Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2015

Gdy lęk przychodzi, wtedy głęboki oddech.

Brzucha mi coś nie ubywa. Wiem, że to głównie przez orzeszki z miodem. To znaczy, nie mam takiego brzucha, jaki mają piwiarze, ale mam trochę za dużo sadła na brzuchu i klatce. Przeszkadza mi to, ale do orzeszków mnie bardziej ciągnie. Wczoraj poszedłem popatrzeć na trening w szkole. Choćby po to, żeby zobaczyć co inni robią, może się czegoś nauczyć. Chcieliśmy też coś potem ćwiczyć z AM, która tego dnia była trenerem. Nawet jakieś tam ciekawe ćwiczenia zobaczyłem, to znaczy, przypomniało mi się o nich. Często się zastanawiam, jak tu ludziom coś pokazać, żeby się nauczyli, myślę nad sposobami, czy komunikacją. Po tym treningu chcieliśmy ćwiczyć z AM, ale po jakimś czasie przyszedł jeden z administracji, K, i mówi, że ta część hali jest niestety zarezerwowana, że gadał z naszym szefem i żeby używać kortu, to musimy go rezerwować. Więc zeszliśmy, za to przyszli koszykarze, dwóch, ojciec z synem, zaczęli koło "naszego" kortu grać, na tej zarezerwowanej części. Byli już też ostat
Po prostu się nie poddawać. Kumpelka do mnie przedwczoraj pisze, w stylu: "Znasz może tego X z firmy K?" "Nie znam" - odpowiadam, ale coś mam podejrzenie, że coś się za tym kryje. Fakt, że w tej firmie pracuje też mąż innej kumpelki. Temu mężowi chcą zrobić niespodziankę na okrągłe urodziny, ale dlaczego B do mnie pisze, a nie żona tego solenizanta, z którą mam częściej kontakt? Mój mózg jakoś automatycznie to analizuje. No i tak, wczoraj ona znowu. "A masz z kimś kontakt z tej firmy K", pyta. "Nie mam", odpowiadam, ale lituję się i pytam, czy chodzi o niespodziankę dla tego solenizanta. "Nie, chodzi mi o jednego I, ale nawet nie znam nazwiska. Wiem, tylko, że jest z pochodzenia z Turcji". Tu rzuca jakimś trochę dziwnym imieniem. Więc dzisiaj zadałem sobie trud i wyszukałem tego agenta, nawet jego zdjęcie znalazłem, bo imię się nie do końca z namiarami zgadzało. Dzisiaj rano, dla B rano, odpowiedź. B zachwycona, bo on nawet na facebooku

Nie poddawać się. Czyli PTSD.

Nie dać się, nie załamywać się. Prawdziwe problemy, to jak jest się rzeczywiście chorym, albo w jakiś inny sposób coś życiu zagraża. Więc powinienem się z tego cieszyć, że nic mi w miarę nie dolega, to znaczy, nic poważnego, o czym bym wiedział. Nie mówię tu o jakichś bolączkach związanych ze sportem, czy jakimiś plamami na skórze. Te ostatnie, to nie bolą. Co innego, jak człowiek dostanie gorączki, czy musi iść do szpitala. Przeczytałem przedwczoraj w internecie, że nie należy opieprzać siebie samego. To znaczy, myślę, że wtedy, gdy człowiek i tak siebie opieprza. Chcę wyjść z tej klatki, więc po co mam jeszcze sam na siebie psioczyć. Poza tym, to wyczytałem, że trzeba samego siebie chronić. Myślę, że jak mnie tak kobieta, której wynajmuję mieszkanie, trochę wykorzystuje, bo od roku mi kaucji nie zapłaciła, to dlaczego ja się mam przejmować, że się tam grzyb pojawił. W zeszłym roku go nie było, ale było inne ogrzewanie i mieszkała z nią też przez jakiś czas laska, które nieźle podkręc

Sypie się, czasami.

Czasami mam wrażenie, że moje życie trochę się zaczyna sypać. Kumpel, który miał mi parę ważnych rzeczy w Niemczech załatwić znowu zniknął, zostawiając mnie na lodzie, bo gdybym to wiedział, to pewnie bym tam pojechał. Teraz nie zdążę załatwić wizy. Ale, co nas nie złamie, to nas wzmacnia, podobno. Tyle, że zabiera też sporo energii. Muszę chyba trochę kasy zarobić, takie mam wrażenie, bo zaczynam się źle czuć. Sypie się coś, ale staram się temu nie poddawać. Na siłowni byłem dopiero koło 13, czy coś. We wtorek nadwyrężyłem sobie trochę udo. Wczoraj mu doprawiłem, dlatego nie mogę normalnie grać. Nie wypocząłem po zawodach, ale od razu dawka, dwa razy dziennie coś chciałem robić. Temu mam. W każdym razie, to staram się załatwiać to, co mi ten kumpel miał załatwiać. Pożyjemy, zobaczymy. Coś robię. Robienie czegoś mnie mniej stresuje, niż walka z blokadami. Czasami te blokady jakby znikają, to pewnie po części wpływ kawy, którą akurat piją w kafejce. We wtorek, po tym jak razem z AM i G

Po prostu walczyć, nawet jak deszcz pada.

Byłem w sobotę na zawodach. Muszę przyznać, że myśl o tym zawodach dosyć mnie stresowała. Mimo wszystko starałem się przygotować jakąś strategię. Napisałem sobie nawet na nadgarstku lewej ręki pierwsze litery metody "navy seals", czyli "Stawianie sobie celu", "Wizualizacja", "Mówienie do siebie, pozytywne " i "Powolne oddychanie, szczególnie wydech". W pierwszym meczu singla byłem nieźle zdenerwowany. Grałem przeciwko jakiemuś starszemu facetowi, miał dobry backhand, w miarę, to widziałem. Pierwszego seta przegrałem, a gra się do dwóch wygranych setów. Nie trafiałem porządnie lotki, serwy za krótkie. Ale przegrałem nie za wysoko. W drugim secie, jakoś lepiej mi szło, tak, że nie miał on szans, podobnie w trzecim. Wygrywając ten mecz wypełniłem niejako moje pensum, bo chciałem wygrać przynajmniej jeden mecz. Starałem się myśleć o powolnym oddychaniu i o tym, żeby się po prostu koncentrować na następnym punkcie. Drżenie rąk powoli mi prze

Przypadki, schemat jak masochizm?

Wczoraj odbierałem AM, bo zawiozłem ją na kurs, więc potem odbierałem, żeby ją zawieźć do jej samochodu, który rano ktoś zablokował. Byliśmy razem na zebraniu trenerów. Mój też zablokowali, ale kobieta dosyć szybko odblokowała. W każdym razie, siedzę sobie, przed tym biurem kursantów, czekając na AM, a tu nagle drzwi samochodu się otwierają. Patrzę zdziwiony, a to mój współmieszkaniec. Okazuje się, że on tam pracuje, ma biuro w tym samym budynku, a hale są zaraz obok. Przypadki rzeczywiście chodzą po ludziach, bo raczej się nigdzie indziej nie smykam, a to był zupełny traf, że tam pojechałem. Takie rzeczy dają człowiekowi do myślenia. Może rzeczywiście jest jakaś siła, która czymś tam kieruje? Tyle, że co to miało dać w tym przypadku? Jakiś długoterminowy plan tej siły? Bo mojego współmieszkańca to i tak widzę prawie, że codziennie. Wczoraj na treningu przegrałem w singla. Byłem przez to smutny i sfrustrowany. Stwierdziłem, że nie warto być w takim nastroju, bo to tylko gra. Nie ma co

Stres, stres, stres, w mojej głowie coś się sypie

Stres, stres, stres, w mojej głowie coś się sypie. Wczoraj chciałem AM coś pomóc, mało co z tego wyszło, potem w nocy nie umiałem zasnąć, myśląc o kłopotach w Niemczech. Kumpel, który miał mi pomóc, nie zgłasza się, nie da się go złapać. Od pół roku ma mi coś posłać i opiekować się pocztą i takie. Nie wiem, gdzie mój samochód stoi, który musiałbym odmeldować. W sumie, to musiał bym może tam polecieć, ale akurat zaczynam robotę jako trener, nie mam coś ochoty lecieć, czyli odpuścić sobie dwóch tygodni. Musiał bym też bilet powrotny kupić. Odbieram zaraz AM, bo jej samochód ktoś przyblokował, mój zresztą też, ale mój szybko "właściciel" parkingu przy szkole odblokował. Nic to, trzeba walczyć, i tak dobrze, że nie mam refleksu popełnienia samobójstwa, jakoś o tym nie myślę, co kiedyś się zdarzało.  

Czasami przychodzi niepokój.

Jak zwykle, trudno poranek. Nie poszedłem na siłownię, bo coś mnie jeszcze boli, plecy i ogólnie. Za to AM już z rana napisała, coś tam. Coś podejrzanie dużo do mnie pisze. Jutro mam jej pomóc w księgowości i zobaczyć jej stary samochód, bo jej chłop się na tym w ogóle nie zna. To znaczy, on zna się na księgowości, ale na to nie ma czasu, czy ochoty. Wiadomo, jak to jest, jak jedno drugie czegoś ma uczyć. Wymieniłem sobie kąpielówki, bo kupiłem za małe. Nie chciało mi się przymierzać, a te wydają się być za dużo. Tanie były, według zasady, kto tanie kupuje, dwa razy kupuje. Będę musiał iść do jakiegoś innego sklepu, bo te mi coś nie leżą. Siedziałem w kafejce, ale, jakoś nie mogłem tu wiele napisać, bo połączenie było do kitu. W ciągu dnia było ciepło, a teraz w czapce w domu siedzę, a mimo wszystko mi w nogi zimno. Zapomniałem o ciepłych kapciach. B wrócił do domu i ogląda znowu tego doktora Who. To jakby oglądać komiks, nie przepadam za tym serialem. Dalej walczę, próbując znaleźć ja

I co dalej w życiu?

Dzień zaczął się bez sensu, czyli jak zwykle. Byłem jakiś połamany, za oknem balkonu silny wiatr, poza tym, to zimno. W nocy zmieniłem koszulkę, bo była mokra, coś się znowu pociłem. Kawa mało co pomogła, ale posłuchałem trochę piosenek, bo się ostatnio z AM wymienialiśmy. Koło 12 dowlokłem się na kort, z bolącymi plecami i ramieniem. Potem kafejka. Kupiłem sobie dzisiaj nawet kurczaka z grilla, w sklepie. Kupuję tylko te "wolnochodzące", "free range", bo do tych innych, to nie mam sumienia. Poczytałem ostatnio trochę na temat mózgu, czytam, czy oglądam też o tym, jak się można uspokoić. I tak myślę, że jestem trochę spokojniejszy, tym bardziej teraz, jak zjadłem pół tabliczki czekolady, prawie, że na raz. Dobra, chyba 2/3, 200 gramowej, ale ciemnej, z orzechami. Wyobrażam sobie, jak ten hippokampus i amygdala u mnie działają, jak to działa tam, w mojej głowie. Poza tym, to chcę zastosować trochę metod na uspakajanie, takich, jakich między innymi navy seals używają.

Dwie półkule mózgowe

Silny wiatr dzisiaj, w nocy mnie chyba też obudził. Po wiadomościach tutaj, człowiek nigdy nie jest pewny, czy mu czasami dachu znad głowy nie zerwie. Ale i tak obudziłem się pewnie w środku nocy z mokrą koszulką. Ciekawe, co powoduje, że się tak w nocy czasami pocę. Coś mi się śni, a może organizm z czymś walczy, może za gorąco? Wczoraj byłem na jakimś kursie dla sędziów sportowych. Stresowałem się tym, jak zwykle, ale jakoś przeszło. To tylko hobby. Zapomniałem o tym, żeby myśleć o metodach uspakajania się, w czasie godzinnego testu na koniec. Potem od razu na paletki. Grałem tylko lekkie rzeczy, tym bardziej, że jestem jeszcze trochę połamany, bo chyba za dużo ćwiczyłem ostatnio. W czwartek przegrałem pojedynczą z jednym. Ciekawe, jak to będzie na zawodach w sobotę, już się tym stresuję? Potem poszliśmy jak zwykle w soboty, na kolację, z 10 osób. Koło mnie siedziała YY, nawet dosyć miła. Jak zwykle mieszanka narodów, ludzie z Taiwanu, Brunai, Chin, Wietnamu, Malezji, nawet Szwed był

Przejmować się, albo i nie.

AM nie odezwała się dzisiaj. Dwa razy pod rząd do niej jako pierwszy napisałem, więc spokój, nie ma co przesadzać. Gdyby nie była w miarę szczęśliwą mężatką, tak mi się wydaje, to bym się może bardziej nad tym zastanawiał. A tak, to jest jak jest. Byłem dzisiaj na korcie. W miarę robię to, co mi sprawia przyjemność, gdy udaje mi się znaleźć trochę spokoju w sobie, żeby się tym cieszyć. Teraz siedzę w kafejce, piję taką sobie kawę, ale jest spoko. Mogło by być inaczej. lepiej, ale nie jest. Mogło by też być gorzej. W każdym razie, to zaczynam olewać pewne sprawy, może przejmuję trochę nonszalancję tych wyspiarzy tutaj. Człowiek się czasami przejmuje wieloma rzeczami, potem przychodzi jakiś nowotwór, czy wypadek i koniec pieśni. Nie ma co przesadzać, z odpuszczaniem sobie, ale może za bardzo się niektórymi rzeczami przejmuję. Nie wiem, trudno wyczuć. A może to tylko taki chwilowy nastrój. W każdym razie, dzieciństwa nie miałem radosnego i tak się to wlecze. żyję raczej z rozpędu, szukają

Szukanie tricków na lęki

Dzisiaj dużo sport, w sumie, to z naciąganiem się, może ze 3 godziny. Rano jak zwykle niepokój, choć trochę pomedytowałem. Musiałem odpisać na dwa w miarę urzędowe maile. Potem sport. Potem kawiarnia, w której czułem się jakoś bardzo wyluzowany. Chciałem wprawdzie jeszcze iść na zakupy, to znaczy, kupić sobie nowe kąpielówki, czy inne takie. Okazało się, że mam rozerwane kąpielówki. Gdy to zobaczyłem to zastanawiałem się przez chwilę co to, ale przypomniało mi się, że mną przecież o skałki rzuciło i miałem trochę poharatane plecy. Czytam coś do czasu do czasu o mózgu. To zadziwiające jak podobne są reakcje ludzi i zwierząt, w niektórych sytuacjach. Ale, oczywiście, ludzie, to istoty wyższe, nad nimi, to tylko jeszcze anioły i tak dalej. W każdym razie przyglądam się moim lękom i szukam na nie tricki, jak i one szukają tricków na mnie. Gdy czuję pustkę, to muzyka czasami pomaga. NB (narkotyk-B) nie odezwała się od tego "Buziaki", wczoraj, czy kiedy to było. Za to pisujemy sobi

Zapisanie emocji tuż przed egzaminem podobno pomaga

Coś się dzisiaj nie umiałem pozbierać. Pospałem dłużej, z przerwami. Zimno tu w nocy, a ja się pocę. Myślę, że to stres. Wiele w moim życiu, to stres, po części spowodowany nadmierną reakcją na impulsy, czyli wynik PTSD, a po części to efekty tego, że niektóre rzeczy zawalam, z powodu lęków. Akurat obejrzałem jakiś program o mózgu. Jedna psycholog stwierdziła, że jak się przed egzaminem napisze co się czuje, to istnieje szansa, że lepiej egzamin pójdzie, bo stres się niejako "wypisze". Interesujące jest jak to wszystko w głowie współpracuje, które areały jak współpracują u różnych ludzi i na ile można się pewnych rzeczy nauczyć. To trochę jak obserwowanie rozwoju anatomii 500 lat temu. Na ekranie komputera widzi się skan, ale jak to dokładniej działa, to nie wiadomo. Byłem do tyłu, ale teraz napiłem się kawy, popisałem do paru ludzi, między innymi AM i jest trochę lepiej. Szkoda mi każdej godziny, którą marnuję nie robiąc nic konkretnego, po prostu kręcąc się w kółko w swoim

Nic nowego

AM, z którą coś tam ćwiczyłem w środę ma zakwasy i kłopoty z ramieniem, bo za dużo potem grała, a miała dłuższą przerwę. Ja byłem pobiegać, mimo zakwasów. Wczoraj udało mi się zerwać naciąg w trzeciej rakietce, w tym tygodniu. Powoli paletki stają się kosztownym sportem. Piszemy sobie AM przez telefony. Zwracam na to uwagę, żebym nie ja się jako pierwszy odzywał. Jeden dzień ja, drugi ona i wszystko w balansie. Poza tym, to kafejka, gdzie coś z mniejszym, czy większym skutkiem próbowałem pisać, raczej z mniejszym. Idę chyba zaraz do łóżka, bo mi w nogi zimno, ma być 7 stopni w nocy. Napiję się najpierw gorącej wody, bo nie chcę kawy na noc. Dalej walczę, obserwując moje lęki i próbując wykumać co tu z nimi w danej sytuacji zrobić.

Jak lęki mną kierują.

Dzisiaj było jakoś normalniej rano. Dalej niepokój, czy rozmyślania o kłopotach, bo ta głupia lokatorka z Niemiec narzeka i czegoś tam chce, ale poza tym, to dało się wytrzymać. Poszedłem nawet na siłownię, poćwiczyłem coś tam na korcie, choć jestem po wczorajszym pogrywaniu zmęczony. ćwiczyłem wczoraj z AM, ona robi niektóre rzeczy lepiej ode mnie. Zrobiłem jakiś drobiazg w domu, zanim za pomocą kawy udało mi się wybrać do kafejki. Obserwowałem, co się ze mną dzieje, gdy mam coś zrobić. Coś mi mówi "nie masz teraz czasu", albo po prostu czuję zmęczenie. Gdy oglądam jakiś głupi, śmieszny serial, to to zmęczenie zanika. Idę dzisiaj znowu pograć, choćby dlatego, że muszę dać dwie rakietki do zrobienia, bo w obu naciągi poszły. Kosztowny sport, gdy ma się niewłaściwą technikę. Szukam dalej sposobów jak to obejść moje lęki i moją bezradność. Piszemy sobie coś tam z AM, głównie na temat paletek, przede wszystkim, na ten temat. Denerwuje mnie, że nie umiem się tego Chińskiego do po

Problemy w głowie, chora rodzinka

Co za dzień bez sensu. Jestem w kafejce, naładowany jak pershing. Coś mnie wszystko denerwuje. Pewnie najbardziej to, że sobie nie radzę, że ogrania mnie zmęczenie, na myśl o niektórych rzeczach, wiem, że to lęki. Moje lęki mnie wkurzają, że mnie tak blokują, pewnie też wywołują poczucie bezradności. Nie lubię tej mojej bezradności, nie lubię tego, że jestem sam, myśląc, że jestem sam, bo sobie nie radzę ze sobą. Dokuczają mi afty, nie lubię aftów. Mam suchą skórę, nie lubię suchej skóry, ale nie lubię też żadnych kremów. Tu zima, ale w ciągu dnia dzisiaj 22C. Mogłem przyjechać na rowerze, ale mi się nie chciało. Musiał bym jechać dużo po chodniku, jazda drogą jest stresująca tutaj. W porównaniu z tym co było w Niemczech, to w Niemczech był luksus. Tam są ludzie przyzwyczajeni do rowerów, to ogólnie, to mało kto jeździ na rowerze. Kiedyś nie mogłem w to uwierzyć, gdy słyszałem, że na przykład w stanach, to tylko samochodami. Fakt, tu są autobusy, ale w tym centrum tutaj, jest chyba ze

Trzymać lęki w ryzach

Znowu poranek bez sensu. Już prawie 10, a ja jeszcze nic konkretnego nie zrobiłem. Nie poszedłem na siłownię, bo po południu idę pograć. Nie chcę przeginać, albo może mi się po prostu nie chce. Rano jest chłodno, tu nie ma ogrzewania. Nie mam ochoty widzieć B rano, nie wiem dlaczego. On też nie jest chodzącą radością, więc to może jak zderzenie dwóch gór lodowych. Jesteśmy uprzejmi rano, ale widzieć mi się go nie chce. Może to też jakieś ukryte lęki, tyle ich mam. "I co ja tu robię", pytam się co chwilę, szczególnie rano. Ale póki co, to nie widzę innej alternatywy. Próbuję tu coś z moją głową zrobić. Jestem jakiś zmęczony, mam afty. Pralka właśnie skończyła i wygrywa jakąś pokopaną melodyjkę. Muszę zaraz pranie powiesić. Muszę się jakoś pozbierać i wybrać do kafejki, choć czuję się strasznie ciężki. Czasami ta ciężko emocjonalna część mózgu ma spory ciężar, trudno to zmęczenie przegonić, choć wiem, że muszę. Gdy go nie przegonię, nic nie zrobię. A tak, to chociaż uczę się mo