I'm walking away...

Lubię tą piosenkę "New Age". J nie odpowiedziała na maila. Napisałem jej smsa. Wczoraj gadaliśmy przez telefon, skończyła nagle. Ale potem mi napisała smsa, że przykro jej, ale tyle ma na głowie akurat. Fakt. Egzamin w czwartek, wróciła o 3 tygodnie później, niż planowała, wynajmuje nowe mieszkanie. Moja osoba jest gdzieś tam na liście, myślę sobie, ale nie wiem dokładnie na którym miejscu, czy łatwiej liczyć od początku, czy od końca.
Ale tak to jest, ja i kobity...
Za to zacząłem mówić sam do siebie. To ciekawe uczucie. Nie, żeby mi całkiem odbiło. Wyczytałem, że to podobno dobre. Wiadomo, werbalizacja tego, co się tam myśli, pomaga w uzyskaniu lepszej struktury, czego, postrzegania, rozumowania, podejmowania decyzji?
W każdym razie jest to ciekawe, gadanie do siebie samego.
Poza tym, to zdałem sobie sprawę jak bardzo uciekam od lęku. Czuję na przykład jak cały chodzę, jak mnie prawie, że boli, coś w środku, tak, że chciałbym krzyczeć na głos.
Albo czuję smutek.
I gdy myślę o jakiejś wymarzonej, nieobecnej, jak NB, czy ciepłem czasami jak J, to jest mi lepiej, zalewam endorfinami moje połączenia nerwowe i jest mi lepiej, na chwilę oczywiście, jak każdemu ćpunowi.
Więc mówię sobie "przeżyłem, nie zabija mnie to uczucie", i jakoś idzie dalej.
Widziałem miłą dziewczynę po paletkach, ona grała w siatkę.
Może ją jeszcze kiedy zobaczę. Zrobiło mi się potem oczywiście smutno, ale przeszło.
Tyle kurcze znam dziewczyn, w sumie, to tak. Kumpel mi znowu powiedział, że wspinam się z tyloma ładnymi dziewczynami, że mam podejrzaną renomę. To moja wina, że one się ze mną lubią wspinać? ;)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!