Książki i toksyczni rodzice

Wczoraj wieczorem wziąłem do ręki "Toksyczni rodzice", nawet nie wiem kogo. Jak mnie moja kumpelka uświadomiła, to nie książka fachowa, ale warto poczytać. Otworzyłem akurat na rozdziale o rodzicach alkoholikach. Przykład z matką, który zwalała na swoją córkę to, że przez nią pije. "Gdybyś nie była taka i taka, to nie musiała bym przez ciebie pić". Chodziło też o to, że nie istniały reguły zachowania. Zarzuty były używane do kontroli, tak, że dziecko w sumie nie miało szans, żeby się w tej sytuacji jakoś znaleźć. Aha, w sumie, to chodziło o to, że rodzice swój stres, agresję, niepokój, na dzieciach wyżywali, i swoje zachowanie "błędami" dzieci tłumaczyli.
Mój ojciec na przykład mało pił, to znaczy, nie był alkoholikiem, a pijał jak każdy, okazyjnie. Jak pił, to robią się jowialny. Może to czyniło go nieobliczalnym, bo nie wiadomo było kiedy i dlaczego wybuchnie. Nie wybuchał, jak alkoholicy, gdy był pijany. Dlaczego się go bałem? To interesujące pytanie. Można by w uproszczeniu powiedzieć, że bałem się, że mnie po prostu zabije. Widziałem jak tłukł psa, który nadgryzł róg namiotu. Albo jak tłukł innego psa, który zjadł przynętę dla ryb. Bił je po prostu tym, co akurat miał pod ręką. Albo wędką, albo szczotką do zamiatania. Po prostu walił w nie aż świszczało, jeśli wędką, czy dudniło, gdy szczotką. Dziwiłem się, że ten bity szczotką to przeżył. Ale koniec końców, żadnego z tych zwierząt nie zabił. Ale mimo wszystko bały się go one. Mimo, że ich nie zatłukł. My też się go baliśmy. Może dlatego, że był nieobliczalny? że nie wiadomo było, czy rzeczywiście nie walnie kiedyś młotkiem w głowę, jak wielokrotnie zapowiadał. A może to po prostu kwestia odwiecznego stresu. Nie było miejsca w domu, gdzie można było być "bezpiecznym", gdy on był w okolicy. Potrafił nas wyrwać z łóżek, gdy już udawaliśmy, że śpimy i ciągnąc za ucho, czy włosy, czy po prostu mówiąc "chodźcie tutaj", wyciągał nas do łazienki by pokazać, że ktoś śmiał się dopuścić jednego z przewinień. Ktoś nie zakręcił butelki szamponu. Nie pamiętam, czy za karę trzeba było klęczeć w kącie, może przyjść z pasem następnego wieczoru, czekając na ten moment cały dzień, czy może po prostu nam zrobił kazanie i "zwolnił". Kto by to wszystko spamiętał.
Ale podejrzewam, że w mojej pamięci to pozostało. Fakt, że można być wystawionym na łaskę i niełaskę kogoś, kogo teoretycznie trzeba było kochać.
Literatura mówi, że dziecko wini samo siebie. Ludzie mówią, że trzeba wybaczać i że to nie takie ważne, co było kiedyś. Dla niektórych pewnie ważne, dla innych mniej ważne, gdy nie były maltretowane psychicznie, czy fizycznie. Ale gdzie można się tak dobrze nauczyć nienawiści, jak w domu. Gdzie można w warunkach prawie eksperymentalnych doświadczyć tego, co dzieje się też w innych domach. Ktoś się znęca i co z tego? Czy ktoś coś z tym zrobi? Teraz nie wolno bić dzieci, według prawa. Tak, że może posuwa się to trochę we właściwym kierunku. Kiedyś wolno było trzymać niewolnika. Teraz wolno tylko w niektórych krajach i tylko w niektórych wolno wykorzystywać bezkarnie dzieci. W Europie oficjalnie nie wolno. Rozpisałem się. Tyle, że gdy czytam, że ktoś zastrzelił parę osób, albo popełnił samobójstwo, to wcale się nie dziwię. Czasami starczy spojrzeć na życiorys takiej osoby. Tyle, że dla wielu ludzi prościej jest powiedzieć, że to "wariaci". Bo wtedy nie trzeba się zastanawiać, czy może by się nie dało czegoś zrobić. Wtedy można siedzieć wygodnie na sofie i ze zdumieniem, czasami oburzeniem w głosie powiedzieć "popatrz, jakie to okropne". Gdy na przykład znajdą zagłodzone, albo zmaltretowane na śmierć dziecko. Czasami mam wrażenie, że żyjemy w świecie ułudy. Ja nie znam niektórych reguł, bo wyrosłem w dziwnym świecie, może dlatego staram się zrozumieć świat i jego zasady. Może widzę coś innego, niż wiele innych widzi, a przynajmniej spory ich procent. Gdy czytam lub słyszę co opowiadają ludzie, którzy są trochę dziwni, czy to dziewczyny anorektyczki, dzieci alkoholików, czy ktoś, kto sam pije, czy też ktoś komu się coś innego przytrafiło, to rzadko mam uczucie, że próbują oni swój problem zrozumieć. Najczęściej walczą ze skutkami, a nie usuwając przyczyn, nie potrafią się ich często pozbyć. Dobra, rozpisałem się. Ale gdy piszę, to zapominam o moim własnym życiu i jego problemach :)
Siedząc sobie w dodatku w kafejce przy szklance gorącej czekolady ;)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!