Amygdala i nietoperze demony

Siedziałem przy stole. Śmigła wentylatora łopotały rytmicznie, a przez otwarte drzwi balkonu docierały odgłosy skrzydlatych stworzeń, zagłuszane czasami przez warkot kosiarki. Było gorąco. Po plecach spływały mi krople potu, jedna po drugiej. Myśli rozlatywały się w różne strony, kawa – rozpuszczalna – tylko pogarszała sprawę.

Miałem wrażenie, że w powietrzu unoszą się demony, te przeszłości. Jak niewidzialne nietoperze fruwały pod sufitem, zręcznie omijając wentylator. To one burzyły moje myśli, przez nie trudno było mi się skupić. Siedziałem nieruchomo. Najchętniej wybiegłbym z mieszkania i biegł przed siebie, ignorując ból, aż do upadłego – byle dalej, jakby coś mnie goniło.

Było to parę lat temu. Dziś wciąż zdarzają mi się podobne emocje, ale nie są już one tak przytłaczające. Wiem też, że to lęki, a nie żadne demony. Nie znaczy to, żebym w nie kiedykolwiek wierzył. Czułem jednak jakąś niepokojącą siłę, która próbowała zawładnąć moim życiem, więc nazwa – demony przeszłości – jakoś mi dobrze pasowała.

Lęki z samej natury są pożyteczne. Są one wyuczone, czyli mają do czynienia z przeszłością. Dzięki nim jestem ostrożny, gdy przechodzę przez ruchliwą ulicę. Problem zaczyna się wtedy, gdy człowiek unika wychodzenia z domu, w biały dzień, nawet wtedy, gdy nic mu realnie nie grozi.

Skąd biorą się lęki. Odpowiedź kryje się w jednym, niewielkim obszarze mózgu – amygdali (ciele migdałowatym). Objawy lęku: uczucie gorąca, przyśpieszona akcja serca – wywoływane są z jej pomocą. Dzięki niej jestem w stanie nauczyć się, czego warto unikać. Amygdala mi o tym przypomina, wytwarzając objawy lęku. Gdyby jej nie było, wszedłbym bez zastanowienia w każdy ciemny zaułek. Wiadomo o tym, bo istnieją przypadki osób, u których jest ona uszkodzona.

Skąd moja amygdala wie, że mam się bać? Bo życie ją tego nauczyło, moje doświadczenia, czasami to, co zaobserwowałem. Zapamiętała sobie sytuacje związane z lękiem tak naturalnie, jak inne części mózgu zapamiętały słówka do angielskiego.

„Przecież ty się do niczego się nie nadajesz” – zakodowane jest w mojej głowie, choć tego głosu nie słyszę. „Znowu coś będzie nie tak” – budzi się w moim umyśle na przykład wtedy, gdy mam wysłać ważnego maila. Czuję nacisk na klatce piersiowej, brak tlenu, nieruchomieję – to amygdala włączyła się do akcji.

Kiedyś taka reakcja pomagała przetrwać. „Nic nie czuć” – było dobrą strategią, gdy wbijano mi pięścią rozum do głowy, a ja nie mogłem się bronić. Lepiej było uciec przed tym, co się czuło, nawet stojąc nieruchomo. Odcięcie się od wszystkiego, odczekanie, to była strategia na przetrwanie.

Dlaczego zdarza mi się, że reaguję podobnie jak kiedyś, choć nic mi już nie zagraża? Bo amygdala dobrze zapamiętała pewne wydarzenia, te związane z silnymi emocjami. Nie zapamiętała ich dokładnie, w tym cały szkopuł. Dlatego reaguje ona nadwrażliwie nawet na sytuacje, które jakoś tam zbliżone są do tych niebezpiecznych, tych z przeszłości. „Lepiej, jak się tu nie pomylę” – myślę sobie przy wysyłaniu maila – realistycznie nie jest to powód do specjalnego niepokoju. Dla amygdali to jednak sygnał alarmowy – nadszedł czas do walki. „Coś może pójść nie tak, to będzie tragedia” – myśli sobie pewnie. Startuje protokół obronny i wysyła informacje w głąb mojej głowy, że trzeba mnie przygotować do boju. Powoduje tym, że w mojej krwi zaczynają bulgotać hormony stresu.

Czy można to zmienić? Tak – istnieją metody, które pomagają osłabić takie lęki, a nawet modyfikować pracę amygdali. O nich napiszę w którymś tam kolejnym wpisie.

Bardziej szczegółowy opis działania lęku i amygdali znajdziesz też w mojej książce (link obok).

Nietoperze



Komentarze

  1. Cześć, interesujący wpis!

    Taka malutka amygdala, a ile namieszać w organizmie może. Na szczęście mózg ma zdolność do zmiany, czyli neuroplastyczności - z tym, że samo się to nie zrobi, nie jest też łatwe w osiągnięciu. Nie wiem czy kiedyś wspominałem, ale któregoś razu miałem nietoperza w mieszkaniu. Wpadł późnym wieczorem przez otwarte okno. W ciągu ułamka sekundy moje ciało przełączyło się w tryb totalnego alarmu. Już wcześniej nie lubiłem nietoperzy, choć wiem że są pożyteczne. Po tym zdarzeniu bardzo gwałtownie reaguję na te skrzydlate stworzenia, a wszystkie włosy stają dęba. Oczywiście przykład niewspółmierny, ale pokazuje że takie zdarzenie zapamiętane jest bardzo silnie i jednoznacznie - z dużym zagrożeniem. Nie wiem co musiałby się stać, żebym kiedyś mógł dotknąć nietoperza. Brrr, nawet teraz jakiś prąd po mnie przeszedł.

    Twój mózg zakodował, że najlepszym wyjściem w trudnej sytuacji jest odcięcie się na tyle ile to możliwe, aby po prostu przetrwać. Niezależnie od tego, jak bardzo będzie to destrukcyjne teraz czy później, liczyło się przeczekanie i przeżycie. A wielokrotnie powtarzane wzmocniło efekt pamięci, niestety. Wyrobiło bardzo wyraźne połączenia neuronowe.

    Czytałem ostatnio, że niektórzy wciąż słyszą głosy, rozmowy czy krzyki. Bez porządnej pomocy w takich przypadkach się nie obejdzie mam wrażenie.

    Przyjemnego weekendu 😃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, taka mała amygdala, a dokładniej mówiąc, to dwie, bo w każdej półkuli mózgowej jest jedna. Tak też jest z większością innych obszarów, albo "organów" w mózgu, jak thalamus (wzgórze) i temu podobne. Istnieją one parami, tak, jak mamy parę oczu, czy uszu.
      Może napiszę osobny wpis na temat amygdali, bo ma ona złożoną, ale logiczną strukturę.

      Zgadzam się z tym co napisałeś.
      Co do nietoperza, to reakcja emocjonalna na niego pewnie się wzmocniła po takim wydarzeniu.
      Czy trudno byłoby ją zmienić? Myślę, że w przypadku lęku przed czymś zupełnie określonym, jak pająk, czy nietoperz, można nad tym w miarę wygodnie pracować. Jak każda praca, wymaga to energii i czysu. Pytanie, czy chce się temu je poświęcić, skoro na codzień niespecjalnie taka fobia to przeszkadza.

      Tak, niektórzy słyszą głosy, czy krzyki, przeżywa się "flashbacki". Ja nie mam wizualnych, czy ukustycznych flashbacków. . U mnie są to stany lękowe. Tutaj też istnieją różne podejścia do definicji PTSD. Starzsze definicje koncentrują się na tym, że objawy PTSD muszą być wizualne czy akustyczne, ja, mam inną opinię. Bazują ją między innymi na wypowiedziach psychiatry Paula Conti. Ale to temat na osobny wpis.

      Dziękuję, również przyjemnego weekendu!

      Usuń
  2. Na szczurny-barlozek.pl znajdziesz wyczekiwane zdjęcie kwiatków. :) Bardziej treściwy komentarz popełnię jutro. Dobrej nocy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A fakt, ładne kwiatki tam są :)
      Czekam na bardziej treściwy komentarz ;)
      Przyjemnego dnia! :)

      Usuń
  3. Ten opis amygdali i jej roli w lęku pokazuje, jak nasze ciało i mózg reagują automatycznie na stresujące sytuacje, nawet jeśli dziś nie są one realnym zagrożeniem. Fajnie też, że sugeruje metody radzenia sobie z nadmiernym lękiem – to daje nadzieję, że da się to kontrolować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, nasze ciało i mózg mają wbudowane różne mechanizmy, by nas bronić.
      Nawet jeśli na niektóre nie reagują odpowiednio, to na wiele (chyba na większość) jednak tak.
      Istnieje wiele metod do radzenia sobie z nadmiernym lękiem -- nie znaczy to, że skutkują one od razu u wszystkich.
      To bardziej jak trening mięśni, trzeba czasu i cierpliwość. Problemem może być, że po pierwsze, czasami nie widzi się od razu rezultatów, mimo, że są one, po drugie, to często nie wiadomo jaki obszar mózgu warto trenować, ćwiczyć, by poprawić własną sytuację mentalną, albo po prostu zmniejszyć działanie stresu. Z tym, że wiedza na ten temat powiększa się z dnia na dzień, także dzięki neuronaukom.

      Usuń
  4. Wiedza z neurobiologii dużo pomaga. Terapeutka też trochę mi jej przekazała. Niestety układ nerwowy pamięta to, czego doświadczał przez lata i wiem, że w 4 lata nie "odkręcę" 35 lat ciągłego stresu i chaosu...
    Biorę dwa leki przeciwlękowe swoją drogą, Setaloft 100 mg i Lerivon 5 mg. Doraźnie za bardzo nie mam co, bo Hydroksyzyna niespecjalnie na mnie działa, a mój psychiatra jest wielkim wrogiem benzo, zresztą kogo ja chcę nabrać - natychmiast bym się od tego uzależniła, więc wcale się mu nie dziwię.

    W ogóle a propos uzależnień, znałam typa, który twierdził, że ćpał 3000 mg Pregabaliny, ale to był słabo funkcjonujący schizofrenik i straszny mitoman, typ był ogólnie na poziomie dziecka z podstawówki, a jego matka też była zaburzona i nie umiała mu pomóc...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. Też uważam, że wiedza z neurobiologii dużo pomaga. Dzięki niej wiadomo, że chodzi o jakieś konkretne obszary mózgu i ich połączenia z innymi częściami mózgu. Nie jest to zupełnie coś chaotycznego.
      Tak, odkręcenie długiego stresu na pewno jest trudne we wielu przypadkach. Wiem to po sobie. Mózg zapamiętał pewne reakcje, dobre wtedy. Żeby je teraz zmienić, trzeba uzyskać jakoś dostęp do nich -- co nie zawsze jest proste.

      Nie znam się specjalnie na lekach, ale Setaloft to SSRI, a Lervinon wygląda na to, że przeciwstresowy i pewnie przeciw-lękowy
      No tak, od benzo można się nieźle uzależnić. Wspomina o tym nawet Jordan Peterson, który jest bardzo znanym kanadyjskim klinicznym psychologiem. Sam był nieźle uzależniony od benzo.

      No tak, co kto twierdzi, a jaką dawkę naprawdę bierze, to mogą być zupełnie różne pary kaloszy.
      Mnie zawsze interesuje, co można robić, jakie areały świadomie trenować, by poprawić swój stan mentalny, albo po prostu samopoczucie. Poza tym, to jak przeskakiwać z jednego "schematu myślenia" (dołka), do innego, pozytywnego -- na ile można się tego nauczyć.
      Mimo wszystko widzę ogromny postęp w rozwoju wiedzy na ten temat w ciągu ostatnich 20-30 lat (albo czytam o nim ;)

      Usuń
    2. Oczywiście, oprócz bezpośredniej zmiany reakcji, można też ćwiczyć poprawę kontroli, nad przykład nad amygdalą (powolne oddychanie, medytacja itp), czy pracować nad nawykami (pamięć proceduralna) czy zwiększeniem siły woli (AMCC). O AMCC chciałem wpis zrobić.
      Dobra, idę spać bo późno, a widzę, że się wciągam w temat :)
      Spokojnego dnia!

      Usuń
    3. Zapomniałem wspomnieć tutaj, że nie chodzi tylko o emocje, ale także o cały podejście do siebie i świat, kognitywne. To też jest często zaburzone przez różne przeżycia.

      Usuń
    4. U mnie problemem jest to, że ja wyrosłam na "niewłaściwych ustawieniach" mózgu i układu nerwowego spowodowanych ciągłym stresem i chaosem - urodziłam i wychowałam się w dysfunkcyjnej rodzinie i byłam przy niej uwiązana praktycznie do śmierci ojca (a umarł jak miałam 35 lat), a potem z relacjami z matką też było różnie. No i jako, że mój układ nerwowy uznał patologię za stan domyślny - teraz mam wdrukowaną w łeb chorobą psychiczną, którą można leczyć tylko objawowo i niewiele więcej można zrobić.

      Usuń
    5. No tak, dysfunkcyjna rodzina ma negatywny wpływ, wspominam o własnym dysfunkcyjnym dzieciństwie w trzecim zdaniu mojej książki ;) Tyle, że ja opuściłem dom rodzinny w wieku 18 lat.

      Uważam, że każdy jakoś tam żyje i raczej nie próbuję wpływać na ludzi. Staram się opowiadać o tym, jak ja pewne rzeczy widzę (bazując je często na badaniach neurobiologii i psychologii).
      Dlatego przy tym zdaniu:
      >teraz mam wdrukowaną w łeb chorobą psychiczną, którą można leczyć tylko objawowo i niewiele więcej można zrobić.
      od razu interesuje mnie, jakie obszary mózgu masz na myśli i dlaczego uważasz, że nie da się niczego zmienić.
      Wiem, że pewne rzeczy są "zakodowane", gdy wyuczone we wczesnym dzieciństwie, zarówno u ludzi jak i na przykład ptaków, czy kotów.
      Pewne rzeczy można zmienić, tyle, że pozostaje pytanie, czy się opłaca wkładać w nie czas i energię. Ciekawe, do której kategorii należą Twoje problemy.

      Nie jest tak, że Twój system nerwowy zupełnie nie działa, bo funkcjonujesz w miarę sprawnie na pewnych obszarach, z tego co obserwuję. Rozumiem jednak, że masz poważne problemy z pewnymi jego funkcjami.

      Jak mówię, ja patrzę na to tak jak na siebie, z perspektywy działania umysłu. Znasz mój blog, wiesz czego oczekiwać ;o)
      Pozdro :)

      Usuń

Prześlij komentarz