Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2014

Były komandos, czylu snowboard na protezach

Dzisiaj rano był tu wywiad z australijskim żołnierzem, Damien Thomlinson, któremu parę lat temu w Afganistanie bomba urwała nogi. Pokiereszowało go nieźle, oprócz tych nóg, to miał jeszcze sporo złamań, rany na twarzy i uszkodzoną głowę. Było to w ramach serii wywiadów na ABC, "Survivers", o tych, którym udało się trudną sytuację przeżyć, albo po prostu przeżyć. Jak o byłej prostytutce, którą się ojciec zabawiał, jak była mała.  Udało jej się wyjść z prostytucji i heroiny. Mówię, wyjść z prostytucji, bo sama siebie przez to nie znosiła, ale nie umiała przestać. W odróżnieniu od tych prostytutek, które sobie tak po prostu dorabiają, zbyt źle się przy tym chyba nie czując, bo kasa im to wynagradza. Ten żołnierz, Thomilson, były komandos, nie wyglądał na zgnębionego. Oczywiście, mówił, miewa trudne momenty, ale równocześnie przez to, że był tak blisko śmierci, to nauczył się bardziej cenić proste rzeczy w życiu. Gdy leżał na stole, po pierwszej operacji, w której mu chyba większ

Jakoś wkurzony...

Kiedyś porównywałem moje życie do obozu koncentracyjnego, jak byłem dzieckiem. To znaczy, byłem w sytuacji bez wyjścia i żyłem w wiecznym stresie. Wiadomo, teraz bym już takich porównań nie robił Czytałem wtedysporo książek na ten temat, poza tym, to mieszkałem niedaleko Auschwitzu, więc po prostu słyszałem o obozie od starszych ludzi. Nie, żeby oni coś dokładniej opowiadali, ale uzupełniało to obraz, który miałem z książek, czy filmów. Myślałem sobie wtedy, że byłbym pierwszą osobą, która by na druty poszła. Bo jak kto nie umiał w obozie wytrzymać, to szedł na druty. Może też stąd się wzięła ta myśl o popełnieniu samobójstwa, jak byłem dzieckiem? Kto wie. Po tym też widzę, że coś się we mnie zmieniło, czy zmienia. Teraz, to wolał bym za sobą paru SS-manów, czy kapo pociągnąć, niech się dzieje co chce, niż na siłę bronić życia. Ogólnie, to się nad Auschwitzem dosyć długo zastanawiałem, jak do tego doszło, w ogóle, jak to mogło zaistnieć. Dlaczego ludzie pozwalali się tak wykańczać, bez

Ciemnogród, a hijab, czy kask motocyklowy

Dzisiaj rano oglądałem program poranny, przy śniadaniu, składającego się z owsianki, którą jem siedząc przy tym najczęściej na podłodze. Nie wiem, po co to piszę, pewnie, żeby nie powstał obraz, że jem śniadanie przy stole oglądając przy tym telewizję. I na jednym z kanałów, było coś na temat burki. W każdym razie, to jedna kobieta powiedziała, tak po prostu, że ona tego nie lubi. Uważa, że to oznaka uciemiężania kobiet. Jeden z redaktorów rzucił od razu hasłem "ale, przecież dużo muzułmańskich kobiet dobrowolnie je nosi". To takie typowe hasło, które słyszy się często. Na to ta kobieta "Taaa, ale większość nie". Na tym się ten temat zakończył. Aha, było jeszcze coś w stylu, "to demokracja, więc każdy może nosić co chce", ta sama kobieta nim rzuciła, zanim powiedziała "ale ja nie lubię burki". Jak słyszę takie "każdy może nosić co chce", to mi się nóż w kieszeni otwiera. Ciekawe, czy można topless po ulicach chodzić, albo jak mi się zac

Ebola, a alkohol

Tutaj ciepło, w telewizji straszą ebolą, a ja się wtedy często zastanawiam, ile ludzi umiera z powodu alkoholu. Ale cóż, obrazki z eboli dużo lepiej się sprzedają, bo kto chce oglądać sąsiada alkoholika. Nie mówię, że ebola nie jest niebezpieczna, ale patrząc na to ile ludzi rocznie ginie z głodu, popełnia samobójstwo, czy ginie na różnych wojnach, to jakoś nie jestem o tej wielkiej tragedii przekonany. Tym bardziej, że dużo leży po prostu w tradycji tych ludzi i ich braku edukacji, bo dotykają zmarłych przy pochówku, niezależnie od tego, na co kto umarł. Tak mi się skojarzyło znowu z samobójcami. Jak kto ebolę przeżyje, to i Obama go uściska, bo wygrał ze śmiercią. A jak ktoś nie popełni samobójstwa, albo się go odratuje, to jeszcze może po głowie dostać, bo przecież to od niego zależy, co ze swoim życiem robi. Kłopoty z bakteriami, rakiem, czy wirusami, to zupełnie coś innego, niż wypaczone dzieciństwo, czy trauma w jakiejś sytuacji. średniowiecze się kłania. Prawie co roku są jakieś

Mgła w głowie

Obudziłem się w nocy zlany potem. Ciekawe, co się tam w mojej głowie dzieje? Już wczoraj spałem niespokojnie. Odstawiłem wczoraj B, mojego gospodarza, na lotnisko. Wszystko na ludzie, "o której chcesz jechać", chwilę się wahał, skończyło się na 14.30. B trzyma się przeważnie ram czasowych. O 14.28 leży jeszcze na kanapie, ale o 14.30 jest gotowy do wyjścia. Punktualnie jak zegarek szwajcarski. Podobnie, jak jedzenie w barze. Nie ma, żeby się coś delektować, czy popatrzeć na otoczenie. B wcina, aż mu się uszy trzęsą, a potem jest gotowy i możemy iść. Nauczyłem się nie zwracać na to uwagi i trzymam się swojego rytmu. A tutaj, zbliżamy się lotniska, które jest spore, więc pytam "Który terminal, krajowy, czy międzynarodowy?". O dziwo, B. zastanawia się, "Jedź wolniej", mówi, zadzwonię do R, który też miał lecieć, tyle, że chyba następnego dnia. Zaczynają dyskusję z R. Wiadomo, że B najpierw leci wewnątrz kraju, ale ogólnie, to potem międzynarodowo. R sprawdza,

Pozorna tragedia, na trzy głosy

Od paru dni chciałem sobie kupić  doładowanie karty telefonicznej. Byłem nawet w jednym sklepie, ale sprzedawczyni stwierdziła, że nie mają, choć jestem przekonany, że kiedyś tam już kupowałem taką kartę. Na karcie miałem już trochę zaoszczędzonych megabajtów i sporo minut na rozmowy, więc zależało mi na tym, żeby tego nie stracić. Myślałem, że mogę doładować do jutra, więc spoko "Zdążę". Dzisiaj rano sprawdzam konto telefoniczne na internecie i widzę, że mam zero wszystkiego. Więc tragedia. W mojej głowie odzywa się głos "co za idiota z ciebie, przecież tyle czasu miałeś, żeby tą kartę kupić". Dochodzą do tego emocje w stylu smutek i bezradność, bo sobie nie daję rady, z takimi prostymi sprawami, coś mi mówi w głowie "znowu sobie nie dałeś rady, co będzie z innymi rzeczami". Dochodzi do tego uczucie samotności, brakuje mi kogoś bliskiego, dziewczyny. Więc głos mówi "wszystko jest do niczego". Złoszczę się na siebie i pluję sobie w brodę, "j

Dziś szaro w głowie

Jestem dzisiaj jakiś przymulony. Może dlatego, że coś ostatnio słabiej śpię? Nie wiem. Nawet nie wiem, czy słabiej śpię. Coś nie wydaje mi się, żebym stąd w grudniu wracał, do zimnych Niemiec? Może i tam fajnie, ale jak wyjadę, to mi wiza przepadnie. Niezależnie od tego, że tu jestem bardziej produktywny, niż tam. To znaczy, uczę się więcej Chińskiego i coś tam próbuję pisać. Nie chodzi mi o wyniki tych starań, ale o lekką zmianę spojrzenia na pewne rzeczy. O to, że jestem w stanie coś robić. W Niemczech często trudno mi było się zwlec z łóżka, to znaczy, wstałem, zrobiłem sobie coś do jedzenia, ale potem znowu siedziałem na łóżku i oglądałem coś tam. Albo chodziłem do pracy, gdzie czułem silne lęki. Nie z powodu pracy, bo ta była w miarę normalna, ale coś tam we mnie się stresowało. Teraz nawet mi się na surfing nie chce jechać. Po prostu mi się nie chce. Nie ciągnie mnie. Mam bardziej "imperatyw wewnętrzny", żeby uczyć się tego chińskiego i grać w paletki. Chociaż, dzisiaj

Skąd biorę siłę

Każdy dzień to walka. Tak mi się skojarzyło, to się przeplata często na blogach, kwestia siły do walki. Ja mogę pisać tylko o sobie. Też się kiedyś nad tym zastanawiałem, gdy byłem w sporym dołku, co dosyć częste było. "Skąd wziąć energię do walki?" Nie wiem, czy sam sobie potrafię na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć, może dlatego, że już się tak nad tym nie zastanawiam, a może dlatego, że mam lepszy kontakt z wewnętrznym dzieckiem, to znaczy, z własnymi emocjami. Największym problemem było dla mnie zdecydowanie się na to, że mogę coś zmienić. Nie mówię, że wiara w to, bo tak do końca, to może w to nie wierzę. To raczej decyzja, może jak rzucenie palenia, "chcę spróbować coś zmienić". Gdy się na to zdecydowałem, to pewne rzeczy stają się prostsze. Nie szuka się tak wymówek, ale raczej dróg, w stylu, "Jak by to wykombinować, żeby się coś posunąć do przodu, zrobić jakiś krok". Ten krok może być w złą stronę, ale w moim przypadku walczę z biernością i be

Z liściem

Myślę, że jako dziecko bałem się, że mój stary mnie po prostu zabije. Lubił sobie tak pogrozić, „zatłukę jak psa”. Bo tak się czasami zastanawiam, na ile się go bałem. Pamiętam spotkanie rodzinne parę lat temu. Spałem wtedy w domku campingowym, może z 500 metrów od domku letniskowego starego. Przeszło mi wtedy przez głowę, przed snem, że może lepiej zamknąć drzwi na klucz, od środka, bo kto wie, czy on się nie przywlecze, z nożem i mnie nie zadziabie. Choć on już wtedy miał lekkie problemy z chodzeniem. Myśl bez sensu, ale skądś się wzięła, z jakiegoś zakątka w głowie. Nie zamknąłem wtedy tych drzwi, uważając, że nie ma się co paranoi poddawać. Siedząc w kafejce zacząłem rozmawiać z jednym, który uczy się psychologii i teologii, jak twierdził. Nie wiem, czy studiuje na uniwerku, czy gdzieś tak. W każdym razie miał na sobie koszulkę z obrazkiem krzyża, a w uszach spore dziurki, puste. Pewnikiem jakiś nawrócony. Tak gadaliśmy, też na temat, że czasami łatwiej walczyć z problemami, gdy ro

Zielone głowy węży

Tak szperam po moich notatkach, szukając jakiegoś konceptu, może nowych dróg, by coś robić z moimi lękami, czyli barierami. Znalazłem to, w sumie, to przypomniało mi się znowu, że kiedyś jednak było gorzej, jakby ciemniej. Teraz siedzę sobie w cieniu, jest gdzieś 26C, słońce świeci, mam czas, żeby zbierać energię na walkę i walczyć. Ale wtedy, chyba bardziej uciekałem, nie znaczy to, że teraz nie uciekam. NB (narkotyk B) znowu mi życzyła "miłego dnia". A niech sobie życzy, odpisałem w stylu "miłej nocy". Byłem znowu pobiegać, biegam, czy mi się chce, czy nie chce. Wymówka zawsze się jakaś znajdzie, to ciekawe, obserwować te różne myśli, czy głosy w głowie. "Widzę zielone głowy węży owijających się wzdłuż nóg stołu komputera. Nie lubię ich. Nie lubię to za mało powiedziane, nie znoszę ich. Może się ich po prostu boję, bo nie podchodzę do klawiatury. Słysze cichy syk i zauważam, że krok ode mnie, na podłodze, pod drewnianą półką majaczy się prawie kwadratowa głow

Nie lubię moich barier

Wracam do dzieciństwa. Próbuję jakoś poskładać moje wspomnienia, wyciągnąć je z tej mgły. To trochę jak układanie puzzla. Ma się jakieś kawałki, ale trudno z tego zrobić jakąś całość. Z tym, że pisząc o nim, wracają mi jakieś emocje, z tamtych czasów. O to mi w sumie chodzi, żeby emocje z tamtych czasów przywiązać do tamtych wydarzeń, a nie tego, co tu się dzieje. Pamiętam, jak spaliłem choinkę. Chciałem zobaczyć, jak pali się pojedyncza lameta. Na taki pomysł trzeba wpaść. Wskazuje to niewątpliwie na to, że nie byłem zbyt cwany. A może do dzisiaj nie jestem zbyt cwany, choć parę osób twierdzi, że jestem inteligentny. W każdym razie, choinka się chyciła ognia, jak się to u nas mówiło. Ano, ogień przeskoczył z jednej lamety na drugą, potem trzecią i choinka stała w płomieniach. Nie zastanawiając się wcale złapałem ją i pobiegłem z nią do łazienki, wrzuciłem do wanny i zalałem wodą z prysznica. Potem czekałem cały dzień aż stary wróci z pracy. Gdy wszedł, to płaszczyłem się przed nim &qu

Ogólnie, to chyba lepiej

Siedzę w kafejce, jak zwykle. Byłem pobiegać rano, zrobiłem parę ćwiczeń. Chyba nie chudnę przez to za bardzo, ale też jem za dużo czekolady i orzechów z miodem. W każdy razie chcę chodzić codziennie pobiegać, o ile nie będę miał innego sportu tego dnia. Poczytałem trochę to, co pisałem w pamiętniku, w 2008. Czy coś się od tamtego czasu zmieniło? Nadal tęsknię za jakąś dziewczyną. Moje uzależnienie od NB (narkotyk-B) nie jest już tak silne. Nic dziwnego, ona w tym czasie wyszła za mąż, zrobili sobie z chłopem dziecko, a potem zdążyła się rozwieść. Nie szaleję już chyba tak za bliskością, trudno wyczuć, tego nie jestem taki pewny. Zmieniło się trochę moje nastawienie do życia. Zacząłem po prostu walczyć, nie zastanawiając się cały czas nad sensem życia. Łatwiej mi robić pewne rzeczy, jak regularnie pisać pamiętnik. Mniej mam ataków duszności, chociaż, to może wynika z tego, że nie muszę tyle robić, bo nie siedzę codziennie w robocie. Na pewno jestem bardziej nastawiony na walkę i pracuj

Czy wolno mi biegać nago, w samej chuście na głowie?

Ktoś kiedyś powiedział, że Australijczycy sporo podróżują, może dlatego, że mieszkają na wysepce. Ci, których ja znam, to też co roku chyba gdzieś jadą, nie mówiąc już o tym, że co chwile gdzieś w przyrodę jadą. Wczoraj w jednej audycji coś tam było na temat mody. Jakaś projektantka mody, z zagranicy, została zapytana, co sądzi o tym, jak się ludzie w Australii ubierają. Odpowiedziała, że raczej panuje tu swobodny styl ubiory, w znaczeniu, weekendowy. A poza tym, to, i tu zaczęła się gubić. "Nie umiem znaleźć słowa", powiedziała po parunastu sekundach, "bo angielski nie jest moją mocną stroną", usprawiedliwiła się. Ja się na modzie nie znam, ale czasami, to mam wrażenie, że niektóre dziewczyny w mieście ubierają się jak dziołchy ze wsie, nie ubliżając tym ostatnim. Pełno jakichś koronek, czy innych takich, super mini spodenki, a do tego czasami jeszcze wysokie kozaki. Nie znam się, ale to pomieszanie sukienek i klapek czasami powoduje u mnie oczopląs. A może to prze

Wygodne myśli, czyli o zasypianiu w śniegu

Myśl o samobójstwie jest jednak wygodna, stwierdzam. Bo gdy coś mi jest, coś jest nie tak, jakiś smutek łapie, bo jestem sam, a w koło tyle dziewczyn, albo gdy coś nie wychodzi, to przychodzi ta myśl. Otula mnie jak ciepłym kocykiem i obiecuje spokój. Przypominają mi się opowiadania podróżników, gdy wędrowali przez śnieg, przebijając się, nie wiedząc jak jeszcze daleko, do zakopanej gdzieś w śniegu chałupy. Nie wiedząc, czy jednak nie zabłądzili. Każdy krok kosztuje sporo wysiłku, nawet oddychanie, bo jest cholernie zimno i nos zaczyna zamarzać, od środka, gdy się przez niego próbuje oddychać, albo pali w płuchach. Wtedy tak prosto jest usiąść, tak na chwilkę, na chwileczkę, by zebrać sił. Tyle, że wiedzą oni, że nie chodzi tu o chwilkę. Znają niebezpieczeństwo takich myśli. Gdyby usiedli, to prawdopodobnie znajdą ich dopiero na wiosnę, o ile ich jakieś wilki, czy rosomaki nie rozszarpią. Więc może znajdą po nich tylko sanie, o ile rzeczywiście są oni nadal gdzieś przy szlaku, a nie za

Brak weny, do życia. Myśli na temat próby ucieczki

Nie chciało mi się iść pobiegać, czyli biegać i ćwiczyć, ale jakoś się zwlokłem, koło ósmej nad ranem. Znalazłem fajne lekcje do Chińskiego, na temat wymowy i jakieś jeszcze dla zaawansowanych. Dlatego leżałem do tej ósmej w łóżku, oglądając je, wczoraj wieczorem też coś tam oglądałem. Mam wrażenie, że mi ten Chiński wcale do głowy nie wchodzi. Projektuję to oczywiście na całe moje życie, mówiąc sobie "jesteś do niczego". Ale, gdy tak spojrzeć na to z innej strony, to znam więcej języków niż przeciętny człowiek, "co oczywiście nie jest absolutnie żadnym wyznacznikiem", dodaje głos w mojej głowie. Dzisiaj, biorąc prysznic, uświadomiłem sobie po raz któryś, że moje życie emocjonalne, to balansowanie na linie. Czasami przychodzi głęboki smutek, gdy gadałem z jakąś dziewczyną, albo jakąś widziałem i nie podszedłem, to znaczy, zawsze. Czasami przychodzi lęk, coś mnie dusi. Czasami nic nie ma sensu. Tak lawiruję między tymi uczuciami. Wiem, że jestem tu spokojniejszy niż

Poranny, zwykły bezsens życia, ale idę dalej

Rano czułem niepokój. Czyli, jak zwykle, można by powiedzieć. Zwykły bezsens życia, lekka pustka, smutek. Może się rzeczywiście, na poważnie, za jakąś dziewczyną rozejrzeć. "Co się będziesz rozglądał, odpuść sobie, jesteś przecież na wakacjach", tłumaczy mi wewnętrzny głos. Ale, w sumie, to czy ma to znaczenie, czy jestem tu na wakacjach, czy nie? Nawet nie wiem, tak do końca, czy jestem tu na wakacjach, czy może zostanę. Ale zawsze znajduję sobie jakąś wymówkę, dlaczego "nie", rzadziej, dlaczego by "tak". Choć też się zdarzało. "Wakacyjne przygody mogą być fajne", mówi inny głos. To zabawne, jak bardzo czasami boję się bliższej relacji, czy związku. Budzi się jakiś mechanizm obronny, jakby system immunologiczny, chroniący mnie przed bliskością. NB (narkotyk-B) napisała mi "Miłego dnia", czy coś w tym rodzaju. Eh, coraz mniej mi chodzi czasami po głowie. Teraz siedzę w kafejce, kofeina daje mi lekkiego kopa. Niebo jest bezchmurne, mógłb

Trochę inny świat

I są takie dni jak dzisiaj. Budzę się z uczuciem silnego niepokoju. Może to dlatego, że za dużo zjadłem na kolację, bo już wczoraj czułem niepokój? Wczoraj wieczorem musiałem coś zrobić z papierami, przemóc się, to powoduje, że zaczynam więcej jeść. Interesujący odruch. Awizo nie dało się odebrać, bo nie ma odpowiedniego upoważnienia. Wsio ryba. Jak ktoś powiedział, pieniądze szczęścia nie dają, ale łatwiej jest płakać w taksówce, niż w przepełnionym tramwaju. Nie, żebym miał tyle pieniędzy, ale siedzę sobie w kafejce, piję jakąś ekologiczną kawę, za oknem słońce. Co z tego, że mógłbym gdzieś na plażę jechać, jak mnie w środku coś pali? W dodatku miotał bym się, widząc dziewczyny, nie umiejąc do nich zagadać. Z drugiej strony, to nie wiem, dlaczego nie szukam kogoś przez internet. Mógłbym, robiłem kiedyś, ale teraz nie robię. Może się za to wziąć? A może, z drugiej strony, to lubię mój spokój, choćby, tylko przez chwilę? Sieczka w głowie. Ogólnie, to w takie dni nic nie ma sensu. Chińs

Wstyd za dzieciństwo

Tak sobie siedzę w kafejce i wracam do przeszłości, szukając źródeł moich lęków, które mnie jednak codziennie gonią. Przypomina mi się scena, ale trudno mi ją opisać, bo jak zwykle, jakby przez mgłę i jakby wcale nie dotyczyła mnie. Stary bije mnie za coś, nawet nie wiem za co, szarpie mną chyba. Mam na sobie chyba piżamkę. Pewnie mam z osiem lat, albo mniej, albo więcej. Nie mam pojęcia, jak zwykle. Mama chce mnie bronić, bierze pogrzebacz do ręki, ale stary ją wypycha z pokoju i zamyka drzwi na klucz. Przez to, jakby łagodnieje, a może i nie. Mama coś chyba przez drzwi mówi. Nie wiem, za co mnie stary bije,  ale robi mi się smutno przez to wspomnienie. Nie wiem, chyba mnie pasem bije, nie wiem, czy na goły tyłek. Nie wiem, czy się posikałem ze strachu, za tym, czy innym razem. A może się nigdy nie posikałem? Wiem, że nie wolno mi na głos płakać, stary mi zabrania. Widzę to jakby z zewnątrz, jakbym obserwował tą scenę spod sufitu, z bezpiecznej odległości. Nie wiem, czy on mówi coś w

Dni, w których sobie odpuszczam...Po prostu jestem.

Dzisiaj jestem jakiś ciężki. Może dlatego, że przyszło jakieś awizo w Polsce, ciekawe, co to jest. A może dlatego, że przyszła paczka, a ja ją przegapiłem. Teraz będę musiał na pocztę. Czasami nie wiem, dlaczego jestem lekko zdołowany. W każdym razie, ta paczka przyszła po tym, jak byłem biegać. Nie chciało mi się iść, ale wiem, że mi to dobrze robi. To część mojej walki z wyuczoną bezradnością i bezwładnością. Czuję w głowie lekką pustkę. Myśli są ciężkie, jakby nienaoliwione. Jadąc rowerem do kafejki myślałem sobie, że to po prostu emocje, że muszę robić swoje. To może po prostu staje się przyzwyczajeniem, że gdy mam depresyjne emocje, to tylko je obserwuję, starając się robić swoje. Wiadomo, czasami to wychodzi, czasami nie. Może to jeden z dni, w których czuję się bardziej bezradny, bardziej samotny. Czasami sobie wtedy trochę odpuszczam, nie oczekuję od siebie zbyt wiele. Pójdę na chwilę do biblioteki, potem zakupy, paczka, paletki. Co będzie jutro, nie wiem? Jaki jest mój plan na

Uśmiechy dziewczyn

Zaczyna się robić gorąco. W internecie mówią, że jest ok 28.5C, ale mają być dzisiaj 30, czy 32C. Siedzę w kafejce i czuję, jak komputer zaczyna się robić ciepły pod moimi dłońmi. Jadę zaraz do biblioteki, tam jest chłodniej. Uczę się bardziej intensywnie chińskiego, chcę wreszcie jakiś tam poziom osiągnąć, że mogę coś zagadać i coś zrozumieć. Obudziłem się rano w podejrzanie dobrym humorze. Gdy mam taki nastrój, to zastanawiam się, kiedy przyjdzie dołek, albo skąd się to wzięło, że nie czuję też lęku. Może to dlatego, że byłem wczoraj na paletkach i było fajnie? A może to przez to, że mam jeszcze przynajmniej dwa miesiące wolnego i nikt mi nie powie, ile mam go jeszcze wziąć? Ktoś by mi pewnie powiedział "co się nad tym zastanawiasz, ciesz się życiem". Ale, to przeważnie ludzie, którzy nie wiedzą, co to PTSD, którzy nie mieli przez większą część życia stanów bez sensu i myśli samobójczych. Ja staram się utrzymać moje emocje w miarę w balansie, bo wiem, co się dzieje, gdy zac