Posty

Wyświetlanie postów z 2022

Po świętach

 Byłem dzisiaj na ściance, teraz mam zmęczone plecy. Byłem już w pierwsze i drugie święto, bo tu tak nie świętują.  Dzisiaj nic nie wywalczyłem na ściance, bo sporo ludzi było, ale na jednej drodze minimalnie dalej zaszedłem. Chciałbym wejść w trudność 6, bo 4-ki to nawet początkujący dadzą radę zrobić. Z piątkami mają gorzej, ja zresztą też. Lubię tam jeździć, bo to 15 minut rowerem w jedną stronę, z kawałkiem. Człowiek trochę mózg przewietrzy. Ciągle walczę z książką, ale bardziej na luzie jakoś.

Planowanie i emocje

Interesujące jest obserwowanie jak działa ludzkie rozumowanie. Można też oczywiście obserwować zwierzęta, ale że mam więcej kontaktu z ludźmi, niż ze zwierzętami domowymi, to im się przyglądam. Chociażby sobie samemu. Kiedyś zastanawiałem się jak mną lęki kierują, albo ogólnie mówiąc emocje. Sam mechanizm wydaje się być dosyć prosty, choć jego realizacja, czyli neurobiologiczne podłoże, wydaje się być bardzo złożone.  Jak to działa? Człowiek, czyli głowa, cały czas coś kombinuje, planuje. Samemu się emocjonalnie na różne scenariusze reaguje. Dlatego człowieka odrzuca na samą myśl o czymś, albo robi mu się miło, gdy o czymś innym pomyśli. Ludzie cieszą się na wizję urlopu. Wyobrażamy sobie jak to będzie, pewnie miło, z tego czy innego względu, dlatego jedziemy tam, a nie gdzie indziej.

Znowu będzie sauna

 W jednym z klubów sportowych, którego jestem członkiem, mają od stycznia znowu saunę otworzyć. No i dobrze. Chciałem dzisiaj iść na jakiś fitness, ale wczoraj za dużo robiłem na boulderingu, więc czuję za bardzo ramiona. Nauczony smutnym doświadczeniem pójdą tylko na jogę.  Wczoraj pogadałem sobie trochę z ludźmi pracującymi na ściance (bouldering). Za to nie popisałem za dużo książki, to znaczy, prawie wcale. Chcę trochę lepiej opanować moje "blokady", czyli stany lękowe powodujące, że męczę się przy pisaniu książki, ale także przy wielu innych rzeczach. Interesujące jest, jak mną te stany kierują. Gdy pomyślę o pisaniu, to czuję jak w okolicach splotu słonecznego zaczyna mnie coś ściskać. Gdy przestaję myśleć o czymś co "muszę" zrobić, to mi to przechodzi. Interesujące. Nie mam problemów z pisaniem bloga, ale robienie innych rzeczy, choćby pisanie tej książki, jest bardzo stresujące.  Tu słońce, choć poniżej zera. Idę na tą jogę, trochę się porozciągać i z domu w...

Trochę zimy, trochę jesieni

 Coś nie miałem weny do pisania dzisiaj, zastanawiam się, co chcą napisać, w sumie. Za to kupiłem sobie korek do wanny, zamiast uszczelki. Mogłem szukać tej uszczelki, ale nie wiem, czy by pasowała, bo to taki korek otwierany na pokrętło. Za to kupiłem pokrowiec na siodełko do roweru, bo po tym, jak latami mi tyłek marzł, miałem dosyć. To przez byłą Sąsiadkę, która ma jakiś pokrowiec z pianki, czy coś. Ja sobie strzeliłem taki z futerka. Siedzę teraz jak na kanapie i jest ciepło. Ogólnie, to najgorzej było jak rower stał na zewnątrz, czy może jeszcze padało, a potem człowiek siodełko własnym ciepłem musiał rozgrzewać, jak na zewnątrz koło zera. Przytyłem ostatnio, ale też nie żałowałem sobie słodyczy. Trza znowu na odwyk, choć za bardzo mi się nie chce. Trochę kolano czuję, tak to bym poszedł więcej na jakieś biegające sporty, bo dużo na jodze jestem, no i na ściance, ale tam się dużo nie spali. Tyle, że tam i z powrotem to trochę ponad pół godziny rowerem, zawsze coś.

Pozostaję w Europie

 Właśnie zwróciłem bilet do Australii. Stwierdziłem, że nie jest to teraz mój największy priorytet i wcale bym się nie cieszył, żebym tam jechał. To tylko stres. Ten psychoterapeuta pokazał mi ćwiczenie, na podejmowanie decyzji. Bierze się dwie linki, idzie po jednej z nich i wyobraża jedną decyzję. Potem idzie po drugiej i wyobraża tą drugą decyzję.  Mnie wychodziło, że mało mam radości w myśli o Australii, nie widzę się tam jakoś. Za to w Europie myślę o skończeniu książki. Gdybym miał tylko rok do życia, to nie chciałbym się teraz włóczyć gdzieś po Australijskich plażach, ale skończyć pisać. Nie wiem, dlaczego mi na tym zależy, ale zależy. To może trochę jak powrót do źródeł, bo kiedyś chciałem być muzykiem. Potem myślałem coś o pisaniu. A może nie ma sensu się nad tym zastanawiać dlaczego chcę coś napisać? Po prostu chcę i tyle. To jakby rozmowa z samym sobą, taka, której mi jakoś może brakuje. Może jestem po prostu zmęczony. Choćby tym życiem na walizkach. Poza tym, to ni...

Szachy i ścianka

  Byłem akurat na boulderingu. Tak na luzie, na koniec sobie trochę więcej poćwiczyłem na kondycję. Mam więcej motywacji po tym, jak przedwczoraj wspinałem się z liną, z Blondi. Ciągle bawię się zagadkami szachowymi, bo mnie to jakoś uspakaja. Zacząłem jednak znowu coś tam pogrywać na gitarze. Co do szachów, to chcę się nauczyć otwarcia także dla białych figur. Chociażby po to, żeby móc grać ze sobą samym. Jeden z moich ulubionych YTerów, taki od szachów. Powiedział, że nie gra na zawodach, bo się za bardzo stresuje. Pokazał przykład gry, którą na sam koniec zupełnie bez sensu rozwalił, dlatego, że taki był zdenerwowany. Znam to. Poza tym to wiadomo, to znaczy, badania naukowe pokazały, że wyższy poziom kortyzolu może spowodować osłabienie zdolności kognitywnych, to znaczy, racjonalnego myślenia. Istnieją metody na to, jak sobie z tym radzić, tyle że trzeba je trochę poćwiczyć. Na przykład ten "podwójny wdech", ale także inne. Postaram się skoncentrować na książce, żeby ją sk...

Decyzje

 Spać mi się chce. Chyba jednak nie jadę do AU, bo za dużo stresu. Byłem u psychoterapeuty-poradnika. W sumie, to trochę po to, żeby się potwierdzić w mojej decyzji, co mi się udało. Mimo wszystko, to ten ostatni czas kosztował mnie sporo energii.  Wczoraj padałem na pysk, nawet po wypiciu czterech espresso. Pojechałem jednak na ściankę, to z liną. Wspinałem się z Blondi. Fajnie było, choć żadnej trudnej drogi nie wyrwałem, bo jakoś zmęczony byłem. Ostatnia droga miała chwyty podobne do prawdziwych kamieni. Bardzo fajne były. Jak mi się będzie chciało, nie będę taki zmęczony, to napiszę więcej o tym psychoterapeucie-poradniku.

Szachy i inne

 Coś mnie ciągle lekko drażni w gardle. Nic nie boli, ale trochę drażni. Może muszę znowu trochę miodu zjeść, każda okazja dobra. Byłem dzisiaj na ściance, tak, dla odprężenia. Chciałem tylko z godzinę coś lekkiego porobić, ale zgadałem się jak zwykle z grupką ludzi i coś tam próbowaliśmy wspólnie porobić. Głównie, to się siedzi i gada. Z tego wszystkiego posiedziałem tam z nimi ze dwie godziny, fajnie było.  Kumpelka, była Sąsiadka, posłała mi wykład jednej Niemki, to znaczy, jego nagranie na YT. Chłopak Sąsiadki jest z Rosji, przynajmniej z pochodzenia i popiera chyba tą wojnę, przynajmniej z tego, co była Sąsiadka mówiła. Niemka dostała jakiś medal kiedyś od Putina, dosłownie, więc cały wykład był w tym kierunku, że Ameryka i Europa w sumie winni, a biedny Putin się boi, dlatego napadł na Ukrainę. Ogólnie, to rozumiem, dlaczego niektórzy chcą w takie coś wierzyć, bo to też wygodnie. Posłałem Sąsiadce wypowiedzi Hitlera. Ten twierdził, że musieli się bronić, bo Polska na nic...

Zmęczenie i decyzje?

 Powoli dojrzewam do decyzji, że nie jadę do Australii. Nie byłby to urlop, ale raczej wyjazd by jakąś decyzję podjąć. Zmęczony jestem tym wszystkim i wydaje mi się, że gra nie warta świeczki. Gdybym tam pojechał, to mógłbym zostać ile chcę, pracować, mieć ubezpieczenie zdrowotne. Tyle, że zauważam, że coraz trudniej jest mi żyć "nigdzie", czyli na walizkach. Bo będąc w Europie nie kupuję sobie na przykład samochodu, bo się "nie opłaca", bo przecież zaraz mam lecieć na inny kontynent. Tam jakoś nie umiałem się zatrzymać. Teraz to kwestia wyboru, na którym kontynencie chcę pozostać.  Oczywiście, teoretycznie mogę mieć jakieś plany, by na tej wielkiej wyspie coś robić, ale co mi z tego wyjdzie? Mieszkałem tam już ze 2,5 roku, ale jakoś nie zostałem, choć mogłem. Miałem tam fajny samochód, miałem gdzie mieszkać.  Teraz jest może inaczej, bo chociaż biodro mam w miarę naprawione, to czuję kolano. Nie, żebym je super oszczędzał, bo nadal chodzę na paletki, ale tylko raz ...

Na ściance

 Jestem znowu na ściance. Nie chciało mi się, ale poszedłem, bo w domu i tak nic sensownego nie robiłem. Udało mi się zrobić parę trochę trudniejszych dróg. Ciekawe. To może dlatego, że miałem ostatnio przerwę, a może dlatego, że te drogi były łatwiejsze, niż zwykle w tym stopniu trduności?

Rozmyślania

 Byłem parę dni w Polsce. Fajnie było, choć jak zwykle, zamieszanie. Byłem w Krakowie. Ogólnie, to w Polsce wszędzie dobre jedzenie. Coś mnie może złapało w drodze powrotnej, bo we wtorek wypiłem 5 espresso, poszedłem na paletki, bo miałem zastępstwo i na koniec obudziłem się w nocy z bólem głowy, czy jakoś tak. Możliwe, że było to po prostu odwodnienie. Całą środę ból głowy, potem kaszel, do niedzieli. Wczoraj byłem na ściance, z byłą Sąsiadką. Kaszel się skończył. Kupiłem sobie nawet dzisiaj testy na covida, ale jakbym się zbadał i okazało by się, że mam covida, to nie mógłbym iść jutro na paletki, gdzie znowu mam zastępstwo.  Słucham sobie muzyki i obijam się. Byłem w sklepie i udało mi się nie kupić nic słodkiego. Ciągle się zastanawiam nad AU, bo byłby to wyjazd na ponad rok. Nic to, jak nic nie wymyślę, to i tak to będzie decyzja, wtedy po prostu nie polecę.

Ludzie odchodzą

 Siedzę właśnie na lotnisku, wracam do domu. Fajnie było, w Polsce, trochę zamieszania, byłem w Krakowie, spotkać się z Australijką i Młodym, czyli jej synem. Chodziliśmy trochę po starówce i pogadaliśmy. Ona zresztą przyjechała też wczoraj w moje okolice tutaj. To dlatego, że jej to zaproponowałem wcześniej, bo nie chciało mi się do Krakowa jechać. Okazało się, że można dosyć dobrze autobusem przejechać, do Krakowa i z powrotem, dosyć wygodne. Myślę, że gdy chodzi o pisanie książki, to łatwiej mi się pisze w moim obecnym mieszkaniu, niż by mi się pisało w Australii. To kwestia priorytetów. Co jest dla mnie w tym momencie ważne. Może skończenie tej książki i znalezienie dziewczyny? Mniej mi już na surfowaniu zależy, może ze względów zdrowotnych, a może po prostu priorytety się zmieniły? Tą książkę chciałbym skończyć, by to mieć z głowy, a nie dlatego, że uważam się za wielkiego pisarza.  Obejrzałem z Ciemnowłosą i jej chłopakiem film, nie był w moim stylu. Na drugi dzień posze...

Bilet lotniczy

 Kupiłem sobie bilet na samolot do AU, ale taki, który mogę w każdym momencie oddać. Mogę się jeszcze przez miesiąc zastanawiać, czy jechać, czy nie. W sumie to jak już pisałem, sam nie wiem.  Mogę pojechać, tak sobie, jak na urlop, ale nie wiem, czy mi się chce, to znaczy, szkoda mi kasy. Mnie zawsze szkoda kasy. Nie wiem jeszcze. W domu Australijki ma mieszkać dwóch siostrzeńców Długiego, czyli męża Australijki. Nawet ich nie znam. Szkoda mi tego prawa pobytu. Gdy tam pojadę, to musiałbym z 1,5 roku posiedzieć, żeby dostać przedłużenie wizy na 5 lat. To działa w ten sposób, że tam mogę zostać, jak długo chcę, ale bez wizy nie wolno mi wyjechać, bo stracę prawo bezterminowego pobytu.To coś w rodzaju więzienia. Mogę tam siedzieć ile chcę, ale żeby wyjechać, potrzebuję zezwolenia, czyli "wizy powrotnej". RRV, czyli wizy powrotnej rezydenta.. Odwrotnie niż w innych krajach, gdzie trzeba wizę na wjazd. Z drugiej strony, to fajnie być rezydentem Australii. Tyle że jestem już rezy...

Porządki

Od trzech dni nie pracuję nad książką, bo mam jakąś watę w głowie. Muszę się zdecydować z Australią, ale póki nie ma decyzji, to kupię sobie bilet. Taki bilet, żebym mógł go zwrócić. Wątpię jednak, żebym się wybrał, szkoda mi mojego prawa pobytu, ale chyba wyjazd nie ma sensu. Musiałbym tam prawie dwa lata pozostać. Z jednej strony mogłoby to być ciekawe, poszedłbym tam gdzieś do pracy, a z drugiej strony to mi się nie chce. Pogadam z Australijką, którą spotkam za tydzień. Ona jest z dzieciakiem w Polsce.W każdym razie to bilet chcę dzisiaj kupić.  Budzę się w nocy, koło 2, czy 3. Nie wiem, czy jakoś sąsiad mnie budzi, albo po prostu stres. Robię za to z papierami, porządkuję sterty w domu. Byłem właśnie na ściance, ale zdarłem sobie trochę skórę z palca, bo dosyć szorstkie chwyty były, a wisiało się na nich całym ciężarem ciała, bo trzeba było trochę dynamicznie. Tyle że krew się nie leje, to się szybko zagoi. To w sumie normalka, że coś takiego się robi.

Pisanie jest męczące

 Pisanie książki mnie zmęczyło. Tyle, że wiem już co chcę napisać i mam materiał poukładany. Tyle, że pisanie o własnej traumie działa na system nerwowy. Miałem to już też kiedyś, przed laty. Gdy zacząłem pisać o dzieciństwie to dostałem silnych bóli w okolicach splotu słonecznego. Interesujące, jak to jest ze sobą powiązane. Dlatego zrobię sobie przerwę. Tym bardziej, że wczoraj zaczęło mi piszczeć w prawym uchu, na szczęście przestało. Wiem, że takie coś ze stresu się zdarza. Ładna pogoda, spotykam się z Byłą Sąsiadką. Ona studiuje teraz psychoterapię, będę służył jako obiekt treningowy, mam zabrać ze sobą szachy. Przypadkowo mam szachy. Ona uczy się terapii systemicznej, czy jak się to nazywa.

Wewnętrzna walka

 Byłem wczoraj na ściance, z Byłą Sąsiadką, udało mi się nawet zrobić dwie drogi, które coś tam ćwiczyłem. Pogadaliśmy sobie jeszcze przy kawie. Ciekawe, że czasami coś się poćwiczy i potem wychodzi. Pod wieczór pojechałem na paletki, żeby się trochę usocjalnić, nawet coś pograłem, bo jakoś mnie tak wena wzięła. Książkę muszę napisać bardziej byle jak, bo inaczej to nigdy jej nie skończę, myślę sobie. Dzisiaj byłem znowu na jodze. Wyjście do ludzi dobrze mi robi, ale trudno mi wyjść z domu. To często taka wewnętrzna walka.

Na skróty

 Muszę skrócić tą książkę, bo tak, to nigdy nie skończę. Za oknami deszcz, co mi nie przeszkadza, bo noc. Ciągle nie wiem, czy nie pojechać do tej Australii, czas ucieka.  Chciałem dzisiaj na koncert, to znaczy, główna próba, na której grają jedni ze znajomych. Tyle, że trzeba prawie godzinę w jedną stronę, bo nie mam samochodu, a kolejka nie działa dobrze, bo roboty, trzeba inną i kawałek na koniec autobusem, ale tam jakaś demonstracja kibiców, czy coś, więc radzili, żeby korzystać z szyn. W drodze powrotnej też nie wiadomo jakby to było, bo mają być strajki ostrzegawcze.  To pisanie książki wprowadza mnie w jakiś taki dziwny nastrój. Znalazłem sobie już jakie wydawnictwo, to znaczy, jak im płacę, oni wydają, więc w sumie obojętne co napiszę, i tak to wydadzą. Mnie musi się to podobać, a to chyba największy problem. Chyba, że napiszę porządnie, to może poślę do jakich normalnych wydawnictw, ale nie jestem pisarzem, więc cudów nie oczekuję. Problem w tym, że mnie to pisan...

Przedni hamulec

 Jeżdżę codziennie na rowerze, krótkie odcinki, czasami kilometr, czasami pięć w jedną stronę, ale przez miasto. Dlatego było to trochę niewygodne, gdy przedni hamulec, zamiast spełniać swoją funkcję, zaczął wydawać odgłos podobny do szmerania. Coś tam hamował, ale nie wiem, czy jego skuteczność nie była porównywalna z utratą szybkości powodowaną przez tarcie opon o asfalt. Na koniec kupiłem sobie nowy od razu przedni i tylny. Założyłem ten przedni, z czego jestem strasznie dumny. To znaczy, wymieniłem zarówno rączkę, czy jak się to nazywa, ale też część przy kole. To hydrauliczny mechanizm, więc musiałem też przyciąć rurkę. Nie wyszło to wszystko perfekcyjnie, bo straciłem trochę płynu hamulcowego, ale działa.  Ciągle się zastanawiam nad wyjazdem do Australii, czy jest sens jechać tam znowu, na jakieś 1,5 roku, po to, żeby przedłużyć tę wizę? Nie wiem. Niektórzy ludzie żyją w jednym miejscu, jednym mieście całe życie, ja żyłem już w paru krajach.  Pisanie książki pozwala...

Przyjemna pogoda

 Dwa tygodnie temu byłem z Blondi na wspinaczce. Ona wyszła za mąż, parę miesięcy temu, a jej chłop urządzał jakąś imprezę z kumplami, więc zostawiła mu wolną chatę. Temu pojechaliśmy razem. Pogoda była taka sobie, ale w sobotę udało nam się zrobić 2,5 drogi, czyli dwie całe i jedną na wędkę, temu pół. Było zimno i deszczowo trochę, więc nie było szans na więcej. Za to odkryliśmy nowy teren do wspinaczki, to znaczy, nie nowy, bo był już w przewodniku opisany, ale ani ja, ani ona tam jeszcze nie byliśmy.  Trochę mnie ta wyprawa wyczerpała, po części przez to łażenie po pagórkach w deszczu, po części może przez obecność Blondi, bo mam jeszcze mieszane uczucia w stosunku do niej, a trochę może przez saunę. Poleźliśmy do takiego centrum z basenami i saunami. Poszedłem na napar, czy jak się to nazywa, w saunie. Gościu, który to robił, tak dał czadu, że połowy grupy wyszła, nawet z tych, którzy na dole siedzieli. U samej góry siedzieliśmy w trójkę, czyli ja z dwoma gośćmi. Nie wiem,...

Z kafejki o książce

 Siedzę sobie znowu w kafejce hali boulderingowej. We wtorek byłem na ściance z Blondi. Ona już zupełnie mnie nie interesuje, tym bardziej że wyszła parę miesięcy temu za mąż, a może to dlatego. W każdym razie to wspinaczka z liną była fajna. Próbowałem nawet jedną 7+, ale nie doszedłem do końca. Myślę, że jakbym ją trochę poćwiczył, to dałbym radę, tyle że nie zależy mi specjalnie na tym, to znaczy, na poziomie świadomości.  Pisanie książki idzie bardzo powoli. Mam w sumie 4 rozdziały, utknąłem w tym, który mam mówić o moich problemach i analizie tego. To znaczy, o tym, jak nie wiedziałem nawet, że mam pewnego typu problemy, tym bardziej nie zdawałem sobie z tego sprawy, że mogę coś z tym zrobić. Zapełnia się tutaj, jest niedziela, krótko po 15, to ludzie pewnie przychodzą wypróbować. Stali bywalcy przyszli wcześniej i już się chyba zmyli, przynajmniej część z nich. Udało mi się zrobić znowu jakąś drogę, z piątego stopnia trudności, to znaczy, oni mają te stopnie ponumerowane...

Szachy i zupa z soczewicy

 Naoglądałem się tych analiz partii szachowych, to znaczy, takich bardziej na wesoło. Wiem, nie powinienem oczekiwać, że przez to będę lepiej grał, więc nie byłem za bardzo rozczarowany, że nadal mi analiza gry pokazuje, że dużo błędów robię. Poza tym, to ciekawie jest robić błędy, żeby widzieć jakie są ich konsekwencje. Najważniejsze, że mam z tym zabawę, tym bardziej, że unikam prawdziwych partii. Zagrałem online może ze dwa razy, z kimś żywym, z tego jeden raz przez pomyłkę.  Za to w pisaniu trochę jakbym się posuwał do przodu, a przynajmniej tak mi się wydaje. To znaczy, głównie to ustawiam sobie strukturę, czyli moje myśli na tym mapie myśli (mindmap), czy jak się to nazywa. Powoli lepiej wiem, co chcę napisać. Myślę, że nie jest aż tak trudno pisać cokolwiek. Trudniej jest nadać temu jakiś sens, czy strukturę, tym bardziej, gdy piszę się o jakichś zjawiskach, które są w jakiś tam sposób ze sobą powiązane.  Poza tym, to zrobiłem sobie parę razy zupę z soczewicy. Osta...

Szachy

 Obejrzałem sporo łatwych partii szachowych, komentowanych przez tego GothamChess. Myślałem, że przez to poprawię się w moich zadaniach szachowych, ale wygląda na to, że rozwijam się w niewłaściwym kierunku, to znaczy, mam negatywny przyrost punktów, jak to się teraz mówi. Nie przejmuję się tym za bardzo, tym bardziej, że nie gram z nikim, tylko z komputerem, na najłatwiejszym poziomie. Tak się tylko bawię tymi szachami. Interesujące jest takie inne spojrzenie na tą grę, bo gościu fajnie komentuje, a sam jest dosyć dobry. Za to ten mindmap ułatwia mi trochę pisanie książki, bo łatwiej na nim zobaczyć co i jak. Mam nadzieję. Chcę ją skończyć na tyle, żebym mógł się czym innym zająć, a w tym samym czasie robić jakieś korektury. I tak chodzi mi głównie o to, żeby skończyć, czy ją kiedyś wydam, to nie wiem. Jeśli już, to pewnie za własne pieniądze. Interesujący jest proces walki z samym sobą, z różnymi wewnętrznymi oporami i temu podobne.  Spotykam się z dobrą kumpelką niedługo, w...

Poranek, mindmap i czereśnie

Obraz
 Wieczorami oglądam sobie "Zgadnij ELO", na YT, czyli Gotham, czy jak mu tam jest, komentuje krótkie partie szachowe, które posyłają mu jego subskrybenci i próbuje zgadnąć jak dobrzy są w szachach. ELO to ilość punktów rankingowych. Nawet nie wiem dlaczego lubię na to patrzeć, ale jest to emocjonalnie neutralne, nie muszę się przejmować akcją, czy pytaniem, czy jakiś ulubiony zawodnik coś tam wygra albo przegra. Poza tym, to powoli coś tam rozumiem z tych szachów. Powiedzmy sobie, bardzo powoli. Dzisiaj rano miałem lekki dołek, znowu uczucie samotności to i tamto. Zastanawiam się jak to się dzieje w głowie, jakie sieci neuronowe są pobudzane, czy osłabiane. Samotność, to w sumie pojęcie subiektywne. Podobnie z wieloma innymi emocjami. Jak to się mówi, w porównaniu do średniej światowej (czyli ziemskiej) to żyje mi się w miarą wygodnie. Ograniczenia jakie mam są w dużej mierze w mojej głowie. Pisanie książki jakoś lepiej idzie, przez to mind-map, która trochę struktury nadała ...

Lichess i mindmap

 To pisanie książki stanęło ostatnio trochę, tyle, że dzisiaj zainstalowałem sobie program do mind-map, czyli taki, którym można wpisywać pomysły w postaci jakiejś struktury. To wygląda najczęściej jak jakieś dziwne drzewo. To mi chyba trochę pomogło, choćby psychicznie, bo teraz spisuję sobie najpierw te tematy które chcę poruszyć i gdzie o nich chcę pisać. Poza tym, to dla rozrywki zacząłem sobie rozwiązywać zadania szachowe, na lichess.org. Tak sobie coś tam dłubię i może się nawet nauczę jakiegoś otwarcia. Kiedyś, za dziecka grałem w szachy, ale nie miałem pojęcia co robię, więc było to głównie frustrujące. Teraz oglądam sobie jednego gościa na YT, Gotham, czy jak mu tam jest, który bardzo fajnie opowiada. Wiele się nie nauczę, ale rozrywka. No właśnie, nie gram, ale dzisiaj pomyślałem, że zagram z komputerem, na tym lichess. Coś źle kliknąłem i okazało się, że gram z człowiekiem. Przegrałem z kretesem. To znaczy, coś tam nawet mi się udawało, ale popełniłem za dużo błędów. Pot...

Nic nowego

Pogoda nawet spoko. Chodzę na ściankę, piszę tą książkę. To znaczy, wyrzuciłem już 80%, żeby kiedyś mieć szansę resztę do porządku doprowadzić. Na ściance dosyć fajnie, ale sauna w klubie z siłownią czynna jest tylko 3 razy w tygodniu. To znaczy, ta najbliżej. Nadal sporo ludzi zaraża się covidem. Dzisiaj byłem na pilates. Też fajne.

Na poważnie?

 Wczoraj odwiedziłem byłą sąsiadkę, zjedliśmy razem śniadanie, czy brunch. Była tam też jedna jej kumpelka. Chłopak sąsiadki pojechał na swoje urodziny z kumplami do Amsterdamu. Oni mu chyba ten wyjazd zafundowali, czy jakoś tak. W każdym razie to fajnie było. Była sąsiadka studiuje coś w rodzaju psychoterapii, więc gadaliśmy też trochę na różne takie temat. Ona opowiadała o swojej matce, której ojciec był w wojsku, w czasie drugiej wojny światowej. Zastanawiała się, czy miało to wpływ na podejście do problemów jej mamy. Mówiła "skoro dziadek przeżył, jak koło niego ludzie umierają, to może nie traktował poważnie problemów mamy?". Chodziło jej o to, że jej mama nie potrafi rozmawiać o sprawach emocjonalnych. Takie to, drugie pokolenie powojenne. Tak rozmawialiśmy o tym, jak to się ludzie zmieniają, jak dorastają, jak zmienia się ich podejście do rodziców. Jej mama zawsze jej daje coś do jedzenia, jeżdżąc czasami spory kawał drogi, by to kupić. Tak chyba pokazuje swoje uczucia...

Trochę sportu

 Wczoraj byłem na paletkach, pośmiałem się z H, z którym sobie bez biegania coś tam ćwiczyliśmy. On miał covida w zeszłym tygodniu. Mówił, że spore bóle, w okolicach klatki piersiowej i ramion. Brał środki przeciwbólowe co 6 godzin. On jest raczej twardy, tak, więc pewnie go musiało ostro boleć. Wczoraj też nie był jeszcze całkiem mocny.  Dzisiaj byłem na ściance, ćwiczę sobie tam trochę na tej desce, powoli, bo jestem cienka dętka. Piszę dalej książkę. Ciekawe, jak się tak spojrzy na to, co kiedyś było, to inaczej się pewne rzeczy widzi.  Tu cudna pogoda. Wysokie temperatury mi nie straszne, bo po tych w Australii, gdzie w nocy spokojnie koło 20, a w ciągu dnia ponad 30.  Jem dużo pomidorów, nawet nie ekologicznych, bo te jeszcze drogi. Kupuję normalne, wystawiam na parapet i po dwóch dniach na słońcu są całkiem dobre.

Ruscy POW

 Oglądałem znowu trochę wywiadów z ruskimi żołnierzami, jeńcami wojennymi. Powoli zaczyna się to jednak robić monotonne. Oni nic nie wiedzieli, dali im rozkaz, to przyjechali. Niektórzy przyznają, że najechali oni, to znaczy, Ruscy, na obcy kraj, jak naziści, niszcząc wszystko i zabijając ludność cywilną. Część używa dobrze znanego argumentu "taki miałem rozkaz". Wiadomo, po części można to rozumieć. Po pierwsze to część może rzeczywiście się nie interesuje co się dzieje w świecie, mam też takich znajomych w Niemczech. Po drugie, to dali im za tą "misję" sporo kasy, bo zarabiając czasami tyle przez miesiąc, ile przez rok, jak są z jakiejś zapadłem wioski. Czasami zarabiają tyle, co przez pół roku, bo niektórzy mieli w miarę dobrą pracę.  Mogą zadzwonić do rodziny i wtedy też standard. Matka płacze, Ruski mówi, że u niego wszystko w porządku, wszystko dobrze. Nie wspomina, że udało mu się przyczynić do zrujnowania kawałka kraju. Potem dziennikarz pyta tą matkę, czy o...

Powoli lato

 Siedzę sobie w kafejce, byłem na boulderingu. Regularnie tu teraz chodzę, bo dobrze mi to robi, tym bardziej że jadę w jedną stronę rowerem z 15 minut. Trochę ruchu wcale nie jest złe, bo 3 godziny siedzenia nad książką są na razie moim limitem.  Zacząłem sobie ćwiczyć na "campus board", czyli takiej drewnianej ściance z listwami, czy półkulami. Bawię się na tych półkulach, bo mnie to relaksuje. Poza tym to jestem tutaj trochę wśród ludzi. Dziwię się trochę, że nie mam jakichś strasznie szarych poranków, czy nie czuję się tak samotny, jak kiedyś. To może dlatego, że mam cel, napisanie tej książki, a może coś się w mojej głowie zmieniło? Tak się przyglądam temu, co się na Ukrainie dzieje, nadal oglądam te wywiady z rosyjskimi jeńcami wojennymi. Niektórzy z żołnierzy zdaje sobie chyba sprawę z tego, że zrobili coś złego, część mówi, że tak im kazali, to tak zrobili. Jak to w życiu. W sumie to jest to chore, żeby zamiast swój własny kraj poprawiać, bo tam gdzieniegdzie bieda w ...

Niemcy i Ukraina

Ciekawe, jak tak posłucham i poczytam co Niemcy piszą, to odnoszę wrażenie, że oni to najchętniej tylko by parę granatów dali Ukrainie. W sumie, to obiecywali i obiecywali i nic nie dali z cięższej broni. "Za drogo", mówią niektórzy. Część chce mieć święty spokój, a reszta, jak to reszta, nie interesuje się w ogóle. Ja byłem na siłowni i potem w saunie, życie da się znieść, tym bardzie, że słońce świeci.

Pisanie nie jest takie proste

Stresuje mnie pisanie tej mojej książki, takie życie. Dla mnie to jak wchodzenie na K2, czy jaką inną górę, tyle, że nie tak niebezpiecznie, bo tam, to mniej więcej co trzecia osoba ginie, 29%. Coś zaczyna mnie dusić ze stresu, jak mam pisać, ale, takie życie. Dlatego może porównanie z Himalajami, bo tam też brakuje tlenu. Oglądam sobie Volodymyra Zolkina, ukraińskiego dziennikarza, który robi wywiady z rosyjskimi żołnierzami, jeńcami wojennymi. Powoli zaczynam coraz więcej rozumieć, tym bardziej, że większość oglądam z napisami. Interesujące, bo to oglądanie na żywo tego, co mnie ciekawiło. Jak ludzie sobie to tłumaczyli, żeby napaść na inny kraj. Dużo z tych ruskich żołnierzy mówi "mnie kazali, to pojechałem". Część z nich była wzięta niby na ćwiczenia, a potem z linii frontu trudno wrócić. Część robiła to dla kasy, zasłaniając się tym, że uważali, że tam naziści są na Ukrainie. Co tam naprawdę myśleli, nie wiadomo. Paru z tych żołnierzy było z wiosek, gdzie nawet gazu nie ...

Neuroprzekaźniki i neurotoksyny

Siedzę sobie w kafejce, tej na ściance. Jakoś mi się ostatnio lepiej w domu pisało, niż tutaj, może dlatego, że łatwiej mi się pisze w domu, łatwiej jest mi się skoncentrować? To by też oznaczało, że nastąpiła jakaś zmiana w uzwojeniu mojego mózgu, bo kiedyś nie umiałem się w domu zabrać za pisanie. Chodzi mi o książkę. Jakoś nie dotarło to do mnie, że piszę coś takiego, może dlatego, że uważam, że i tak nie mam nic do powiedzenia, a może dlatego, że boję się konsekwencji? Interesujące jest obserwowanie własnego mózgu, to znaczy, jego reakcji. Jestem do tego przyzwyczajony, bo wiem, że niektóre reakcje nie pasują do rzeczywistości. Gdybym się ich kiedyś trzymał, to bym się już pewnie parę razy zabił. To znaczy, zabić się można tylko raz, tak do porządku, ale wiadomo o co chodzi. Zacząłem trochę czytać na temat "insular cortex", czyli kory wyspowej. Jak człowieka co zaboli, czy jak się wystraszy, to tam jest to właśnie odbierane i kontrolowane, w uproszczeniu mówiąc. Upraszcza...

Trochę słońca

 Jak się czyta niektóre komentarze w niemieckiej gazecie, to można dojść do wniosku, że niektórym Niemcom bardziej by się podobało, jakby jednak tylko hełmy wysyłać.  Byłem w saunie, przedtem na siłowni. Robię sobie trochę ćwiczeń na nogi. Ogólnie, to ładna pogoda ostatnio, byłem nawet na spacerze z Sąsiadką. Ogólnie, to chodzę prawie codziennie do tego parku tutaj, to znaczy, gdy nie idę na jaki sport. Wczoraj byłem na ściance. Staram się nie przeginać teraz ze sportem, tym bardziej, że coś mnie zginacz biodra boli. Za to staram się codziennie coś nad książką popracować. To dobre ćwiczenia na walkę z przeszkodami w mojej głowie, którym się ten pomysł z pisaniem wcale nie podoba.  Idę potem znowu na balkon, trochę słońca zażyć.

Na siłowni

 Na Ukrainie nadal wojna. Niemcy, przynajmniej moi znajomi, nie zajmują się tym aż tak bardzo. Niemiecki rząd powoli budzi się z letargu. Jedna bardzo znana feministka, Alice Schwarzer, napisała otwarty list, do rządu, czy coś, że nie należy wysyłać ciężkiej broni na Ukrainę, bo się Putin będzie burzył i kto wie, co to będzie. Ja coś czuję zginacz biodra, chcę to lepiej porozciągać. Wczoraj byłem na ściance, dzisiaj na siłowni. Jak już pójdę na tą siłownię, to jest fajnie.

Walczyć, albo zawrócić

Staram się wejść w rytm, życia, pisania książki i wychodzenia z lekkiego cienia. Wczoraj wieczorem coś mi się odłamało, jak czyściłem nitką zęby. Nie wiem, czy to pokrycie na szyjce zęba, czy coś tam. W każdym razie obudziłem się o trzeciej nad ranem i chodziło mi to po głowie, że może będą musiał mieć sztucznego zęba. Otrząsnąłem się jakoś z tej myśli i udało mi się zasnąć. Jutro mam wizytę u dentysty, o siedemnastej.  Wczoraj po południu napisała do mnie była Sąsiadka, czy bym się nie przeszedł na spacer wkoło jeziora. Taki spacer, to spokojnie koło 8 kilometrów, pomyślałem. I tak chciałem wyjść, co mi się przedwczoraj nie udało, więc polazłem na spotkanie. Na koniec przeszliśmy prawie 14 kilometrów, zajęło nam to trzy godziny, z tym, że siedzieliśmy jeszcze na ławeczce. Z Sąsiadką fajnie się gada. Zaczęła studiować psychologię, na jakiejś tam szkole, chyba trochę zaocznej.  Muszę przekonać się do tego pomysłu, że napiszę tą książkę. Duszę się trochę, próbując coś pisać. Pos...

Business Class

Jeszcze parę dni i wracam. Póki co, to jeżdżę nad jezioro, gdzie jak zauważyłem, są różne dzikie zwierzęta. Już wróciłem. Do Amsterdamu, gdzie miałem przesiadkę, leciałem nawet Business Class. Po pierwsze dlatego, że już o tym kiedyś myślałem, bo mi często coś takiego proponują, za dopłatą oczywiście, a po drugie, to mi moja kumpelka powiedziała, że na co mam te pieniądze tak oszczędzać. Więc za dopłatą około 36 EUR poleciałem przez niecałe dwie godziny tym BC. Różniło się to głównie tym, że jedzenie było lepsze i  podane w ładnym pudełku. Napoje były podawane w szklankach i filiżankach, a nie papierowych, czy plastykowych kubkach. Koło mnie siedział jakiś Ukraińczyk, która ma siedzibę firmy w Amsterdamie.

Jadę na kawie

 Coś dziwny dzisiaj jestem. Wczoraj spotkałem się z Sąsiadką. Wypiliśmy kawę, poszliśmy na spacer, potem ona do roboty, ja do domu. Przez resztę dnia oglądałem coś tam na YT, to znaczy, gościu opowiada o tym, jak siedział w więzieniu. Ma to ciekawy aspekt socjalny, bo on to w miarę analizuje, to co się działo. Od tego wszystkiego chyba dostałem bólu głowy. Do dzisiaj go mam. A może mnie trochę przewiało? W każdym razie, to zrobię sobie zaraz trzecią kawę, choć jeszcze nie ma 12 w południe. Muszę jednak trochę porządku z papierami robić, bo się nazbierało przez nieobecność. Dzisiaj znowu się pakuję, bo jadę na święta do Polski. Ciekawe jak tam będzie.

Pakowanie i pleśń

 Coś się nie umiem skoncentrować na pisaniu dzisiaj.  Ja mnie tak zlało w poniedziałek, to zamokły też oczywiście buty. Zapomniałem o nich we wtorek, jak się suszyły, to znowu zmokły, tak, że z nich wodę wylewałem. Dzisiaj jest pierwszy dzień słońca, od wtorku, więc wystawiłem je na słońce, znowu. Zauważyłem przy tym, że już się na nich cienka warstwa jakiegoś grzybka zrobiła. Szybko to się tu dzieje, bo ciepło i wysoka wilgotność. Co do pisania książki, to zmuszam się do tego codziennie, nie wiedząc nawet, czy to ma sens, to pisanie. Czasami wydaje mi się, że ma sens, czasami, że nie, ale ogólnie, stoi to trochę jak jakaś wielka góra przede mną, tyle, że staram się codziennie te 3 godziny coś porobić. Dzisiaj nie, bo byłem w odwiedzinach, a poza tym, to jedziemy jutro ponurkować, czy coś, a potem wyjazd stąd, więc zbieram się już, powoli, przynajmniej w myślach, zaczynam pakować. Chociaż, chyba już zacznę na prawdę, wyszargam przynajmniej torbę podróżną i parę rzeczy tam włoż...

Deszcz, znowu

 Tu pada znowu, cały dzień. Zaczęło już chyba wczoraj, ale tylko trochę, teraz porządnie. Znowu są powodzie, ze dwie osoby zginęły, ileś tam domów zalało. To też po części dlatego, że ziemia jeszcze nie wyschła, bo po ostatnich powodziach mało słońca było. Prawie codziennie ratują kogoś, kto chciał przejechać przez zalaną drogę, nie wiedząc, jak jest głęboko. Ja spadam za tydzień. Ciekawe jak to znowu będzie na starych śmieciach.

Przejazd przez wodę

Obraz
Byłem w niedzielę na bulderingu z kumplem z Indonezji i jeszcze jednym, chyba pochodzenia z Chin, ale tutaj urodzonym. Kumpel miał plan, żebyśmy zrobili 50 dróg, każdy z nas. Nawet nam karteczki do tego porobił, żeby zaznaczać ilość dróg. Nie chciało mi się wierzyć, że damy radę, ale dzięki kawie i obecności pięknych niewiast, okazało się, że nie było to takie trudne. Aż mi ten pobyt tam humor poprawił. Tu będzie ze 30 stopni na zewnątrz. W innym stanie ciągle powodzie, co jakiś czas ktoś tam ginie, najczęściej przejeżdżając samochodem przez zalaną wodą drogę. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, że samochód pływa, gdy wjedzie się na głęboką wodę. To znaczy, unosi się on przez jakiś czas na wodzie, wystarczająco długo, paręnaście do parędziesięciu sekund, żeby go prąd zniósł do rzeki, gdzie jest przeważnie głęboko, patrz, zalana droga. Nie wspomnę już o tym, że taki samochód może gdzieś pod jakiś pień wciągnąć. Dodatkowym problemem może być wyjście z takiego tonącego pojazdu, bo w...

Ciągle powodzie

Tu we wiadomościach dwa główne tematy, napad Putina na  Ukrainę i powodzie. Deszcze w innych partiach Queensland i NSW jeszcze się nie skończyły. Ale nawet tutaj, jak się słyszy, to jeszcze nie wszystkie sklepy się pozbierały, niektóre są zamknięta z powodu powodzi. Jak jechałem we wtorek na paletki, to droga koło rzeki była zamknięta. Dzisiaj rzeka znowu się trochę podniosła. Reporterka opowiadała, że mieszka we wieżowcu, to nic jej nie było, ale auto jej woda zabrała. Fakt, tam jest droga zaraz przy rzece. Co do Ukrainy, to się nie wypowiadam, bo w Polsce jeszcze więcej się o tym mówi. Tu się zastanawiają, czy Putin użyje bomby atomowej. Niemcy mają dać Ukrainie 2.700 rakiet przeciwlotniczym, z tego co wyczytałem w Niemieckiej gazecie. Ruszyli się, bo na początku chcieli im zaoferować 5.000 hełmów. To nie żart.

Po deszczu w Queensland

Wczoraj jeszcze popadało, ale dzisiaj słońce świeci i będzie pewnie wszystko schło. 33 stopnie mają być, więc może być lekka sauna, bo wszystko mokre. Byłem nawet na ściance, tak na ostrożnie, bo mnie ciągle jeszcze klatka piersiowa boli od lotu z roweru. Za to pogadałem trochę z jedną młodą Azjatką, tak dla treningu, żeby do ludzi zagadywać, bo mógłbym być jej ojcem, więc nie o to chodziło. Zameldowałem się na jakimś portalu randkowym, coś jak Tinder, tyle że tylko kobiety mogą nawiązać pierwszy kontakt. Robię to raczej dla treningu, a nie z wiarą, że coś z tego będzie. Tutaj sporo mówili o Ukrainie, ale też o powodziach, które przeniosły się do innego stanu. Ludziom trochę domy pozalewało, nawet znajomym tych, u których mieszkam. To znaczy, ich nie było w domu, a mają do połowy ud wodę przy drzwiach wejściowych, bo to koło rzeczki było. Te tu strasznie przybierają, bo jak leje, to leje, tak monsunowo, czy jak się to nazywa.

Znowu słońce

 Internetu ciągle nie ma, ale za to po raz pierwszy od paru dni wyszło słońce. Miałem iść na paletki jutro, ale halę zalała pobliska rzeczka, więc nic z tego chyba nie będzie, bo wątpię, żeby do jutro osuszyli, jak było wody po kostki. Słychać jak teraz cała woda spływa, szumiąc w studzience odpływowej przed domem. Ziemia pewnie nieźle nasiąkła. Humor mam taki sobie, czyli jak zwykle. Czy czuję się samotny? Na pewno, ale też pewnie boję się spotkać kogoś przez internet, nawet nie wiem dlaczego. Może oznaczałoby to rozwianie jakichś marzeń, powrót do rzeczywistości, za którą często nie przepadam?

Deszcz i powódź

Tu pada, leje, kropi, tak już chyba od trzech dni. Nie wiem, czy była przerwa. Niektóre drogi są zalane, nawet te w mieście. Ostrzegają, jak zwykle, żeby nie próbować przejeżdżać przez zalane ulice, bo nie wiadomo, co tam jest pod spodem, czy nie zmyło drogi. Widziałem filmiki na YT co się dzieje, gdy wjedzie się na zalaną drogę, nie wiedząc, w jakim ona jest stanie, albo jak jest głęboko. Samochód może zacząć płynąć, unoszony siłę wyporności i prąd może go zmyć z mostu do rzeki. Wiadomo, po jakimś czasie ten samochód utonie, bo powietrze z jego wnętrza ujdzie. Internetu nie ma w domu od paru dni, i tak dobrze, że prąd jest. Ciągnę na hot-spocie z telefonu komórkowego i oglądam sobie na YT to, co załadowałem w bibliotece. Ciągle nie wiem z moimi planami, ale wracam pod koniec marca, nie chce mi się tu już dłużej siedzieć, tym bardziej że jestem połamany. Czuję prawe biodro i kolano, lewy łokieć też jeszcze trochę rozwalony po upadku sprzed dwóch tygodni.

Wywaliłem się

W zeszły poniedziałek, czy kiedy to było, wypieprzyłem się na rowerze. Jechałem sobie spokojnie, co nie znaczy, że całkiem powoli, chodnikiem, co tu wolno robić, gdy nie jest to centrum miasta. Tym bardziej że po drogach tu nie lubię jeździć, bo wprawdzie kierowcy utrzymują odstęp dwudziestu centymetrów, wyprzedzając mnie, ale jakoś mi to nie wystarcza, do komfortu. W każdym razie to zjechałem z chodnika na trawnik, jak wymijałem słup na przystanku autobusowym. Tyle że wcięło mi kółko, nawet nie wiem, czy przednie, czy tylne, bo daleko mi było do kąta prostego, gdy wjeżdżałem z powrotem na betonowo kamienną dróżkę. Potem się tym chodnikom tutaj przyjrzałem. To beton, a pomiędzy nim a trawą jest często coś w rodzaju głębokiego rowka. Muszę zdjęcie zrobić. Lecąc już, zakląłem brzydko. Miałem przy sobie plaster, tak, że okleiłem łokieć, na którym wylądowałem. Poza tym to podrapałem sobie też inne miejsca. Klatka piersiowa mnie do dzisiaj trochę boli. Pewnie byłaby w lepszym stanie, gdybym...

Pagórek

Obraz
Rana na goleniu nadal mi się goi, ale jest już dużo lepiej. Nie poszedłem dzisiaj na ściankę, bo mi się nie chce, może dlatego, że byłem od wtorku przez trzy dni pod rząd. Za to siedziałem od rana przed biblioteką. Muszę następnym razem jakie zdjęcie zrobić, choć widok jest po prostu zielony, ale można się wyluzować. Nie chciałem robić zdjęć, bo koło mnie jakieś trzy dziewczyny siedziały, to znaczy, przy sąsiednim stoliku. Zacząłem czytać książkę, biografię kobiety, która miała depresję. Założyła ona "Elle" w Wielkiej Brytanii. Książka jak książka, ale interesuje mnie też, jak jest technicznie napisana. Od kiedy zacząłem na poważnie coś nad tą moją książką pracować, to znaczy, więcej niż 5 minut dziennie, to zainteresowały mnie pytania, jak się coś takiego w ogóle pisze. Czy używa się czasu teraźniejszego, czy przeszłego i tak dalej. Teraz zaczynam takie rzeczy zauważać. Musiałbym się wziąć za szukanie jakiej dziewczyny, myślę sobie i na tym się kończy. Może zrobię sobie jedn...

Wiadomości ze ścianki

Zdjęli mi dzisiaj opatrunek z golenia, wygląda na to, że się goi. Siedzę sobie w bibliotece, tu przyjemnie chłodno, bo na zewnątrz pewnie ze 30 stopni znowu dzisiaj. Pisanie nawet mi coś dzisiaj poszło, myślę, że czasami łatwiej mi się pisze.  Wczoraj byłem na ściance, trzeci dzień pod rząd, bo był ten niby trening. Wisieliśmy trochę na chwytach, 45 sekund, co było trochę dużo, bo już  przedtem czułem palce, ale było fajnie. Zagadałem do jednej osoby, która wyglądała jak dziewczyna, bardzo szczupła. Miała rzęsy ostro umalowane, była skośnooka i jej twarz pokryta była znaczną warstwą jakiegoś pudru. Przyglądałem się jej przez jakiś czas, sącząc jakiś tam napitek, przerwach między zmaganiami z prostymi drogami na pionowej ściance. Napitek kupiłem na miejscu, zawierał jakieś tam białko, podobno, ale na pewno sporo lodu i niemało cukru. W każdym razie to mówię do tej istoty:"Wspinasz się w butach do badmintona". "Tak", słyszę w odpowiedzi. "Wiem, bo też miałem taki...

Antybiotyki

Dzisiaj coś mi pisanie nie szło, chociaż pokonałem granicę dwóch godzin, zawsze coś. Może to przez antybiotyk. Na nodze mam plaster, w sumie, to nie taki wielki. Tydzień temu trochę się haratnąłem na ściance. Jechałem tam w deszcz na rowerze, z powrotem też tak. Przejeżdżałem przez głębokie kałuże, ubrany w krótkie sportowe spodenki i klapki. Myślę, że to mojemu zadrapaniu nie posłużyło, albo powiedzmy sobie tak, bakterie z kałuży ucieszyły się z tego. Tym bardziej że może sobie tego super nie wydezynfekowałem, po powrocie do domu. W każdym razie, po tygodniu, jak się to niespecjalnie goiło, szczegółów to nie będę opisywał, poszedłem do lekarza. Na recepcji była ładna dziewczyna, nawet mi dała od razu termin. Lekarz zapytał kiedy się to stało i dlaczego tak późno przyszedłem. "Aha, myślał pan, że się zagoi", powiedział. "Damy panu opatrunek", dodał. Nie dał się przekonać, że wystarczy mi maść, na antybiotyku, bo takiej już używałem kiedyś i było ok. Poza tym to komu...
Obraz
Coraz lepiej wychodzi mi pisanie przez trzy godziny dziennie. Mniej czuję się głodny, mniej podjadam, czy szukam innych wymówek. Siedzę w bibliotece, z widokiem, który mnie może uspakaja. Jest taka metoda, że wodzi się oczami za czymś, gdy coś niemiłego się przypomina. Istnieje parę teorii naukowych na ten temat, na jakiej zasadzie to chyba działa. Byłem parę razy w Azjatyckiej kafejce. Dzisiaj było tam w miarę pełno, więc niejako mnie wyrzucili, do stolika na zewnątrz, bo piję tylko kawę, przy otwartym notebooku, zajmując miejsce. Tak mi się wydaje, bo nie pytałem. Wiadomo, oni też chcą przeżyć. Wczoraj rano byłem na basenie, przepłynąłem koło 1300 metrów. Chcę dociągnąć do 1500 i przy tym pozostać. Przedwczoraj poszedłem na ściankę, były tam półgodzinne ćwiczenia. Z niektórych udało mi się zrobić tylko parę powtórzeń, w pierwszej serii. To znaczy, chodziło o podnoszenie nóg do rąk, wisząc na drążku. W następnej serii byłem zupełnie cienki Bolek. Reszta była do zniesienia. W każdym ra...

Trochę deszczu

 Siedzę w bibliotece. Akurat chciałem do domu, bo muszę być na szóstą na ściance, jak zaczęło padać. Zbierało się i zbierało, parę razy grzmotnęło, raz tak błysnęło, że aż tu światło na parę sekund siadło. Teraz ostro daje, więc posiedzę jeszcze parę minut, to średnia przyjemność jechać na rowerze w deszcz, bez błotników. Na 18 muszę byś na ściance, bo zapisałem się na jakieś ćwiczenia, pół godziny, organizowane przez wspinających się, dla wspinających. Zobaczymy, co to jest.  W nocy obudziłem się koło 23, po tym, jak zasnąłem krótko po 22. Padałem na pysk, ale widać mnie nietoperze obudziły. Jak kto myśli, że nietoperze są ciche, to może się ciężko pomylić. To latające lisy, te, które rozrabiają nocą. Latać, to może one umieją cicho, ale potem kłócą się dosyć głośno, pewnie o jakieś tam owoce na pobliskich drzewach. Tak gęsto i za płotem, że nawet nie wiem, co to za badziewie tam rośnie, o które co noc tego typu awantury. Poza tym to miałem wrażenie, że coś mi po szyi chodzi....

Covid w Polsce

 Syn mojej dobrej przyjaciółki z Polski, nazwijmy ją Administratorka, wrócił ze swoją dziewczyną ze dwa tygodnie temu z Irlandii. Coś kaszlał i takie rzeczy, ból gardła, ale po co się testować, powiedziała mi Administratorka. Do momentu, gdy w zeszły piątek poczuł się gorzej i szybki test wyszedł pozytywny. Admini i jej drugi syn, oboje niezaszczepieni, też coś zaczęli czuć gardło i teraz siedzą na kwarantannie, z bólami mięśni i głowy, ale podobno dzisiaj już lepiej. Jak się z tego wygrzebią, to będą mieli covida z głowy, nawet bez szczepienia.  Ja tam wolę się zaszczepić i tyle. Po moim trzecim szczepieniu nie czułem się specjalnie inaczej, może trochę bardziej zmęczony, ale czy to od szczepienia, kto wie.  Wczoraj byłem na basenie. Nawet przepłynąłem z 1000 metrów, choć nie w kawałku, bo do tego nie mam kondycji. Mój zegarek mierzy odległość, ale tylko wtedy, gdy macham rękami. Nie liczy mi, gdy płynę z użyciem samych nóg. Dzisiaj poszedłem na bouldering, w sumie, bo m...

No i po co tu siedzę?

Obraz
W weekend byłem z Australijczykiem i Młodym na campingu. Krakowianka była z inną grupą na łażeniu w poprzek lasu i zjeżdżaniu na linie przez wodospady, czy coś takiego. Tak tu ludzie spędzają wolny czas.  Na campingu było fajnie, bo można było trochę przy ognisku posiedzieć i popatrzeć w gwiazdy. Pełno tam było różnych samochodów, każdy z namiotem, większym czy mniejszym. Co ciekawe, koło dziesiątej nad ranem dużo zaczęło się zbierać, tak, jakby obowiązkowa część programu została zakończona i teraz można wracać do domu. A może dlatego, że obowiązki czekają, a pobliski potok był zamknięty, bo zbyt wysoki stan wody. Już tam kogoś w sobotę ratowali, powiedział mi gościu, który na tym campingu pracuje. Poza tym, to w sobotę trochę padało, w niedzielę było ogólnie bezdeszczowo. Dzieciaki tam miały ubaw, bo było miejsce z kałużami i błotem, więc zebrały się i obrzucały czym się dało. Usłyszeć można było nawet głos jakiejś matki - Przecież właśnie co prysznic brałeś.  Coś mam dzisiaj...

Trzecie szczepienie

Obraz
Dostałem właśnie "boostera", czyli trzecie szczepienie na covida. Nie tyle chodziło mi o to szczepienie, ale chciałem mieć wbite moje europejskie certyfikaty, w ten system tutaj. Parę tygodni temu, a może dlatego, że było to w innym stanie, trzeba było dosyć często pokazywać, że jest się zaszczepionym. Do tego musiałem otworzyć inną aplikację i Australijczycy wlepiali się w to, kiwając na koniec głową, że dobra, ok. Tyle że nigdy nie było wiadomo, czy ktoś się do tego nie przyczepi. A może chciałem to zrobić też tak, dla zasady, żeby to mieć. Nigdy tak do końca nie wiem, dlaczego moja głowa taką, a nie inną decyzję podejmuje. W każdym razie, gdy poszedłem do centrum szczepień, jeszcze w zeszłym roku, to dowiedziałem się, że mi jednego papierka brakuje, czyli zaświadczenia z numerem szczepień. Bez tego nie da się ich wbić do system. - Jak pan to będzie miał, to może pan przyjść po 11 stycznia, wtedy otwieramy nasze centrum szczepień — powiedziała zagubiona jakby pielęgniarka. ...

Kot w piżamie

 Siedzę w kafejce. Obsługują tu Azjaci, nawet nie wiem z jakiego kraju są, tym bardziej że mają maski na nosie. Znowu udało mi się popisać trzy godziny. Końcówkę dociągnąłem za pomocą kawy tutaj. Siedzę na końcu tego pomieszczenia. Temperatura jest miła, fajna muzyka. W bibliotece, w której poprzednio siedziałem, było dosyć chłodno. Tyle że nie wiadomo, czy nie był to też wpływ wspomnień, które czasami powodują, że robi mi się zimno. Jadę zaraz na ściankę, na rowerze, choć na zewnątrz ze trzydzieści stopni, plus. Co dobre, to mają tu wszędzie toalety, gdzie mogę się przebrać. Wrzucę szkła kontaktowe i założę ciemne okulary. Pisanie pomaga mi może w rozwianiu smętnej mgły egzystencjalnych myśli. A kot w piżamie, to tak tu jest napisane na parasolach słonecznych, albo coś w tym stylu.

Z bilbioteki

 Udało mi się dzisiaj popisać dwie godziny, zawsze coś. Siedziałem większość czasu w bibliotece, potem przed biblioteką, pod daszkiem. To znaczy, pisząc to, nadal sobie siedzę. Przyjemny wiaterek, koło 26 stopni. Sprawdziłem to na telefonie i widzę, że pokazuje on lekki deszcz. Więc pojadę zaraz dalej, bo chcę wskoczyć do kafejki, zanim nie zacznie padać. Wczoraj byłem na basenie, z Krakowianką i Małym. Oni siedzieli w środku, w gorącej zupie, która miała podobno koło 34 stopni Celsjusza, z czym muszę się zgodzić, bo wlazłem do tej substancji na chwilę. Ja polazłem sobie na 25 metrowy basen, w którym były wolne linie do pływania. Na koniec byłem prawie że sam. Mam nowy zegarek, Garmin Instinct Solar, który pokazuje nawet przepłynięte długości basenu. To znaczy, gdy macha się przy tym rękami. Gdy pływałem używając do tego tylko nóg, to nic nie wskazywał.  W każdym razie, to bibliotece jest dużo ciekawiej, niż w mieszkaniu Krakowianki i Australijczyka. Aha, wczoraj byłem też na ...

Telefon komórkowy w samochodzie

 Akurat mi się tak skojarzyło, z podwyżką cen za używanie telefonu komórkowego w czasie jazdy samochodem. Tutaj nie wolno kierowcy aparatu wziąć do ręki, dopóki samochód nie jest zaparkowany, to znaczy, silnik jest wyłączony. Gdy ktoś zostanie przyłapany, to grozi mu trochę ponad 1000 AUD i cztery punkty karne. Maksymalnie wolno mieć 12. Ja na wszelki wypadek nie biorę telefonu do ręki, wolę nie ryzykować. Jedna moja kumpelka musiała przekroczyć granicę stanową. Była oczywiście zaszczepiona i miała test PCT na koronę. Na granicy sprawdzali to. Robią to policjanci, bo nie jest to granica między różnymi państwami, bo wiadomo, to wyspa. Wynik testu otrzymuje się przez SMS, na telefon. R zatrzymała się więc na takiej stanowej kontroli granicznej, nie było to parkowanie, nie wyłączyła też silnika. - Proszę pokazać wynik testu - mówi policjant. - Nie wiem czy wolno mi wziąć telefon do ręki - odpowiedziała rezolutnie R, w czym może miała rację. - Proszę jechać dalej - odpowiedział na to p...

Nowy rok

Siedzę u przyjaciół w Brisbane, już prawie od miesiąca, czy może od dwóch tygodni. Ciągle jeszcze nie wiem ile tu zostać i co robić. Postaram się skupić na pisaniu książki i rozglądaniu się za kimś, znaczy, za jakąś dziewczyną. Posiedzę może do marca i się zmywam. Sylwester był dosyć fajny, siedziałem na balkonie, choć tam nawet chłodno było, jak na tutejsze lato. Za to miałem spokój od tego hałasu w mieszkaniu, gdzie dzieci biegały tam i z powrotem, a dorośli męczyli sprzęt za pomocą karaoke. W dodatku to mogłem trochę pogadać z gośćmi, znaczy, głównie facetami, którzy też swój czas na balkonie woleli spędzić. Jak to tu jest w zwyczaju, koło 22 prawie wszyscy już poszli do domu, choćby dlatego, że tu i tak nie ma fajerwerków na ulicach, bo nie wolno. Poza tym to oni z natury rano wcześnie wstają, może dlatego, że w ciągu dnia wcześnie się gorąco robi. Pierwszego stycznia pojechałem z Krakowianką, czyli kumpelką, u której mieszkam, i jej dzieciakiem, do jej znajomych nad morze, czyli P...