Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2015

Szukani sensu i energii z rana

Dzisiaj rano obudziłem się i nic nie miało sensu, czyli normalka. W nocy budziłem się parę razy, obracając kołdrę, które robiła się mokra. Ciekawe, dlaczego się tak pocę, stres, może za ciepła kołdra? Czasami nie pocę się w ogóle, czasami się ze mnie leje. W każdym razie, nie chciało mi się wstawać, bo korty wolne dopiero od 11, czy coś. Słyszałem, jak B, mój współmieszkaniec snuje się po mieszkaniu, robiąc sobie jajecznicę, czy kto tam go wie. Chyba co drugi dzień robi jajecznicę, czy coś, nie robią statystyki, na ostro rozgrzanym oleju z oliwek, chyba, nie do końca wiem, na którym oleju to smaży, ale po zapachu sądząc, temperatura jest niezła. W każdym razie, zwlokłem się na dół, koło 8.30, B już nie było, pojechał do pracy. Zrobiłem sobie rozpuszczalnej kawy, mało co pomogła. Potem puściłem jakiejś muzyki, na komputerze, na rozruszanie i wpadłem na coś tam o kung-fu, na youtube, co już znałem. Ale zobaczyłem coś innego, co było ciekawsze. W międzyczasie AY napisała mi tekst, życząc

Niewidoczna pajęczyna

Nie poszedłem dzisiaj do kafejki, więc mało co zrobiłem. Poszedłem z AU, po targu, na kawę. Ona się cieszy, że wraca do Polski. Do AM, mężatki, która w miarę mi się podoba, dzisiaj nie napisałem. Zrobiłem tylko następny mały certyfikat na trenera. AM będę widział pewnie w środę. Myślę, że trochę mi z tym wygodnie, że mi się ktoś taki, jak AM podoba, bo nie muszę się starać, ona mężatka, można pożartować, ale jest święty spokój. Po tym, że dzisiaj prawie, że nic nie zrobiłem, widzę, jak bardzo mnie lęki blokują. Robią to jakoś dosyć zręcznie. Gdy czuję niepokój, to zaczynam się objadać, albo robić senny. Czasami piję jakąś kawę. W domu trudniej mi się za cokolwiek zabrać. Jak to jeden z psychologów powiedział, z lękami jest trudno walczyć, bo nikt mnie nie zna tak dobrze, jak mój własny mózg. Ale, niezależnie od tego, próbuję coś popisać, albo poczytać, co napisałem. Czasami ignoruję moje uczucie niepokoju, ściskanie w żołądku, ale czasami coś mnie po cichu unieruchamia, jak niewidoczna

Kawa wieczorem

Siedzę w kafejce, 19.34, piję mocną kawę z mlekiem. Wywlokłem się z domu, bo stwierdziłem, że siedząc tam, to nic nie zrobię, tylko będę leżał na kanapie, oglądając jakieś głupoty w TV. Chociaż, dzisiaj obejrzałem program dokumentarny o P.K. Dick. To autor SF, którego lubię, dla niewtajemniczonych dodam, że na podstawie jego opowiadań nakręcono między innymi "Minority Report" i "Total Recall", chyba jeszcze jakieś inne filmy. W każdym razie, facetowi odbijało. W wieku 43 lat miał 19 letnią żonę, z którą miał córkę. Oboje byli nieźle pokręceni, jak ona to określiła. On miał depresje, brał sporo leków, opowiadał jego psychoterapeuta. Czyli inny pokręcony artysta. Po części opisywał swój świat wewnętrzny, albo uciekał w pisanie od tego, co go otaczało. Mógłbym być teraz na urodzinach jakiegoś faceta. Snuć głupią gadkę, ale mi się nie chciało. Nie znałbym większości ludzi, myślę sobie. Zrobiłem za to dzisiaj jakiś certyfikat potrzebny do zrobienia trenera. W sumie, to c

Niewidoczne blokady, gra w życie

Siedzę w kafejce. Czasami, to muszę się w domu napić kawy, żeby mieć energię by iść do kafejki. Byłem na siłowni, coś połamany dzisiaj, w sumie, to jestem na korcie codziennie, przez jaką godzinę. A może to też stres? Chciałem iść na kurs trenerów, bo w sumie, to by się przydał. Kosztuje $130, więc się trochę zastanawiałem. A tu rano przyszedł link, że jest jakiś kurs w innym mieści, ten link przeszedł od szefa trenerów. Nie zwróciłem na niego uwagi, ale mi A napisała, że to ten kurs, który chcę zrobić, ale za darmo. Tyle, że muszę do tego trochę innych kursów zrobić, internetowych. Ten kurs, to za darmo, bo pracuję dla szkoły, jak dostanę umowę. Trochę mnie to może wyciągnie z tej zastałości. Może też dlatego wstałem wcześniej, polazłem na siłownię. Tam spotkałem AU, czyli siostrę U. Widzę, że nawet zeszczuplała ostatnio, nic dziwnego, biega ona codziennie. Ona nawet uśmiechnięta, bez dogryzania mi. Mówi mi - "Wracam do Polski". Ja - "Jak to do Polski?". Ona, - &qu

Głos, który mi mówi "baran".

Byłem dzisiaj na spotkaniu z szefem trenerów, to brzmi dumnie. Po prostu w jednej szkole dziewczyny grają w paletki, potrzebują paru trenerów, taki przepis chyba. Mają zawody między szkołami, ale punkty podobno się nie liczą. AT był nawet zadowolony ze spotkania i zaproponował mi pozycję trenera, czyli dwie godziny w tygodniu, na początek. Teraz nie wiem, czy dostanę, bo przysłali jakiś link do formularza, gdzie pytają o referencje, czy coś. On powiedział, że ten formularz, to dla sekretarki, że mam go wypełnić, żeby jej łatwiej było. W sumie, to on mi w mailu napisał, że mnie biorą i nawet już maila posłał, z zaproszeniem na spotkanie wszystkich trenerów w lipcu, jestem tam siódmym na tej liście. Ale wiadomo, głos w głowie mówi mi "zobaczysz, nic z tego jeszcze nie będzie". Inny głos mówi "nie bądź idiotą, poza tym, to czym ty się tak przejmujesz?". No bo fakt, czym ja się tak przejmuję, tym, że proponują mi robotę płatną tak, że w Niemczech bym się za to w ogóle n

Jakoś do przodu

Kumpel, który ma mi od pół roku paczkę z moimi rzeczami posłać, pojawia się i znika. To znaczy, częściej znika, niż się pojawia, takie mam wrażenie, choć brzmi to nielogicznie. NB (narkotyk-B) coś tam odpowiedziała jednym zdaniem. A, kumpelka z klubu, zapytała mnie, czy byłbym zainteresowany dorabiać jako trener paletek. Jutro mam rozmowę o "pracę", bo to tylko 4 godziny tygodniowo, ale może być ciekawie, bo w szkole. Lubię w sumie uczyć ludzi grać lepiej w paletki. Zobaczymy, jak to będzie. Jakoś się tak składa, że sporo ostatnio sobie piszemy z A, przede wszystkim na temat paletek, teraz wyskoczyło to z tym trenerem. Fakt, A wrzuciła nowy temat, jako że jestem "specjalistą" od samochodów, czyli wiem jak żarówkę wymienić. Teraz wymieniamy się trochę na temat kupna samochodu, bo ich drugi coś się psuje, a nowym jej mąż podobno nie daje jeździć. Czyli wszędzie to samo. Nawet nie czułem specjalnie lęków, jak pisałem o tą "pracę". Może dlatego, że piłem przy

Paletki, energia i Jet Li

Próbuję się wydrapać z dołka, od wczoraj. Czuję silny niepokój, nie wiem skąd się bierze. Po części pewni z tego, że mam nieustabilizowane życie. Nikt mi nie kazał tu przyjeżdżać. Ale było mi źle w pracy w Niemczech. Gdy jest mi źle, to próbuję coś zmienić, a że jest mi cały czas tak sobie, to cały czas szukam. Nie ja jeden. Widać to po niektórych pisarzach, jak Jack London, Hemingway. Włóczyli się po całym świecie, topiąc po części troski w alkoholu, bo w sumie, to z jakiego innego powodu by pili? Szukając energii na wyłażenie z dołka zaglądam trochę na rzeczy związane z "Kung Fu", jak się to popularnie nazywa. Jet Li, który w wieku 16 lat był mistrzem świata w demonstracjach wushu, czyli kung-fu, w jednym z wywiadów mówi, że "Twoim największym przeciwnikiem jesteś Ty sam". Nie miał on pewnie łatwo, jako dzieciak trenował 6 dni w tygodniu po 8 godzin, chyba nawet w jakiejś szkole z akademikiem, że widział rodziców raz na tydzień, z tego co pamiętam z innego wywiadu

Obcy, ludzie.

Dzisiaj nic nie zrobiłem. Wstałem, zimno było, bo tu nie ma ogrzewania. Nie chciało mi się iść na siłownię, to znaczy na kort, w sumie, to wolałem dać wypocząć moim mięśniom po zmęczeniu. Nie poszedłem do kafejki, bo mi się nie chciało. Za dużo ludzi może w koło w weekend. Ale trochę się może wyspałem. Denerwuje mnie, że mi ten chiński tak powoli idzie. Muszę się za niego znowu trochę zabrać. A napisała mi wczoraj wieczorem, że nie jedzie na turniej za tydzień. Potem posłała mi rano linka na inny turniej, bo tak sobie linki o turniejach posyłamy. Za miesiąc jest jeden większy, tu za rogiem. Jakoś sobie popisaliśmy trochę na WhatsApp z A. Myślę, że jej jest raźniej, bo ma kłopoty na kursie, a ze mną zawsze może o paletkach podyskutować, a mnie też jest milej. Ona miała jakiś czas bzika na punkcie paletek, wynikało z wczorajszej rozmowy, ja mam takie okresy, że mam lekkiego bzika. Czasami mam bzika na punkcie wspinaczki, czy surfingu. Jutro też jest dzień, walki dalszy ciąg. Tak mi dzisi

"Miło by było", tak mi się pomyślało.

Stwierdziłem, że mnie ta moja lokatorka stresuje, nie wiem, jak ją wyrzucić, tym bardziej, że ma podobno raka kości. Tyle, że jak zwykle, nie wiadomo, co z tego prawda, a co nie. Podobno miała chemioterapię. Nie chcę w te tematy z nią wchodzić, bo mnie zacznie szantażować emocjonalnie. Mieszkała w mieszkaniu, podobno własnościowym, czy coś, gdzie chyba jej syn mieszka, w miasteczku obok, ale chce w dużym mieście, na co ją w sumie nie stać. Chce mieć dwa pokoje. Trochę mi to Greków przypomina. Korupcja, nieuporządkowany system finansowy, ale oni są biedni i mają wymagania. Niereformowalni. Byłem wczoraj na tych zawodach, było tylko 5 drużyn. Pierwszy w drużynie był na liście ten najsilniejszy, mieliśmy dobrego pierwszego. Kto w jakiej grupie lądował, to raczej przypadkowo. Tak się złożyło, że moja drużyna wygrała. Miło, mimo, że 3 mecze przegrałem, a w sumie grałem chyba 12, czy 16, w ciągu dwóch dni. Tyle, że nie były to pełne mecze, dwa wygrane do 21, ale jeden do 31. Dobre to było, ż

Przypadki

A z którą coś tam trenowałem w środę, ma nagle coś z szyją, nie mogła w nocy spać, szpital. Ale teraz ma się lepiej, szkoda tylko, że nie będzie jej jutro na turnieju. Przypadki chodzą po ludziach.

święta lokatorka i Koziołek Matołek

Coś się dzisiaj nie umiem pozbierać, rano nie chciało mi się wstać. Nie licząc tego, że w miarę zimno było w pokoju i że się w nocy, koło 4 nad ranem, obudziłem, nie umiejąc przez dłuższy czas zasnąć. Myślę, że to przynajmniej po części dlatego, że jeszcze koło 18 wypiłem mocną herbatę. Powiedziałem sobie wprawdzie, że nie piję niczego z kofeiną po 16, ale czasami mam po prostu ochotę, na herbatę, czy kawę. Wynajmuję komuś w Niemczech małe mieszkanie, EL. Mam wrażenie, że ta kobieta jest z jednej strony trochę nienormalna, z drugiej, że wykorzystuje moje niezdecydowanie, starając mi się udowodnić, że ona jest idealną lokatorką, że oczywiście, za dużo mi płaci, że mieszkanie ma wiele wad. Nawet mi jeszcze kaucji nie zapłaciła, od roku, bo mówi, że ma tam wbudowaną drogą szafę, to jak kaucja. Muszę się nauczyć z nią walczyć. Oczywiście, gdy coś jest nie tak, to ktoś inny jest temu winny, wynika z jej wypowiedzi. Pismo ze spółdzielni, skarga, to nie ona, czy jej syn, ale głupi lokator, bo

Może kręcę się w kółko

Wczoraj na paletkach najpierw ćwiczyłem z A, co było bardzo fajne. Potem parę gier, na koniec, już koło 10 wieczorem grałem jak noga stołowa, brak koncentracji, zmęczenie. Wracając do domu myślałem, że nic nie ma sensu. Objadłem się na późną kolację, B, mój współlokator już raczej spał, on chodzi spać koło 22. Poczytałem coś jeszcze w łóżku na internecie, wiadomości o Grecji, bezsens, o uchodźcach, w większości gospodarczych, znaczy się tych w Europie, bezsens. Nic w miarą nie miało sensu, ale do tego jestem niejako przyzwyczajony. W dodatku jakaś drobna sprawa w Niemczech, którą muszę załatwić. Kumpel z Niemiec dalej się nie zgłosił. Dzisiaj rano słyszę, że ktoś coś do mnie napisał, to ten kumpel z Niemiec. Coś był przeziębiony i ogólnie, nie za dobrze się czuł, przepraszał. Potem odezwała się A, ta z którą trenowałem. Nie przyjdzie dzisiaj pograć, bo chce wypocząć przed turniejem w weekend. Będziemy tam grali przeciwko sobie. W każdym razie miło, tym bardziej, że ona trzyma się jeszc

Lepiej iść, gdy wszystko gryzie.

Rano coś mi się nie chciało wstać. Gdybym miał się do kogo przytulić, to może bym jeszcze pospał, a tak, to i tak wiedziałem, że raczej już nie zasnę. Nie poszedłem na siłownię, bo mi się nie chciało, a poza tym, to mam paletki po południu, więc nie chciałem przesadzać. Teraz siedzę w kafejce, przedtem siedział koło mnie facet, z jakimiś dwoma filipinkami, którym to komplementy prawił, one śmiały się jak polskie dziewczyny. W kafejce jednak więcej coś popiszę, niezależnie od tego, czym to jest spowodowane, kawą, czy może obecnością ludzi, faktem, że jestem poza domem?W domu jest mi chyba łatwiej uczyć się chińskiego, bo tam mam spokój i mogę sobie poza tym na głos pewne rzeczy powtarzać. A zapytała, czy przyjdę wcześniej na paletki, żeby razem poćwiczyć. Tyle, że A jest mężatką, jej facet gra dobrze, lepiej ode mnie. To tyle na temat pytań co do relacji ;) Ale poćwiczyć z nią jest fajnie. Kumpel z Niemiec dalej się nie zgłasza, denerwuje mnie to, bo miał chociażby oddać mój samochód na

"Dom", czyli miejsce lęku

Coś się nie umiałem dzisiaj rano pozbierać. I tak nie było po co wcześnie wstawać, bo kort był wolny dopiero po 11, dobra wymówka. Mimo wszystko wstałem i próbowałem się jakoś zmobilizować, do czegoś. Ale jak tu się mobilizować, jak człowieka otacza coś w rodzaju pustki. To jakby kopać w powietrze, będąc zawieszony gdzieś w przestrzeni kosmicznej, między planetami. Wiedząc, że mi to może trochę pomóc, zrobiłem sobie kawy. Trochę pomogło, puściłem sobie jakiejś muzyki, tak sobie pomogło. W każdym razie posłuchałem trochę chińskiego. Tyle rzeczy mógłbym robić, próbować skończyć tą książkę, którą dla siebie piszę, albo popisać pamiętnik, nie mówiąc już o jakichś innym punktach z mojej listy "todo". Ale, skąd wziąć na to ochotę, czy energię? W każdym razie, coś tam porobiłem i poszedłem na siłownię, znaczy, na kort. Poćwiczyłem sobie, zastanawiając się, na ile to ma sens. Ogólnie, to co ma sens? Nie wgłębiam się w takie myśli, gdy coś tam sobie ćwiczę, bo i po co. Nie wiem, po co

Dzień w miejscu

Zamiast zrezygnować z biletu przesunąłem go sobie na koniec lipca. Kosztowało mnie to 100 EUR z groszami. Nie wiem już ile razy ten termin odlotu przesuwałem, ale tego biletu się już nie da "przesunąć" do przodu, bo w lipcu będzie miał już rok. W sumie, to przyjechałem tu nie wiedząc ile zostanę. Pierwszy raz przedłużyłem o 3 miesiące chyba, drugi, to już nie wiem. Nic konkretnego dzisiaj nie zrobiłem. Chiński mnie trochę załamuje, bo prawie, że nic nie rozumiem, jak ludzie mówią, czy z tego serialu, który sobie czasami oglądam. W każdym razie ćwiczę słuchanie. Mógłbym więcej struktury wprowadzić, do tego uczenia się, ale mi się nie chce. Słucham jakiejś ujmującej, chińskiej, melodii fletu, napisanej podobno w 177 A.D. Na paletkach mnie kumpel, który dość dobrze gra, pochwalił. Jak mówię, nie chodzi mi o granie, ale o fakt, że mimo tego, że często się spinam, jednak coś potrafię iść do przodu. Nie jest to za dobry dzień, ale bywało gorzej. Przynajmniej byłem na targu i trochę

Klnę pisząc

Jutro będę musiał mój bilet na powrót do Europy albo skasować, albo przedłużyć o miesiąc, co i tak kasę kosztuje. Ale skoro się tam w najbliższym czasie nie wybieram, to po co go po raz któryś przedłużać? Wprawdzie ten kumpel się nie zgłasza, ten który mi miał w pewnych rzeczach w Europie pomóc, ale trudno, jakoś sobie poradzę, inni też obiecali pomóc. Byłem dzisiaj na paletkach, ale nie poszedłem potem z nimi na kolację, bo przeważnie chodzimy razem w soboty po sporcie na kolację. Nie chciałem im przy stole kasłać, poza tym, to mi się nie chciało, wolę w domu wyzdrowieć. Na paletkach nawet fajnie było, brałem wiele rzeczy na luzie, może się mniej denerwowałem. Piszą sobie o dzieciństwie, prawie codziennie. Ostatnio coś klnę, pisząc, jak mi się przypomina jak było, jaki cyrk na kółkach.  

Idąc po 20 centowym ciosie

Po kafejce poszedłem na zakupy. Kupiłem między innymi mandarynki. Poszedłem do kasy samoobsługowej, położyłem te mandarynki na wagę. Trzeba było wybrać owoc. "Mojego" rodzaju mandarynek oczywiście nie było, a kolejka ludzi czekała. Więc po minucie poszukiwania, może krócej, nacisnąłem na przycisk "xxx mandarynki", już nie wiem, jakie dokładnie. Oczywiście nie te co trzeba. Ludzie przeszli do innych kas, bo parę wolnych się zrobiło, ja wróciłem do pozycji mandarynek. Różnica była koło "96"-centów, w cenie za kilogram. Normalnie, to bym to olał, ale po tym, jak akurat dałem w napiwku 20 centów i znalazłem 20, cała ta akcja 20-centowa straciła by jakoś na znaczeniu, nawet nie wiem dokładnie jak, ale czułem, że coś było by nie tak. Więc nacisnąłem na guzik przywołujący asystenta do kas. Normalnie, to się tym bardziej stresuję, ale tym razem o dziwno mniej. W dodatku musiałem jej pokiwać, bo się tam kręciła. Dziwne, normalnie, to się bardziej czymś takim stresu

Wiara w przypadki

Polazłem dzisiaj do kafejki, to znaczy, pojechałem samochodem. Nawet na siłownię pojechałem, bo parę chmurek było. Gardło mi też trochę siada, dobra wymówka. Fajnie się jedzie rowerem na na siłownię, prawie cały czas z górki, z powrotem, to mi się strasznie nie chce, tym bardziej, gdy nogi czuję. Wczoraj grałem do 22 w paletki, na hali byłem już o 17.20, chodź ludzie zaczęli się schodzić od 18. Po powrocie zjadłem nawet kolację, bo ostatnio coś nie umiałem spać, na głodno. Mimo wszystko chyba się budziłem. Myślę, że to zmęczenie, albo jestem taki napompowany adrenaliną? Tu dzisiaj padało, może jeszcze znowu popada. Czy mi tęskno za Niemcami, czy Polską, a może Europą? Trudno powiedzieć, może za tamtejszym jedzeniem i zapachem sosnowego lasu. Nie można powiedzieć, że tu ładnie nie pachnie, wręcz przeciwnie. Dlatego, że cały czas jest zielono, co chwilę inne baździajstwo kwitnie. Ostatnio, wczoraj, był taki miodowy zapach w powietrzu, pewnie coś w rodzaju jaśminu, tutejszego. Przy wjeźdz

Spać mi się chce

Nie chce mi się coś do kafejki dzisiaj. Za oknem, chyba pierwszy raz w tym miesiącu, deszcz i szaro. Wróciłem wczoraj ze sportu o 22.30, a dzisiaj rano już o 8 byłem na korcie, gdzie coś tam ćwiczyłem. Jem dużo chleba z miodem, z powodu drapania w gardle, a może dlatego, że mi to smakuje. Ciekawe, dlaczego nie chce mi się iść o kafejki. Może to lęk, zmęczenie, a może chcę od tej kafejki trochę odpocząć, od tych ładnych dziewczyn, tak bliskich i dalekich, od tych młodych matek karmiących tam dzieci piersią, przysłonięte tylko jakąś chustą. Dzisiaj wieczorem znowu paletki, choć trochę połamany jestem, ale dla mnie to kontakt socjalny, lepszy niż kafejka. Wczoraj na paletkach nie szło mi zbyt dobrze, choć YY (księżycowa chmura) mnie pochwaliła, że była zaskoczona, że się tak poprawiłem, jej zdaniem. Nie wiem, po prostu ćwiczę sobie, żeby się trochę odreagować i żeby nie przegrywać cały czas. Spać mi się trochę chce, mimo kawy i herbaty.

Najtrudniej, to wystukać numer

Przycisnęło mnie i zadzwoniłem do firmy w Niemczech, bo musiałem jedną rzecz obgadać. Zbierałem się za to od długiego czasu, od paru tygodni. Sama rozmowa nawet przyjemna, ludzie miło reagują, jak usłyszą, że ktoś jest w Australii. Problem jak zwykle w tym, żeby wystukać numer i zadzwonić.

Próby wychodzenia

Tak po prostu coś mnie dusi, mówi, że nic nie ma sensu. Chciałem poćwiczyć serwis, ale nie umiem się zabrać. Poćwiczyłem tylko jedną serię. Jestem jakby zalany ołowiem. Nie ma nawet jakiejś myśli przewodniej, która by mi mówiła, żebym czegoś nie robił. Z drugiej strony śmieję się oglądając serial do nauki Chińskiego. Faceci tam to przeważnie ciapy, a dziewczyny robią sobie z nich jaja, tyle, że jest trochę akcji, czyli nie tak źle, jak na serial do nauki języka. Szukam jakiegoś schematu, jakiegoś sensu, czy planu w tym wszystkim. Poszedłbym gdzieś do baru, próbował poderwać jakąś, ale nie wiem, albo się boję, albo nie widzę w tym sensu. Kiedyś byłem niezłym wariatem, miałem swoje światy, w których robiłem coś tam z pasją. Teraz przygniata mnie może szarość rzeczywistości, w której trudno odnaleźć mi kolory? NB nie odpisała, jak napisałem co jej jest, bo odpisała mi, że źle się jeszcze czuje. Myślę sobie, że w życiu prywatnym, to ona może być chyba ciężka, gdy chodzi o komunikację. Trud

Zmiany nastroju

Dojechałem do siłowni na 14, kolano mnie coś bolało, ale humor mi się poprawił. Nie poszedłem do kafejki, bo tam pewnie tłok na parkingu, a poza tym, to mi się nie chciało. Poszedłem tylko do sklepu, bo mi się zapasy kończyły. Zgłosiłem się akurat na zawody, masters, powyżej 35. Pewnie będzie fajnie, choć nie wiem, co z kolanem. Kumpel, który mam mi coś załatwić, nie zgłasza się. On ma chyba nieźle namieszane pod kopułą. Jak w tym samym mieście mieszka, co jego mama, ale jej nie widział od 10 lat. Pewnie coś tam zaszło, może go nieźle olała. Na jakiś czas zapomniałem o pustce.  

Poszukiwanie potworów przeszłości.

Nie chce mi się dzisiaj nic. Rano nie poszedłem na korty, bo musiał bym przed 7 wstać, bo od 8 są zajęte. Teraz piję kawę z małą ilością już lekko skisłego mleka. Za oknem słońce, jak zwykle, ale chłodno, choć przyjemnie chłodno. Nie wiem, czy iść na tą siłownię, czy dać mięśniom odpocząć. To już trzeci dzień bez sportu. Zamelduję się na zawody, "masters", czyli dla tych powyżej 35. Jak popatrzyłem na zdjęcia z zawodów, to pomyślałem, że to nie ta liga, bo głupio mi będzie ich atakować, ale skoro kumpel tam chce grać, choć gra dwie klasy wyżej, to czemu nie ja. Jak tu wypełnić pustkę? W Europie ratuje się "uchodźców", czyli nielegalnych emigrantów, wydaje się bez sensu moim zdaniem, kasę na pomoc Grekom. Grecy nie mają uporządkowanego systemu ściągania podatków, czy ksiąg nieruchomości. Bałagan. Ale przynajmniej nie idzie 50% mojej kasy na te rzeczy, bo nie pracuję, poza tym, to jestem na drugim końcu świata. Musiałbym jednak zadzwonić do Niemiec, w sprawach urzędow

Jak wypełnić pustkę?

Zastanawiam się, od kiedy się moje problemy zaczęły. To znaczy, zastanawiałem się wieczorem, czy w nocy, bo wcześnie poszedłem do łóżka. Trochę się ponaciągałem, siedząc w łóżku, myśląc o życiu. W sobotę na paletkach widziałem, jak mały dzieciak, śmiejąc się złapał swojego rodzica za nogę, trzymając się jej. Automatycznie skojarzyło mi się to z moim dzieciństwem. Po pierwsze, to chyba nigdy się przy starym radośnie nie śmiałem, bo człowiek uważał cały czas, żeby nie zarobić na oberwanie w łeb, po drugie, to nigdy się do niego nie przytuliłem. Taka myśl napawa mnie nieco wstrętem, do dzisiaj. Kiedyś starego po prostu nienawidziłem. "W każdym razie czuję w sobie pustkę", myślę sobie, "a może uciekam przed czymś?". Zawsze byłem trochę dziwny. Ale to w sumie normalne, jak człowiek całymi popołudniami siedzi w pokoju, starając się nie robić hałasu. Myślę, że stary nas nienawidził, mnie i moją siostrę, ale bardziej chyba mnie. To by wiele wyjaśniało. Tak kiedyś moja siost

Azjatycka mieszanka

Wieczorem, po paletkach poczułem lekki ból gardła, migdała. Musiałem jeszcze odebrać A z lotniska. Skręciłem oczywiście nie tam gdzie trzeba, mimo GPSu, ale dotarłem do lotniska, gdzie zjechałem jedną uliczkę za wcześnie i wylądowałem na płatnym parkingu. Dobra, jakoś się z A znaleźliśmy. Wsiadamy do samochodu, parking płatny dopiero, gdy się przekroczy 30 minut, więc "spoko", myślę sobie. A gada jak najęta, dojeżdżamy do bramki, a ja wkładam bilet do pierwszego otworu, na bilet, myślałem sobie. A to był na kartę. Połknęło mi bilet. Od razu myślę, "co teraz kurna będzie, sporo kasy na to może trzeba wydać", czyli jak zwykle, moje optymistyczne podejście do sprawy. "Tam jest przycisk, pomoc", mówi mi A. Naciskam na przycisk, od razu odzywa się jakiś, nawet miły, głos "Dobry wieczór, w czym mogę pomóc". "Dobry wieczór", odpowiadam, "jestem takim idiotą, że włożyłem bilet do otworu na kartę, nie na bilet", odpowiadam. Trzeba powi

Urodziny Królowej.

Zimno, w nocy budziłem się parę razy, ale nie z zimna, może dlatego, że nie jadłem kolacji, a grałem z przerwami przez 4 godziny. Ogólnie, to w nocy byłem połamany, bo wczoraj jeszcze lekki footwork przez paletkami, to znaczy, chyba z 1,5 godziny coś ćwiczyłem na korcie. Mam wrażenie, że mi lepiej szło, wczoraj. Dlatego, że mam większe napięcie naciągu na rakietce łatwiej czuję, czy czysto uderzam. Poskręcałem, prawie, że do końca mój starszy notebook, bo musiałem baterię CMOS wymienić. Nawet się przy tym nie stresowałem. W każdym razie, to walczę z lękami, nawet, jak mi źle idzie. I wczoraj znowu, grałem z JY, nawet nie wiem, skąd on jest, z Chin, a może Taiwanu? Przegrywaliśmy, wydawało się, że cienkie szanse. Gdzieś tam w duchu zacząłem się poddawać, po mnie JY też było widać, że jest sfrustrowany. Ale powiedziałem mu parę razy, że "ok", "gramy". Starałem się nie poddawać temu schematowi "i tak przegrasz". I na koniec psim swędem wygraliśmy. W sumie, to

Nie lubię telefonować

Frustracja. Mam zimne palce, bo tu zimno. Zima, za oknem w nocy 9C, plus, ale ogrzewania tu nie ma. Nie chciało mi się rano wstać, zastanawiałem się nad moimi lękami i nad tym, że czuję frustrację, gdy z nimi przegrywam. W każdym razie mam zamiar walczyć z tym fizycznym uczuciem lęku, które mi mówi, żebym nic nie robił. Zobaczymy jak to będzie. Mam nowe naciągi w rakietkach, ciekawe, czy będę dokładniej grał. Idę zaraz na siłownię, czyli kort, poodbijać trochę o ścianę. Możliwe, że trochę mi się backhand poprawił, bo mnie już tak nie zaskakują przeciwnicy, potrafię na koniec boiska wybić. Nie chodzi mi tu w tym wszystkim o badmintona, to raczej projekcja pewnych rzeczy. Może muszę zmienić podejście, olać trochę, skupić się na tym, co w tym przyjemnego, nie na porażkach. Tak miałem ze wspinaniem się. Próbowałem na siłę, potem sobie odpuściłem i nagle było lepiej. A, której podarowałem miód, napisała mi krótką notkę wczoraj koło 23.45, dziękując jeszcze raz za ten miód. Jakby nie miała f

Kroki wstecz, czyli cofanie się?

Na paletkach coś nic nie wychodziło, nie licząc może singla. Teraz jestem smutny, zmęczony, powinienem iść spać, a nie chce mi się nawet zębów myć. Coś słabe dni ostatnio, chociaż w bibliotece było spoko i na paletkach można było trochę z ludźmi pogadać. Mam wrażenie, że gram coraz gorzej. Projektuję to na moje życie, martwiąc się, czy frustrując, że nic mi nie wychodzi.

Niemoc mnie męczy

Coś znowu dzisiaj pod górkę. Ładna pogoda, słońce świeci, ale rano zimno, z 9C, a w mieszkaniu nie ma ogrzewania, bo w sumie, to po co, jak mrozów tu nie ma. Siedzę w kafejce, ale coś nie ma tu dzisiaj w ogóle żadnych Azjatek, z dziećmi, czy bez. Może za zimno jak na nie. Możliwe. Na zewnątrz jest już koło 18C, taka tu zima, ale pewnie też im się nie chciało wychodzić, jak mnie. Dowlokłem się tutaj na rowerze, bo chciałem się trochę poruszać, jak już na siłownię nie idę, a czuję, jak mi sadło na brzuchu rośnie. Dzisiaj paletki, już się jeden umawiał, koniecznie chce ze mną wygrać w pojedynczą, albo potrenować, bo są jakieś zawody za parę tygodni. NB (narkotyk-B) coś tam odpisała, że u nich leje, czy coś. Możliwe, że powoli zmienia się moje nastawienie do niej. Wiadomości od niej nie mieszają mi tak w głowie, a bardziej się zaczynam zastanawiać po co mi to, jaka ona w ogóle jest? Męczy mnie, że mało robię, że w sumie, to chyba nic nie robię, ale trudno mi z tego wyskoczyć. W każdym razi

Walka, albo skulony jak jeż

Coś ostatnio słabe dni. Nie wiem w sumie dlaczego. Mam wrażenie, że marnuję czas, życie, nie robiąc nic. Wkurzają mnie te moje lęki, moja samotność. Fakt, siedzę sobie wygodnie w Australii, zawsze mogę na coś ponarzekać. Parę rzeczy odwlekam, nie umiem na nie znaleźć energii, blokady wydają się być zbyt wysokie. To jakby wspinać się na jakąś betonową górę, czasami poślizgnąć się i objechać znowu kawałek w dół. Nawet nie wiadomo, czy to właściwa góra, czy nie dojdzie się gdzieś, na wierzch tej piramidy i nie zobaczy, że tam nic nie ma, tylko betonowy czubek, ubity już może trochą przez jakiegoś turystę, czy po prostu zniszczony przez słońce, deszcz, mróz i wiatr. W każdym razie, to idę. Walczę. Może się czegoś nauczę, może nie, ale nie robiąc nic, też nigdzie nie zajdą. Dzisiaj rano leżałem wygodnie w łóżku, było ciepło pod kołdrą, koło szóstej nad ranem. Na zewnątrz z 10 stopni. Nie chciało mi się, ale pomyślałem, że trudno, nie mogę się tak wylegiwać, bo mnie to nigdzie nie zaprowadzi

Znowu do tyłu

Wczoraj coś znowu dzień do tyłu, za nic nie umiałem się zabrać. Byłem zmęczony, piłem kawę, mocną herbatę, kawę, nic nie pomagało. Na koniec oglądałem mecze z badmintona, bo akurat tu Australian Open. Mecze oczywiście na youtube, to paletki nie są tu w telewizji specjalnie popularne. Na sesjach badmintona, na które chodzę, też raczej Azjaci, choć paru białych też się zdarza. Dzisiaj rano męczył mnie niepokój. Nie poszedłem na siłownię, bo coś jeszcze czuję chyba nogi, jakiś połamany jestem. A może to po prostu wymówka? Nie wiem, ale nie chciało mi się wlec się tam, a potem nic porządnie nie robić, bo by mi nogi siadały. Trudno mi się dzisiaj do czegoś poderwać. Nie piłem rano ani kawy, ani herbaty, a niepokój nadal czułem. Chciałem coś robić, konkretnego, z mojej listy, o 10 rano, ale nie umiałem się zabrać, nie miałem energii. I tak, że wybrałem się tutaj, choć dużo lepiej się tutaj nie czuję, ale coś tam popiszę przynajmniej. Może, a może nie, może to stracone dwa dni. Nie pierwsze i