Posty

Wyświetlam posty z etykietą wewnętrzne dziecko

Rozmowa z wewnętrznym dzieckiem

Tak się zastanawiałem nad tym znajomym, który chciał popełnić samobójstwo, miesiąc temu, czy dwa, czy jak to było. Wtedy go tak dobrze nie znałem. Dlaczego chciał to zrobić? Nie wiem, brakło nam czasu na rozmowę. Wiem, dlaczego ja latami chciałem. Było mi źle i nie widziałem możliwości na zmianę, to znaczy, nie wierzyłem, że coś się może poprawić. No właśnie, dlaczego teraz nie chcę? Bo jest mi lepiej. Ale dlaczego? Po części dlatego, że mam lepszy kontakt z wewnętrznym dzieckiem, czyli ze swoimi emocjami, tak to w skrócie ujmując. Ktoś mnie tu kiedyś zapytał "Jak Ty rozmawiasz z wewnętrznym dzieckiem". -- Normalnie -- myślę sobie. Ale, takie proste to oczywiście nie jest :P Po pierwsze to musiałem nawiązać z nim kontakt. Łatwiej powiedzieć niż zrobić, bo to przecież nie jest jakiś inny człowiek, czy pies, z którym można pogadać, czy go pogłaskać. To coś, no właśnie coś, w głowie. Emocjonalny element związany z przeszłością, ale istniejący, jak to emocje, w teraźniejszości. A

Wychodzić z kręgu lęku

Wczoraj coś się dusiłem, nie umiałem się za nic zabrać. To znaczy, sporo energii mnie to kosztowało, bo na koniec coś tam zrobiłem. Było to na tej zasadzie -- Po prostu rób. O dziwo, jakoś to zadziałało. Tyle, że wypiłem chyba ze trzy kawy, może dlatego się w nocy obudziłem, czy pociłem. Postanowiłem wziąć prywatne lekcje z paletek. Po części dlatego, że dałem komuś trochę kasy, rodzinie nieżyjącego już przyjaciela. Pomyślałem sobie, że skoro daję kasę ludziom, których nawet na oczy nie widziałem, to mogę też dla siebie coś zrobić. Może nie ma w tym logiki, ale jakieś moje wewnętrzne dziecko, czy coś, trochę się tego domagało. Może dlatego też obudziłem się w nocy, bo się nad tym zastanawiałem? Ten trener jest ciekawy, sam mówi za każdym razem o plastyczności mózgu i chodzi mu bardziej o to, żebyśmy zrozumieli co robimy i jak to działa, niż o powtarzanie jakichś ćwiczeń. Jest na pewno inspirujący. Choć kasę kosztuje. Ale, podobnie jak kawa w kafejce, może pomoże mi to trochę w wyskakiw

Narkotyk to miłość, czy odwrotnie.

Dzisiaj dzień zaczął się jak zwykle, trudno mi się było za coś zabrać. Ale potem jakoś poszło. Zmieniłem trochę plan dnia, przekładając pisanie książki do przodu, to znaczy kawałka. Mój plan dnia składa się z wielu zadań, które staram się jakoś zrobić. Robię mniej więcej to samo, łatwiej mi chyba pracować w jakiejś rutynie, pracować, czy robić coś, nie wiem, czy bym to nazwał pracą. Po tych wiadomościach od NB (narkotyk-B) chodzi mi ona częściej po głowie. Ale stosuję mój sposób. Kiedyś, to prowadziłem wewnętrzne dialogi z Nią, czy mówiłem do Niej. Doszedłem do wniosku, że to oszałamia mój mózg, wmawiając mu, że z nią rozmawiam. Mój mózg ma czasami problemy z odróżnianiem rzeczywistości od fikcji. W każdym razie, za każdym razem, gdy zaczyna działać jakiś schemat rozmowy z Nią, mówię sobie, czy do Niej - spier...aj. To działa chyba dosyć dobrze, bo wybija Emocje z ich rytmu. Trudno zacząć marzyć sobie o kimś, rozmawiać z nim, niekoniecznie nawet ckliwie, ale jakoś miło, gdy jakiś głos

Jednak inaczej.

Pływnie, to czasami inny świat. Oddycham co czwarte uderzenie rąk, starają się wytwarzać jak najmniej bąbelków. Oddech w tym przeszkadza. Po jakimś czasie przypomina mi się, że mam się wyciągać, rozciągać. Wtedy mam wrażenie, że płynę w powietrzu. Ktoś to nazwał metodą na Supermena. Nie wiem, jak szybko płynę, może wolno, ale nie śpieszy mi się. Myślę o NB (narkotyk-B), zauważam to nagle. "Po co o niej tyle myślisz", mówię sobie. Zaczynam się bardziej koncentrować na tym, co moje ciało czuje, przesuwając się między cząsteczkami wody, jaki opór czują dłonie i przedramiona. Nawet nie mam czasu, żeby się koncentrować na nogach. Po 45 minutach takiego pływania, z przerwami, jestem jakby wypłukany ze stresu. Rozpuścił się on. Problem w tym, że czasami trudno mi jest wybrać się na sport. Tak sobie myślę, może w przyszłym roku więcej czasu spędzę w Polsce? Trzeba będzie znaleźć jakąś pracę w Niemczech. Popracować. Zobaczymy, co przyszłość przyniesie. Staram się często pisać sobie pa

Gdy czuję niepokój

Siedzę sobie w kafejce, piję kawę z mlekiem "flat white". Lało dzisiaj, prawie, że jak w Europie, choć może jednak bardziej tropikalnie. Brakuje mi pary ciepłych piersi, do przytulenia się, myślę sobie rano. żyję trochę jak dzikus, w wynajętym pokoju. Fakt, korzystam z całego mieszkania i garażu, ale jak miałbym tam dziewczynę przyprowadzić? Wiem, zawsze szukam sobie przeszkód. "Poza tym, to i tak tu nie zostajesz", dodaje coś w mojej głowie. To samo było powodem, że w Niemczech nie miałem dziewczyny. "Bo i tak wyjeżdżam", mówiłem sobie. Każda wymówka jest dobra, żeby nie musieć się nad tym wszystkim zastanawiać. Od lat jestem sam, z krótkimi przerwami. Dowlokłem się na kort, znaczy się, samochodem. Chciałem poćwiczyć z godzinę, posiedziałem prawie, że dwie, bo się rozkręciłem. To też forma ucieczki. Myślę, że przytulenie się do kogoś mogło by mi dodać trochę energii. "Albo i nie", coś od razu dodaje w mojej głowie. Bywało tak i tak. Ale bywało t

Czasami przychodzi niepokój.

Jak zwykle, trudno poranek. Nie poszedłem na siłownię, bo coś mnie jeszcze boli, plecy i ogólnie. Za to AM już z rana napisała, coś tam. Coś podejrzanie dużo do mnie pisze. Jutro mam jej pomóc w księgowości i zobaczyć jej stary samochód, bo jej chłop się na tym w ogóle nie zna. To znaczy, on zna się na księgowości, ale na to nie ma czasu, czy ochoty. Wiadomo, jak to jest, jak jedno drugie czegoś ma uczyć. Wymieniłem sobie kąpielówki, bo kupiłem za małe. Nie chciało mi się przymierzać, a te wydają się być za dużo. Tanie były, według zasady, kto tanie kupuje, dwa razy kupuje. Będę musiał iść do jakiegoś innego sklepu, bo te mi coś nie leżą. Siedziałem w kafejce, ale, jakoś nie mogłem tu wiele napisać, bo połączenie było do kitu. W ciągu dnia było ciepło, a teraz w czapce w domu siedzę, a mimo wszystko mi w nogi zimno. Zapomniałem o ciepłych kapciach. B wrócił do domu i ogląda znowu tego doktora Who. To jakby oglądać komiks, nie przepadam za tym serialem. Dalej walczę, próbując znaleźć ja

Próby wychodzenia

Tak po prostu coś mnie dusi, mówi, że nic nie ma sensu. Chciałem poćwiczyć serwis, ale nie umiem się zabrać. Poćwiczyłem tylko jedną serię. Jestem jakby zalany ołowiem. Nie ma nawet jakiejś myśli przewodniej, która by mi mówiła, żebym czegoś nie robił. Z drugiej strony śmieję się oglądając serial do nauki Chińskiego. Faceci tam to przeważnie ciapy, a dziewczyny robią sobie z nich jaja, tyle, że jest trochę akcji, czyli nie tak źle, jak na serial do nauki języka. Szukam jakiegoś schematu, jakiegoś sensu, czy planu w tym wszystkim. Poszedłbym gdzieś do baru, próbował poderwać jakąś, ale nie wiem, albo się boję, albo nie widzę w tym sensu. Kiedyś byłem niezłym wariatem, miałem swoje światy, w których robiłem coś tam z pasją. Teraz przygniata mnie może szarość rzeczywistości, w której trudno odnaleźć mi kolory? NB nie odpisała, jak napisałem co jej jest, bo odpisała mi, że źle się jeszcze czuje. Myślę sobie, że w życiu prywatnym, to ona może być chyba ciężka, gdy chodzi o komunikację. Trud

Poszukiwanie potworów przeszłości.

Nie chce mi się dzisiaj nic. Rano nie poszedłem na korty, bo musiał bym przed 7 wstać, bo od 8 są zajęte. Teraz piję kawę z małą ilością już lekko skisłego mleka. Za oknem słońce, jak zwykle, ale chłodno, choć przyjemnie chłodno. Nie wiem, czy iść na tą siłownię, czy dać mięśniom odpocząć. To już trzeci dzień bez sportu. Zamelduję się na zawody, "masters", czyli dla tych powyżej 35. Jak popatrzyłem na zdjęcia z zawodów, to pomyślałem, że to nie ta liga, bo głupio mi będzie ich atakować, ale skoro kumpel tam chce grać, choć gra dwie klasy wyżej, to czemu nie ja. Jak tu wypełnić pustkę? W Europie ratuje się "uchodźców", czyli nielegalnych emigrantów, wydaje się bez sensu moim zdaniem, kasę na pomoc Grekom. Grecy nie mają uporządkowanego systemu ściągania podatków, czy ksiąg nieruchomości. Bałagan. Ale przynajmniej nie idzie 50% mojej kasy na te rzeczy, bo nie pracuję, poza tym, to jestem na drugim końcu świata. Musiałbym jednak zadzwonić do Niemiec, w sprawach urzędow

Ukryte w pamięci

Dzisiaj rano obudziłem się bez uczucia niepokoju. W sumie, to budziłem się w nocy parą razy. Wieczorem, leżąc już w łóżku, starałem się trochę poćwiczyć oczy, to coś w rodzaju medytacji. Starałem się kontrolować oddech, fajne ćwiczenie. Wczoraj wieczorem przypomniałem sobie, jak się nazywa rodzina z moich ulubionych opowiadań science fiction, gdy miałem może 16 lat. Próbowałem sobie przypomnieć przez parą lat chyba, dopiero wczoraj mi to do głowy wpadło. To znaczy, widziałem już wcześniej, że nazwa jest w tym stylu, ale nie umiałem tego znaleźć. Wczoraj naraz to było. Dwie litery w środku nazwy przestawione, w mojej pamięci, ale dało się już znaleźć na googlu. Gdy zacząłem czytać jedno z opowiadań, to przypomniało mi się to zdanie które akurat czytałem, pierwsze zdanie z opowiadania. Może niedokładnie, ale wiedziałem, że to raczej o te opowiadania chodzi. Wniosek z tego taki, że gdzieś się tam w pamięci te informacje kołaczą, dostęp jest tylko utrudniony. To, że dużo w pamięci pozostaj

Dziś do tyłu

Coś dzisiaj jestem ciągle do tyłu, trochę jeszcze zakwasy, trochę jakiś taki niejaki. Czuję, jak mi sadło na brzuchu rośnie, bo nic nie robiłem do dwóch dni, prawie, poza tym, to się obżerałem przez ostatnich parę tygodni. Denerwuje mnie to sadło. A ma przynieść nagrania z zawodów. W sumie, to szkoda, że nie zrobiliśmy drugiego miejsca, trochę może w tym mojej winy, ale z 9 gier grałem tylko 3, w półfinale, tak, że gdyby reszta wygrała tych pozostałych 6 meczy, albo choćby 5, to byśmy byli dalej. Coś mnie w dodatku ucho boli, przewiało mnie, czy jak. W nocy, to tu koło 10C, w ciągu dnia dobija do 25C, czy 26C. Postanowiłem sobie, że będę się starał ruszyć tą listę "todo". To nic nowego, to postanowienie, ale jak cholernie trudno mi się za to zabrać. Interesujące, a równocześnie wkurzające. NB (narkotyk-B) się nie odezwała znowu. Jakieś zwoje w moim mózgu tęsknią za nią, z jakichś tam irracjonalnych powodów, a może dlatego, że kiedyś była blisko i jest w miarę dosyć ładna? Nie

Po zawodach

Siedzę w kafejce. Kawa coś nie pomaga, choć zamówiłem dzisiaj dużą. Te zawody mnie chyba coś  z rytmu wybiły. Przed zawodami postanowiłem sobie, że chcę wygrać przynajmniej 3 gry, bo jadę na 3 konkurencje. Pierwszego dnia grałem 5 gier, z tego wygraliśmy tylko 2, bo grałem podwójną, mieszaną i z facetem. Mało brakowało, a byśmy wygrali jeszcze jedną, w mieszanej, ale popełniłem dwa błędy na koniec, pod rząd. Trudno. W podwójnej, którą grałem najpierw, byłem niewątpliwie zdenerwowany. Przegraliśmy pierwszą, a potem w rundzie pocieszenia o mało nie zaczęliśmy przegrywać ze słabym przeciwnikiem. Mój partner dostał kopa energii i zaczął popełniać błędy. Czyli, jak ja się stresuję, to nieruchomieję, w pewnym sensie i popełniam błędy, on znowu biega jak oszalały, popełniając błędy. W niedzielę grałem pojedynczą. Pierwszą grę przegrałem, stres, grałem tylko na przeciwnika, albo w siatkę, czy out. Potem czekałem dosyć długo na drugą grę, w rundzie pocieszenia. Miałem dosyć dużego przeciwnika.

Raz tak, raz inaczej

Jakoś mi dzisiaj w miarę spokojniej, to znaczy, potrafiłem się na czymś konkretnym, jak na przykład jakichś tam robotach papierkowych skoncentrować. Zastanawiam się dlaczego. Wczoraj byłem na paletkach, grać, tak sobie grałem, ale w soboty idziemy całą bandą na kolację. Poszliśmy do restauracji hinduskiej. Lubię takie restauracje, poza tym ludzie byli fajni i każdy się z każdym czymś tam dzielił. Naprzeciwko mnie siedziała YY, czyli Księżycowe Chmury, czy coś w tym rodzaju, nawet dosyć sympatycznie wyglądała. Ludzie byli z Chin, Malezji, Singapuru, Brunei i innych. Postanowiłem sobie, że dziabnę codziennie coś z mojej listy, choćby 10 minut, bo na tyle, to zawsze jest czas, więc trudno szukać wymówek. W wiaderku w schowku w kuchni znalazłem malutkiego wyschniętego gekona, pewnie nie umiał wyleźć biedak. że nie za często ktoś tego wiaderka używa, to nie wiadomo ile tygodni już tam był. Przypadkowo postawiłem plecak w kuchni, a jak go podnosiłem, to był pod nim inny gekon, tyle, że już w

Deszcz, miła odmiana

Dzisiaj tu święta, większość kafejek chyba zamknięta. Siedzę w domu, przez drzwi balkonu widzę poręcz tarasu, bo balkon jest prawie jak taras. Potem zielone liście drzew przesłaniające resztę świata. Napiłem się kawy, z trochę skwaśniałym mlekiem. Pójdę chyba na siłownię, ponaciągać się, może będzie wolny kort, żeby z paletkami trochę poćwiczyć. Rana na nodze goi się bardzo powoli, mimo antybiotyku. Wiadomo, może lepiej, jakbym niej skakał, ale, bez poruszania się, to nudno. Przyzwyczajam się do tego uczucia duszności, gdy mnie lęki łapią. Kawa mi pomaga, dodaje jakby odwagi. Daje mi lekkiego kopa, tak, że łatwiej mi coś zrobić, mimo niepokoju. Ale, mimo wszystko kosztuje mnie to sporo energii. Wracam dużo do przeszłości, do mojego wewnętrznego dziecka. Mam wrażenie, że czuje się ono przez to mniej samotne, a przez to ja, dorosły, też czuję się lepiej. Wiadomo "wewnętrzne dziecko" to tylko pewien model, wspomnienia i emocje z przeszłości, ale najwidoczniej mi to pomaga. Więc

Po prostu samotny

Moje życie wydaje mi się puste. Jestem jak w klatce o szklanych ścianach. Mogę wyglądać na zewnątrz, ale jakoś nie mam z tym światem kontaktu, czasami mam wrażenie, że oni mnie nie widzą. Wiem, że tak nie jest, że jestem nawet lubiany, ale z drugiej strony, to czuję się sam. No bo i jestem sam, nie mam dziewczyny. Mam siebie, czy mi to wystarczy, raczej nie. Nie chcę się zabić, nie teraz, nie dzisiaj i może nie za dziesięć lat, o ile życie będzie w miarę znośne. Kiedyś uciekałem, miotałem się. Teraz też uciekam, ale chyba mniej się miotam. Pamiętam, jak NB (narkotyk-B) mi powiedziała "Nigdy Cię nie zranię". Ludzie mówią takie rzeczy, wiem o tym. Ja raczej nigdy nie chciałem, tych pobożnych życzeń ubranych w słowa sprzedawać jako prawdę. Przyjechałem tutaj, nie wiedząc na ile jadę. Teraz jestem tu już chyba 8 miesiąc. Nie chce mi się tu zostawać, ale nie chce mi się też wracać. Powoli przyzwyczajam się do tego, że ptaki się tak rano drą. Wygodne jest też chodzenie w krótkich s

Noga lepiej, mały Gekon nie przeżył

Gekon zdechł, znalazłem go w pajęczynie, a może kogoś z jego rodzeństwa. Bardziej mi się smutno zrobiło, niż gdy widzę zdjęcia głodujących dzieci w Afryce, którymi nas tutaj czasami w reklamach jakiejś organizacji atakują. Tu się chłodniej zrobiło. Ja walczę z moją listą "to do", coś tam staram się codziennie ugryźć, mimo, że codziennie coś do niej dochodzi, wiadomo, życie. Za to byłem u lekarza z nogą. Przyjęli mnie bez kolejki, jak powiedziałem, że robi się stan zapalny. Najpierw mnie pielęgniarka obejrzała, czy muszę od razu do lekarza, a potem mnie po 5 minutach lekarka przyjęła. To było takie małe centrum z większą ilością lekarzy. Za wizytę nic nie musiałem płacić, bo poszedłem do takiego, którego moje ubezpieczenie pokrywa. Dostałem maść, to znaczy, musiałem kupić na receptę. Maść kosztowała ze 3 kawy, bo lubię liczyć w kawach. Moja noga lubi tą maść. Rana już na drugi dzień była dużo lepsza. To może też przez to, że ją porządnie wyczyściłem, jeszcze raz, ale też główn

Rana powoli się goi

Siedzę w kafejce. Rano trudno mi było wyjść z domu, ociężałość, zaczęło się ze mnie trochę lać, ale to może też przez to, że na zewnątrz 30C. Rano obudziłem się, nie czułem niepokoju, czekałem, aż przyjdzie. W pewnym momencie, gdy pomyślałem o jakiś stresującym drobiazgu, że muszę coś załatwić, pojawił się. Od razu zrobiło mi się duszno, coś zaczęło mi ściskać klatkę piersiową. Wiedziałem, że jak wyjdę z domu, pójdę do kafejki, to będzie mi lepiej. To znaczy, nie wiedziałem, ale tak mi logika mówiła. Emocje mówiły "siądź na kanapie, poddaj się ociężałości, dzisiaj nie twój dzień, jesteś zmęczony". Pal sześć to uczucie lęku, wkurzające jest, że uciekam, często, od niektórych rzeczy od miesięcy. Na mojej liście stawiam sobie codziennie minus, gdy czegoś nie ruszę tego dnia. Niektóre punkty mają już koło -80. To dobry wyznacznik, ta lista, bo po innych punktach, to widzę, że coś się dzieje. Więc walczę dalej, wracając też do mojej przeszłości, źródła moich lęków, teoretycznie, b

Zwykły dzień, z lękami.

Siedziałem sobie dzisiaj w bibliotece. Po skosie przy dużym stole siedziała jakaś młoda dziewczyna, ze stosem książek. Jedną z nich była statystyka, ta na samej górze, reszty tytułów nie widziałem. Czasami spojrzeliśmy na siebie, jak to w bibliotece, nawet się w pewnym momencie do niej uśmiechnąłem, bo tak robię czasami, wydawało mi się być sympatyczna. Gdy pakowała książki do torby, spojrzałem na nią, a on uśmiechnęła się, bo widać było, jak się męczy z taką ilością papieru. A może była to odpowiedź na mój poprzedni uśmiech? Zapytałem ją czego się uczy, powiedziała, że statystyki, nie znosi, ale ogólnie, to studiuje psychologię. Okazało się, że interesują ją zachowanie ludzi, nie ma ochoty być terapeutą. Gdy widzę ładną dziewczynę, to mi czasami trochę słówek brakuje, tym bardziej, że akurat robiłem intensywnie Chiński. Najczęściej wpadają mi wtedy słówka z innego języka, niż angielski. "Trudno o pracę", dodała. Tak sobie od razu pomyślałem, że tak to bywa, kobieta studiuje

Codzienna walka, nawet jak się czasami przegrywa.

Dzisiaj padał deszcz. Wczoraj nie było prądu, może przez dwie godziny, po silnej ulewie. Nawet miło było, tak bez prądu, tym bardziej, że miałem jeszcze naładowane baterie w notebooku, a z internetem i tak mogłem się połączyć, bo mam kartę. Gdy się rano budzę, to przeważnie czuję lęk. To w sumie normalne, czuć lęk, czy niepokój. Nacisk na klatce piersiowej, czy trudności z koncentracją, czasami dziwna senność, czy ociężałość. To znam. O dziwo, bardziej podejrzane są momenty gwałtownego uczucia radości. Coś we mnie jakby się cieszyło. Boję się chyba wtedy, że dołek, który potem przyjdzie, może być głębszy i ciemniejszy. Jego ściany bardziej oślizgłe niż normalnie. Radość jako źródło niepokoju. Moja noga powoli się goi. Rana cięte nie zasklepiła się jeszcze do końca, więc staram się na nią uważać. Odkryłem, że to, co sobie obiłem na plecach też jeszcze nieźle boli, więc dałem sobie spokój z brzuszkami. Zaczynam robić pompki, opierając się na wszelki wypadek tylko na tej zdrowej nodze. Co

Wkurzające blokady w głowie.

Coś ostatnio gorsze dni, może dlatego, że się tak dużo zastanawiam, co by tu zrobić. A może to normalne lęki. Nie zajmował bym się tak moimi lękami, gdyby mi tak w życiu nie przeszkadzały, zarówno w relacjach z ludźmi, jak i z robieniem zupełnie normalnych rzeczy. To denerwujące, frustrujące i deprymujące, gdy czuję gorąco, zaczynam się pocić, albo gubię koncentrację gdy mam niektóre rzeczy zrobić. Dotyczy to prawie wszystkich rzeczy, wiadomo, z niektórymi jest łatwiej, z innymi trudniej. Kiedyś trudniej było mi się zebrać, żeby zrobić pranie. Niby coś tak prostego, ale najpierw miałem problemy z wrzuceniem tego do pralki, a potem z wyjęciem, żeby powiesić. Zabawne to nie jest, gdy trzeba z czymś takim, albo czymś podobnym walczyć, bo pranie samo się nie zrobi, a gospodyni domowej nie mam. To tylko taki mały przykład. Trudno sobie też cokolwiek zaplanować, gdy nie wie się, czy da się radę wygrać z tym lękiem, tego dnia. Oczywiście, walczę z tym wszystkim, ale na dłuższą metę jest to je

Szukanie miejsc od których uciekam.

Coś się jakby czasami otwiera w mojej przeszłości. Nagle pojawiają się kolory, czy przedmioty, jak pojemnik na chleb w kuchni. Dobrze, bo kiedyś uciekałem od tego, chciałem o tym zapomnieć, ale przyszłość sama wróciła. Mimo wszystko jest to jakoś jakby za mgłą. Zastanawiam się jaka moja mama była. Bardzo kochająca, z jednej strony, ale z drugiej strony, to coś mi nie pasuje. Wiem, że straciłem zęba w podstawówce, bo miałem tymczasową plombę, potem przyszły wakacje, ja jakoś przed wakacjami nie poszedłem do dentystki, bo była chora, czy coś. Gdy tak porównuję to z innymi rodzinami, z którymi miałem kontakt, to dziwi mnie trochę, że moja mama jakby nie była tym zainteresowana. Dziwne. Ząb się przez wakacje zepsuł, bo plomba była tylko tymczasowa. Jak poszedłem z bólem do dentysty, to trzeba go było wyrwać. Wiem, że mama lubiła chyba manipulować, choćby po to, żeby nas czasami obronić. Po latach, jak mogła by się z nim, starym, rozejść, ale powiedziała, że się przyzwyczaiła, że go już po