Trzymać lęki w ryzach

Znowu poranek bez sensu. Już prawie 10, a ja jeszcze nic konkretnego nie zrobiłem. Nie poszedłem na siłownię, bo po południu idę pograć. Nie chcę przeginać, albo może mi się po prostu nie chce. Rano jest chłodno, tu nie ma ogrzewania. Nie mam ochoty widzieć B rano, nie wiem dlaczego. On też nie jest chodzącą radością, więc to może jak zderzenie dwóch gór lodowych. Jesteśmy uprzejmi rano, ale widzieć mi się go nie chce. Może to też jakieś ukryte lęki, tyle ich mam.

"I co ja tu robię", pytam się co chwilę, szczególnie rano. Ale póki co, to nie widzę innej alternatywy. Próbuję tu coś z moją głową zrobić.
Jestem jakiś zmęczony, mam afty. Pralka właśnie skończyła i wygrywa jakąś pokopaną melodyjkę. Muszę zaraz pranie powiesić.

Muszę się jakoś pozbierać i wybrać do kafejki, choć czuję się strasznie ciężki. Czasami ta ciężko emocjonalna część mózgu ma spory ciężar, trudno to zmęczenie przegonić, choć wiem, że muszę. Gdy go nie przegonię, nic nie zrobię. A tak, to chociaż uczę się moje lęki choć trochę w ryzach trzymać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!