Posty

Obiad w grupie.

Wczoraj byłem pograć, dzisiaj, czyli jak zwykle. Wczoraj jak zwykle do jakiejś knajpki, z grupą, to znaczy, grzecznie coś zjemy, najwyżej A, czy ktoś tam sobie jakieś wino strzeli, czy może piwo. Potem grzecznie na kawę, czy ciastko. Głównie, to chodzi o to, żebyśmy sobie razem posiedzieli, pogadali. Jak w innych krajach. Dzisiaj po treningu pytam się, czy ktoś idzie coś zjeść. A nie idzie V mi się pyta dokąd. Reszta jakaś niewyraźna. Na koniec poleźliśmy nawet daleko, to znaczy, pojechaliśmy. V poszła do domu, uczyć się, bo w sumie, to nie ma czasu. Jak jej jednak powiedziałem, że ją odbiorę, to się zgodziła. Na koniec spędziliśmy ze sobą wszyscy parę godzin jeszcze. No właśnie, zastanawiałem się, czy by nie jechać po treningu do domu. -- Po co pojedziesz, co tam będziesz robił -- zapytał mnie jakiś głos w mojej głowie. -- No nie wiem, odpocznę -- odpowiedziałem sobie. -- To znaczy, będziesz siedział na kanapie, źle się czuł, próbował coś zrobić i pewnie nic nie zrobisz? -- zapytał zn...

Sroka rozpoznaje się w lustrze?

No właśnie, frustracja, gdy coś mi nie wychodzi. Wkoło mnie pełno kobiet, dziewczyn, do których bym się chciał przytulić, ale tego nie robię. Wiadomo. Człowiek nie może się przytulić do kogoś na ulicy, czy w kafejce, w której akurat siedzę. - Nie dajesz sobie rady -- mówi mi znowu ten głos, kierowany frustracją. -- C.j z tym -- mówię sobie, ale wiem, że odbiegam nieco od standardu, będąc samemu. -- Czy na pewno -- pyta inny głos -- tyle ludzi jest samych, to niejako choroba dużych miast. -- Co z tego, że dużo ludzi jest samotnych, czy samych, jak ja mam ochotę z kimś być -- myślą sobie niektóre emocje. To znaczy, emocje nie mówią może, nie gadają, dają tylko znać o sobie, na przykład jako smutek? Miałbym żonę, dziecko, to mógłbym psioczyć, ale mieć swoje obowiązki. Wiedzieć co mam robić, po co. Program przetrwania gatunku działałby, tak, jak to działa. Ale może bym się rozwiódł, jak duży procent małżeństw, tyle, że dalej bym musiał jakoś tam pracować na dzieci. A tak, to siedzę tutaj i...

Nie dzisiaj. Zapach wiosny.

Próbuję znowu jakoś wskoczyć w rytm. Wcześniejsze chodzenie spać pomaga. Współmieszkaniec wrócił, więc nie mam ochoty tak siedzieć, półśpiący, w stołowo-kuchennym pokoju. Dlatego wcześniej idę do swojego pokoju, więc też wcześniej zasypiam. Takie życie. Czują jakąś pustkę w sobie. Może dlatego, że stąd niedługo wyjeżdżam, a może to po prostu samotność i uciekanie przed lękami, czy kto tam wie, przed czym. Idę potem na kort, potem do kafejki, potem na paletki. Może zdążę kupić sobie tańszej smażonej ryby. W sumie, to żyję oszczędnie, choć tego pewnie nie zauważam. Czyżbym się zamieniał w starego dziadka chodzącego w byle czym? Zwracam trochę uwagę na ubiór, ale widzę, że moje rzeczy zaczynają się zużywać, bo dawno nic nie kupowałem. Najczęściej to kupuję jednak rzeczy do sportu, tak do chodzenia, raczej rzadziej. Jak tu się wygmerać z tej pustki, z tych ucieczek? Słucham w kółko piosenki, której tekstu nie rozumiem, coś tam jest o pyle kosmicznym, coś o miłości. Ładna dziewczyna to śpie...

Zmęczenie

Jestem jakiś zmęczony, trochę smutny. Nic jakoś nie ma sensu, ale byłem na korcie, coś tam porobiłem. Wieczorem znowu te klubowe zawody. -- Po co to wszystko -- pyta coś w mojej głowie. -- Masz jakąś inną, realistyczną, alternatywę? -- odpowiada inny głos. No właśnie, jak nie przychodzi mi nic konkretnego do głowy, nic co mógłbym zrealizować, to lepiej nic nie mówić, robić swoje. Siedzę w kafejce, piję kawę i ziewam. Kawa coś nie pomaga. To problem który mam od lat, gdy nie mam pracy codziennie - "Jak tu się zabrać za robienie czegoś?" Pomaga mi jednak trochę to, że mam listę z małymi zadaniami do zrobienia. Pada dzisiaj, może to przez to to zmęczenie? A może to po prostu zmęczenie walką. Przezwyciężanie blokad jest męczące.

Bariery jak boa

Bariery, to coś, jak jakaś niewidzialna siła która mnie wiąże, jak sieć pająka. Mogę się szarpać, ale z każdą przemijającą minutą, godziną, czuję coraz wyraźniej, że przegrywam. Czas mija, a ja ciągle mam nadzieję, że jakoś się wyrwę. Piję kawę, herbatę, szukając w tym energii, albo nieruchomieję na jakiś czas, oglądając seriale, mając nadzieję, że odpocznę w ten sposób zdobędę trochę energii do walki. Mam wrażenie, że im bardziej się miotam, tym mocniej mnie ta sieć oplata. Na koniec dostaję bólu głowy i leżę po prostu, patrząc przed siebie. A może to trochę inaczej, przychodzi mi właśnie do głowy. Może to nie jak pajęczyna, ale jak boa dusiciel, który zaczyna dusić mnie rano. Czując tą pierwszą duszność myślę, że ona jakoś przeminie. Czasami przechodzi, ale czasami nie. Wtedy z upływem czasu bywa jednak gorzej, ciężar na piersiach robi się większy. Ogarnia mnie zmęczenie i niemoc. Jak działa taki prawdziwy dusiciel? Skąd to porównanie? On właśnie wcale też nie zgniata swojej ofiary n...

Poszukiwanie właściwej techniki

Powoli jakoś dochodzę do siebie. Nadal jestem zmęczony, ale przynajmniej nie lało się ze mnie w nocy. Nie bolą mnie też już plecy, to znaczy, to miejsce na łopatce. Siekało mnie nieźle, nawet przy dotyku. Przeszło mi chyba przez naciąganie się, a może dlatego, że chyba kogoś znalazłem do podwynajęcia mojego mieszkania? Trudno wyczuć. W każdym razie, olałem dzisiaj siłownię, nie chciało mi się trenować. Mogłem pójść się po prostu ponaciągać, ale pewnie skończyło by się to na korcie. Myślę, że lepiej dać mięśniom wypocząć. W paletkach zauważam jakie mam deficyty techniczne. Nie, żeby to było takie ważne, to po prostu interesujące. Z powodu tych deficytów spinam się, używając niewłaściwej techniki. Jak to jest w innych sferach mojego życia? Spinam się, gdy próbuję pisać, duszę się często, gdy siedzę w domu. Na ile jest to kwestia jakiejś techniki? Jak i na ile da się to zmienić? Zobaczymy, jak to będzie jutro, czy wejdę znowu w mój rytm. Ciągle się zastanawiam co by się dało zrobić. Powol...

I tyle, bez rytmu.

Coś wypadłem z rytmu. W nocy spocony jak mysz, po raz któryś pod rząd. Pospinane plecy, boli mnie koło łopatki, choć jest lepiej. Idę na trening.