Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2014

Kroki w nieznane

Leciałem najpierw Boingiem, a potem A380, czyli tym największym pasażerskim Airbusa. Mam do niego sentyment, bo coś tam, minimalnie, przy nim też robiłem, choć oczywiście nic konstrukcyjnego. Bardzo cichy samolot. Z moimi słuchawkami do wyciszania dźwięku nie słyszało się prawie nic. Gdy byłem na lotnisku, to zastanawiałem się, po co tu przyjechałem. Nawet jak mnie już X, razem ze swoją z siostrą odebrała, to miałem ochotę wracać. Ale potem pomyślałem, że nie mam się co od nich uzależniać jakoś. I pojechałem na miasto, przedtem jeszcze parę drobiazgów zrobiłem. Takie mam wrażenie, że mniej czuję lęku niż ostatnim razem. Zaczynam przysypiać na siedząco. Dwie kawy nie pomogły. Nie wiem, ile tu zostanę, myślę, że nie o to, w tym wszystkim chodzi. Chyba chodzi raczej o to, żeby po prostu coś robić, nie uciekać cały czas. Na lotnisku w Australii przglądałem się parce, przy okienku celnika. On, normalnie, ona z welonem na twarzy.

Ból głowy

Siedzę na lotnisku w Dubaiu. Głowa mnie coś bolała, po locie, a może niedoborze snu, może za mało wypiłem, wody, znaczy się? Napiłem się cappuccino i teraz mnie napieprza ;) Skasowałem sobie przypadkowo twardy dysk, z pamiętnikiem, z wpisami z prawie roku. Mam starą kopię, ale ostatni wpis pochodzi z mojego pobytu na lotnisku, też tutaj, tyle, że prawie rok temu, jak wracałem. Notebook mi upadł, po jednej z tych odpraw, bo trzeba go wyjmować co chwilę, jakby miało to komu pomóc. Zepsuł się tylko zamek pokrowca, notebookowi nic nie jest. Teraz mam kopię pamiętnika na necie i na paru komputerach ;)

I trza iść dalej, krok po kroku.

Rano czułem ciężar na klatce piersiowej. To lęk, pomyślałem sobie. Wiadomo, nie zawsze to pomaga, taka myśl, ale zawsze coś. Wczoraj impreza u J. Pogadałem trochę z B, Chinką. Wymieniliśmy się mailami, chcę próbować pisać, chociaż coś prostego, po chińsku, bo inaczej, to mi motywacja zupełnie siada. Mało co umiem powiedzieć, albo prawie, że nic. Wstałem, nie robiłem prawie żadnych ćwiczeń, poszedłem na targ, albo, powlokłem się. To trochę pomogło. Wróciłem do domu, napiłem się herbaty, siekierzastej chyba, zjadłem trochę czekolady i mam więcej ochoty do życia. Idę zaraz na paletki, choć mnie ciągle ramię trochę boli. Wiadomo, przez wspinaczkę nie jest lepiej. Nie wiem nawet, skąd mi się to wzięło, może przez ciężką rakietkę, którą rzadko używam? Coś mnie ten wyjazd do Australii stresuje. Wiadomo, z jednej strony mówią mi emocje "po co jedziesz, aż tak źle ci tutaj?", a z drugiej strony, to chcę na chwilę wyskoczyć z tego kółka. Bo codziennie w pracy czułem lęk, choć w sumie,