Posty

Granice

Za oknem raz pada, raz słońce, ale przeważnie więcej tego ostatniego. Byłem trochę w skałkach w sobotę, z B. Fajnie było, choć zrobiłem tylko dwie krótkie drogi. Oczywiście, nie chciało mi się jechać, bo to zawsze coś innego, wybicie z normalnego rytmu. Tyle, że jak to zwykle bywa, jak już gdzieś indziej jestem, to jest fajnie. Te drogi w skałce nie były trudne, bo tylko 6-, ale w ciągu ostatnich 3 lat wspinałem się tylko z 5 razy, więc się trochę umęczyłem. Dało mi to jednak motywację do poćwiczenia. Obejrzałem nawet parę filmów o wspinaczce, między innymi o jednym, który wspina się "free solo", czyli bez ubezpieczenia, wchodząc na 500 metrowe ściany, Alex Honnold. Przy okazji obejrzałem prelekcję jednego, który bez sprzętu schodzi na 137 metrów. Dosyć ciekawie to opisywał. Mówił, że jak człowiek wchodzi pod wodę, to tętno serca automatycznie spada do może 30-40 uderzeń na minutę, czy coś koło tego.

Nawet nie wiem

V.d. Kolk opowiadał o eksperymencie, który przeprowadzono na ludziach, dotyczącego marzeń. Skombinowano jakiegoś ładnego, egzotycznego modela, męskiego, który przeszedł koło kobiet, tych w miarę normalnych, uśmiechając się do nich. Kobietom robiono w tym czasie skan mózgu. Widać było, jak areały wyobraźni zostają pobudzone. - Ciekawe, czy podoba mu się moja sukienka - myślały sobie pewnie. - Czyli lubi Pink Floyd, czy może lubiłby to co gotuję? - chodziło im może po głowie. - Ciekawe, czy lubi wzorki na mojej pościeli - tak sobie też może myślały, czy coś w tym rodzaju, opowiadał Kolk. Potem zrobiono to samo z kobietami, które miały nieźle przechlapane dzieciństwo. U nich też został pobudzony obszar mózgu, tyle, że ten związany z lękiem. Ten z wyobraźnią raczej milczał. Nie jest to niczym nowym, że ludzie po traumatycznych przeżyciach, szczególnie tych w dzieciństwie, często tracą trochę na wyobraźni, dotyczącej ich życia. Tak sobie tego słuchałem wczoraj, oglądając to na YT i wt...

Nie lubię kleszczy

Pojechaliśmy z Blondi nad rzekę, bo ładna pogoda, a podobno woda nawet czysta, bo Blondi się w tamtych okolicach kąpała, to wie. - No dobra - myślę sobie - nie każda rzeka jest brudna. Znaleźliśmy nawet coś w rodzaju małej plaży, przy której rosły dęby i inne takie. Położyliśmy kocyk na suchych liściach, w cieniu. - Tu mogą być kleszcze - mówię. - Eee tam, za ciepło jest - mówi Blondi - na pewno nie ma. W wodzie było pełno małych rybek, więc nie była do końca zatruta. Za drugiem razem jak do niej weszliśmy, to nawet zanurzyłem głowę. Nie po to, żeby coś zobaczyć, bo krystaliczna ta woda to na pewno nie była. Po powrocie do domu siedzimy sobie na balkonie, słoneczko świecie, ale nie mnie na głowę, więc jest spoko. Tyle, że na raz widzę kleszcza, na moim przedramieniu. I tak dobrze, że się nie próbował schować. Jakoś go wyjąłem, ale widać mało dokładnie, czy zgrabnie, bo teraz, po dwóch dniach mam czerwone i swędzące miejsce. Zobaczymy jak się to rozwinie. Nie przepadam za kleszczami...

Raz lepiej, raz gorzej.

Obserwuję u siebie wzloty i upadki. Są momenty, w których czuję, że nic się do przodu nie posuwa, jestem jakiś bezwładny, bywa też, że czuję po prostu optymizm, w stylu "wszystko będzie dobrze, coś się dzieje, jakoś coś się poprawia". Codziennie po powrocie z pracy siadam do pisania moich notatek. Czasami, to znaczy, przeważnie zawsze próbuję to jakoś odwlec, bo "jestem głodny", czy coś. Mimo wszystko w końcu siadam i piszę, czując niepokój, czy jak mi się ciasna koszulka robi. -- Oddychaj - mówię sobie wtedy, choć powoli automatycznie zaczynam głębiej oddychać. Na paletkach, raczej ostatnio wszystko przegrywam, na treningach, bo na zawody nie jeżdżę. Tyle, że staram się pamiętać o oddychaniu. Jestem też mniej zestresowany niż kiedyś, choć wiadomo, różnie to bywa. Przegrywanie jest frustrujące, zarówno w paletkach jak i w życiu. Co interesujące, gdy na treningu nie wychodzi, to mam na drugi dzień rano większą ochotę coś robić, to znaczy, nie wpadam w te myśli ...

Coś robić

Słucham sobie wieczorami tego psychoterapeuty, czy może jest on psychiatrą, van der Kolk. Ciekawie opowiada, tym bardziej, że nie stara sam siebie traktować jako wszystko wiedzącego. Porównuje to co teraz wie, z tym, o czym był święcie przekonany jakichś 20, czy 30 lat temu, bo on już długo w tym fachu. Potrafi się też przyznać do tego, że niektórych rzeczy po prostu nie wie. Może podoba mi się to też dlatego, że potwierdza to niektóre myśli, czy informacje, które już mam. Jak na przykład to, że jak się komuś całe dzieciństwo wciska, że jest do niczego, to ma się potem taką opinię o sobie samym, jako dorosły. Jak matka, pijana, wpółleżąc, oparta o kaloryfer, mówiąca do swojego dziecka, że byłaby świetną aktorką, gdyby nie zjawił się On, jej potomek, które jej wszystko zepsuł. - Wszystko przez ciebie - słyszy dzieciak. Jak to często słyszy, to dlaczego nie ma w to wierzyć, tym bardziej, że mówi to osoba, którą on kocha. Wiadomo, nie trzeba nikogo kochać, żeby wierzyć w to, co się c...

No to siup

Obserwuję sam siebie, jak naukowiec chomika w klatce. Codziennie czuję niepokój, szczególnie, gdy wychodzę z pracy, ale też w domu, gdy mam coś zrobić, czasami cokolwiek. Bywają momenty, że udaje mi się moje "blokady" przezwyciężyć, jak we wtorek, gdy nagle pozbyłem się mikrofalówki, której i tak nie używałem, umyłem też większość okien i zamiast leżeć na łóżku, oglądając coś na YT, poćwiczyłem trochę. Wczoraj za to było gorzej. Owszem, coś tam popisałem, obowiązkowe zapiski w pamiętniku, ale potem wsiąkłem w świat internetu. Dzisiaj rano miałem moralnego kaca, że nic nie zrobiłem. - Tak bywa - powiedziałem sobie - wiesz, że warto coś zrobić, bo wtedy lepiej się czujesz. Więc dzisiaj spróbuję coś porobić. Nie byłem na sporcie w tym tygodniu, oprócz poniedziałku, bo wkurza mnie mój Achilles, mam nadzieję, że się trochę poprawi, jak mu dam do jutra odpocząć. Oglądałem parę wykładów van der Kolka. Ciekawie gada. Mówił znowu o tym, jak ludzie się dołują, to dlatego, że im...

Bałagan w pokoju

Za oknami słońce, widzę tylko malutki kawałek niebieskiego nieba. Teraz siadłem sobie na balkonie, nieba widać więcej. Popijam czarną herbatę, wiadomo, mocną. Chyba rzeczywiście nie jest tu aż tak ciepło, bo znad filiżanki unosi się drobna smużka pary. Po drugiej stronie zielonego podwórka jest chyba ciepło, bo tam słońce świeci. Blondi jest na wycieczce, wspinają się i chodzą po jaskiniach, pewnie ją dopiero w następny weekend zobaczę, bo ona dostała pracę na wyjeździe, jak kiedyś, 3 godziny stąd, nad morzem. Trochę szkoda, ale takie życie. Przedtem była przez rok w Kanadzie, więc jest to w pewnym sensie poprawa. Zastanawiam się, kiedy ja pojadę do Australii. W pokoju roboczym mam bałagan, pełno rzeczy do wyrzucenia, kiedyś je posprzątam, kiedyś się za to wezmę. Jak w piosence. Wczoraj nie zostałem na drugiej sesji paletek, bo czuję jeszcze ścięgno Achillesa, od miesięcy. Japonka i Wariat byli, więc pewnie bym z nimi trenował, więc znowu gorzej dla Achillesa. Wracając do domu czu...