Posty

Ebola, a alkohol

Tutaj ciepło, w telewizji straszą ebolą, a ja się wtedy często zastanawiam, ile ludzi umiera z powodu alkoholu. Ale cóż, obrazki z eboli dużo lepiej się sprzedają, bo kto chce oglądać sąsiada alkoholika. Nie mówię, że ebola nie jest niebezpieczna, ale patrząc na to ile ludzi rocznie ginie z głodu, popełnia samobójstwo, czy ginie na różnych wojnach, to jakoś nie jestem o tej wielkiej tragedii przekonany. Tym bardziej, że dużo leży po prostu w tradycji tych ludzi i ich braku edukacji, bo dotykają zmarłych przy pochówku, niezależnie od tego, na co kto umarł. Tak mi się skojarzyło znowu z samobójcami. Jak kto ebolę przeżyje, to i Obama go uściska, bo wygrał ze śmiercią. A jak ktoś nie popełni samobójstwa, albo się go odratuje, to jeszcze może po głowie dostać, bo przecież to od niego zależy, co ze swoim życiem robi. Kłopoty z bakteriami, rakiem, czy wirusami, to zupełnie coś innego, niż wypaczone dzieciństwo, czy trauma w jakiejś sytuacji. średniowiecze się kłania. Prawie co roku są jakieś...

Mgła w głowie

Obudziłem się w nocy zlany potem. Ciekawe, co się tam w mojej głowie dzieje? Już wczoraj spałem niespokojnie. Odstawiłem wczoraj B, mojego gospodarza, na lotnisko. Wszystko na ludzie, "o której chcesz jechać", chwilę się wahał, skończyło się na 14.30. B trzyma się przeważnie ram czasowych. O 14.28 leży jeszcze na kanapie, ale o 14.30 jest gotowy do wyjścia. Punktualnie jak zegarek szwajcarski. Podobnie, jak jedzenie w barze. Nie ma, żeby się coś delektować, czy popatrzeć na otoczenie. B wcina, aż mu się uszy trzęsą, a potem jest gotowy i możemy iść. Nauczyłem się nie zwracać na to uwagi i trzymam się swojego rytmu. A tutaj, zbliżamy się lotniska, które jest spore, więc pytam "Który terminal, krajowy, czy międzynarodowy?". O dziwo, B. zastanawia się, "Jedź wolniej", mówi, zadzwonię do R, który też miał lecieć, tyle, że chyba następnego dnia. Zaczynają dyskusję z R. Wiadomo, że B najpierw leci wewnątrz kraju, ale ogólnie, to potem międzynarodowo. R sprawdza,...

Pozorna tragedia, na trzy głosy

Od paru dni chciałem sobie kupić  doładowanie karty telefonicznej. Byłem nawet w jednym sklepie, ale sprzedawczyni stwierdziła, że nie mają, choć jestem przekonany, że kiedyś tam już kupowałem taką kartę. Na karcie miałem już trochę zaoszczędzonych megabajtów i sporo minut na rozmowy, więc zależało mi na tym, żeby tego nie stracić. Myślałem, że mogę doładować do jutra, więc spoko "Zdążę". Dzisiaj rano sprawdzam konto telefoniczne na internecie i widzę, że mam zero wszystkiego. Więc tragedia. W mojej głowie odzywa się głos "co za idiota z ciebie, przecież tyle czasu miałeś, żeby tą kartę kupić". Dochodzą do tego emocje w stylu smutek i bezradność, bo sobie nie daję rady, z takimi prostymi sprawami, coś mi mówi w głowie "znowu sobie nie dałeś rady, co będzie z innymi rzeczami". Dochodzi do tego uczucie samotności, brakuje mi kogoś bliskiego, dziewczyny. Więc głos mówi "wszystko jest do niczego". Złoszczę się na siebie i pluję sobie w brodę, "j...

Dziś szaro w głowie

Jestem dzisiaj jakiś przymulony. Może dlatego, że coś ostatnio słabiej śpię? Nie wiem. Nawet nie wiem, czy słabiej śpię. Coś nie wydaje mi się, żebym stąd w grudniu wracał, do zimnych Niemiec? Może i tam fajnie, ale jak wyjadę, to mi wiza przepadnie. Niezależnie od tego, że tu jestem bardziej produktywny, niż tam. To znaczy, uczę się więcej Chińskiego i coś tam próbuję pisać. Nie chodzi mi o wyniki tych starań, ale o lekką zmianę spojrzenia na pewne rzeczy. O to, że jestem w stanie coś robić. W Niemczech często trudno mi było się zwlec z łóżka, to znaczy, wstałem, zrobiłem sobie coś do jedzenia, ale potem znowu siedziałem na łóżku i oglądałem coś tam. Albo chodziłem do pracy, gdzie czułem silne lęki. Nie z powodu pracy, bo ta była w miarę normalna, ale coś tam we mnie się stresowało. Teraz nawet mi się na surfing nie chce jechać. Po prostu mi się nie chce. Nie ciągnie mnie. Mam bardziej "imperatyw wewnętrzny", żeby uczyć się tego chińskiego i grać w paletki. Chociaż, dzisiaj ...

Skąd biorę siłę

Każdy dzień to walka. Tak mi się skojarzyło, to się przeplata często na blogach, kwestia siły do walki. Ja mogę pisać tylko o sobie. Też się kiedyś nad tym zastanawiałem, gdy byłem w sporym dołku, co dosyć częste było. "Skąd wziąć energię do walki?" Nie wiem, czy sam sobie potrafię na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć, może dlatego, że już się tak nad tym nie zastanawiam, a może dlatego, że mam lepszy kontakt z wewnętrznym dzieckiem, to znaczy, z własnymi emocjami. Największym problemem było dla mnie zdecydowanie się na to, że mogę coś zmienić. Nie mówię, że wiara w to, bo tak do końca, to może w to nie wierzę. To raczej decyzja, może jak rzucenie palenia, "chcę spróbować coś zmienić". Gdy się na to zdecydowałem, to pewne rzeczy stają się prostsze. Nie szuka się tak wymówek, ale raczej dróg, w stylu, "Jak by to wykombinować, żeby się coś posunąć do przodu, zrobić jakiś krok". Ten krok może być w złą stronę, ale w moim przypadku walczę z biernością i be...

Z liściem

Myślę, że jako dziecko bałem się, że mój stary mnie po prostu zabije. Lubił sobie tak pogrozić, „zatłukę jak psa”. Bo tak się czasami zastanawiam, na ile się go bałem. Pamiętam spotkanie rodzinne parę lat temu. Spałem wtedy w domku campingowym, może z 500 metrów od domku letniskowego starego. Przeszło mi wtedy przez głowę, przed snem, że może lepiej zamknąć drzwi na klucz, od środka, bo kto wie, czy on się nie przywlecze, z nożem i mnie nie zadziabie. Choć on już wtedy miał lekkie problemy z chodzeniem. Myśl bez sensu, ale skądś się wzięła, z jakiegoś zakątka w głowie. Nie zamknąłem wtedy tych drzwi, uważając, że nie ma się co paranoi poddawać. Siedząc w kafejce zacząłem rozmawiać z jednym, który uczy się psychologii i teologii, jak twierdził. Nie wiem, czy studiuje na uniwerku, czy gdzieś tak. W każdym razie miał na sobie koszulkę z obrazkiem krzyża, a w uszach spore dziurki, puste. Pewnikiem jakiś nawrócony. Tak gadaliśmy, też na temat, że czasami łatwiej walczyć z problemami, gdy ro...

Zielone głowy węży

Tak szperam po moich notatkach, szukając jakiegoś konceptu, może nowych dróg, by coś robić z moimi lękami, czyli barierami. Znalazłem to, w sumie, to przypomniało mi się znowu, że kiedyś jednak było gorzej, jakby ciemniej. Teraz siedzę sobie w cieniu, jest gdzieś 26C, słońce świeci, mam czas, żeby zbierać energię na walkę i walczyć. Ale wtedy, chyba bardziej uciekałem, nie znaczy to, że teraz nie uciekam. NB (narkotyk B) znowu mi życzyła "miłego dnia". A niech sobie życzy, odpisałem w stylu "miłej nocy". Byłem znowu pobiegać, biegam, czy mi się chce, czy nie chce. Wymówka zawsze się jakaś znajdzie, to ciekawe, obserwować te różne myśli, czy głosy w głowie. "Widzę zielone głowy węży owijających się wzdłuż nóg stołu komputera. Nie lubię ich. Nie lubię to za mało powiedziane, nie znoszę ich. Może się ich po prostu boję, bo nie podchodzę do klawiatury. Słysze cichy syk i zauważam, że krok ode mnie, na podłodze, pod drewnianą półką majaczy się prawie kwadratowa głow...