiaj musiałem szukać gazownika, do przeglądu piecyka. W sumie, to co w tym stresującego? U mnie myśl o tym powodowała ściskanie w splocie słonecznym, może dlatego, że boję się popełnić jakiś błąd, może dlatego, że mieszkanie to kojarzy mi się ze stresem? W każdym razie to postanowiłem zająć się tym przez 20 minut, i coś tam wykombinowałem, co spowodowało zmianę nastroju, można by powiedzieć, że diametralną. Nie chodzi nawet o to, że mnie ten gazownik stresował, czy stresuje, ale ogólnie, wszystkie problemy zaczynają urastać do wysokości gór, powiedzmy sobie Alp. Siedzę sobie w kafejce z widokiem na te góry tutaj. Jestem tu już stałym klientem, bo łatwiej mi się tu zabrać za pisanie.  Aha, co w sumie chciałem napisać. Moim celem jest w tym momencie skończenie pisania książki, albo przynajmniej praca nad nią i znalezienie jakiejś partnerki. Co d...

Z kafejki

Obraz
 Coś mnie już dawno tu nie było, ale tak to jest, jak człek w podróży. Miałem dotrzeć do Brisbane, wylądowałem w górach. Póki co, to mi akurat zimno, bo siedzę na zewnątrz w kafejce, już od ponad godziny, ale pewnie się zbiorę i wrzucę parę zdjęć. Nie wiem, coś mi się te zdjęcia z komórki nie ładują na serwer. Teraz jak otworzyłem, to coś tam się zaczęło, mimo że nie jestem na wifi.  

Podróże?

 Duszę się trochę, z rana, czyli normalka. Jadę do tej Australii, choć mi się nie chce, ale jadę dla zasady, żeby przesuwać moją granicę lęku. A może będzie fajnie, zobaczymy. Póki co, to wyląduję najpierw w Sydney, bo do QLD mnie nie wpuszczą. To znaczy, jakbym tam poleciał, z Sydney, to musiałbym do hotelu na państwową kwarantannę na 2 tygodnie. To wolę się poszlajać po Sydney i zobaczyć, czy potem będę mógł normalnie wjechać. W sumie, to chciałbym już być z powrotem i tutaj sobie jakoś życie poukładać, bo tak żyję już od lat na walizkach. Byłem wczoraj na ściance, czyli na bouldering. Powoli coś tam lepiej idzie. Jakbym poszedł na ściankę z liną, to bym pewnie poznał więcej dziewczyn. Wczoraj gadałem z jedną znajomą, X, która mówi, że woli samochodem jeździć. Nie mam samochodu, więc nie chce mi się na ściankę z liną, bo to prawie pół godziny rowerem, więc jak wrócę, to kupię sobie samochód, bo mi tego brakuje. Idę jutro na test PCR, jak wyjdzie pozytywny, to i tak nigdzie nie po...

Zamieszanie, czyli normalka

 U mnie w głowie zamieszanie, ale tak to już jest i tak pewnie pozostanie. Staram się tym za bardzo nie przejmować, ale robić swoje, choćby pisać codziennie  pamiętnik. Z tym ostatnim to mi coraz lepiej idzie, kiedyś się tym bardziej stresowałem. Za to pisanie książki nie posuwa się specjalnie do przodu, zastanawiam się dlaczego. Robota mi się w piątek skończyła, no i dobrze, bo mnie trochę wykończyła psychicznie, bo pewne rzeczy musiały być na termin skończone, a ten, który się na tym najlepiej znał poszedł na chemioterapię. Oczywiście, chcieli by żebym tam na stałe pracował, albo przez inną firmę, ale póki co to się wybieram do tej Australii, pewnie na jakiś miesiąc, dwa, z czego prawdopodobnie 2 tygodnie spędzę na kwarantannie. Już nie wspomnę o prawie 3 dniach lotu, bo do Brisbane, gdzie się wybieram, póki co to nic bezpośrednio nie lata, choćby dlatego, że tam obowiązuje kwarantanna, to nikomu z zagranicy się tam nie kwapi. Dlatego też pewnie żadna linia lotnicza nie ma w...

Tu czy tam

 W sumie, to nie wiem po co jadą do tej Australii, przyjaciół zobaczyć, popatrzeć na pytony w lesie i różnego rodzaju papugi w parku. Możliwe, że będę się włóczył przez 2 tygodnie gdzieś w okolicach Sydney, bo w QLD ciągle obowiązuje kwarantanna, jak się przyleci z zagranicy. To zamiast siedzieć w hotelu, za który sam muszę płacić, bez możliwości opuszczenia go, wolę się powłóczyć po kafejkach, a może wybiorę się w góry Blue Mountains. To wszystko powoduje u mnie stres, bo w sumie, to sam chyba nie wiem czego chcę, co nie jest niczym nowym. Czuję się samotny, zostałbym tutaj, ale z drugiej strony coś mnie ciągnie precz. Niby jadę tam też, żeby nie stracić tej wizy. Tak to jest, jak człowiek ma namieszane w głowie.

Bilety i mentalności

Jak to się szybko niektóre rzeczy zmieniają. NSW, to ten stan, gdzie Sydney leży, zniósł kwarantannę, w piątek. O ile psim swędem dostałem bilet przez London, do którego musiałem osobno lecieć, potem 23 godziny bezpośredni lot do Sydney, z krótką przerwą w Darwin, tak teraz jest biletów jak grzybów po deszczu. Wprawdzie nie do Brisbane, gdzie się wybieram, ale mogę lecieć prze Dubai, zawszeć to tylko 6 godzin i potem jakichś 13, czy coś koło tego. Na tą okazję kupiłem sobie droższe siedzenia, takie, że mogę nogi wyciągnąć i nie muszę nikomu po nogach chodzić, jak chcę do toalety.  Tak, że mam bilet przez Dubai. Tamten z Londynu muszę skasować. Jak będę miał szczęście, to może dorzucą jeszcze lotów i pojadę od razu do Brisbane, bez nocki w Sydney, na którą się w tym momencie zapowiada. Póki co, to czeka na mnie 14 dni kwarantanny w QLD (Queensland), gdzie Brisbane leży. Tyle, że myślę, że pod presją może ichniejszy rząd stanowy się podda i nie będzie kwarantanny. QLD żyje z turystyk...

Przed podróżą?

 Tak się jeszcze ciągle zastanawiam nad tą podróżą do Australii i do żadnych nowych wniosków nie dochodzę. Myślą, że pojadę tam po prostu odetchnąć innym powietrzem i zobaczę co dalej. Może postaram się wizę przedłużyć, bo w tym momencie strasznie cienko z lotami w tamtą stronę. Wczoraj byłem na boulderingu, potem na kawie z Sąsiadką. Jak wspominałem, to moja dobra kumpelka, nic od niej nie chcę, ona ode mnie też, ale się nam dobrze dogaduje i ja mam się przy kim wygadać, ona też.  Coś mi się nie chce pisać, jestem jeszcze zmęczony tym projektem, w którym jestem. Poszedł on w piątek na produkcję, jak się to mówi, zobaczymy co z tego będzie, przeważnie coś tam po paru dniach wychodzi. Pogadałem z kumplem, jak to jest z robotą, bo tu są takie przepisy, że jako freelancer nie wolno za długo w jakiejś tam jednej firmie pracować, bo wtedy jest się jakby pracownikiem na stałe i trzeba do "ZUSu", czy czegoś w tym rodzaju, nadpłacić, za przeszłe lata. Zarówno pracodawca, jak i pracow...

Nowy tydzień

 Ale ten czas leci, to już pół roku od mojej operacji. Byłem dzisiaj w parku, zrobiłem taki marszo-ćwiczeniobieg, bo powiedziałem sobie, że po pół roku zaczynam z lekkim bieganiem. Tyle, że mnie teraz trochę lewe biodro boli, ale, takie życie. Przez ostatnich parą dni byłem do niczego, bo sporo stresu w robocie. Robię w projekcie dwóch grup, tyle, że w tej drugiej grupie ta osoba która też miała robić poszła na urlop, druga tam też na urlop, a trzeci chory. Chcieli żebym ja pomagał, to robota ma być zrobiona. W każdym razie, to mam nadzieję, że będzie luźniej, od przyszłego tygodnia, bo większość roboty zrobiona.  Idę we wtorek do fizjoterapeuty, ciekawe co tam będzie. Nie byłem na żadnych sportach od środy, bo padałem jakoś na pysk. W takich momentach przestaję zwracać uwagę na moją wagę, czyli ciężar, więc przytyłem, takie życie, ale trochę się może jedzeniem pocieszałem, a trochę może uważałem, że potrzeba mi energii, żeby mnie jakie choróbsko nie złapało.

Koniec lata

 Ale czas leci, już koniec sierpnia, koniec lata powoli, choć dzisiaj ciepło. Idę zaraz na spacer po parku, choć mi się nie chce. Byłem w sobotę na bouldering. Było masami ludzi, co rzadko zdarza się w sobotę rano. Na koniec chciałem się zapytać co takie masy, ale najpierw nie umiałem się dopchać do obsługi, a potem jakoś zapomniałem, odurzony dobrą kawą. W domu, jak to się mówi, przypadki chodzą po ludziach, przełączyłem radio na inną stację i tam coś mówili o kuponach na ściankę, czy coś w tym stylu. Nawet sprawdziłem, ale mieli tylko dla tego samego centrum, ale w miasteczku obok. Pewnie mieli wcześniej dla tego do którego ja chodzę. Mnie to rybka, bo mam kartę miesięczną, ale chciałem to posłać Sąsiadce. Z nią spotkałem się w niedzielę. Nie chciało mi się, bo coś ostatnio padam na pysk, ale wybrałem się. Spotkaliśmy się w nowej dla nas kafejce. Po dwóch dużych cappuccino trochę się obudziłem. Ona szła potem do mieszkania rodziców chłopaka, karmić rybki. Dobra, mówię, przejdę si...

Lasy Amazonii

Byłem znowu na boulderingu, to się chyba nawet po polsku "bouldering" nazywa. Bolało mnie wprawdzie ramię, bo byłem się wspinać na ściance w środę, z Blondi i jej chłopakiem, oraz kumpelką K. Chłopak Blondi wspinał się z K, bo tak trochę wagowo pasowało. W każdym razie, to oczywiście, przesadziłem trochę i ostrzej mnie bolało w czwartek, piątek, dzisiaj też trochę, sobota. Mimo wszystko polazłem na ten bouldering, choćby po to, żeby się na rowerze przejechać i dobrej w miarę kawy napić.  Udało mi się zrobić jedną łatwiejszą i jedną trudniejszą drogę. Powoli znowu nabieram chyba siły w palcach, takie mam wrażenie. Chciałem iść pobiegać, ale napisałem o tym w mojej grupie na facebooku i tam się na mnie rzucili, że co, że tak nie powinno się robić, że trzeba czekać 6 miesięcy po operacji. Nie wiem skąd u nich taka wiedza, wiem, że jeden z tych super ekspertów tak mówi, który tam jest na tej grupie też, choć rzadko kiedy się odzywa. Tam jest ponad 2000 osób, więc nie podejrzewam,...

Mrówka królowa i cel życia

  Cel życia jest przecież względny, przyszło mi po raz któryś do głowy. Przypomniał o mi się akurat, jak po moim sobotnim boulder ingu siedziałem spokojnie na macie w otwartej przestrzeni, w której można się trochę porozciągać po ćwiczeniach. Słońce wpadało przez otwarte okna. Czułem się w miarę dobrze, swobodnie, może nawet szczęśliwie. Spojrzawszy na szybę zamkniętej części okna zauważyłem, że chodzi po niej mrówka, królowa, czyli taka mrówka ze skrzydłami. Popatrzyłem na pomieszczenie, w którym nie było nic zielonego, ani w ogóle, pewnie nic, gdzie ona mogłaby zdobyć coś do jedzenia. Podniosłem się więc i położyłem palec na drodze, po której akurat szła. Gdy na niego weszła to wystawiłem dłoń przez okno i dmuchnąłem lekko. Poleciała, lądując na trawniku poniżej. Usiadłem znowu na macie, zadowolony z siebie, z tego, że coś tam, nie wiem. Po chwili spojrzawszy znowu na okno, do którego byłem przeważnie obrócony bokiem zauważyłem więcej tych mrówek królowych. Tym razem jednak nie ...

Takie buty

Byłem dzisiaj na bouldern. Idę tam czasami z mieszanymi uczuciami, ale w sumie, to chodzi mi o to, żeby trochę do ludzi i przejechać się na rowerze. Poza tym, to jak sobie odpuściłem żeby coś trudnego wyszarpać, to mniej się frustruję. I tak uważam, że to fajne zwracać uwagę na to co się robi, co się z ciałem dzieje, równowagą, nogami. Tak miałem kiedyś przy pływaniu. Mój współmieszkaniec, kiedyś, pływał sporo, na basenie. Ja sobie myślałem "to strasznie nudne chyba, tak pływać w te i wewte". Aż kiedyś z braku laku, bo miałem uszkodzony jeden palec, zacząłem pływać tam i z powrotem, na basenie bez ludzi, tak, że nikt mi nie przeszkadzał. Potem, kiedyś tam, zacząłem czuć wodę, nie tylko na palcach, ale na całym ciele. Doszło do mnie trochę co to znaczy, żeby łapać wodę, przesuwać się w niej, czy jak to zwał. A buty, to kupiłem parą miesięcy temu nowe NB (new balance), takie do chodzenia, bo miałem iść do szpitala, czy sanatorium, a moje wszystkie buty miały jakieś tam dziury. ...

Trochę pogody

 Chodzę teraz regularnie na bouldern, to znaczy, od tygodnia. Staram się nie przesadzać, ani nie robić nic takiego, żebym stracił kontrolę i musiał zeskoczyć.  Poza tym, to stres w robocie, mam nadzieję, że ten tydzień będzie bardziej spokojny. To i tak relatywne, bo ten kumpel, który mnie wprowadzał, teraz na chemio, kontaktuję się z nim raz na tydzień. Raz mu lepiej, raz gorzej. Tu miła pogoda, chociaż ja tyle, co rowerem na bouldern i z powrotem, nie licząc wieczornych spacerów czasami. Z tym, że jak się człowiek nie posmaruje, to też go coś może lekko zarumienić, bo tam i z powrotem to jednak z pół godziny.  W sklepie rowerowym ani części, bo kontenery w Chinach i w kanale Sueskim stoją, ani czasu na wymianę w moim rowerze, bo ludzie zaczęli masowo kupować rowery i jeździć na nich. Mnie się udało psim swędem termin zdobyć, to znaczy, mam w poniedziałek do warsztatu z rowerem, zrobią mi to tak przy okazji. Normalne terminy mają na połowę sierpnia. U mnie tylko wymiana ...

Do parku

 Idę na spacer, poszlajać się wśród drzew w parku, posłuchać ptaków, zanim pójdą spać. To dobra pora, bo mało ludzi, tym bardziej, że trochę pochmurnie. Wczoraj przebiegłem parę metrów, może pójdę dzisiaj w butach do biegania, ale nie chcę jeszcze biegać, bo mam paranoję, że coś się spieprzy, z biodrem, czy kolanem. Nawet przespałem całą noc, może dlatego, że byłem na spacerze przedtem? Podobają mi się te dzikie drzewa w parku, bo przynajmniej ta część po której chodzę jest po części dziko trochę zakrzewiona i zadrzewiona. Są ścieżki, ale nie ma tam zbyt wielu trawników.

Słońce na rower

 Ale ten czas leci. W robocie pod koniec tygodnia coś się zaczęło stabilizować, powoli zaczynam rozumieć co robię. Byłem wczoraj na bouldern. Bardzo fajnie było. Starałem się nie zeskakiwać, wcale, chociaż nie zawsze mi to wychodziło. Było parą ładnych dziewczyn, co dobrze wpływa na mój humor, choć oczywiście nie posuwa mnie do przodu w poszukiwaniu partnerki, bo tam raczej młodzież się kręciła, w sobotę rano. Dzisiaj pojechałem nad jezioro, potem do parku. Zrobiłem serię plank, chciałem poczytać, ale komary mnie zaczęły żreć. Mam wrażenie, że ta zoperowana noga jest trochę krótsza. Ciekawe, po tym rowerze nie boli mnie kolano, choć przedtem bolało. Biodro ciągle man jeszcze takie dziwne miejsca z boku.  Jutro idę sobie dać zrobić test na to, czy miałem już kiedyś covida. Tak to dam zrobić, z ciekawości, choć nie jest za darmo W czwartek idę się przedstawić do lekarza, który mnie potem w piątek zaszczepi. Tu nie można tak sobie gdzieś pójść, dać się zaszczepić, bo jest za mało...

Po osiemnastej.

 Stwierdziłem, że nie jem po 18, bo mi zaczyna sadło znad paska od spodni zwisać. Wczoraj zjadłem tylko jabłko, po tej godzinie, dzisiaj byłem w parku, a przedtem na rowerze. Zrobiłem nawet ileś tam burpies, oprócz planków, czy jak się to nazywa. Fajnie się w parku ćwiczy, bo ładna pogoda i sporo ludzi też to robi.  W robocie trochę stresu, bo mam jedno pomotane zadanie do zrobienia, w sumie, to sam się trochę stresuję, bo mam wrażenie, że zupełnie nie idę z tym do przodu, to znaczy, z jednym takim kawałkiem. Wypiłem chyba ze 4 kawy dzisiaj, w nocy słabo spałem, tym bardziej, że jakaś baba darła się do telefonu idąc o pierwszej w nocy klatką schodową. Technologia ma wady i zalety. Ale, po tym parku jest mi jak zwykle fajniej. Porobiłem jeszcze trochę języka, na duoligo, bo z ciekawości chcą przejść do następnej klasy, a poza tym, to myślę, że czegoś się przy tym uczę. Taka konkurencja to jednak trochę wciąga.

Walka o punkty

 Jak już wspomniałem, korzystam akurat z tego kursu do nauki języków, głównie robię chiński, choć trochę japońskiego podskubuję, ale minimalnie. Japoński po części dlatego, że podobają mi się Azjatki, a po części dlatego, że oni też używają trochę chińskich znaków. Jestem teraz w środkowej grupie na tym kursie. Tam jednak ludzie dają do przodu. Za każde ćwiczenie ma się od 10 do 20 punktów, w poprzednich grupach jak kto zrobił 100 punktów dziennie, to było w miarę spoko. Tutaj, bo jestem w "złotej" grupie, najlepszy ma prawie 1200 punktów, czyli robi średnio 400 punktów, bo dzisiaj jest środa, gdy to piszę. Ja mam 750, ale to też może po części dlatego, że jestem trochę pracą zmęczony. Ten gościu, który mi przekazuje część potrzebnej mi wiedzy, dosyć fajny zresztą, idzie na urlop od poniedziałku, więc chcemy wykorzystać ten czas żeby mnie trochę wtajemniczył w to, co mam robić. Kiedy on wróci, to nie wiadomo, bo faktor choroby się wmieszał, temu dosyć niespodziewanie znika od...

Zawzięcie

 Na tym duolingo, czyli kursie do nauki różnych języków jest lista rankingowa, są różne klasy, zdobywa się też różne nagrody. Jedną z nich jest zdobycie pierwszego miejsca w danym tygodniu, w swojej grupie, w której jest 30 osób. Był jeden, który uczy się japońskiego, miał sporo punktów. Postanowiłem jednak, że to jedyna szansa, żeby mieć teraz pierwsze miejsce, bo w klasie wyżej może być trudniej, bo tam są bardziej zawzięcie. Tak robiłem i robiłem i z rozpędu narobiłem trochę punktów. Pomyślałem sobie, że nie mam ochoty tym razem przegrać, jak już w innych rzeczach przegrywam. Ciekawe, czy tamten się odrobi. Chciałem narobić tyle punktów, żeby ten ktoś nie miał szans nadrobić, a pozostało tylko parę godzin do końca tygodnia. Jest to liczone według czasu amerykańskiego. Z tego wszystkiego zrobiłem już najprostszą formę wszystkich ćwiczeń, czyli całe to drzewo, więc idę zaraz spać, bo mi się już z głowy dymi. Byłem dzisiaj na rowerze i w parku. Jeszcze tydzień i będzie 12 tygodni o...

Chińskie układanki

 Padam trochę na pysk, w nowej robocie trochę stresu, bo oczywiście, zanim zacznę coś robić, to muszę mieć stanowisko pracy, że tak powiem. Póki co, to jestem jeszcze trochę w lesie, choć powoli coś tam idzie do przodu. Jak się tak z ludźmi gada, to dużo chciało by się dać szczepić, ale póki co, to chyba nie ma tu tyle szczepionek, w tych centrach szczepień można być obsłużonym jak się ma przynajmniej 70 lat. Można iść do lekarza, jak się ma jakiegoś regularnego. Ja to bym nie wiem gdzie musiał iść, to ortopedy, albo urologa? Muszę popatrzeć, może oni rzeczywiście szczepią. Jak się nie ma szczepienia, to wszędzie na sport trzeba mieć testy. ćwiczę teraz więcej chińskiego, na takiej stronie "duolinguo.com", polecam, bo jest za darmo, a można sporo poćwiczyć. Jest tam masami języków. Widziałem jedną, która uczy się chyba 15 języków na raz, niby, choć nie wiem jak często ona to robi. Z tego wszystkiego pomyślałem, że pouczę się trochę japońskiego. W sumie, to co chciałem napisać...

Dieta nie cud

Moja dieta, polegająca na tym, żeby starać się mniej jeść zadziałała w drugą stronę, czyli przytyłem. Pewnie dlatego, że obżerałem się wieczorem, a mało co się ruszam. Z tego wszystkiego kupiłem sobie trochę słodyczy dzisiaj, to znaczy, marcepanu i czekolady. Zamiast diety mam zamiar więcej ćwiczyć, czyli wrócić do mojego rytmu robienia brzuszków, czy pompek.  Ciągle mnie to biodro, czyli mięśnie bolą, z prawej strony jeszcze spięte i tak dalej. Ciekawe kiedy to przejdzie. W kolanie mi strzyka, jak robię przysiady. Ciekawe, jak się to zmieniło w porównaniu do tego, gdy dwa lata temu codziennie uprawiałem sport i martwiłem się, jak mi na treningu coś nie wyszło. Priorytety się zmieniają. Teraz, trudno, myślę sobie i już dla zabawy skręciłem i rozkręciłem kij do biliarda, bo taki posiadam. Jak można będzie, to wybiorę się znowu popykać. Nawet sam sobie potrafię postukać w te kulki, mam nawet kulkę treningową. Zadzwonili z przyszłej roboty, dwa razy. Za pierwszym razem, że mi komputer...

Bramki Lewandowskiego

Obraz
Moim głównym źródłem wiedzy o Polsce są moi przyjaciele, którzy tam mieszkają, trochę rodzina i strona "demotywator". Akurat było dzisiaj na demotywatorze o tym, że Niemcy nie chcą, żeby Lewandowski, to taki piłkarz polski, grający w Niemczech, strzelił jeszcze jednego gola i pobił rekord jakiegoś niemieckiego piłkarza. Także dzisiaj był artykuł w niemieckiej gazecie, którą czytam, o tym, że Polacy się oburzają, że Niemcy nie chcą, żeby Lewandowski ten rekord pobił. Powiedzmy sobie, w tym artykule było raczej o tym, że ktoś tam coś takiego w polskiej prasie napisał, że niby Niemcy nie chcą i polscy nacjonaliści, czy fanatycy piłki nożnej, czy jaka tam jest ta mieszanka, są teraz zbulwersowani. Moim głównym źródłem wiedzy o piłce nożnej tutaj jest radio, którego słucham. Na moje nieszczęście transmituje ono w weekend spotkania pierwszej i drugiej bundesligii. Nie mam sterownika do radia, więc przeważnie ściszam, jak się komentatorzy drą, bo padł gol, czy coś w tym rodzaju. Cza...

Książka stoi, czyli leży

Próbuję pisać książkę, od lat. Daleko się nie posunąłem, zastanawiam się dlaczego. W jednej jej części piszę coś tam autobiograficznego, nie podoba mi się to co piszę, czy napisałem. A może mnie to stresuje? Cholera wie. Wiem, że w szkole miałem przeważnie 5 za styl, ale słowną naganę za treść. Jedna z części tej książki miała być trochę o psychologii, czy neurobiologii, ale oczywiście, dochodzę do wniosku, że nie znam się na temacie, a nie chcę głupot wypisywać. Po co w ogóle taka książka? W sumie, to może dlatego, że lubię pisać, może dlatego, coś tam, nie wiem co, a po części dlatego, żeby powiedzieć, że może się odechcieć samobójstwa. Akurat miałem dzisiaj dobry dzień, to znaczy, jak się obudziłem, o trzeciej nad ranem, a  potem koło piątej, jak już się jasno robiło, to pomyślałem sobie "C.uj z tym, czym ty się tak przejmujesz znowu". Takie stwierdzenie czasami mi pomaga. Nie wiem, czy wspomniałem, ale od pierwszego czerwca mam znowu zlecenie, na jakie cztery miesiące. Ak...

Nastroje i wiewiórka

Tak sobie obserwuję moje nastroje, bo trudno mi tego nie robić, skoro nie sięgam do alkoholu, czy innych cięższych używek, siorbię tylko kawę. To w pewnym sensie fascynujące, jak się człowiekowi nastroje zmieniają. Chciałem coś tam załatwić w Australii, przyszedł mail, że mam do nich zadzwonić. Od razu zacząłem się dusić. Teraz byłem dwadzieścia minut na rowerze, bo dłużej mi się nie chciało, bo dużo ludzi i samochodów. W miarę mam dobry nastrój, widzę wiele rzeczy bardziej optymistycznie. Oczywiście, ignoruję stertę papierów na moim biurku, które muszę zeskanować, posortować, ale, nastrój da się wytrzymać. Postaram się dzisiaj nie pić kawy po 16-tej, bo może przez wczorajszą obudziłem się w nocy. Ogólnie, to powoli przyzwyczajam się do tego, że nie mogę już biegać sprintem, ale, da się przeżyć. Staram się nie wpadać w styl myślenia "to ja się zabiję". Jeśli się to komuś wyda dziwne, że można tak myśleć, to dla mnie jest to naturalne, niejako. Refleks wyuczony w dzieciństwie....

Rower

Obraz
  Byłem dzisiaj znowu na rowerze, choć to zdjęcie jest sprzed paru dni. Wypróbowałem jazdę już w zeszłym tygodniu, to znaczy, najpierw w piwnicy, gdzie trzymam rower przetestowałem czy dam radę wsiąść na rower. O dziwo, udało mi się to całkiem dobrze, choć jedną ręką opierałem się przy tym o ścianę. Potem wypróbowałem czy dam radę zejść. To mi też wyszło. W związku z tym, że byłem już ubrany na spacer, albo na rower, wyszarpałem mojego metalowego rumaka po schodach i wyruszyłem w krótką podróż wkoło parku. Całkiem dobrze to poszło, tak, że dołożyłem jeszcze z pięć minut po bocznych dróżkach, zanim dotarłem do domu. Dzisiaj byłem znowu. W sumie, to może ze 30 minut, ale czułem potem, że kondycja zerowa, jak na mnie. Tyle, że ciągnęło mnie do tego, żeby się poruszać. Jak jadę to staram się tego biodra za bardzo wstrząsami nie obciążać, ale, bez przesady.       Sikorki nadal obgryzają tą kulkę dla sikorek. Gołębie przylatują jeszcze, ale są raczej rozczarowane, że nic n...

Cieplej

 Ciekawe, sikorki może mają młode, bo tu zielono, a one co chwilę na tej kulce dla sikorek wiszą, którą im zimą powiesiłem i którą nie były specjalnie zainteresowane. Mnie coś od paru dni lepiej. Widać, albo raczej czuć, jak coś w mózgu jest inaczej, bo przestałem się tak przejmować tym, że mam sztuczny staw, biodrowy. Możliwe, że czasami trzeba się odbić od dna, żeby sobie trochę w tych neuronach poprzestawiać. A może to tylko tak chwilowo, bo słońce, wiosna, cholera wie co. Może jaki sąsiad DDT kwiatki na balkonie popsikał i mnie się też udzieliło. Wczoraj byłem znowu na spacerze, z Sąsiadką. Wyciągnęła mnie, bo akurat też nie pracuje. Zwolniła się z poprzedniej roboty, bo już nie umiała wytrzymać. Fajnie się z nią gada, nawet na temat psychologii, czy socjologii. Chociaż, muszę uważać, żeby jej moimi monologami nie zanudzić, ale skoro sama mnie na spacery wyciąga, to może nie jest tak źle. Zacząłem nawet trochę więcej ćwiczeń robić, choć czuję jeszcze trochę porozciągane mięśnie...

Sikorki.

 Idę zaraz na spacer, myślałem, że dzisiaj ma być ciepło, ale to dopiero jutro. Od dwóch dni jakoś się lepiej czuję, może dlatego, że czwartek spędziłem z Sąsiadką? Przyszła ona już na śniadanie, pomagała mi wybrać sofę, której i tak jeszcze nie kupiłem, bo dalej się zastanawiam. Nie muszę dodawać, że od lat. Potem poszliśmy na spacer, raz świeciło słońce, raz było zimno. To znaczy, zimno było cały czas, jak słońce się schowało. Z Sąsiadką fajnie się gada, znam ją od lat. Ma chłopaka i jest dużo młodsza, więc jest na luzie. Nie muszę się zastanawiać czy by jej nie poderwać i jakby to było. Po spacerze zrobiłem nawet coś do jedzenia i mogliśmy się cieszyć resztkami słońca na balkonie. Trochę może ona mnie zmotywowała do zakupu paru ETFs, czyli funduszy inwestycyjnych, co chciałem już od dawna zrobić. - Kup po prostu, to się czegoś nauczysz, ale kup za pieniądze, które możesz nawet stracić - powiedział. Jak powiedział tak zrobił.  Może kupię tą sofę, a może nie. Dziwnie mam w te...

Gwałtowne skoki nastroju. Raczej dołek.

 Coś mi się nie chciało pisać. Jestem już po operacji biodro. Ciągle jeszcze walczę z tą myślą, że mam jakiś kawałek metalu i ceramiki, zamiast stawu. Przechlapane.  O operacji napiszę innym razem, bo mi się teraz nie chce. Byłem potem w sanatorium, co było dobre, bo człowiek wiedział, że nie tylko ona ma problemy ze snem w nocy, bo albo boli, albo coś innego. Średnia wieku była tam może ze 70 lat, trochę przesadzam, ale chyba nie za bardzo. Tyle, że okolica ładna. Było paru facetów, jeden był byłym żołnierzem, albo może jeszcze w służbie, bo nie był taki stary i skakał tam często na jednej nodze. Tego często spotykałem na klatce schodowej, bo podobnie jak ja nie używał windy. Inny, który przyszedł pod koniec mojego pobytu był młodszy ode mnie, też były wojskowy, spadochroniarz, potem w służbach specjalnych policji. Oczywiście, uprawiał sztuki walki. - To pewnie przyczyniło się do moich rozwalonych bioder - powiedział. Zaczepiłem go po jednych z zajęć grupowych, bo wyglądał na...

Stabilizacja?

 Możliwe, że zbliża się czas, że postanowię się ustabilizować, mieć kogoś bliskiego, być w jednym miejscu, kupić samochód. Jakoś tego samochodu mi brakuje, oprócz tej bliskiej osoby. To wszystko pewnie spotęgowało się przez parę rzeczy, przez to, że Blondi, moja partnerka od wspinaczki wybrała kogoś innego, przez to, że mam rozwalone biodro i nie mogę się wyżyć biegając, to znaczy, uspokoić i może jeszcze przez to, że trudno jest gdzieś pojechać, choćby do Australii, albo choćby pójść sobie do kafejki z przyjaciółmi. A może po prostu też dojrzewam do czegoś, mniej się boję, a wiem lepiej czego chcę, albo, może czego nie chcę, czyli być samemu? A może bardziej się boję, bo historia z biodrem pokazała mi, że nie jestem ze stali, tylko zaczynam rdzewieć. Skomplikowane, bo kiedyś, latami chciałem się zabić, tak na poważnie. Teraz, ostatnio, też myślę o tym, ale nie tak na serio. Piszę trochę więcej, to znaczy, tą książkę, może tylko godzinę, czy dwie dziennie, ale lepiej niż kiedyś. My...

Śmiejące się myszy

Zamówiłem sobie od razu dwie książki Jordana Petersona. 12 czegoś tam, porada na życie i 12 nowych porad na życie. Nie chodzi mi o same porady, ale on w swoich prelekcjach opisuje niektóre mechanizmy zachowawcze. Ogólnie, to słuchanie jego prelekcji to dla mnie jak wędrówka po różnych krainach. To co mówi nie jest całkiem nowe, ale interesujące jest jego wiązanie różnych wątków, faktów. Opowiada na przykład o tym, że szczury się śmieją, jak się je łaskocze. Problem w tym, że człowiek tego nie słyszy, bo one się śmieją na ultradźwiękach, czyli bardziej pod tony nietoperzy. Interesujące są niektóre rzeczy. Choćby to, że kondor odwiedza gościa, który mu życie uratował i wychował go, jak ten wyleciał z gniazda. Nie tak, żeby kondor u tego gościa mieszkał. Ptak żyje sobie swoim życiem, ale odwiedza go parę razy na miesiąc chyba, czy jakoś tak. Rozpościera skrzydła, a potem tuli się do niego. Zacząłem tą notkę pisać chyba z tydzień tamu i jakoś nie wysłałem. Jest taka metoda robienia trudnyc...

Przechodzenie przez ścianę

Idę jutro do ortopedy, spotkanie przedoperacyjne. Nawet nie wiem, czy on mnie będzie operował, czy jakiś praktykant, to mnie dodatkowo stresuje. Układałem sobie jeszcze pytania dzisiaj, po tym, jak pojechałem do sklepu, a potem do parku. Wydrukowałem te pytania, objadłem się sałatą, bo ostatnio jem chyba codziennie sałatę, potem objadłem się chlebem. Jedzenie to dobra ucieczka od myślenia, poza tym, to najczęściej sprawia przyjemność. Małe przyjemności małych ludzi. Z tym, że nie można jeść cały czas, więc kiedyś musiałem skończyć. Wtedy pojawił się niepokój, schowany może do tego czasu w odgłosie poruszanych szczęk. Położyłem się więc na łóżku, bo taki niepokój, czyli po części duszenie się, traktuję jako zmęczenie. Obejrzałem co było do obejrzenia na demotywatorze, potem trochę Jordana Petersona, na temat depresji i tego, co człowiek mógłby ze sobą zrobić. - Cokolwiek nie będziesz robił - powiedział on w pewnym momencie - rób to. - Możliwe, że wylądujesz w jeszcze większym piekle niż...

Skoki nastrojów

Byłem wczoraj na rentgenie, to następny krok w stronę operacji, na którą oczywiście mam średnią ochotę. Oczywiście, przyglądam się moim emocjom, które sobie skaczą jak zające na łące. Wczoraj rano beznadzieja, w sumie, to zastanawiałem się, czy bym się zabił, jakby był jakiś przycisk, który by mnie po prostu usunął z tego świata. Myślę, że jakby coś takiego istniało, to ludzie by częściej znikali. Tak, to trochę głupio, powiesić się i potem co. Ktoś kiedyś zauważy, że się nie odzywam i tak dalej. Mało przyjemna perspektywa. Z drugiej strony, jak ktoś ma depresję to trudno mu się gdzieś wybrać, wyjść z domu i wędrować gdzieś, gdzie można by z mostu do zimnej wody wskoczyć. Takie tam rozważania. W każdym razie, wskoczyłem na rower i wyruszyłem w stronę rentgena, do którego miałem ze 40 minut jazdy, pod warunkiem, że mi się droga nie pomiesza. Oczywiście, coś mi się pomieszało i dłużej mi zajęło, ale nie szkodzi. Przyjęli mnie szybko i jeszcze szybciej to zdjęcie zrobili. Nawet mi rentgen...

Ma być cieplej

 Ma być cieplej, to może znowu posiedzę na balkonie, pooglądam wiewiórki, o ile przyjdą. Póki co, to sprzątam po gołębiach, bo dobrały się do jedzenia dla sikorek i rozrzucają ziarno, poza tym, to raczej nie brudzą, tyle dobrze.  Wczoraj byłem obejrzeć dach, w mieszkaniu gdzie jest grzyb. Dekarz, bo z nim to oglądałem, powiedział, że dach wygląda w porządku. Więc, lokatorka jest idealna, jak sama twierdzi, ani sąsiad pod spodem, ani nad nią nie ma grzyby, tyle, fakt, to nad nią jest trochę mniejsze. Ten z boku mam coś minimalnie. Nie wiem, co tam pójdę, to mam wrażenie, że ona dobrze nie wietrzy, jakoś tam zawsze duszno. Ostatnio jak byłem, bo coś tam musiałem naprawić, to powiedziałem, żeby otworzyła na oścież, na przestrzał okna, bo mi tam duszno było. Niby otworzyła, ale zaraz zamknęła, bo powiedziała, że boi się, że się przeziębi. Pożyjemy, zobaczymy. Mnie biodro i kolano siekają. Poza tym, to zaczynam trochę lewe biodro czuć. To prawe to mnie nieźle siekało, tym bardziej ...

Słońce na balkonie

 Zimno to, ale raczej nocą, będzie z -10, w ciągu dnia tak koło -3 chyba. Dzisiaj było sporo słońca, gdy wyszedłem na balkon to miałem je na twarzy, chyba po raz pierwszy w tym roku na balkonie. Jeszcze nie jest ono na tyle wysoko, żeby mi oświetlało twarz, gdy siedzę na krześle, ale zawsze coś. Póki co to nie czytam książki na balkonie, bo stwierdziłem, że przy temperaturach poniżej zera łatwo dostać zapalenia różnych organów, gdy człek tylko siedzi.  Poćwiczyłem znowu na desce do wiszenia, chwytodeska się to chyba nazywa. Wymyślił ją w sumie Niemiec, to znaczy, takie ćwiczenie. Międzynarodowa nazywa się takie coś "campus board". To dlatego, że była niejako wymyślona w klubie sportowym o nazwie "Campus". Ten człek, Wolfgang Güllich, już w 1988 ćwiczył wiszenie na pojedynczych palcach, a ten "campus board" stworzył po to, żeby móc zrobić jedną drogę w skałkach. Miał lekką obsesję na tym punkcie, jak to jeden z jego kumpli określił. Ja to nawet nie umiem wi...

Ślady na śniegu

 Emocje mi skaczą, jak pajacyk zawieszony na gumce pod lusterkiem wstecznym samochodu. Rano, bardzo różnie. Dzisiaj w nocy budziłem się, wszystko było szare i ciemne, może dlatego, że to noc była. Tyle, że rano też tak. Parę dni temu znowu, budzę się pełen energii. Im bardziej się temu przyglądam, tym lepiej widzę, że sporo mam chyba takich przeskoków z przeszłości, na tym polega PTSD. Myślałem, że to inni tak mają, że jakaś trauma im się odzywa, coś tam z przeszłości. Oni słyszą może wybuch bomb, czy coś, mnie po prostu coś ściska splot słoneczny i wszystko staje się szare i bez sensu. Wiem o tym, więc robię moje poranne ćwiczenia, słuchając przy tym muzyki, zawsze tej samej.  Wczoraj chciałem o coś zapytać chirurga, to znaczy, czy to on sam mnie będzie operował. Znalazłem jego adres w sieci. Końcówka była firmowa, więc piszę. Podobnego maila napisałem do innego chirurga i dużej kliniki i ten mi dosyć fajnie odpisał. Napisałem wczoraj dosyć późno, więc nie oczekiwałem odpowie...

Nawet pozytywnie

 Dzisiaj wiewiórki znowu atakowały, wysokie krzewy koło balkonu. Jak zwykle zrobiłem parę badziewnych zdjęć i jak zwykle piszę, że pewnie je kiedy wstawię ;o) Problem w tym, że zdjęcia mam na komórce, a synchronizacja czasami dziwnie działa, więc nie zawsze mi się chce ich szukać. Orzechów im dzisiaj nie dałem, bo i tak ostatnim razem zakopywały. Kupiłem ich dzisiaj trochę więcej. Rano, o dziwno, nie męczył mnie za bardzo lęk. Pomyślałem sobie "czym ja się tak kurcze przejmuję". Wiem, że mam paradoksalne myślenie, bo chciałem się zabić już od wieku parunastu lat i do głowy mi nie przyszło wtedy, że tak sędziwego wieku dożyję. Poza tym, to obejrzałem sobie parę wideo na YT, o ludziach, którzy też walczyli ze swoimi lękami. Jeden też po tym, jak go rodzice za karę w szafie zamykali, na koniec trafił do więzienia i tak dalej. Drugiego znowu dzieci w szkole męczyły, jak to w szkole.  Myślę, że boję się jakoś choroby, czy śmierci, a może ogólnie, że coś złego się wydarzy. Wiadomo,...

Dołki i wiewiórki

 W poniedziałek idę do drugiej kliniki-R, dokładniej mówiąc, drugiego chirurga dowiedzieć się czegoś. Czytam sporo o technikach operacji, to znaczy, tej pierwszej E i drugiej kliniki R. żadna z nich mnie nie przekonuje. Gdyby tą metodą drugiej kliniki robiono w pierwszej klinice, to bym się nie zastanawiał, a tak, to obie techniki mają wady i zalety. Gdyby klinika E operowała metodą tej R, to bym się nie zastanawiał, bo klinika E jest jako specjalistyczna klinika ortopedyczna podobno jedną z najlepszych na świecie, według czasopisma newsweek. Obudziłem się w nocy i nie umiałem spać. Wyobraziłem sobie, że tulę się do jakiej miłej istoty i to mi pomogło. Rano obudziłem się i lęki przyszły. Takie życie. Za to gdy siedzę na balkonie, to jest mi lepiej, tym bardziej, że dzisiaj pod balkonem te dwie wiewiórki hasały. Może potem wrzucę jakie zdjęcie, choć jakoś zdjęcia taka sobie. Rzuciłem im trochę orzechów i zobaczyłem, że je od razu zakopywały. Tak sobie obserwuję swoje nastroje, z tyc...

Trochę lżej

Po tym jak podjąłem decyzję o operacji biodra, jakoś mi lżej. Już drugi dzień nie miałem porannej depresji, choć czułem się zmęczony. Myślę, że to miotanie się z sobą samym, "robić, czy nie robić", kosztowało mnie sporo energii. To jednak przezwyciężenie, dać sobie kawałek kości odpiłować i zamiast tego wstawić kawałek metalu, ceramiki i plastiku. Równocześnie człowiek czuje się jakiś, nie wiem, stary? Wiem, że nawet dwudziestolatkowie to mają, ale większość to jednak ponad siedemdziesiąt, chyba. W każdym razie, to poszedłem do tej kliniki, jak pisałem i mogę sobie wyobrazić tam się dać zoperować. Na początku lutego mam wizytę w innym ośrodku, to znaczy, u innego chirurga ortopedy, który operuje inną techniką, taką, po której nie ma ograniczeń w zginaniu nogi i takich rzeczach. Tak jest w tej pierwszej klinice (EK). Tyle, że coś za coś. Ta druga klinika jest mniejsza, mają może mniejszą ilość implantów, czyli protez do wyboru, muszę się dowiedzieć. Różnic jest trochę więcej, ...

Pierwsza klinika

Nie spałem chyba przez pół nocy, bo myślałem o dzisiejszej wizycie w pierwszej klinice, w której mam rozmowę na temat operacji biodra. Pojechałem tam rowerem. Muszę powiedzieć, że po wczorajszym deszczowym dniu dzisiaj było bardzo fajnie, nawet słońca sporo. Na wszelki wypadek zaplanowałem podróż na 1,5 godziny, choć jedzie się tam tylko niecałe 40 minut, rowerem. Tyle, że znam moją znajomość terenu, tym bardziej, gdy jestem zestresowany.  W każdym razie to lekarze byli mili. Chcę jeszcze jutro termin w innej klinice umówić, bo tam inną metodą operują. Tak w sumie, to robię to trochę dla zasady, ale może mi w tej drugiej klinice coś nowego powiedzą. Nawet nie chce mi się pisać o różnicach między tymi metodami operacyjnymi. Dobra, w tej pierwszej nie wolno się przez parę miesięcy na tej nodze schylać pod kątem więcej niż 90 stopni. W tej drugiej tego nie ma, ale, oczywiście, są inne ograniczenia, tyle, że bardziej w czasie operacji i tak dalej. Idę spać, bo miałem ciężką noc, ale w ...

Cykl dnia, zmęczenie

 Pogoda pasuje do mojego nastawienia do życia, bo jest po prostu szaro i prawie, że cały czas mży. Mimo wszystko poszedłem się chwilę przejechać na rowerze, bo i tak paczkę musiałem odebrać, olej do łańcucha rowerowego, bo mi się skończył. Jak pada i jeździ się przez park, to on szybko znika z łańcucha.  Coraz poważniej zastanawiam się nad operacją biodra. W domu chodzę już na śródstopiu, bo zacząłem czuć kolano. Czytam codziennie co tam piszą w grupie od kolan i bioder. Wbrew pozorom nie tylko starzy ludzie dostają nowe biodra, bo także mistrz świata w wadze ciężkiej w boksie dostał ze trzy lata temu dwa nowe biodra, w wieku chyba 35 lat. Nie wiem, czy walczył od tego czasu, to znaczy, czy miał jakąś poważniejszą walkę.  W każdym razie to obserwuję mój nastrój. Rano, jak zwykle, lekka depresja i niepokój, jestem po prostu w dołku. Jakoś tam wstaję, robię trochę ćwiczeń, przez co nastrój się poprawia. Na koniec kawa na balkonie, książka, ja opatulony w śpiwór. To chyba na...

Cena za bieganie

Byłem się wczoraj przebiec, tak mnie jakoś wyciągnęło. Może z 18 minut potruchtałem, za to mnie potem noga przez dwie godziny siekała, ale bieg był wspaniały, to znaczy, choć powolny. Widzę jak mi tego brakuje. Jutro pójdą może na rower. Przez to strzykanie w biodrze musiałbym pójść wreszcie do tych klinik, ale, wymówka zawsze się znajdzie. W moim mieście jest koło 3.000 nowo zarażonych tygodniowo, tendencja wzrostowa, póki co. Więc nie chcę się szlajać po różnych kolejkach, ani żelaznych, ani szpitalnych.  Dzisiaj było trochę słońca, więc poszedłem do parku, choć mi się nie chciało. Nawet jakoś dało się pochodzić, choć ludzi było pełno.  Ciekawe, poczułem nagle niepokój, jakąś godzinę temu, nie wiem, czy to z powodu owoców, które wszamałem, a może z powodu wiadomości od siostrzeńca, albo może na myśl o tych klinikach i jutrzejszej rozmowie ze spółdzielnią w sprawie grzyba w mieszkaniu. Ciekawe jak mi te emocje tak skaczą. Jak jestem niespokojny, to też po prostu fizycznie, tr...

Krok po kroku

Obraz
Tak jak ten jeden gościu powiedział, Banot, który wspiął się na Mariota, że coś mu mówi, żeby sobie dał spokój, zlazł, ale inna siła pcha go do przodu, więc idzie dalej, krok po kroku wchodzi do góry. Jak jest już w połowie, to nie ma sensu wracać. Mariot, NTB i inni Zajmuję się trochę takimi rzeczami, bo sam walczę z lękami, wiadomo. Potrafiłbym sobie wyobrazić wejście na takiego Mariota, jakby mnie to ciągnęło, był młodszy i potrenował. Nie znaczy, że teraz bym ryzykował życiem, ale kiedyś wspinałem się coś tam minimalnie bez ubezpieczenia. Nie ma co porównywać, ale raz o mało co nie poleciałem, w dodatku jak sam byłem. Teraz jak się wspinam to czasami nie chcę polecieć w linę, żeby się nie uszkodzić, poza tym, to teraz nie mam ochoty się zabić, a kiedyś tak. Tyle, że Banot mówi, że nie ma ochoty odejść z tego świata, dlatego też trenuje jak wariat do tych swoich wyczynów, nie robi tego na pałę. Jak się czuje lęk, nawet taki, który obezwładnia, to warto się przez niego przebić. Nie ...

Balkon bez wiatru i słaby dzień

 To był jakoś męczący dzień, już po wczorajszej wiadomości od Lokatorki zrobiłem się nerwowy, bo ona chciała się dzisiaj spotkać, nie chciała powiedzieć dlaczego. Na końcu skończyło się na tym, że ma znowu więcej grzyba w moim mieszkaniu, które jej wynajmuję. Z nią się czasami dziwnie działa, bo jest najlepszą lokatorką na świecie. Poszedłem do sąsiada pod spodem, bo go akurat spotkałem, on nie ma żadnego grzyba, ten z boku, który koło niej mieszka ma, ale minimalnie. Dlaczego tak u niej jest, to znaczy u mnie? Od lat mnie ten temat wykańcza, bo ciągle coś tam jest i teraz trzeba będzie dalej tam kasę ładować, żeby coś z tym zrobić. Jak już narzekam, to powiem, że ona ma od półtora roku bóle głowy przez tego grzyba i w ogóle jest chora. Dodam, że ma ona parę własnych mieszkań w Polsce i nawet jakiś dom buduje, nie wiem, czy na sprzedaż, czy dla siebie. Już było stawiane rusztowanae z przodu domu, tam poprawiane, z tyłu domu, dach robiony. Tak sobie tylko piszę, bo teraz dalej trzeb...

Julian Assange i gumki

 Tak sobie piszę o tym co u mnie się dzieje, w sumie chyba niewiele poruszam spraw politycznych, ale akurat było coś w radiu a Julian Assange. To założyciel "wikileaks" (wikileaks.org) gdzie to publikowano dokumenty o różnych rzeczach, między innymi pomyłkach żołnierzy USA w Iraku, którzy między innymi z rozpędu zastrzelili dwóch dziennikarzy Reutersa, ale też inne. Nie uważam, że wszystko co tam opublikowano powinno się było publikować, ale takie życie, czasami poplecznicy jakiejś idei przeginają, w tym przypadku chodziło o wolność dostępu do informacji. Ale wracając do osoby Assange. Oskarżono go kiedyś o gwałt w Szwecji, dlatego będąc już w Anglii uciekł do ambasady Ekwadoru, bo bał się, że jak go zaaresztują, poślą do Szwecji, to Szwecja go wyda USA, gdzie może mieć przechlapane. Z tym gwałtem to też taka trochę historia, bo w sumie to chodziło o podobno przedziurawioną prezerwatywę w przypadku jednej dziewczyny i o to, że chciał się z drugą dziewczyną kochać, bez gumki, ...

Wiewiórki w akcji

 Chyba będę musiał serial zmienić, chiński, bo mnie męczy. Zaczął się normalnie, młoda dziewczyna, trochę niezaradna, ale z drugiej strony zaradna, jakiś piękniś bogaty z własną firmą, jakaś inna, muszę dodać że bardziej mi się podoba, no i parę tam wątków, jak to w serialach, żeby nie było nudno. Potem niestety wyszło, że ktoś tam coś tam, ona, to sierota, matka tego architekta, bo On, to architekt, też jakoś zmarła, opiekuje się On swoją młodszą siostrą, co tam jeszcze, jakiś były przyjaciel go nienawidzi, bo przez niego jego rodzice połowicznie popełnili samobójstwo, kiedyś tam. Nie wiem, jest jeszcze ze dwadzieścia odcinków chyba, aż strach oglądać, jak w każdym odcinku coś nowego dojdzie, to może się okazać, że to dramat, albo horror, a nie komedia romantyczna. Tyle, że z chińskimi filmami i tak trzeba uważać, parę razy się nadziałem, bo tam czasami nawet główny bohater umrze, nawet taki, który jest mistrzem w sztukach walki, patrz "Hero". To rzadko się zdarza w Hollywo...