Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2009

Przekładanie

Kiedyś nie mówiłem wiele o sobie. Dlaczego? By mnie ktoś nie dotknął? Nie wiem. Możliwe, że dlatego, żeby ktoś za blisko nie podszedł, bo nie miałem dobrych doświadczeń z bliskością. Bliskość do Mamy bolała, bo nie miała ona dla mnie tyle czasu, ile chciałem. Bo nie potrafiła mnie obronić przed ojcem, tak naprawdę, ale trochę osłabiała jego ataki. Czasami stawała po jego stronie. Mam namieszane w głowie, ale nie chcę się zabić. Latami chciałem. Przedkładałem termin, o miesiąc, o dzień. Tak jak ktoś radził na tej stronie, którą dzisiaj przypadkowo znalazłem czytając parę rzeczy o borderline coś tam. Nigdy mi nie przyszło do głowy, żeby zadzwonić do jakiegoś biura dla samobójców, czy jak się ten telefon nazywa. Bo jak człowiek jest pozamykany, to jak ma zadzwonić, mówiąc może "Eeee, no, tego, chcę się zabić" ;) Brak w tym może logiki, bo może by się w ten sposób rzeczywiście pomoc otrzymało. Ale jak się przyznać do czegoś takiego? Bo samobójstwo nie jest uznawane jako coś "

Link nie na temat

Akurat znalazlem takiego linka: http://www.metanoia.org/suicide/ Przypomnialo mi sie, ze duzo ludzi uwaza, ze ktos sie zabija tylko dlatego, ze mu sie tak zwidzialo, albo jest porabany. Mhmm, a ziemia jest plaska  ;) "Suicide is not chosen; it happens when pain exceeds resources for coping with pain." "When pain exceeds pain-coping resources, suicidal feelings are the result. Suicide is neither wrong nor right; it is not a defect of character; it is morally neutral. It is simply an imbalance of pain versus coping resources." Czyli, ludzie nie zabijaja sie, bo cos jest z nimi nie tak, tylko dlatego, ze nie potrafia zniesc bolu. Bo w sumie, kazdy ma gdzies swoja granice wytrzymalosci. Nie mam ochoty sie zabic, po prostu sie natknalem na to :)

Jesienne zmęczenie

Pochorowałem się coś, w piątek i w sobotę. Nie wiem co to było, chłód i mdłości, ból głowy i tyle. L pojechała, a ja miałem jechać z nią. To znaczy, to nic nie znaczy, bo ona do swojej rodziny i przyjaciół, a ja też, do moich. No i dobrze. W końcu się pozbieram i pójdę wspinać. Dzisiaj czułem trochę mniej lęku w pracy. Nawet nie zacząłem dnia od kawy, to znaczy, dnia w biurze. Robota mi się za miesiąc kończy, jak zwykle, co potem, zobaczymy. Może polecę znowu do Australii, choć mi się nie chce. Nie mam ochoty na stres teraz, ale też nie mam ochoty na zastałość. Muszę popisać, bo to lubię, ale jak chcę się do tego zmusić, to już tego nie lubię. Wiem, że nie wierzę specjalnie w siebie, to taki objaw, jeden z objawów mojego PTSD. Może zacznę się chińskiego uczyć. Zobaczę. L siedzi koło mnie, znowu się przeliczyła z pieniędzmi, taka jej uroda. Pozamykana, pochowana w kątkach. Złoszczę się, że S ma tak fajnie, kumpel z pracy, ale on pewnie myśli, że ja mam fajnie. Bo w sumie, chodzę sobie n

Biliard

Poszedłem dzisiaj z kumplami z pracy na biliarda. Zanim wyszedłem, to siedziałem koło L, w sumie, to wpółleżąc przy niej. Nie chciało mi się oczywiście wstać, ale też nic nie zrobiłem, żeby to bliższe było. Staram się zachować bliższy kontakt fizyczny z nią, ale też uciekam trochę od niego. Nie wiadomo po co. Tyle, że uczę się. Mniej lęku w pracy, więcej kawy. Wiem, że muszę pewną rzecz zrobić i czuję przed tym lęk. Ale jakoś lepiej niż kiedyś, tak mi się wydaje. Przed czym czuję lęk? No, żebym ja to tak dokładnie wiedział...

21

˛Tak sobie słucham ostatnio Green Day, 21 guns, chociaż mi tekst jako tako nie podchodzi, bo jest za bardzo, tego no, pesymistyczny. Ja jestem za walką, w ten, czy inny sposób. Myślę, że jakbym nie walczył, to może bym już nie żył, albo był okropny ;) Eh, ciekawe, ale chyba bym nie żył. Tyle, że co to za gadanie, jestem jaki jestem i raczej walczę, choćby z przecinkami jak piszę, albo z pająkami, które L straszą. L jutro rano będzie, może dzisiaj w nocy, bo może pracuje. Oczywiście, nie powie po ludzku, ale jutro rano ma być, bo przychodzą od kabla, i jak jej nie będzie, to ją zabiję, a dokładniej mówiąc, pojadę z nią dzień później do jej miasteczka, bo ją tam mam w piątek po drodze zabrać. Dużo ostatnio opowiadam znajomym o L. Ale ogólnie, to siedziałem sobie w pracy, po prostu wsłuchując się w mój lęk, próbując nie uciec. Myślę, że sporo lęku miałem w młodości. Każdy powrót do domu, czasami oberwałem w szkole od paru. Tak sobie po prostu myślę i tyle. Czytam o tych wszystkich części

Człowiek z Marsa

Jakoś się tak złożyło, że L, moja współmieszkanka, która w pewnym sensie przypadkowo się w moim mieszkaniu znalazła, jak kanarek, który kiedyś sam przyleciał, mnie człowiekiem z Marsa nazwała. Może dlatego, że ja kiedyś tak o moim sąsiedzie powiedziałem ;) Bo ona, jak go pierwszy raz zobaczyła, wyobraziła sobie, że ma szypułki, jak jakiś UFO-ludek. Z L jest jak jest. Dzisiaj zrobiła śniadanie i poszła na kawę z kimś, nie powiedziała z kim. Wczoraj spotkała przyjaciółkę, czyli nie była to randka. Jestem zazdrosny, bo L jest atrakcyjna. Ale też czasami czuję smutek i bezradność. Obecność L to może pogłębia, ale też pozwala mi się temu lepiej przyjrzeć. Zauważyłem, że łatwiej mi też na ładne dziewczyny patrzeć i nie czuć tego flash-backu bezradności. Dzisiaj rano przypomniało mi się, że mi ojciec zabronił uprawiać po chyba pół roku karate, bo moja mama moje drzwi z pokoju pomalowała. Czyli ukarał mnie za coś, co moja mama zrobiła. Dziwne. Może boję się, że mnie L nie będzie lubić, gdy za

Kółka małe i duże

L gdzieś poszła, na randkę, czy spotkanie, nie wiem. W sumie, to trochę mnie wieczorami podrywa, a na drugi dzień trochę, jakby mnie widziała pierwszy raz w życiu. Jej obecność budzi we mnie wiele emocji, ale jakby jej nie było, to i tak emocje by były. Powoli wracam do mojego rytmu, zakłócanego trochę przez kontakt z nią, szczególnie ten wieczorny. Pływam, i coraz lepiej mi chyba idzie, łatwiej mi się wyszaleć. Czuję lęk, nie teraz, nie, gdy siedzę w kafejce, gdzie jest sporo ładnych dziewczyn i w ogóle ludzi, ale w domu, w samochodzie. Lęk, czy nerwowość, to drobne strumyki, płynące wzdłuż moich ramion, to nacisk na splocie słonecznym, klatce piersiowej, to dziwne uczucie w głowie, trudności z koncentracją. Idę się dzisiaj powspinać, albo pogadać po prostu ze znajomymi. CB (cannabis B) wraca. Nie było jej parę miesięcy. Napisała maila do naszej grupy, ale nie chciało mi się odpowiedzieć, bo nie było to do mnie osobiście skierowane, poza tym, to nie śpieszy mi się do spotkania z nią.

W sumie i lęk

W sumie, to nie jest z L tak źle. Ugotuje i jest czasami zabawnie. Czasami jestem niedospany, jak wczoraj, bo masowałem jej plecy i nie mogłem się oderwać. To hormony, oczywiście. Dlatego o mało w pracy nie zasnąłem i w sumie, to po obiedzie, to nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Wróciłem do domu, a L chciała na miasto. Dlaczego by nie, pomyślałem, bo ona chciała coś zjeść i potem może do kina. Ale trafiliśmy na korek i wróciliśmy, nie poszliśmy do małej restauracji rybnej, o którą przedtem z ciekawości zahaczyliśmy. Ja padałem na nos. Ona ugotowała, teraz zmywa. Więc ma to też swoje plusy. A w pracy czuję lęk. Nie wiem, dlaczego w pracy. Jestem go teraz bardziej świadom. Kiedyś go po prostu czułem i myślałem, że to nerwy. Piłem mocną herbatę, bo to pomagało, ale tylko na chwilę. Teraz piję kawę i szukam ich źródeł, szukam źródeł tych lęków, przebiegających drobniutkimi strumykami po moich ramionach i plecach. Piję kawę i to trochę pomaga. Gdybym był w domu, to bym sobie jakiś seri

Zakupy czasu

Czy z L tutaj, czy bez, po prostu idę dalej moją drogą. Ciekawe, co koniec roku przyniesie, ale póki co, to nie jest to chyba takie ważne, choć mnie trochę niepokoi. Łatwiej mi nazwać mój lęk po imieniu, nadać mu imię, szukać jego powodów, albo sposobów, by z nim żyć, lub go zmieniać. Bo mógłbym uciec, dokąd? W niespełnioną miłość, albo "spełnioną", ale w której musiał bym dalej uciekać. Więc powoli przestaje mi się śpieszyć. Kiedyś nie chciałem marnować czasu, i zmarnowałem go tyle, przez parę ostatnich lat. Coś mnie zaczęło gonić, i zacząłem to czuć. Kiedyś, po prostu byłem zamknięty i było prościej. To znaczy, było trudniej, ale u drugiej strony prościej, choć donikąd to nie prowadziło. A teraz? Teraz może spokojniej wędruję, może, a może nie. Denerwuje mnie, że L się tak głośno śmieje, rozmawiając przez telefon. Może myślę "co pomyślą sąsiedzi", tak jakby to jakąś rolę odgrywało. Chodzimy czasami z L na zakupy, jak dzisiaj do Ikei. Po prostu miły czas.

Noc

Męczy mnie coś moje życie. Jakoś tak, z jednej strony jest czasami bardzo fajnie, siedzę sobie z L na kanapie i coś jemy, co jedno z nas upichciło, najczęściej ona, a z drugiej strony po prostu chętnie bym się do niej przytulił, ale ona tego nie chce. Co robi? Odsuwa się? Po prostu zachowuje dystans. Męczy mnie to, bo tak nie chcę, ale udaję, jak zawsze, że to w porządku. Dzisiaj pojechałem chętnie po mąkę do naleśników i czasami jak wracam do domu, to myślę, że fajniej by było, jakby jej w domu nie było. I czasami jej nie ma. Coś się za bardzo uzależniam. W domu, jako dziecko, też musiałem udawać, że wszystko jest w porządku. Bo w sumie, to jak moja mama mogła dopuścić do tego, żeby mnie mój ojciec tak traktował? Nie chodzi mi o zrzucanie winy na kogoś, kto już zresztą nie żyje, ale o zrozumienie pewnych spraw. Zrozumienie tego, co się ze mną dzieje i co mogę zrobić. Bo nie wystaczy robienie czegoś, w stylu "zgubiliśmy cel z oczu, więc musimy szybciej iść". Dlaczego popadam

Zachłyśnięcie

L gdzieś zniknęła od wczoraj. L, to moja współmieszkanka, seksy. Byłem na basenie i zachłysnąłem się, ale tak porządnie, kasłałem pod wodą, bo to nie jest cool, kasłać jak małe słoniątko na całą halę, niedużą zresztą. Gdy czuję lęk, jakiś taki dziwny niepokój, jak ptak w klatce, może taki, opisywany przez Van Gogha, to tłumię to kawą. Ale też siadam coraz częściej w pracy, wpatrując się w drzewa za oknem, i próbuję znaleźć ich źródło. Oczywiście, starzeję się, jestem sam, ale wiem, że nie jest ze mną tak źle. Jest parę dziewczyn, które się mną interesują. Wiem, że to chodzi o to, co zostało w mojej głowie zakodowane. To znaczy, nie wiem na pewno, ale kiedyś postanowiłem się tym zająć i robię to. Tak po prostu, choć czasami wydaje się to być bez sensu, podobnie jak pisanie. Tyle, że z biegiem czasu widzę, że coś się zmienia. Mogę sobie to tak lub inaczej wytłumaczyć, że to przez to, że coś robię, że nie mam poczucia bezradności, ale może jest też tak, że to co robię, pomaga mi. W końcu

Czas i dlaczego

Coś ostatnio mam często czas w tytule. Byłem znowu na basenie, pływałem tak długo, aż mnie skurcz zaczął łapać, czyli pływałem godzinę ;) Gram sobie w sudoku na czas, na mojej komórce. Cienko mi to strasznie idzie, ale uważam, że jest to dobre pole do obserwacji, bo się przy tej grze czuję blokowany. By nie mieć tego uczucia, że "muszę szybko", czy "w ogóle muszę", bo w sumie, to jest to tylko gra, zacząłem grać lewą ręką. Podobno byłem leworęczny, ale mój ojciec nauczył mnie praworęczności. I mimo wszystko gra mi się lepiej lewą ręką. Jak i kiedyś grało mi się lepiej lewą w darts. Lewa ręka, to prawa półkula i emocje. Tak się po prostu głośno zastanawiam, i powoli coś się składa w jakąś strukturę. Piję za dużo kawy i za szybko pracuję. Muszę zwolnić. I wziąć się za pisanie tej książki. Ciekawe. Ciągle jestem sam, ale V stwierdziła, że miała chłopaka, z którym przez rok nie miała seksu. V lubi się do mnie tulić na powitanie i pożegnanie. Z V wspinam się czasami. ---