Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2013

Wygodne IV przykazanie, mondai nashi

W sobotę byłem pobiegać, bo przez lekką kontuzję łydki nie chciałem iść na paletki. Biegłem w miarę spokojnie, przynajmniej pierwsze kółko. Potem jednak pojechałem do hali, żeby się spotkać z KJ i A, po prostu pogadać. Na końcu coś tam potrenowałem. W niedzielę zamieszanie, zamiast ścianki, miał być wyjazd, żeby zobaczyć zawody. Z tego nic nie wyszło, bo zawody odbyły się w sobotę, a tu niedziela. Skończyło się na tym, że wpadła KJ (K-Japonka), której coś tam na gitarze pokazałem. Przyniosła zupę mizo, a potem poszliśmy na spacer. Zastanawiam się, czy jej zależy na A, bo złości się trochę, jak A z innymi dziewczynami trenuje. K jest mężatką, dodam, ale co to dzisiaj znaczy. Poszliśmy do parku na spacer, słońce świeciło, siedliśmy na schodach nad jeziorkiem i wygrzewaliśmy się. KJ czekała pewnie, aż A się odezwie, żeby do nas dołączyć, ale on nas olał. To znaczy, poszedł na zakupy, a potem dalej grał w kosza, na którego punkcie ma lekkiego fioła, podobnie, jak na punkcie paletek. A narz

Uczyć się walczyć i żyć

Wczoraj byłem się wspinać z ładną dziewczyną, którą znam od lat. Potem nie czułem smutku, raczej trochę złości, bo w sumie, to mi godzina nie pasowała i musiałem linę tachać, chociaż ona była samochodem. W sumie, to byłem zadowolony, że nie czułem tego głębokiego smutku, który często się pojawia, gdy spotykam jakąś dziewczynę, która jest w pewnym sensie nieosiągalna. Ale, nawet nie wiem, czy bym chciał być bliżej tej C. Może dlatego nie było tego smutku, a może po prostu coś się we mnie zmienia? Staram się mieć dużo kontaktu z wewnętrznym dzieckiem, czyli emocjami z przeszłości, które codziennie wychodzą. Myślę, że wychodziły one też kiedyś, ale o tym nie wiedziałem. "Kiedyś", to byłem prawie cały czas nieszczęśliwie zakochany. To była w sumie wygodna forma ucieczki od problemów. "Bo gdyby...". Wiem, że nie tylko ja tak robię. Część ludzi czepia się kurczowo przeszłości, marząc o miłościach, które były, część czegoś innego. W sumie, miłość, czy zakochanie, to też fo

Walka z wyuczonym.

Jestem trochę zmęczony i rozdrażniony. Niepotrzebnie napiłem się mocnej herbaty około ósmej wieczorem. Obudziłem się potem na chwilę w nocy, a potem o piątej nad ranem. Wczoraj nie zrobiłem nic. To znaczy, byłem się wspinać. Moja partnerka, bardzo ładna blondynka. Miło się było do niej na chwilę przytulić, gdy siedzieliśmy na niskim murku, przed ścianką. Idziemy się wspinać we wtorek, trochę późno, bo o 19, ale, czego się nie robi, jak się nie ma nikogo innego do wspinania się. Walczę z moimi wyuczonymi zachowaniami. Coś mnie trzyma i dusi, gdy tylko pomyślę o niektórych rzeczach, które miałbym zrobić. Każdy dzień to jakaś tam walka. Czasami sobie odpuszczam, czasami nie. Czasami pewnie rzeczy muszę zrobić, bo nie da ich się odwlec. I jak zwykle, gdy się do czegoś zasiądzie, to zrobienie tego kosztuje mniej wysiłku, niż uciekanie przed tym. Chyba prawie każdy to zna. Walka ze zmęczeniem i z bezsensem robienia pewnych rzeczy. Ale co, gdy będę jeszcze z trzydzieści lat żył? Kiedyś moje ż

Nie na temat

Wczoraj nie  poszedłem biegać, bo czułem łydkę. No i dobrze, bo tak, to bym się dzisiaj pewnie jakiej kontuzji nabawił. Po prostu siedziałem w domu, wieczorem i oglądałem paletki, mistrzostwa świata. Zadzwoniłem też do kumpla, choć nie przepadam za gadaniem przez telefon. W sumie, to ostatnio nie czuję bólu, tego wewnętrznego, tego, który się bierze gdzieś ze środka, z głowy. Nie czuję też tak głębokiego smutku, gdy widzę dziewczynę, która mi się podoba i wiem, że jestem sam. Przypomniała mi się piosenka "Oh, porque estou tan sozinho", samba. Możliwe, że moja wyuczona bezradność gdzieś powoli znika, gdy widzę, że jakoś sobie daję radę. A może obniżyłem poprzeczkę? Nie uczyłem się ostatnio Chińskiego, jakoś nie mam ochoty, czuję się, jakbym miał jakąś deskę w głowie, która mi przeszkadza. Miałem wrażenie, że nic mi nie wchodzi do pamięci. Chcę trochę podejście zmienić, bardziej uczyć się słuchać, czyli wymowy, żeby móc rozumieć, co mówią. Gdy jechałem na rowerze do pracy, mokr

No worries

Tak się po prostu lekko duszę, czyli trudniej mi się oddycha, czuję niepokój, czasami mnie coś w okolicy splotu słonecznego ściska. Wiadomo, lęk. Co z nim zrobić? Tak do końca, to oczywiście nie wiem, ale szukam różnych dróg. Staram się robić to, co muszę zrobić, choć czasami mi się to nie udaje. Czasami mi się udaje. W sumie, to jakoś to idzie do przodu, ale bardzo powoli. Staram się żyć spokojniej, nie uciekać tak. Ucieczka, to leżenie na łóżku i oglądanie jakichś filmów, czy seriali, czy czytanie czegoś. Kiedyś bardziej mnie złościło, że oglądam jakieś głupie seriale, bo chciałem coś innego robić, ale nie umiałem się zabrać. Teraz, widzę, że jakoś to i tak idzie. Równocześnie, gdy za dużo stresu sam sobie robię, to robię się dziwny, tak, jakbym miał stan gorączkowy. Łapią mnie też bardziej afty. Dlatego staram się robić swoje, ale też odpuszczać, w stylu "no worries". Coś mi ostatnio znowu NB (narkotyk-B) chodzi po głowie. Nie, żebym za nią tęsknił, ale czasami przychodzi

A w niedzielę nic

Wczoraj, czyli w niedzielę, nie robiłem nic. To znaczy, oglądałem jakieś kawałki filmów i spałem. Pewnie, chciałem trochę rzeczy zrobić, ale jakoś nie udało mi się za nic zabrać. Nawet nie poszedłem do parku zobaczyć, jak kumpelka biegnie 5 km. Bo w sumie po co. Coś mi się ostatnio nie chciało pisać. Nawet nie wiem dlaczego. W sobotę byłem na urodzinach, dało się wytrzymać. Myślę, że może kontakt z jaką dziewczyną by mi się przydał. A z drugiej strony, to mam święty spokój. Nie wiem, co lepsze. Przeczytałem wczoraj, że chyba Hiszpanie, czy inni Portugalczycy, czy może Anglicy, mieli kolonię, gdzie używali niewolników. A żołnierze, którzy tam stacjonowali, musieli udowodnić, że kul nie marnowali, i że każdą wystrzeloną kogoś zabili. żeby to udowodnić, obcinali zabitym dłoń. Całymi koszami później te dłonie zwożono. A jak nie zabili, a potrzebowali dłoni, to ucinali jakim czarnym. Dzieciom, czy dorosłym, to chyba nie odgrywało znaczenia. Było parę zdjęć, ale nie będę ich tu załączał, bo

W sumie, to nic nowego

Ta strona blogowa staje się coraz bardziej "nowoczesna", czyli zaśmiecona kolorowymi poruszającymi się zdjęciami i obrazkami. Tak, jakby człowiek miał szansę to wszystko na raz objąć, a przynajmniej ja. Raczej specjalizuję się w szybkim przechodzeniu na konkretne linki, które potrzebuję. Dobrze, że tu mi nie miga coś cały czas. Jakiś czas temu była moda na flash, wtedy wszystko było jak filmik, nie wiadomo było, co gdzie i jak, ale filmik jako "intro" i dużo, dużo animacji. Ale, tak to jest z modą, nie szukaj logiki. Czasami ludzie noszą super modne "rurki", teraz spodnie z krokiem na wysokości kolan, czasami nawet dziewczyny. Wygląda to super seksy. Przypominają mi się wtedy czasami żule, takie spod spożywczego, albo z parku. Ale wiadomo, idąc za modą pokazuje się, że jest się osobnikiem socjalnie dopasowanym i zdrowym, czyli dobrym do prokreacji, przynajmniej teoretycznie. Nieźle też wyglądają ludzie w spodniach z dresu, nie z tych poliestrowych dresów,

Wyuczone baździajstwo

Mam parę rzeczy do zrobienia, które muszę zrobić, papiery. Zwlekam, już do mnie dzwonili, żebym posłał. Zwlekam. Rano budzę się i myślę "wstanę i zrobię", ale ogarnia mnie zmęczenie. Denerwuje mnie aft na języku, piekący cały czas, czasami mniej, czasami więcej. Poszedłem do sklepu i na targ, to mi trochę poprawiło humor. Przedtem zadzwoniła jedna znajoma, muszę coś załatwić. Czasami wszystko wydaje się jakieś trudne i nie do przeskoczenia. To Amygdala i wyuczone schematy, wspomnienia, które mówią "nie dasz rady, uciekaj". Więc często uciekam, jak rano, w serial, w kawałek filmu. Ale napiłem się herbaty, zamknąłem laptopa, przy którym oglądam, czy czytam, leżąc na łóżku. To niebezpieczne, to można tak cały dzień. Przez chwilę zastanawiałem się, czy iść na paletki, ale KJ (K-Japonka) ma przyjść i wariat kumpel A, więc będzie wesoło. Może znowu cały dzień sportu, czyli 13-16 paletki, potem przerwa, potem znowu paletki. Takie ucieczki, w sport, tyle, że będą tam jacyś

Przynajmniej

Coś znowu przytyłem. Po powrocie z Australii nie wróciłem jeszcze do swojego rytmu. Dawno też już nie byłem biegać, czuję to po nogach, które zaczynają trochę wypychać nogawki spodni. Wczoraj byłem na ściance, z I, równie dobrze mogłem być z jakim facetem, tyle, że jakbym był z facetem, to mógłbym uwagi na temat dziewczyn robić ;) Muszę chyba jeść mniej miodu z orzechami laskowymi, czy orzechów laskowych z miodem, jak zwał, tak zwał. Coś mi idzie pod górkę. Spotykam się zaraz na kawę z J, nie widziałem jej już ze trzy miesiące. Muszę iść pobiegać w weekend, bo mam jakiś bieg za miesiąc, 12 km, to nie daleko, ale chciałbym w jakimś rozsądnym czasie przebiec. W domu przygniatają mnie lęki, w pracy duszą mnie lęki. Robi mi się gorąco, teraz mnie moje grube nogi denerwują. Fakt, ludzie nie uważają, że jestem gruby, bo też nie jestem, ale jestem po prostu za tłusty. Denerwują mnie moje lęku, wkurzają mnie. Czy jest lepiej niż kiedyś? Pamiętam momenty, że było mi naprawdę źle. Teraz, jest mi

Przed siebie

Coś mam od wczoraj zły humor. Jakoś wszystko idzie pod górkę. Z drugiej strony, to śmiać mi się z niektórych rzeczy chce, którymi się tak przejmuję. Mój kumpel A zaczyna grać lepiej ode mnie w paletki, a przynajmniej ścinać. Ja mam wrażenie, że cofam się w rozwoju. W dodatku mam to rozwalone ramię, które mnie czasami boli, w czasie gry. Dobra, rozwalone jest od paru lat. Coś w mojej głowie znowu przeskoczyło. Może to brak dziewczyny, może pogoda, może stres, może nieczyste sumienie, że nic nie robię. Lęki mnie trochę duszą. Gdybym nie wiedział, że to lęki, to bym pomyślał, że to astma, albo jakaś nerwica. Wczoraj wypiłem za dużo kawy, czyli jak zwykle, bo kawę potrzebuję, żeby się odurzyć, by wytrzymać w robocie. A potem miałem trochę czasu i leżałem na ławce przed halą sportową, wpatrując się w niebo. Przypomniało mi się, jak na jednym filmie mistrz odpowiedział na pytanie ucznia, czy to wiatr się porusza, czy liście drzew (w sumie pytanie bez sensu), ale odpowiedź była "to się w

Senność indukowana lękiem

Za oknami szaro, chmury, które wyglądają po prostu jak szara masa, bez konturów.  Wczoraj musiałem gadać przez telefon, z kumplem z pracy. Czułem, jak mi kropelki potu po klatce piersiowej spływają. Stres, choć nie była to jakaś poważna rozmowa, czy coś. Wieczorem też musiałem do kogoś nieznajomego zadzwonić, żeby jakiś tam problem zacząć załatwiać. Zwlekałem z tym, ale wiedziałem, że w sumie muszę. Przez to wszystko byłem chyba zmęczony, ciężki, coś mnie w gardle drapało. Teraz też mi się trochę oczy zamykają, choć piję sporo kawy. To trochę tak, jakby mi ktoś worek z piaskiem na głowę zakładał. Wszystko robi się jakieś ciężkie, chce mi się spać, kawa przestaje pomagać. Kiedyś bywało gorzej, miałem coś zrobić i nie umiałem się skoncentrować. Co robię teraz? Po prostu próbuję coś robić, cokolwiek. Czasami czytam, że ktoś znany "miał nawet myśli samobójcze, między 17 i 19 rokiem życie", jak jeden znany karykaturzysta. Wtedy myślę, że ja miałem myśli samobójcze od 12 czy 13 rok

Dzisiaj nic nie zrobiłem

Tyle chciałem zrobić przez weekend, ale nie zrobiłem nic, oprócz tego, że trochę mieszkanie ogarnąłem, bo miała wpaść KJ, Japonka, z którą czasami gram w paletki. To ona odebrała mnie z A z lotniska, też pojechała się pożegnać na lotnisko, ale ja wtedy byłem już za tymi wszystkimi barierkami. Mężatka, tak, że nie zastanawiam się specjalnie, co i jak. Chciała, żebym ją nauczył grać na gitarze jedną piosenkę, japońską. Miałem nawet makowiec, którego udało mi się nie zeżreć wczoraj, tylko mały kawałek, znaczy się. Miło było, poszliśmy potem nawet na spacer i na pizzę. "Potem", to znaczy, po wypiciu herbaty i pokazaniu jej paru chwytów, wyjaśnieniu paru technik z paletek. Mhmm, nic nie zrobiłem, ale jutro też jest dzień. Czasami jeden krok do tyłu. Wczoraj ścianka, nawet mi wraca forma, potem badminton, bez formy, może dlatego, że zakwasy. Dziwne te lęki, tak mnie czasami zgrabnie trzymają na uwięzi, ale, myślę, że coraz częściej im się wyrywam, coraz mniej czuję tego głębokiego