Zwykły dzień, z lękami.

Siedziałem sobie dzisiaj w bibliotece. Po skosie przy dużym stole siedziała jakaś młoda dziewczyna, ze stosem książek. Jedną z nich była statystyka, ta na samej górze, reszty tytułów nie widziałem. Czasami spojrzeliśmy na siebie, jak to w bibliotece, nawet się w pewnym momencie do niej uśmiechnąłem, bo tak robię czasami, wydawało mi się być sympatyczna. Gdy pakowała książki do torby, spojrzałem na nią, a on uśmiechnęła się, bo widać było, jak się męczy z taką ilością papieru. A może była to odpowiedź na mój poprzedni uśmiech?
Zapytałem ją czego się uczy, powiedziała, że statystyki, nie znosi, ale ogólnie, to studiuje psychologię. Okazało się, że interesują ją zachowanie ludzi, nie ma ochoty być terapeutą. Gdy widzę ładną dziewczynę, to mi czasami trochę słówek brakuje, tym bardziej, że akurat robiłem intensywnie Chiński. Najczęściej wpadają mi wtedy słówka z innego języka, niż angielski.
"Trudno o pracę", dodała. Tak sobie od razu pomyślałem, że tak to bywa, kobieta studiuje to, na co ma ochotę, a mężczyźni to, gdzie można coś zarobić. Ale nie jest tak do końca. Ja też bym studiował psychologię, gdybym wtedy nie uznał, że można się wiele dowiedzieć o wielu, ale trudno o jednostce.
Teraz moje zdanie trochę się zmieniło. Nadal uważam, że trudno się dowiedzieć o jednostce, ale czasami łatwiej pewne rzeczy zrozumieć.

Lęki dusiły mnie zupełnie normalnie, dzisiaj. Rano trudno było mi wyjść z domu. Czułem jak się duszę. Miałem lekki problem ze znalezieniem hasła do jednej azjatyckiej strony, z filmami, bo już dawno jej nie używałem, a przeinstalowałem komputer, zacząłem się pocić. Robiło mi się duszno, czułem ściskanie w żołądku. Ale, to nic nowego. Kłopoty z koncentracją, lekki nacisk na skronie, to normalka.
Pomyślałem sobie po raz któryś, że jeden ma czasami grypę, a ja mam lęki. Obie rzeczy objawiają się fizycznie.
Tyle, że moje lęki, to może mi nigdy do końca nie przejdą, choć pewnie się zmniejszą, tak do końca to tego oczywiście nie wiem.
Gdy mam takie problemy, to staram się robić swoje, to znaczy, najlepiej wyjść z domu, bo wiem, że w domu wtedy i tak raczej niewiele zrobię, bo tu telewizor, tu coś do jedzenia. Gdy siedzę w kafejce to pomaga mi chyba obecność ludzi, a może fakt, że jestem poza domem.

Wiem, że pewne rzeczy, jak silny ból, taki nieokreślony, albo łamiący jakoś w pół, czy myśli samobójcze, jakoś zniknęły. Kto wie, może i te lęki coś tam znikną.
W każdym razie, to nie czekam, aż same znikną, po prostu walczę, próbuję coś robić, by iść dalej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!