Posty

Znowu na ściance, koncert i dach

Obraz
Chyba z tydzień nie byłem na ściance. W sobotę mi się nie chciało, bo zimno było i w ogóle. Poza tym to miałem jakieś urzędowe sprawy do załatwienia, nad którymi musiałem się zastanowić. Nie wspomnę już o dentyście. Ogólnie, to zimno mi nie przeszkadza, jak mam jechać na ściankę, ale jak mi się nie chce, to powoduje, że mi się jeszcze bardziej nie chce. Dzisiaj było powyżej zera, więc w rękawicach do snowboardu dało się wytrzymać. Jak będę w domu, to wstawię te zdjęcia. Wreszcie sobie jakiś program zainstalowałem, za pomocą którego łatwiej mi kopiować i przesuwać zdjęcia, także usuwać te meta-dane. Mam małe mieszkanie, w którym sam nie mieszkam, ale co nieistotne tutaj. Lokatorka jest Polką i strasznie gadatliwa. Dałem to mieszkanie wyremontować, bo był grzyb. Nie wiadomo w sumie, skąd się brał. W zeszłą środę wróciłem wymęczony od dentysty, czyli z obolałą i na wpół znieczuloną gębą. Telefon dzwoni. "Grzyb jest znowu" - mówi ta Lokatorka. Myślałem, że się poskładam. Pojechał...

Książka u redaktora

 Ale ten czas leci. Jutro muszę do dentysty. Ma mi zakładać korony na dwa zęby. Masakra. Najpierw je musi zeszlifować. W ogóle mi się ten pomysł nie podoba, ale takie życie. Byłem nawet u innego dentysty, po drugą opinię. Tak bywa, człowiek się trochę sypie. To tym bardziej że zgrzytam zębami w nocy. Jestem na ściance. Mam coś lekko z plecami, więc na ostrożnie. Coś sobie lekko nadwyrężyłem tydzień temu. Oddałem książkę redaktorce w poniedziałek. Dlatego większy luz, bo już nie mogę jej poprawiać. Wziąłem się za to za czyszczenie mailowej skrzynki pocztowej. Muszę zrobić nadpłatę za podatek, za rok 2021, bo mój księgowy zapomniał zrobić zlecenie za mnie. Takie życie. Nie mam ochoty, bo kto miałby, ale zapłacę i będzie spokój. Powoli zaczynam się rozglądać za pracą, zleceniem. Czas kończyć artystyczny okres życia. Byłem na koncercie muzyki klasycznej. Wrzucę może zdjęcie, jak będę w domu. Fajne to było, bo pomagałem muzykom, więc miałem dostęp na zaplecze. Też się jak artysta poczuł...

Wesołych Świąt!

 Życzę wszystkim odwiedzającym wesołych, słonecznych i spokojnych Świąt! Siedzę sobie w domu, środa, pierwszy dzień świąt. Obudziłem się koło czwartej nad ranem i stwierdziłem, że wstanę. Bo albo bym się miał wysilać, żeby zasnąć, albo mogę siąść przy biurku, popracować trochę nad książką. Kiedyś bałem się siadać do biurka. Teraz jest inaczej. Wiem mniej więcej dlaczego tak się to zmienia. Wygląda na to, że moja autoterapia działa, to znaczy, wykorzystuję uzależnienie od kawy. Za oknami ciemno, ale jakieś ptaki ćwierkają. Myślę, że to sikorki, sprawdzałem kiedyś. Idę potem na ściankę. Tu mało kto się świętami przejmuje, to znaczy, ludzie się spotykają z rodzinami, ale nie ma świętobliwej atmosfery. Idę dzisiaj na ściankę, bo pewnie będzie mniej ludzi. Jutro się chyba wszyscy zwalą. Nawet sporo osób złożyło mi życzenia świąteczne, co mnie oczywiście miło zaskoczyło.

Szukanie terapeuty i kawa

 Nie wiem, czy wspominałem, ale znalazłem redaktora do mojej książki, czy może redaktorkę, wsio ryba. W każdym razie, jest to ktoś, kto wydaje się w miarą konkretny i pracuje dla czasopisma popularno-naukowego. Rozmawiałem z innymi redaktorami i ten miał od razu jakieś uwagi do tego, jak można by poprawić mieszankę autobiograficzno-popularnonaukową. Ja siedzę nad wstępem do książki, bo mi się nie podoba. Zostawiłem resztę tekstu, bo kręcę się w kółko, takie mam wrażenie. Zadzwoniłem do Australii, żeby zamrozić swoje ubezpieczenie zdrowotne, za które ciągle coś tam płaciłem. Niewiele, ale zawsze coś. Kosztowało mnie trochę wysiłku, mentalnego, żeby to zrobić. Staram się poukładać niektóre rzeczy w głowie. Chciałem odpisać tej PT (psychoterapeutce), która mnie nie chciała. To znaczy, nie chciała pracować ze mną. Ona mi odpisała całkiem miło, więc też na zakończenie chciałem jej coś napisać, coś więcej, ale nie mam do tego dzisiaj zdrowia. Zacząłem pisać już chyba w poniedziałek, czy ...

Trza szukać dalej

 Byłem na psychoterapii. Pogadaliśmy, w sumie, to bardziej o moich lękach, szczególnie o tych z dzieciństwa. Na koniec się pożegnaliśmy i ona powiedziała, że zadzwoni w piątek, bo chce się zastanowić nad naszą współpracą. To była środa. Zadzwoniła w piątek, że nie do końca to widzi. Czyli, że nie będzie ze mną współpracować. Nie zapytałem o powód. Życzyliśmy sobie miłej niedzieli, czy jakoś tak. Po rozmowie z moimi kumpelkami stwierdziłem, że napiszę do niej jednak i zapytam o powód, czy to osobisty, czy zawodowy. Nie chce mi się wiele o tym pisać, ale ugryzło mnie to. Z tym że wygadałem się z kumpelką i potem poszedłem na sport. Po sporcie sauna. Gdzieś po drodze emocje zniknęły. Warto się trochę poruszać.

Wkurzyłem się na swoje pisanie.

 Jutro idę do psychoterapeuty, ciekawe jak to będzie. Zobaczymy, czy się dogadamy i czy będzie miała terminy dla mnie. Wkurzyłem się na pisanie mojej książki. Stwierdziłem, że wydam tak, jak jest, bo zmieniam co chwilę. To nie jest książka dla każdego, nie wiem, czy ktoś ją przeczyta. Dla mnie ważne, że ją napisałem. Chcą ją wydać, bo mam taką potrzebę i tyle chyba. Taki projekt. Poszukam redaktora, żeby pomógł ją trochę ogarnąć, a potem dam ją wydać. Myślę, że mam tak niepoukładane myśli, że trudno jest mi napisać coś do porządku, tak, żeby ludziom się podobało. W czasie pisania nauczyłem się sporo, uważam. Myślę, że moje podejście jest też trochę mało pasujące. To znaczy, podejście do emocji, rozumu i ich modelu. Trudno się sprzedaje. Takie życie. Na koniec, to wsio ryba, chcę wydać i tyle. Jest tyle książek, których nikt nie czyta. Moja będzie jedną z nich. Dla mnie jest ona czymś w rodzaju struktury, która jest ciągle żywa. Może powinienem był namalować obraz, zamiast pisać. Kt...

Termin u PT

 Mam na przyszłą środę termin u psychoterapeutki. Ciekawe jak to będzie. Układam sobie w myślach, co chcę powiedzieć, o co chcę zapytać. Zapisuję sobie to wszystko, rzecz jasna. Byłem dzisiaj na ściance, ale robią same proste rzeczy, bo nie mam ochoty na stres z trudniejszymi. Problem z trudniejszymi jest taki, że można się czasami podrapać. ściany są tak szorstkie, że wystarczy nieuważnie przejechać częścią ciała po nich, a ma się obtartą skórę. Są trochę jak papier ścierny, o ile nawet nie same ściany, to niektóre chywyty. Stwierdziłem, że dtrastycznie uproszczę książkę, bo nawet mnie samemu się ją trudno czyta. Poza tym, to jest ona za długo, nie chce mi się jej całej poprawiać. Mam wrażenie, że tracę kontrolę nad materiałem. Poza tym, to piszę w ksiąpce o osobistych rzeczach. To pewnie myśl o tym, że chcę to komuś pokazać, powoduje spory stres. Jak uproszczę, to będzie mniej stresu.  Poza tym, to jest w książce zbyt wiele niepotrzebnych detali, uważam. Pogoda tu taka sobie...