Walka z lękiem, a może po prostu droga.
Na dniach kupuję bilet na urlop, w sumie, to z mieszanymi uczuciami. To znaczy, dusi mnie trochę lęk, ale, to nic nowego. W pracy byłem jakiś spokojny, dzisiaj rano. Przypominałem sobie, jak wchodziłem na jedną drogę, jakąś 7+. Powoli dochodzę do wniosku, że rzeczywiście jakoś zacząłem się wspinać w 7-mym stopniu. Nie, żeby mi zależało, ale 6-ki mnie nudziły. Nie wiem, co się zmieniło, może więcej trenuję w domu, albo co, albo może to kwestia techniki? Czasami budzę się i zastanawiam się, co z tym wszystkim. Ale, na koniec i tak walczę. Coś tam sobie odpuszczę, ale próbuję wracać do przeszłości, jakoś poskładać to, co mam w głowie, jak rozbity garnek, posklejać, a może kleję coś nowego? Kto to wie. Wczoraj ścianka z C, ładną blondynką. Ale już mi na niej tak nie zależy, poza tym, ona ma chłopaka. Gdy się wspinam, to zapominam o wszystkim. Po prostu staram się przejść od chwytu do chwytu i nie polecieć. Potem, przed zaśnięciem przechodzę tą drogę jeszcze w głowie, a może jej kawałki. Ro...