Posty

Wyświetlam posty z etykietą wyuczona-bezradnosc

KP, kto chce, ten nie wierzy.

Wczoraj, czyli w niedzielę, nie zrobiłem nic konkretnego. Jak to w niedzielę. Oczywiście, przeważnie mam zamiar coś tam porobić, czy poćwiczyć, ale kończy się na oglądaniu czegoś na komputerze. Wczoraj oglądałem sporo filmów dokumentarnych o Korei Północnej. To w sumie ciekawe, powoli pewne rzeczy układają się w jakąś całość, ze zbioru luźnych informacji powstaje jakiś tam obraz. KP czy DRKP, jak zwał tak zwał, ciągle ma jeszcze obozy koncentracyjne. Ludzie podobno jedzą nawet robaki, które żywią się trupami, bo tych się nie zakopuje zimą, gdy ziemia jest zamarznięta. To tak, tylko. Przy okazji obejrzałem parę polskich "specjalistów" od KP. Ogólnie, to jednak te polskie wypowiedzi to po części tragedia. Jeden narzeka, że jedzenie tam monotonne i idzie szukać hamburgera. Drugi twierdzi, że ten Kim Un, to wcale nie taki zły facet, bo się uśmiechnął, jak na defiladzie kobiety przed nim przechodziły. Możliwe, że takie podejście wynika po części z braku znajomości języka angielski

Tak to już bywa

Spać mi się chce, piję już trzecią kawę, choć dopiero krótko po 10. Napisałem parę maili ostatnio i nawet się ludzie zgłosili. Odezwał się nawet ten kumpel z Australii, chce jutro pogadać. Ciekawe jak mu się wiedzie. Mówi, że ma huśtawkę, to znaczy, pisze. Ja wczoraj też miałem huśtawkę, to znaczy, dołek. Niedziela. Tyle chciałem zrobić, miałem zrobić, skończyło się na oglądaniu czegoś na YT. Kawa nie pomagała. Odezwała się nawet ta wariatka, której wynajmuję mieszkanie. Mam się z nią spotkać we wtorek. Niemieccy specjaliści od lat próbują zatkać dziurę w dachu. Ze znikomym skutkiem. Wariatka pewnie będzie znowu narzekała. Ona lubi na wszystko narzekać, szczególnie na to mieszkanie, które ode mnie wynajmuje. Wyprowadzić się oczywiście nie ma zamiaru, kaucji zapłacić też nie, czy innych długów, choćby za klucz, który zgubiła kiedyś i na mój koszt musiałem dorobić. Miała mi zwrócić. W każdym razie, gdy rano się obudziłem, koło 4.30, choć siedziałem na internecie do 23.30, to nic nie miał

Niskie bariery

Ludzie śmierdzą, chrząkają, gadają, czyli przeszkadzają mi tym. Czuję się może trochę jak ten jeden wariat z filmu K-Pax, który chodził z kąta w kąt powtarzając, że ludzie śmierdzą. Fakt, ja nie mówię tego na głos i nie zawsze mi to wszystko przeszkadza, ale czasami jestem wrażliwy na siorbanie, czy zapach jakichś szprotek w oleju, czy co tam kto jadł. Ciekawe jaka część populacji używa nitki do zębów. Trudno powiedzieć, a nie chce mi się sprawdzać. Japończycy podobno nie używają dezodorantów, za to kąpią się częściej. Nie wiem czy to prawda. Oglądałem jeden film dokumentarny w którym były między innymi mowa o portugalskich podróżnikach, uważanych przez Japończyków za barbarzyńców. Z tego chociażby powodu, że w Europie kąpiel nie była tak popularna, tak ze 300 lat temu. Japończycy zażywali jej dosyć często, taka już ich tradycja. Nie wiem, jak jest z myciem zębów u nich. Wczoraj zamiast iść na sport usiadłem sobie na łóżku w półmroku, słuchając spokojnej muzyki. To trochę jak balsam dl

Wygrane i przegrane

Wczoraj byłem na paletkach, jak i przedwczoraj, czy przez większość innych dni w tygodni. Nie zawsze gram, czasami po prostu coś sobie na boku trenuję, w tym jednym z klubów, gdzie ludzie tylko gry podwójne grają. Nie chce mi się z nimi grać, bo oni nie trzymają reguł gier podwójnych, to znaczy nie wszystkich, a poza tym, to szkoda mi czasu. Wolę popracować nad moją techniką. To taki mój aerobik. Zauważyłem, że praca nad techniką więcej mi przyniesie niż tylko takie sobie granie, nawet zaangażowane. W zeszłym roku miałem okazję pomagać w treningu jednej z najlepszych par graczy Australii, więc wiem jak oni trenują. Na treningu raczej nie "grają sobie", a raczej ćwiczą coś konkretnego. To jak z grą na instrumencie. Nie gra się kawałków od początku do końca, tylko pracuje nad pewnymi częściami, choćby dlatego, że program koncertu może zająć z godzinę. Ja sam grałem na końcowym chyba z pół godziny, w miarę bez przerwy, choć nie wiem już dokładnie jak długo to było. W każdym razi

Mysz

SIedzę w kafejce klubu sportowego. Z głośników muzyka hiszpańska, czy jakaś, nie to pop. Jeden z trenerów ogląda mecz na tablecie. Na kanapie dwie dziewczyny, dyskutują i dyskutują. Widzę, że jedna z nich się popłakała. Pewnie chodzi o jakąś miłość, czy coś, choć oczywiście nie wiem. Mnie trochę ramię boli, ale to nie powód, żeby nie iść na drugą część paletek. Trochę sobie pewnie poodbijam o ścianę, trochę pobiegam, poćwiczę kroki. Jaka byłaby alternatywa, iść do domu i objadać się, oglądając coś tam na YT? Dzisiaj udało mi się nawet wstać dosyć wcześnie, może dlatego, że wczoraj padłem na pysk. Tyle rzeczy mam do zrobienia, obserwuję jak coś zimnego zamyka się na moich mięśniach brzucha, gdy tylko o tych rzeczach pomyślę. Dlatego wolę siedzieć tutaj, popatrzeć na ładne, wysportowane dziewczyny, albo choćby ładne. No właśnie, może uda mi się nauczyć przenosić moją umiejętność wyluzowania się w czasie porannej medytacji na takie momenty lęku, przyszło mi do głowy. Muszę nad tym popraco

Wpływ lęku

Coś mi się nie chce pisać. Lodówka dalej trochę charczy, ale pewnie lepiej, niż ta poprzednia. Na tym to polega, człowiek się czymś przejmuje wtedy, gdy myśli, że mogło by być lepiej. Czuje się pewnie oszukany :P Wiadomo, prawdziwym problemem to nie jest. Co jest prawdziwym problemem? Jak się ma raka, na przykład, myślę sobie, bo tego ostatnio wszędzie pełno. Myślę często, tak mi się wydaje, o NB (narkotyk-B). Ciekawie było by ją spotkać, ale po co się kopać z koniem. Póki co, to nawet do niej nie piszę, chociaż ona przed świętami krótko zagadała mailem, żebym się zgłosił, bo mój numer telefonu zgubiła. Podałem mój numer telefonu, Ona się nie odezwała. Wczoraj, to znaczy, w niedzielę, nie byłem w stanie nic konkretnego zrobić. Fakt, byłem pobiegać, bo pogoda była cudna. Nawet trochę na skakance w parku poskakałem. Piję drugą kawę, choć dopiero 9.30 rano. Jem jakieś ciasteczka z płatków owsianych, ze sklepu. Kumpel, jeszcze chyba nie wyszedł z psychiatryka. Coś mnie znowu ochota na Aust

Szuranie i lęki.

Jestem jakiś połamany, tak, jakby mnie coś brało. W nocy obudził mnie znowu sąsiad, koło 4 nad ranem, czy coś. Czymś tam szurał. Obmyślałem cały ranek, cały dzień, co bym mu nie powiedział, jak poprzednim razem. Nie poszedłem na sport, bo padam jakoś na pysk, lodówka hałasuje, tyle rzeczy do zrobienia, choćby pozmywać. Tyle rzeczy, za które bym się musiał zabrać. Nie poszedłem też na ten sport, żeby się całkiem nie załatwić. W paletki ciągle nie mogę grać, bo mnie ten mięsień boli. W niedzielę świeciło słońce, wyszedłem przed dom, chciałem iść pobiegać, ale mnie zaczęło boleć. Odwróciłem się więc na pięcie, by wrócić do mieszkania. -- Choć się trochę przejdź -- przeszło mi przez głowę. Więc trochę pokuśtykałem, trochę potruchtałem. Potem się to jakoś rozruszało, stwierdziłem, że da się biec, jak kolana wyżej podnoszę. Nawet poskakałem na skakance. Nie muszę dodawać, że w poniedziałek mnie o wiele bardziej bolało. I tak dobrze, że do roboty chodzę, zawsze się trochę kasy przyda. Pojadę

Ciągle walczę, tak już jest.

Ktoś wjechał ciężarówką w tłum na targu świątecznym w Berlinie. Oszołomów na tym świecie nie brakuje. Z jednej strony naukowcy zastanawiają się jak jest wszechświat zbudowany, z drugiej strony, to dla kogoś świat jest prosty. Obrażają ichnego boga, to trza ich zabić. Prosta piłka, co się tu dużo zastanawiać. Czasami prościej tak, nie mieć za dużo myśli na myśli, bo wtedy można by dojść do wniosku, że tak do końca, to nie wiadomo, czego ten bóg, czy inna planeta kosmiczna chce. Ktoś coś tam zapisał, sprzedaje jako świętą prawdę, takich prawd jest oczywiście więcej, jak i więcej jest religii. Ja siedzę w kafejce, jeszcze tydzień i już mnie tu nie będzie, no, może jeszcze 9 dni. Wyjechałem na 3 miesiące może, czy nie wiadomo ile, a zostałem tutaj przez 2,5 roku. Myślę, że dlatego, że fajnie mi tu trochę. Tak sobie pomyślałem, że może pewne rzeczy mi łatwiej przychodzą, choć tak do końca, to nie wiem. Ale mam wrażenie, że więcej jest momentów, w których myślę, że warto żyć. To może też dla

Gra, a życie.

Tu wiatr dzisiaj, chyba pójdę wcześniej spać i będę mógł zamknąć drzwi balkonowe, bo tylko 24 stopnie, a temperatura spada. Nawet ktoś obejrzał ten samochód, ale jeszcze nikt nie kupił. Wczoraj grałem z jednym, lepszym ode mnie, ale, że był zmęczony, bo to pod koniec naszych gierek, i graliśmy tylko do 11, to udało mi się wygrać. To było miłe, takie zakończenie sezonu w tym klubie. Już parę gier wygrałem, z kimś klasę, czy dwie klasy wyżej, jak sobie mnie zaczęli za bardzo olewać. Wziąłem ich przez zaskoczenie. Z drugiej strony, to trener powiedział, że jakbym grał jak C-klasa, to nie brałby mnie do trenowania z najwyższą klasą. Dlaczego to dla mnie ważne? Bo uczę się wygrywać, to znaczy walczyć, starając się wygrać. Czy to na korcie, czy z moimi lękami. Chodzi mi o wiarę siebie, w to, że nawet jak czegoś nie potrafię, to istnieje możliwość, żebym się tego nauczył. Nie czuję się taki bezsilny, czy bezradny. W każdym razie, to walczę.

Jak na moje możliwości, oczywiście.

Spać mi się chce. Nie wiem już nawet ile kaw wypiłem. Idę późno spać, śpię przy otwartych oknach z balkonu, a koło 4 nad ranem, czy której tam, może 5, budzą mnie ptaki. Niektóre rzeczywiście dzioby drą. W każdym razie, to dalej walczę ze sprzedażą samochodu. Uczę się z tym jakoś obchodzić. żeby było weselej, to wsiadam wczoraj po porannym treningu do samochodu, odpalam go i widzę, że mi się jakaś lampka świeci. Pomyślałem, że to może dlatego, że nie dokręcałem zamknięcia wlewu benzyny, bo łatałem trochę bak. Przejechałem kawałek. światełko się nadal świeci. Zatrzymałem się i sprawdzam. Aha, to światełko do poduszek powietrznych, czyli tego całego airbagu. Następnego dnia miał przyjechać klient, zobaczyć ten samochód. -- Pierwszy raz mi się zaświeciło -- powiem mu, pomyślałem -- na pewno mi uwierzy. Nic to, w każdym razie po drodze do domu wstąpiłem do warzywniaka kupić jajka, bo mają takie, z powoli chodzących kur. Niedaleko domu, po warzywniaku, zauważyłem, bo ja jestem błyskotliwy z

Po prostu walka

Mój samochód nie przeszedł przez test techniczny. Potraktowali mnie tam trochę z góry, próbując mi nawet wmawiać pewne rzeczy. Wiem, bo jedną część wymieniłem sam, a oni "już stara, trochę zużyta". W każdym razie, po pierwszym załamaniu podzwoniłem po znajomych, polecili innego mechanika. Pojechałem tam na drugi dzień, prawie pół godziny w jedną stronę. I tu widać, jak czasami miesza mi się w głowie. Facet powiedział, że nie ma go od 7.30-12.30, ja zrozumiałem, że jest tam o tej porze. Oczywiście, przed wyjazdem nie zadzwoniłem, bo "nie lubię telefonować". Pojechałem więc drugi raz, tym razem sprawdziwszy, że jest, bo jak go nie było, tam, to zadzwoniłem. Dokładniej mówiąc, jak nie umiałem jego warsztatu znaleźć. Okazało się, że nie był on pod numerem 28, ale 128. Lekka różnica. Nie wspomnę już tego, że miałem trudności z przeliterowaniem mojego nazwiska. Wiem już, że w takich sytuacjach miesza mi się w głowie. Dlatego próbuję się przygotować do tego, planując sobie

Wewnętrzne dziecko a PTSD, "to się zabiję"

W sobotę były zawody w paletki, w grze podwójnej. Z 12 gier połowę wygraliśmy, połowę przegraliśmy, czy coś koło tego. Ciężko mi się gra z moim partnerem, bo on trochę zakuty łeb, ale wiedziałem o tym od początku ;) Gram z nim, bo go lubię :) Gdy źle gram, to od razu wpadam w ten schemat "po co trenuję, jak i tak nie wychodzi, jak jestem zestresowany", projektuję to ogólnie na moje życiu "i tak mi nic nie wychodzi". Więc odpuszczam sobie następnego dnia, gdy padam na pysk. Staram się zebrać siły i iść po prostu dalej, w pewnym sensie ignorując te negatywne schematy. Wiadomo, nie ma co przebijać muru głową, ale wiem, że często po prostu brak mi wiary w siebie. Odzywa się to latami wpajane mi przez mojego starego "do niczego się nie nadajesz", "z niego to nic nie będzie".  Niezależnie od tego, czy mówił to po prostu dlatego, że mnie nie lubił, czy nienawidził, albo dlatego, żeby mnie zmotywować. Albo po prostu, żeby się samemu odreagować ;) Więc po

Za oknem słońce

Za oknem słońce, już dawno go nie było. Wczoraj byłem na moim ulubionym treningu. No właśnie, na treningu można się wyluzować, po prostu biega się, robi ćwiczenie, można się pośmiać i zapomnieć o wszystkim. Skupić tylko na ćwiczeniu, na lotce, na krokach, czy na trochę czasami zmęczonych mięśniach. życie jest w takich momentach proste, wiadomo, co się w ciągu paru następnych minut, albo godziny będzie robiło. Uważałem tylko, żeby moja kontuzja się nie odezwała, ale spoko. NB (narkotyk B) się nie odezwała. Nie wiem, czy coś do niej napisać. W sumie, to nie wiem specjalnie po co. Ani to mojego lęku nie stłumi, ani nic w tym momencie w moim życiu nie zmieni, więc po co? W sumie, to co mam się przejmować dziewczyną, czy kobietą, z dzieckiem, która nie wiadomo, czy w ogóle coś ode mnie chce i która jest z 1000 kilometrów dalej. Wolę żyć swoim życiem. Ta kumpelka ze ścianki, która mi przez smsa awanturę zrobiła, odezwała się. Przeprosiła. Napisała, że ma kłopoty z głową, bierze leki i wybuch

W którą stronę iść?

Coś ostatnio myślę znowu trochę o NB (narkotyk-B). Nie wiem dlaczego, może przez to, że wiem, że się rozwiodła, może to ta szara pogoda, a może rozmowa z jej ojcem. A może po prostu jakieś romantyczne komedie, które obejrzałem. Próbuję się otrząsnąć jak pies, z tych myśli. Czasami mi to wychodzi, czasami nie. Gdy myślę sobie, że moje życie nie ma sensu, że nic nie ma sensu, to nie chce mi się nic robić. Nic dziwnego. Czasami udaje mi się to przełamać, czasami nie. Podobnie jak i lęki. Wczoraj byłem na ściance, z J. Na ściance było parę, czy nawet sporo atrakcyjnych dziewczyn, ale młodych, już w sumie, to jestem powoli stary. J wspina się bardzo fajnie, ma chyba dobrą technikę, szczególnie w jakichś rogach, gdzie nie trzeba tyle siły w łapach. Ja próbowałem innej VIII-, zaraz koło tej fioletowej, której w ogóle nie dałem rady przejść, to znaczy, ostatnich dwóch metrów. Ta inna, zielona VIII- była łatwiejsza. Wszyscy mówili, że fioletowa, to VIII, jeśli zielona jest VIII-. (Te z minusem

Bez tytułu i bez NB

Byłem na imprezie sylwestrowej, u S. Było nawet fajnie, poszedłem do domu trochę po czwartej, bo nie chciało mi się już tam siedzieć. Wiedziałem, że im dłużej posiedzę, tym bardziej nieprzytomny będę następnego dnia. Od północy tańczyliśmy, ogólnie, to mało kto tam w parach tańczył. I tak, że ludzie tańczyli ;) W sumie, to mogłem dłużej zostać, ale myślałem też sobie, że trudniej mi będzie do domu wracać, samemu. Wczoraj nie zrobiłem nic, oprócz tego, że pozmywałem. Dzisiaj rano zauważyłem kłębki kurzu za łóżkiem. Tyle chciałem czasie wolnym zrobić, a tak mało zrobiłem. To znaczy, w domu. Bo sportu to uprawiałem sporo. Nie, żebym od tego tracił na wadzę, może dlatego, że za dużo jem, to znaczy, obżeram się. Ale, tak ze dwa, trzy kilo, to bym mógł stracić. Wyczytałem znowu, był artykuł online, że sport dobrze robi na depresję. Widzę to też po sobie. Kiedyś więcej biegałem, teraz szukam raczej towarzystwa ludzi, dlatego więcej badmintona. Kiedyś siadywałem więcej po kafejkach, z notebook

Za mało spokoju w głowie

W sobotę grałem sporo w paletki. Na koniec przyszła S, o dużych niebieskich oczach, prawie całkiem wypełnionych źrenicami, jakby była na prochach. Ale ładna i miła, więc grałem z nią, choć trochę padałem na pysk. Mam jej coś tam pożyczyć, więc pytała, czy będę dzisiaj na treningu. Dzisiaj mi nie pasuje, bo idę do innego klubu, jak coś chce, to niech sobie to kiedyś odbierze. Tego jej oczywiście nie napisałem. Napisałem, że dzisiaj nie będę. W niedzielę ścianka. Była C. Jak na początku specjalnie się do niej nie odzywam, to sama szuka kontaktu. Tuliła się trochę, ale, to może złe przyzwyczajenie, bo czasami po prostu się obejmiemy. Na tym się kończy. Też się pytała, czy bym w środę nie przyszedł na ściankę. Mnie w środę nie pasuje, wolę pograć w paletki. Do tej pory miałem wymówkę, bo robiłem zastępstwo. Ona nie może w czwartek, czy wtorek, ale nie powie dlaczego, to niech się wypcha. W sumie, to w paletki mogę grać codziennie, więc dlaczego nie pasuje mi z tą środą? Może dlatego, że to

Boję się być sam w domu?

Coś mnie chyba przeziębienie łapie, nie wiem. Afty mnie męczą, witamina B nie pomaga. Chyba za mało śpię, bo budzę się w nocy czasami, idę za późno spać i budzę się za wcześnie rano. Wczoraj pisałem sobie coś o dzieciństwie, dzisiaj w nocy obudziłem się zlany potem. Ciekawe, czy to przypadek, czy może to rzeczywiście stres wspomnień. Kiedyś bywało gorzej. I tak śpię zawsze na ręczniku, bo czasami się ze mnie leje, niezależnie od temperatury w pokoju. Wczoraj na paletkach czułem jeszcze zakwasy, czy co mi tam było, ale na koniec grałem nawet z tą Chinką X. Jej chłopak też tam był, widziałem go chyba po raz pierwszy od roku. Grałem z X przeciwko niemu i jednemu kumplowi, ale ten kumpel był coś cienki, dlatego nawet wygraliśmy. Tym bardziej, że chłopak X specjalnie ostro nie grał, przynajmniej nie ścinał ostro na nią, pewnie nie chciał jej się narazić ;) Brakuje mi kogoś bliskiego myślę sobie, szczególnie po takich spotkaniach, jak z X, czy C. Ale z drugiej strony mam święty spokój. Nie w

Moje mysie dziury, gra na własnych emocjach

Wczoraj byłem na paletkach. Przyszła X i graliśmy parę meczy. Byłem zły, że przegraliśmy z AiK. Gdy gram z X, jestem pospinany. Podoba mi się ona, choć wiem, że ma chłopaka i jest dużo za młoda. Ale co z tego, gdy coś w moich emocjach nie zwraca na to uwagi. W sumie, to mogłem więcej z nią porozmawiać, tak normalnie, w przerwach między grami, ale gadałem chyba tylko o badmintonie, bez sensu, a może z sensem. Nawet nie wiem, czy ona chętnie ze mną gra, bo trudno mi ją wyczuć. Myślę, że trochę lubi grać i tyle. Ani mniej, ani więcej, ale mój mózg, moje emocje szukają w niej oczywiście dziewczyny, uczuć i emocji. Napisałem potem maila do niej, że lubię z nią grać, ale nie wiem, czy ona lubi, bo nie wiem, co ona myśli. Nie wiem, czy ten mail miał sens, ale miałem ochotę go napisać. Uczucia do kogoś jak X, czy C (ze ścianki), to trochę jak chodzenie po krawędzi grani, w skalistych górach. Gdy człowiek się poślizgnie, to może kawałek polecieć. Z drugiej strony może mnie to trochę z tego mara

Uczyć się walczyć i żyć

Wczoraj byłem się wspinać z ładną dziewczyną, którą znam od lat. Potem nie czułem smutku, raczej trochę złości, bo w sumie, to mi godzina nie pasowała i musiałem linę tachać, chociaż ona była samochodem. W sumie, to byłem zadowolony, że nie czułem tego głębokiego smutku, który często się pojawia, gdy spotykam jakąś dziewczynę, która jest w pewnym sensie nieosiągalna. Ale, nawet nie wiem, czy bym chciał być bliżej tej C. Może dlatego nie było tego smutku, a może po prostu coś się we mnie zmienia? Staram się mieć dużo kontaktu z wewnętrznym dzieckiem, czyli emocjami z przeszłości, które codziennie wychodzą. Myślę, że wychodziły one też kiedyś, ale o tym nie wiedziałem. "Kiedyś", to byłem prawie cały czas nieszczęśliwie zakochany. To była w sumie wygodna forma ucieczki od problemów. "Bo gdyby...". Wiem, że nie tylko ja tak robię. Część ludzi czepia się kurczowo przeszłości, marząc o miłościach, które były, część czegoś innego. W sumie, miłość, czy zakochanie, to też fo

Walka z wyuczonym.

Jestem trochę zmęczony i rozdrażniony. Niepotrzebnie napiłem się mocnej herbaty około ósmej wieczorem. Obudziłem się potem na chwilę w nocy, a potem o piątej nad ranem. Wczoraj nie zrobiłem nic. To znaczy, byłem się wspinać. Moja partnerka, bardzo ładna blondynka. Miło się było do niej na chwilę przytulić, gdy siedzieliśmy na niskim murku, przed ścianką. Idziemy się wspinać we wtorek, trochę późno, bo o 19, ale, czego się nie robi, jak się nie ma nikogo innego do wspinania się. Walczę z moimi wyuczonymi zachowaniami. Coś mnie trzyma i dusi, gdy tylko pomyślę o niektórych rzeczach, które miałbym zrobić. Każdy dzień to jakaś tam walka. Czasami sobie odpuszczam, czasami nie. Czasami pewnie rzeczy muszę zrobić, bo nie da ich się odwlec. I jak zwykle, gdy się do czegoś zasiądzie, to zrobienie tego kosztuje mniej wysiłku, niż uciekanie przed tym. Chyba prawie każdy to zna. Walka ze zmęczeniem i z bezsensem robienia pewnych rzeczy. Ale co, gdy będę jeszcze z trzydzieści lat żył? Kiedyś moje ż