Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2010

Powroty, wte i wewte

Piszę o moim dzieciństwie nie dlatego, że nie mam nic innego do roboty, albo, że uważam, że niezależnie od tego, co napiszę, to będzie to ciekawe. Po prostu wychodzę z założenia, że poprzez wracanie do przeszłości uda mi się zbliżyć do moich emocji, tych, które czasami kontrolują moje życie, czynią mnie bezwolnym. Taka jest teoria i często praktyka. Więc sprawdzam to na sobie, bo o mnie tu chodzi. Wczoraj, czy przedwczoraj coś popisałem i dzisiaj obudziłem się zlany potem, śniły mi się jakieś koszmary. Bolała mnie szczęka, bo pewnie zagryzałem zęby nocą, może zgrzytając nimi. Trochę mnie chyba serce ostatnio bolało, więc wracam ostrożnie do mojej przeszłości. Już parę razy zmusiła mnie do leżenia wpółprzytomnym w łóżku, z bólem brzucha, którego nie umiałem sobie wytłumaczyć, z gorączką. Za pierwszym razem myślałem, że to przypadek. Za drugim razem dało mi to do myślenia. Ale ogólnie, to chodzi mi o to, że wracając do przeszłości można tam znaleźć kawałek siebie, czyli po prostu emocje,

Coś mi się nie podoba

Eh, coś mi się nie podoba, to co poprzednio napisałem, ale nie wiem dlaczego. Coś jest nie tak, może to przeczytam jeszcze raz za jaki czas i lepiej będę wiedział co i jak. Coś jest nie tak, coś nie płynie, ale jest sztywne, posiekane. Dzisiaj zmęczenie. Padam na nos jakoś. Ale siedzę sobie w kafejce i piję cappuccino. Za oknem śnieg, w samochodzie słabo działające hamulce, bo wspomaganie siada. Zobaczymy, co dzień, albo popołudnie przyniesie. Afty, to oznaka stresu. Trochę zwariowany psycholog zagaduje mnie, ale, gada dalej z innym stałym klientem. Ten inny ułożył dziecko do popołudniowego snu i siedzi sobie w kafejce, z walky-talkie, słysząc, co dziecko wyprawia. Technika. A ja sobie kupiłem myszkę bez ogonka, czyli wireless ;) I życie płynie dalej, jak kofeina w moich żyłach, bulgocząc, szumiąc, po prostu gdzieś przed siebie. Tak sobie tu siedzę i piszę :) --> Moja Mama pozwalała na to, żeby nas ojciec bił, czy znęcał się psychicznie, zwał jak zwał. A przynajmniej nie stawiała zb

Drugie śniadanie

Siedzę sobie przy cappuccino. trochę mnie afty męczą, choć rano miałem dobry humor. Tak sobie piszę, to nie teraźniejszość, to przeszłość. --> Wchodzę do mieszkania i wiem, że jest w domu, mimo że samochód nie stał na podwórku. Słyszę go w kuchni i nie mogą udać, że nie wiem, że jest. Wróciłem ze szkoły, mama w pracy. Wchodzę do kuchni „Dzień dobry” - mówię. Staję na baczność i recytuję „Melduję posłusznie, że wróciłem ze szkoły. Miałem na 8-ą, do 13.25”. On spogląda na zegarek, ale wszystko się chyba zgadza. Więc tylko patrzy na mnie. Czuję nacisk na piersiach, moje serce zaczyna łomotać. Coś jest nie tak w jego spojrzeniu. Siedzi przy stole i chyba czytał gazetę. „Chodź no tutaj” - mówi, a mnie uginają się trochę nogi. „Pokaż tornister” - słyszę, i wiem, że to nic dobrego nie zapowiada. Nie uda mi się już bezszelestnie schować w moim pokoju i siedzieć tam bezgłośnie, tak, by zapomniał o moim istnieniu. Ojciec wstaje i zaczyna rozpinać zatrzaski tornistra. Stoi teraz przy stole koł

Fantazja

W rogu kafejki, w kącie, w którym ja przeważnie siadam, siedzi siwowłosy facet, szczupły, lekko nieogolony, z małym komputerkiem. Już wczoraj tam siedział. Ma na sobie marynarkę, beżową (jasno brązową), w sumie, to trochę nieokreślonego koloru, w kratkę i pisze coś czasami na komputerku, czasami surfuje pewnie. Od czasu do czasu spogląda na kogoś w kafejce. Czuję się trochę, jakbym oglądał sam siebie za 10 lat. Co będę za 10 lat robił, nie wiem. Tyle, że ja nie noszę marynarki, tym bardziej takiej, nieokreślonego, brązowawego koloru i raczej coś piszę, niż wpatruję się w ekran. Poza tym, nie nosi on okularów i jest szczuplejszy ode mnie. Kawa zaczyna działać, bo byłem trochę nieprzytomny. Co będę robił za 10 lat? Nie mam naprawdę pojęcia, jeszcze dokładnie nie wiem, co będę robił w sobotę. Gdy sobie tak piszę, to mogę dać się ponieść fantazji i zamienić go w smoka, jego wydłużoną twarz zmienić w paszczę smoka, z ostrymi, żółtymi zębami, lekko szczeciniaste, proste włosy zmienić w drob

Dwa światy

Tak sobie żyję, w dwóch światach, świecie emocji i świecie racjonalnym. Czasami może w dwóch na raz? Nie wiem. Wiem, że pływanie wypłukuje stres. Pływałem sobie znowu, trochę ponad kilometr, a potem jeszcze tak sobie. Lubię pływać delfinem, bo czuję, jakbym wtedy leciał, niesiony przez wodę, nieważki. A teraz piję sobie gorącą czekoladę, siedząc w ulubionej kafejce. Wczoraj słońce mnie wywabiło na zewnątrz. Trudno się biegało, bo nie miałem ochoty się wywalić, ale bieganie dobrze mi robi. ścieżka wśród pól, momentami czarna, w miejscach gdzie śnieg stopniał, a poza tym, to dosyć śliska. Nie wywaliłem się, ale jakoś czuję się nieswojo. Może bieganie na mrozie nie jest takim wspaniałym pomysłem, jak człowiek do tego nieprzyzwyczajony. Walczę z moimi lękami, które kiedyś barierami nazywałem. Teraz nazywam je chyba po imieniu. Zawsze coś, zawsze jakiś krok do przodu. Każdy żyje jak umie. Chcę wrócić do domu i coś napisać. Odzyskać kawałek siebie, kawałek tego, co zgubiłem. Zgubiłem coś i n

Szkoła I

Ja znowu przy cappuccino, byłem popływać, po tym, jak cały dzień uciekałem przed moimi myślami oglądając serial "Two man and a half", czy coś koło tego. Ale pływanie dobrze mi zrobiło. Pływałem przy linach, czasami przymykając oczy. Tak sobie pływam, 1000m, potem jeszcze trochę. To wypłukuje stres. --> Jestem zakochany w dziewczynie ze szkoły. Ona mnie oszałamia, swoją urodą, uśmiechem, ciepłem. Nie daje mi tego ciepła, ale je czuję, tęskniąc za jej bliskością, odurzam się jej widokiem, i staram się ją przypadkowo spotykać. Czyli cały repertuar. Widzę ją, w kolorowej sukience, w czerwonym sweterku, gdy stoi w autobusie i ja ją nieśmiało zagaduję, czy by się ze mną nie umówiła. Oczywiście, nie byłbym sobą, gdybym się jej nie zapytał na okrętkę, w stylu, „co byś na to powiedziała, gdybym Cię zapytał...”. Kręci nosem, że nie. Od razu rezygnuję. Do głowy mi nie przyjdzie, żeby powalczyć trochę. Uciekam gdzieś w głąb moich marzeń na najmniejszy znak odmowy. By potem znowu kiedy

Drugie cappuccino

Siedzę sobie w kafejce. Pogadałem tu ze znajomym, tym od urodzin w sobotę, emerytowanym profesorem, czy jakimś innym naukowcem. Kiedyś, to znaczy parę dni temu wytłumaczył mi, dlaczego wylewanie oleju na wodę powoduje łagodzenie fal. Zawsze mi się to podejrzane wydawało, że wylewali tran na wodę i fale przez to były mniejsze. Ale tu chodzi o to, że do dużych fal potrzebne są też malutkie fale, unoszone wiatrem i tym olejem, jego cieniuteńką warstewką można je załagodzić. Pewnie, że nie te duże wertykalne, ale te pierzaste. "...ale w oczach marynarza pozornie uspokoiło się po polaniu oliwą, gdyż nagle blisko statku znikła biała piana, a wysokie, groźne fale stają się słabo widoczne na tle wody o tej samej barwie. ... I tak od fizyki doszliśmy do psychologii; no cóż, nauka jest jedna." to z linku z googla ;) http://archiwum.wiz.pl/2000/00070900.asp Piję drugie cappuccino, może to bez sensu, ale miałem na nie ochotę, albo, dokładniej mówiąc, nie miałem ochoty na nic innego.

Co jest, a czego nie ma

Coś dzisiaj taki szary dzień, afty, bezwładność. Dowlokłem się do kafejki, na ile się można samochodem dowlec, i to pewnie tylko z tego powodu, że jestem tu na urodziny zaproszony. Pewnie, dużo ludzi uważa, że nie ma co wracać do dzieciństwa, by tam szukać rozwiązania swoich problemów. Interesujące jest może dlaczego tak uważają, zaprzeczając powszechnej opinii na temat problemów z psychozami, nerwicami, ptsd itp. Pewnie, że nie wszystkich rozwiązań należy szukać w przeszłości, ale wiele tam istnieje, z bardzo dużym prawdopodobieństwem, ktoś inny by użył słowa "fakt", ale ja jestem raczej człowiekiem trybu przypuszczającego. Jak Russel powiedział, prawdy nie można udowodnić, można jej tylko zaprzeczyć. Dobra, goście się schodzą, idę się uspołeczniać.

Dzieciństwo, cd.

Ja znowu w kafejce, tu mi się dobrze siedzi, przy cappuccino. --> "Chcesz jakiś kawałek ciastka”-pyta mnie Tony? -"Mam z safranem". Przysiadł się do mnie. „Nie, dziękuję, może potem”-odpowiadam. „Nie potrafię się w domu skoncentrować”-mówię mu. On patrzy na mnie, potem przed siebie, gdzieś w przestrzeń. „Teraz rozumiem, dlaczego ludzie chodzą do lokali”-mówi powoli. „Gdy jestem w domu, to boli mnie szyja, mieszkanie jest wilgotne, jestem uzależniony od telewizora, nic mi się nie chce”-kontynuuje Tony, który w tej kafejce pracuje. Pochodzi z Indii. „Moja żona mówi, że jak wracam z pracy, to mam, jak by to powiedzieć”, nie umie przez chwilę znaleźć właściwego słowa, pewnie ma jakieś hinduskie w głowie; „po prostu lepszy humor”-dokańcza. Zastanawia się przez chwilę i dodaje „Praca jest bardzo ważna dla mnie, bardzo ważna”. Spogląda w stronę teki i wstaje, by obsłużyć następnego klienta. --> Jem słoninę, to znaczy, podeschły chleb z plasterkiem tej ohydnej białej mielo

Książki i toksyczni rodzice

Wczoraj wieczorem wziąłem do ręki "Toksyczni rodzice", nawet nie wiem kogo. Jak mnie moja kumpelka uświadomiła, to nie książka fachowa, ale warto poczytać. Otworzyłem akurat na rozdziale o rodzicach alkoholikach. Przykład z matką, który zwalała na swoją córkę to, że przez nią pije. "Gdybyś nie była taka i taka, to nie musiała bym przez ciebie pić". Chodziło też o to, że nie istniały reguły zachowania. Zarzuty były używane do kontroli, tak, że dziecko w sumie nie miało szans, żeby się w tej sytuacji jakoś znaleźć. Aha, w sumie, to chodziło o to, że rodzice swój stres, agresję, niepokój, na dzieciach wyżywali, i swoje zachowanie "błędami" dzieci tłumaczyli. Mój ojciec na przykład mało pił, to znaczy, nie był alkoholikiem, a pijał jak każdy, okazyjnie. Jak pił, to robią się jowialny. Może to czyniło go nieobliczalnym, bo nie wiadomo było kiedy i dlaczego wybuchnie. Nie wybuchał, jak alkoholicy, gdy był pijany. Dlaczego się go bałem? To interesujące pytanie. M

Glamkanie

Ja znowu w kafejce :) --> Dzisiaj mi lęku nie brakowało. Obudziłem się może koło 9-tej i siedziałem potem, czując lęk, myśląc o tym, że składam się z paru wątków myśli, czy emocji. Jeden, ten rozsądny, logiczny, który mówi, że mam coś robić, co się zgadza, bo muszę jakoś przeżyć, mimo tego, że czasami bym się po prostu schował gdzieś. Inny, ten emocjonalny, ten właśnie, który mi mówi, żebym się schował. Czuję go, obezwładnia mnie czasami. Ale też może wiem skąd się bierze. Pamiętam jak musiałem stać na baczność z palcem wskazującym na kancie spodni. Albo też jak musiałem jeść suchy chleb ze słoniną. Nie tylko ze słoniną, ale z jakimś obrzydliwym przetopionym tłuszczem, który był kupowany jako długie kostki. Białe w środku, posypane z wierzchu papryką. Kroiło się ją w plastry i jadło na chlebie. Pewnie by nas do tego motywować opowiadał ojciec o tym, jak oni to kiedyś mieli tylko jeden plasterek kiełbasy na kromce i nie jedli go, ale przesuwali, czując jego zapach w nosie. Mnie osobi

Czekam

Siedzę sobie w kafejce. --> Słyszę z dala szum pociągu, jego stukot, tuk tuk, tuk tuk. Siedzę sam w zalanym słońcem pokoju. Dokładniej mówiąc, w jego części, odgrodzonej meblami, jak parawanem. To mój pokój. Widzę pyłki kurzu unoszące się w powietrzu, wirujące w kącie, który tworzą brązowe ściany regałów. To znaczy, ich tylne strony, zrobione z płyty pilśniowej. Pociąg stuka w oddali, pyłki tańczą w słońcu a ja siedzę na zakurzonym szarym materiale krzesła i czekam. Nie czekam na nic określonego, po prostu jestem, starając się, by mnie nie było słychać. Na stole mam rozłożony zeszyt do matematyki, nad nim książkę, a pod tym wszystkim czasopismo, które po cichu czytam. Udaję, że się uczę. Czasami to pomaga, gdy powiem, że się uczę. W sumie, to może czekam jednak na to, by on wyszedł z domu. Najlepiej, jakby pojechał gdzieś, ale na to się dzisiaj nie zapowiada. Gdy wychodzi, to siedzi w garażu i w każdym momencie może się zjawić. Wejdzie bez pukania, tak po prostu, by sprawdzić, czy m