Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2012

Jakos tak

Cos sie podle czuje, stress, czyli leki. I wczoraj gadalem przez godzine z J, ona zadzwonnila. Czuje sie, jakby energia ze mnie wyciekala, albo jakbym chcial zaczac krzyczec na glos, mhmm, najlepiej obie rzeczy na raz ;)

Wczoraj i dzisiaj

Opowiadalem krotko mojej dobrej kumpelce, jak u mnie w domu bylo. A zaczelo sie od tego, ze jej powiedzialem, ze odkurzylem w sobote moje mieszkanie, nawet na szafach, choc normalnie, to mam z tym klopot. "Mam klopot z lekami", powiedzialem. "Z lenistwami?", czy cos w tym stylu, zazartowala. "Nie, z lekami.", pewnie, przez moje nawyki w dziecinstwie, powiedzialem. W sumie, to ludziom trudno sobie wyobrazic, ze dziecko moze byc wrogim dla rodzica. "Moze byl zazdrosny", powiedziala kumpelka. Kto wie, moze. Ja mysle, ze byl psychopata, po prostu nie mial pojecia, jak sie czujemy. "Przytulil cie kiedys", zapytala. "Oczywiscie, ze nie, mysmy przed nim uciekali". To znaczy, nie uciekalismy oficjalnie, bo za to mozna bylo by oberwac, za uciekanie przed kochanym tatusiem. "Pil?", zapytala. "Nie pil, a jak czasami sie napil, to wtedy byl nawet latwiejszy do zycia, robil sie jowialny" A moze tylko dlatego, ze przewaz

PTSD i leki

Jakos w sumie mi idzie. Tyle, ze budze sie o 4-tej nad ranem. Dzisiaj rano zapylalem juz o 5.30 rowerem przez snieg na prom, z torba do badmintona na bagazniku. Nie chcialo mi sie samochodem, bo jak swiezy snieg lezy, i w dodatku jeszcze pada, to jest meczace. Tym bardziej po moim ostatnim skoku do rowu. Poza tym to musze przed dlugachny most przejezdzac, i ogolnie, pelno tu wody i czasami jest slisko. Myslalem sobie, ze kiedy, to moze bym bardziej zeby w sciane wbijal. Teraz jakos lepiej. I tak mnie leki mecza, smutki, ktore tak, po prostu przychodza, jak do innych goscie na herbate, albo kawe, jak kto woli. Potem ida sobie, a ja co, zmarnowany dzien. Ale teraz cos idzie. Nawet nie czuje leku, moze dlatego, ze spie po cztery, czy piec godzin dziennie, nie wiem, co sie akurat w mojej glowie dzieje, ale mam wrazenie, ze mniej sie tych lekow boje, bo mnie chyba mniej blokuja. Ciekawe.

Demony na wolności

W sumie, jak było do przewidzenia, J powiedziała przy naszej kawie, że teraz będzie inaczej. Kiedyś by mnie to bardzie poruszyło, ale byłem w sumie przygotowany. Przyjechałem do pracy samochodem, by móc potem pójść na ściankę. Na ściance było fajnie. Nawet coś NB odpisała, że czyta maile, jak jej napisałem, że się rozwala z J. Kiedyś było prosto i nieprzyjemnie. Ja, ta wymarzona nieosiągalna i tyle. Jak było mi źle, to myślałem o niej. Teraz chcę sobie sam z tym poradzić i coś chyba wychodzi. Bo w sumie, jak mnie cały czas coś dusi, coś męczy w środku, utrudnia oddychanie, to wcale nie jest gorzej, jak mi J coś powie. Nie jest przyjemniej, oczywiście, ale nie jest dużo gorzej. Moje demony lęku i smutku latają sobie gdzieś tam.

Standardowy bol smutku

Tak sobie tu pisze, bo nie moge na notebooku. Przytulil bym sie do kogos. Musze sie do miasta przeprowadzić, tu wiecej dziewczyn do przytulienia sie. Gdy mam dolek, to cos mi mowi, ze to wszystko nie ma sensu, ze najlepiej, to by sie zabic, bo wtedy nic nie bedzie bolalo. Ale mysle, ze chodzi tu tez o bezradnosc, swiadomosc, ze nie potrafie tego wszystkiego zmienic. Tyle, ze nie jest to zgodne z prawda, bo zmieniam i probuje dalej. Tyle, ze w dolku, tam widac tylko sciany dziury, w ktorej sie siedzi i nieosiagalne niebo gdzies u gory. Kiedys mialem swiat marzen i byl swiat rzeczywisty. Gdyby swiat marzen sie spelnil, to znaczy, ta wymarzona dziewczyna byla ze mna, to wszystko bylo by dobrze. Ale czasami byla ona ze mna i nie bylo wcale dobrze. Wiec po co ta gadka? Aha, i jak mi bylo zle w swiecie rzeczywistym, to uciekalem do swiata marzen. A teraz? Cos w mojej glowie doszlo do wniosku, ze uciekanie do Niej, myslami, nie ma sensu. Wiec walcze. Wku...wia mnie to wszystko, tak szczerze m

Ból uczuć

Rozmawiałem właśnie z J, i tak, że zadzwoniła. Jutro idziemy na kawę, po jej egzaminie. Potem spotyka się ona z rodzicami, potem, w piątek coś tam, w sobotę coś tam, ..., we wtorek coś tam. To po prostu boli. Dzisiaj szedłem ulicami i czułem ten ból. Bo nacisk na piersiach czuję tak często, że prawie, że nie zwracam na niego uwagi. Ale siedziałem przed komputerem i odhaczyłem parę rzeczy z listy, to znaczy, jedną. Zrobiłem sobie listę z rzeczami do zrobienia i staram się codziennie jakiś kawałek zrobić. Nie lubię tego bólu, nie lubię tego smutku, przenikającego wskroś. Ale cieszę się, że prawie, że nigdy nie myślę o tym, żeby się zabić. Zawsze coś, bo wiem, jak było. Myślałem sobie, o tej dziewczynie, którą wczoraj widziałem. Zawsze coś, jakaś miła myśl :) Aha, mózg chyba nie odróżnia tego bólu uczuć od bólu kolana, czy ramienia, przynajmniej mój. "What ever it was, I'm over it now...", kurna, kiedy tak powiem... Słucham ulubionych piosenek, piszę maile, napisałem nawet

I'm walking away...

Lubię tą piosenkę "New Age". J nie odpowiedziała na maila. Napisałem jej smsa. Wczoraj gadaliśmy przez telefon, skończyła nagle. Ale potem mi napisała smsa, że przykro jej, ale tyle ma na głowie akurat. Fakt. Egzamin w czwartek, wróciła o 3 tygodnie później, niż planowała, wynajmuje nowe mieszkanie. Moja osoba jest gdzieś tam na liście, myślę sobie, ale nie wiem dokładnie na którym miejscu, czy łatwiej liczyć od początku, czy od końca. Ale tak to jest, ja i kobity... Za to zacząłem mówić sam do siebie. To ciekawe uczucie. Nie, żeby mi całkiem odbiło. Wyczytałem, że to podobno dobre. Wiadomo, werbalizacja tego, co się tam myśli, pomaga w uzyskaniu lepszej struktury, czego, postrzegania, rozumowania, podejmowania decyzji? W każdym razie jest to ciekawe, gadanie do siebie samego. Poza tym, to zdałem sobie sprawę jak bardzo uciekam od lęku. Czuję na przykład jak cały chodzę, jak mnie prawie, że boli, coś w środku, tak, że chciałbym krzyczeć na głos. Albo czuję smutek. I gdy myślę

I tak dalej, pisk w uchu

Kurcze, w uchu mi jeszcze piszczy od Sylwestra, raz głośniej, raz ciszej, na dosyć wysokiej częstotliwości, ale, trochę denerwuje. Ogólnie, to słyszę dużo gorzej na lewe ucho, stwierdziłem właśnie. 10kHz prawe a lewe tylko 9kHz. Grrr.... Za to odkryłem, jak się pisze duże i małe polskie literki pod :) J wróciła. Myślałem, że się od soboty nie odzywa, bo posłałem smsa, a tu nic. Niedziela, 16.00, a tu nic. Jakiś poskładany w ogóle jestem, bo mnie jeszcze urząd finansowy testuje. Myślę też o NB (narkotyk B), trochę mnie stopa boli, to nie byłem nawet pobiegać. Na koniec zadzwoniłem do J i okazało się, że właśnie niedawno przyjechała. Bo fakt, wylecieli w sobotę, ale z Am.Płd, z drugiego końca, to kawałek jest. Tyle jest ładnych dziewczyn na ściance. Ale w sumie, to najbardziej mnie ciągnie do J, nawet nie wiem dlaczego, może dlatego, że można z nią fajnie pożartować? Mam taki bałagan w głowie jak w moim niby biurze. Dlaczego tak myślę o NB, dlaczego nie napisałem jeszcze książki? Ale łat

Dzisiaj

Moje nastroje zmieniają się, może nie z godziny na godzinę, ale ze dwa razy na dzień, jak pogoda tutaj, na północy. Gdy wracałem z pracy, to czułem jak mi przebiegają dreszczyki po ramionach, trudniej mi się oddycha, nagle mi się chce strasznie spać, na promie rozbijającymi fale. Ale potem, jakoś to przeszło, może przez jazdę na rowerze, pod wiatr, pod szaro czarnym niebem, z małymi dziurami na coś jaśniejszego. Deszcz mnie nie złapał, zawsze coś. Praca mnie odciąga od problemów, choć kawa już nie pomaga. Jestem "caffein-junkie". Czasami mam wrażenie, że cały świat wali mi się na głowę, a czasami jest mi to wszystko obojętne. Gdy napiję się kawy, to jestem jak naćpany, nakręcony. Dlatego dozuję ją, mam małą filiżankę, bo inaczej bym chyba za dużo na raz wypił i potem miał doła. J się nie odezwała, kij z tym.

Dołek po raz xxx

Coś mi się nie chce żyć. J się nie odezwała, choć wiem, że odebrała mojego smsa. NB się nie odzywa, a choćby się nawet odezwała, to co z tego. Kiedyś żyłem we własnym świecie, tęsknotą za jakąś dziewczyną, z którą akurat nie byłem. Goniony lękami, których nie rozumiałem, nawet nie wiedziałem, że to lęki. Teraz sobie analizuję. Chciałbym po prostu nie być, albo być w jakiejś białej kuli, może nawet przezroczystej i po prostu nie czuć nic. Tak sobie mogę niebo wyobrazić, gdybym je sobie wyobrażał. Po prostu być i nic nie czuć, to znaczy, w głowie. Grałem w paletki przez trzy godziny. Graliśmy prawie bez przerwy, prawie, że do upadłego. Hindus, młoda dziewczyna, jeden wariat z burn outem i ja. Ładna kolekcja, na pozór zupełnie normalna. Ale jutro rzucę się w wir pracy, bo akurat jest jakiś problem do rozwiązania. Wierzę, że będzie lepiej, tak naprawdę, to trudno mi w to uwierzyć, ale widzę, że jest trochę lepiej, niż kiedyś. Choć czas ucieka. Z moją wizą mogę chyba zostać w Australii na z

A co w mojej glowie?

Cos sie obudzilem o 4-tej nad ranem i jakos nie moglem juz zasnac, zreszta nie oplacalo sie, bo i tak chcialem wstac kolo piatej. Ktos by pomyslal, ze to straszne wstawac o piatek, ale ja lubie tak, bo przynajmniej jest miejsce na parkingu i spokoj na ulicach, w miare. J sie nie odezwala. Moze to mi przeszkadza spac, a moze fakt, ze mam kontrole z urzedu finansowego? Bylem tam wczoraj, pogadac sobie pogadalismy, ze mna sie chyba latwo gada, jak mi zalezy. Oni sie sami gubia w tych ich rachunkach, czasami mam wrazenie, ze nie wiedza, co robia. Ciekawe jak to bedzie, jak J juz wroci, czy sie dalej razem bedziemy wspinac. Tak patrze na niektore moje kumpelki. Czasami jest tak, ze szukaja meza, prawie, ze na sile, potez znajduja go, tego wybranca. Ze mna jest cos nie tak. Moze dopiero teraz dorastam do tego, zeby z kims na powaznie byc, w Australii? Jakis kabarecista powiedzial, ze jakby kazdy byl dorosly do malzenstwa, to nie bylo by 50% rozwodow. Ale lubie sie tak w nocy obudzic, wtedy j

Tak po prostu walka

Mozliwe, ze cos sie zmienia, mozliwe, ze nie. Udalo mi sie cos zrobic w sobote i niedziele, cos sensownego, czy bardziej sensownego, niz lezenie na lozku i ogladanie seriali, dla usprawiedliwienia dodam, ze po angielsku. Zawsze niby sie cos z jezyka skubnie. Poza tym, to bylem sie wspinac i biegac. Niebieskie niebo, slonce, troche gladko w cieniu, bo zimno. Ale chyba latwiej mi sie poruszac w tym labiryncie lekow. Zrobilem sobie szlaban na lezenie na lozku. Teraz ogladam seriale siedzac na podlodze, co my ta zalete, ze cos najczesciej w miedzyczasie jeszcze robie. Ciekawe jak to bedzie, jak J wroci. Ale ogolnie, to mysle wiecej o Australii. I po prostu staram sie jakos w miare normalnie zyc, nie definiujac za bardzo slowa "normalnosc".

Wiewiorki

J odzewala sie wczoraj, mailem oczywiscie. Pisze tak mniej wiecej raz na tydzien, albo rzadziej. Moze wyleca dopiero 17-go, bo im lot znowu przesuneli, a kajakiem sie stamtad nie doplynie ;) NB chodzi mi po glowie, ale powoli mi to cos przechodzi. Bylem sie wspinac wczoraj. W sumie, to z ostatnich trzech dziewczyn znam wszystkie ze wspinaczki. Myslalem sobie o wiewiorkach, siedzac sobie na hali. Moze po to, zeby nie myslec o wysportowanych dziewczynach w cienkich dresach, zbudowanych jak sie nalezy. A moze dlatego, ze czasami tak sobie, po prostu cos tam mysle. Wiewiorki nie maja chyba celu w zyciu, oprocz przezycia i stworzenia paru nowych wiewiorek. Nie probuja gromadzic wiecej, niz potrzebuja, a moze probuja? Nie potrzebuja jachtu, ani jezdzic na nartach, czy desce. Chyba tez nie maja boga. Czym sie od nich roznia milionerzy, czy milarderzy, ktorzy do konca zycia pracuja, by miec wiecej, wladzy, pieniedzy? To troche tak, jakby mieli zepsuty program, ten w glowie. Tyle wysilku, by na

Jakoś idzie

J się nie odzywa od tygodnia, S, moja kumpelka, mówi, że pewnie J kogoś tam znalazła, na tej wysepce. Wymieniłem smsy na temat pogody z NB. I nic. Nawet byłem pobiegać, a wczoraj wspinać się z jedną super seksy. W sumie, zacząłem z jedną, ale potem przyszła druga, więc skończyłem z drugą. Już mi parę osób mówiło, że ja to się tylko z ładnymi laskami wspinam, ale co z tego. Nic. Za to udało mi się parę rzeczy zrobić w domu, nawet bez większych stanów lękowych. Ciekawe, może rzeczywiście moja praca nad problemami zaczyna owocować? Mam wrażenie, że jak moja mama zmarła, to coś sobie we mnie pomyślało, że nic nie ma sensu, bo i tak się umrze. A teraz powoli myślę, że obojętnie co nie robię, to chcę się wydostać z tego dołka. Ano, ale kobita by się przydała, dla relaksu ;)

Stanie obok siebie

Czasami czytam to, co inni na blogach pisza, to znaczy, oprocz tych blogow, ktore regularnie czytam. W wielu powtarza sie oczywiscie milosc, zazdrosc, oprocz wielkich i malych radosci i smutkow. Moja glowa automatycznie analizuje pewne rzeczy, jak w matematyce. Dlaczego dziewczyna ma dziecko z zonatym kochankiem. Dlaczego ludzie wpadaja w dla nich niekorzystne sytuacje, broniac ich, wieszajac na nich szyld "Milosc", albo "Wielka Milosc"? Tez znam pare takich przypadkow, gdy kochanka stala sie partnerka, ale tez takich, ze tak sie nie stalo. Logika tego nie obejmie ;) Ludzie probuja, zyja, raz tak, raz tak. Ale malo z nich chyba reflektuje, probujac przeskoczyc wlasne schematy emocjonalne. "Jestem jaki/jaka jestem". A w sumie, to sa w sporej czesci takimi, jakimi ich uksztaltowano, chyba, ze sie myle. Eh, chyba mi brakuje kobity ;)

Humory

Ale mam cos podly humor dzisiaj. Budze sie i czuje smutek, ze jestem sam, ze wszystko jest do niczego. Tyle, ze nauczylem sie to troche ignorowac, wstaje, porobie pare cwiczen i zyje dalej. Po prostu, nie mam sie co za wiele nad tym zastanawiac. "Wyuczona bezradnosc", cos mi w mojej glowie mowi, ze wszystko jest do kitu. Nawet mi nic nie mowi, ze tego sie nie da zmienic, to jakby oczywiste. Kiedys bym sie moze bardziej poddawal takim uczuciom, nie wiem, ale teraz mysle sobie, ze to znowu jakis schemat myslenia, ktory 15 czy iles lat mi wpajano, recznie i slownie. Wiec po prostu walcze dalej, bo jak juz zyje, to zyje. Jak to sie mowi, nie prosilem sie na ten swiat i rzadko sie z tego ciesze, ze jestem, ale skoro jestem, to probuje cos z tym zrobic, wbrew emocjom, ktore mi mowia "uciekaj, schowaj sie". Wbrew piesci, sciskajacej moje wnetrznosci. Bo w sumie, ten ktory nie walczyl, przegral, przynajmniej tak jest w przyrodzie.

Paradigmenwechsel

W sumie, to wytańczyłem się na tej imprezie, na statku w porcie. Piszczy mi trochę do dzisiaj w uszach. Myślę trochę o NB, ona się nie zgłosiła, to ja też nie. Ale dlaczego ona ma się zgłosić. Dziewczyna na której mi zależało, mieszkająca w Australii chce ze mną pogadać przez telefon. Ale mnie się nie chce. Ona wyszła za mąż, niech się wypcha. Pewnie kiedy z nią pogadam, ale teraz mi się nie chce. Kupiłem sobie parę rzeczy, żeby odciągnąć od podatku, nie żebym potrzebował strasznie. Nie chce mi się ich oddać, bo kupiłem przez pomyłkę na ten rok, w którym nie wiadomo ile w ogóle zarobię, ale... W sumie, to nie znam wartości kasy. Ani jej nie mam dużo, ani mało, ale nie lubię wydawać. I bym nie wydał, gdyby nie to, że kupę podatków idzie na Greków, którzy nie płacą podatków. Ale nową kurtkę muszę sobie kupić. Coś w tym jest, że chyba nie zawsze mi na tym zależy, żeby jakoś lepiej wyglądać. J się nie odzywa. Ale w sumie, to może od tego wypadku sprzed roku myślę sobie czasami, że nie wiad