Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2020

Plastyczność i przełączniki w mózgu, a buldering

Piję cappuccino, jestem w kafejce. Za oknem słońce. Nawet mam dobry humor, co jest w sumie rzeczą normalną, gdy piję kawę w kafejce. Kofeina poprawia mój nastrój w takim otoczeniu. Powoduje, że czasami mam stan prawie, że lekko euforyczny. Walczyłem dzisiaj z moim projektem, tym na ściance do buldering, bo tak się to chyba po polsku pisze. Już od chyba dwóch tygodni próbowałem tą drogę zrobić, raz z tej, raz z innej strony. Problem polegał na tym, że trzeba było się dwoma rękami złapać na ostatnim chwycie, który nie był zbyt wygodny do utrzymania się, taki po prostu, trochę gładki. Jedną rękę dałem radę tam położyć, na tym chwycie, ale czułem się zupełnie niestabilnie, jak czasami generalnie w moim życiu. Dzisiaj, jak jechałem na ściankę, to pomyślałem, że muszę po prostu spróbować położyć tą drugą rękę, czyli pewnie polecę, ale uczyć się spadania z wysoka. Więc wdrapałem się tam, do tego ostatniego momentu, po tym jak się rozgrzałem na prostszych drogach. Raz kozie śmierć, powiedziałe

Dopamina, kawa, czy inne poprawiacze humoru

Ciekawe jak kawa zmienia mój humor, ale nie tylko to, także moje podejście do świata. Rano, przed kawą, nic nie ma sensu, normalka. Potem się napiję i nagle zmienia się moje spojrzenie na świat, widzę rzeczy jakoś bardziej pozytywnie, moje życie nabiera jakiegoś sensu, albo fakt, że nie ma ono sensu nie jest już taki przytłaczający. Myślę, że kawa powoduje wydzielanie dopaminy, muszę poczytać. Ogólnie, to ludzie którzy mają fazy maniakalne, czyli takie, że im się coś wydaje, ale także schizofrenicy, mają za dużo dopaminy, czy serotoniny, już teraz nie wiem. Byłem właśnie na ściance. Pracuję nad jedną drogą, próbowałem ją chyba z 5 razy i ciągle nie wychodzi. Trudno się ją ćwiczy, bo trudny jest ostatni moment, w pozycji w której trudno jest się utrzymać, ale może zrobię tak następnym razem, po prostu wejdę łatwym sposobem do góry i tam spróbuję znaleźć właściwą pozycję ciała, by móc się utrzymać. Dopiero teraz wpadło mi do głowy, bo za każdą próbą myślę - teraz może i się uda. Droga

Bouldern, reality check

Byłem znowu na ściance, męczyłem się z jedną drogą, przyszedł kumpel, zrobił ją za drugim razem. Ja się dalej męczyłem, nie zrobiłem jej, spróbuję następnym razem. Tak to jest. Łatwiej sobie powiedzieć, że coś jest trudne, niż, że człek ma braki w technice. Takie życie. Za to pogadałem z jedną młodą siatkarką, przynajmniej mogłem jej coś pokazać i fajnie sobie pogadaliśmy. - Nie poddaj się frustracji - mówię sobie. Wiadomo, za każdym razem jak mi coś nie wyjdzie robię sobie stres, większy, niż radość z tego, gdy i coś wyjdzie, tak, jak ta inna niebieska dzisiaj. Wczoraj czytałem artykuł w którym kobieta była za tym, żeby ocenzurować niektóre książki, na przykład Pipi Langstrump, czy jak się to nazywa. - Bo tam jest dużo rasistowskich elementów - mówiła. Ludziom odbija z nadmiaru tej poprawności politycznej. Niedługo już nie można będzie używać kolorów: biały, czarny, żółty, bo to wszystko rasistowskie. Nawet nie wiem, gdzie w tym żart, bo już się paru rzeczy czepiają. - Dzieci

Głodne orły

Wczoraj wieczorem znowu oglądałem te filmiki na YT o facecie w Utah, który ratuje przymierające głodem orły, czy inne sowy, czasami jeszcze potrącone przez samochód. Jemu chce się wstać o trzeciej nad ranem, żeby po raz któryś nakarmić młodego orła, który ledwie żyje i nawet nie wiadomo, czy przeżyje. Podoba mi się jak on gada do tych zwierząt, mnie jego głos uspakaja, myślę, że podobnie to na te ptaki działa, choć tak do końca, to oczywiście nie wiem. głodny młody orzeł Facet ma zacięcie i widać, że raczej nie robi tego dla kasy, tym bardziej, że zarabia na czymś innym. Ciekawe jest też zachowanie tych zwierząt, on je trzyma, a one wiadomo, chętnie by go dziabnęły, ale nawet się specjalnie nie miotają. Inaczej, niż człowiek by sobie to wyobrażał. Dlaczego w ogóle ratować te orły? Może dlatego, że poprzez ingerencję człowieka mają one coraz trudniejsze życie, bo coraz mniej dzikich terenów, nawet tam, za to coraz więcej samochodów, których młode ptaki nie znają. - Jak im się uda u

Orły w Utah

Poranek, wiadomo jaki. Jak byłem na tej imprezie urodzinowej to był tam taki, który przeważnie budzi się w dobrym humorze, co potwierdziła jego dziewczyna. U mnie to różnie bywa, gdy poprzedniego dnia mi coś wyjdzie, to tak, normalnie, to raczej nie. Byłem akurat na ściance, bouldern. Tak sobie mi poszło, powtórzyłem jedną zieloną, ale też się musiałem z nią pomęczyć. To znaczy, powtórzyłem więcej, ale nad jedną pracuję, bo sprawia mi trudność. Powtórzyłem też tą z mini skokiem. Ta jest po prostu świetna. Zrobiłem też parę razy jedną zieloną z którą inni mają problemy, pokazałem kumplowi, Okularnikowi, jak się ją robi. Na koniec ją też zrobił, chyba na swój sposób. Stara się jak ja, zrobić najpierw wszystkie zielone. Ogólnie to powoli człek się z innymi zgaduje. Powoli zaczynam wchodzić w niebieskie drogi, to znaczy, wchodzę już od dawna, ale teraz jak zrobiłem wszystkie zielone, to pracuję nad niebieskimi. Na imprezie urodzinowej byliśmy na kajakach. Była tam jedna śliczna Azjatka

Połamany od lenistwa

Coś jestem dzisiaj zupełnie połamany, choć wczoraj nic nie robiłem. Ciągle mam za bardzo pospinaną tą prawą stronę biodra i nogi, ale wczoraj się nie rozciągałem, lenistwo zwyciężyło. Chyba strzelę sobie drugą kawę, popiszę coś tam i pokuśtykam pobiegać, bo super pogoda. Nie idę dzisiaj na ściankę, bo po pierwsze mi się nie chce, po drugie, to jestem połamany, po trzecie, to ciągle mnie jeszcze nadgarstek boli, po czwarte, to idę na urodziny do Sąsiadki. Ona mieszka wprawdzie parę ulic dalej, ale wprowadziła się do mojej dzielnicy, więc jest Sąsiadką. Ma być parę osób, mamy iść na kajaki, czy jakieś inne rowery wodne. Nie można ich rezerwować, więc może uda mi się od tego wykręcić i po prostu poleżę sobie na trawie. Może sobie dzisiaj test na siłę palców znowu zrobię, bo polecają, żeby to robić co 4-8 tygodni. Nie jest to przymus, ale staram się iść według programu, to muszę wiedzieć jaka jest maksymalne obciążenie, bo ćwiczy się na przykład z 90% obciążeniem. Poza tym, to satysfakc

Bieganie na stres

Dzisiaj się trochę duszę, ale da się wytrzymać. Przejmuję się wszystkim, to znaczy, moja głowa, bo logicznie, to wiem, że niektórymi rzeczami, jak na przykład zębami, bo akurat coś tam mam, nie ma się co za bardzo przejmować. Oczywiście, problemy należy rozwiązywać, ale czy warto się od tego dusić? - Chyba nie - mówi mi logika. Emocje nic nie mówią, powodują tylko podwyższenie poziomu hormonów we krwi, tych od stresu, które powodują, że moja klatka piersiowa trochę się zacieśnia. Dlatego pójdę potem znowu pobiegać, choć mam lekkie zakwasy. Bieganie powoduje, że emocje zapominają o problemach, albo problemy otrzymują właściwy priorytet. A że logika i emocja mimo wszystko są ze sobą połączone, to powolne, albo głębokie oddychanie pomaga czasami. Ogólnie, poruszanie się czasami pomaga, choćby spacer, ale ja wolę jakoś pobiegać.

Inna dzielnica i neurony lustrzane

Byłem wczoraj w innej dzielnicy. Ja mieszkam raczej w takiej spokojnej, jest trochę kafejek, ale są one porozrzucane. W tamtej, bardzo ożywionej wygląda to zupełnie inaczej, cała dzielnica składa się z wielu restauracji i takich podobnych. Trochę może przesadzam, ale tam w ogóle nie czuło się jakiejś korony. Fakt, kelnerzy nosili maseczki, ale poza tym, to jakoś inaczej niż u mnie. Wybrałem się tam, bo musiałem do dermatologa. To znaczy, wszyscy teraz chodzą do takich lekarzy, dają sobie coś tam wyciąć, czy zbadać. Mnie też porobiło się trochę dziwnych rzeczy, to jakieś ciemne plamy, tu coś czerwone. Chyba się tym nieźle stresowałem, ale wybierałem się jak sójka za morze. Chyba mnie na koniec ten rak u kumpla ruszył i to, że jakiś jego inny kumpel też coś tam miał niebezpiecznego na skórze. Nawet udało mi się znaleźć termin, online. Lekarz bardzo miły, pogadał, pooglądał, pofotografował takim aparatem, który wyglądał trochę jak ten od ultradźwięków. Wygląda na to, że jeszcze parę dni

Zdolności

Od  paru dni jestem coś niespokojny, choć rzadko mam tik w lewym oku. Bywało gorzej, w zeszłym tygodniu. Nie byłem na ściance od czwartku, bo miałem iść z Blondi, w sobotę, ale przełożyła na niedzielę. W niedzielę zadzwoniła, że nie ma czasu, bo zorientowała się, że coś tam ze zdjęciami musi robić. Ona pracuje w innym mieście w ciągu tygodnia, więc nawet to rozumiem, że coś ma do roboty, jak jej nie ma tydzień, czy dwa tygodnie w domu. Tym bardziej, że ma nowego chłopaka, wiadomo jak to jest. Akurat piłem na balkonie kawę, jak zadzwoniła. Pogadaliśmy chwilę. - Ale wpadnij na ciasto - mówi - mam jeszcze cztery kawałki. Zacząłem się zastanawiać. - Jesteśmy tu we dwójkę - dodaje Ona, czyli Ona i jej chłopak. - Wiesz - odpowiadam - akurat piję kawę na balkonie i pomyślałem sobie, że nie mam nawet teraz ochoty na ciasto, temu sobie nie wziąłem do kawy, co nomalnie robię. - Do czwartej jeszcze trochę czasu - słyszę, bo akurat druga, a mówiliśmy, że mógłbym wpaść koło szesnastej. Coś si

Odkrywanie nowych dróg i lot z balkonu

Piję cappuccino, zamiast jeść obiad, bo jestem w kafejce hali wspinaczkowej. Udało mi się ustalić termin u dermatologa. Ciekawe dlaczego tak długo z tym zwlekałem? Coś tam w mojej głowie, jakiś skobel mi przeszkadzał pewnie. Zrobiłem dzisiaj wszystkie nowe zielone drogi. Jedna była trudniejsza, na początek w ogóle nie wiedziałem jak się za nią zabrać, ale potem, trochę podpatrzyłem jak inni ją próbują robić, trochę sam próbowałem. Zrobiłem ją swoją metodą. Ćwiczyłem też inną zieloną, taką, z którą mam problem, szczególnie mentalny, bo można z niej zjechać. Jak zwykle, gdy się częściej próbuje, to człowiek jakoś się przyzwyczaja, albo pewniej czuje. Mam nowe buty, od tygodnia, więc to też pomaga. Fascynuje mnie to za każdym razem, nie tylko na ściance, ale też w innych dziedzinach życie. Człowiekowi wydaje się, że coś nie jest możliwe, albo nie wyobraża sobie, że da się jakoś inaczej, a tu nagle, szczególnie jak się poćwiczy, coś tam się zmienia, coś wychodzi. To trochę jak w tym doświ

Desensybilizacja na lęk

Mam trochę ścioraną skórę na palcach, szczególnie opuszkach, nawet nie wiem od której drogi. Siedzę akurat w kafejce, po tym, jak byłem na bouldern. Co takiego robiłem? - zastanawiam się. Fakt, może zrobiłem trochę dróg, a może skóra nie była jeszcze zregenerowana od soboty, bo dzisiaj poniedziałek. Kto wie. W każdym razie, to od początku byłem dzisiaj słabowity, przypomina mi się właśnie. Ramiona mnie bolały, więc może skóra na palcach też nie były taki do końca wykurowana. Tłoczno się tu robi, więc nie będę długo siedział, blokował stolika, na który stoi tabliczka, że tylko osoby z tego samego domostwa mogą razem siedzieć. Co dzisiaj było interesujące, to fakt, że ćwiczyłem sobie te drogi, przed którymi ostatnio respekt czułem. Nie były może takie trudne, to znaczy, nie były trudne, ale można było się pośliznąć i przejechać czymś po ścianie, czy chwycie. Dwie były takie. Każdą z nich zrobiłem trzy razy pod rząd. Widać było, jak z każdym powtórzeniem robi się coraz łatwiej, to znac

Czasami podrapany, szukanie rozwiązań

Siedzę w kafejce hali wspinaczkowej, to znaczy, bouldern. Mam trochę ściorane palce, bo próbowałem się wdrapywać przez ponad dwie godziny. Jako sukces zaliczam to, że mam tylko lekkie zadrapania. Udało mi się zrobić prawie wszystkie nowe zielone, jedna mi została, ale nie próbowałem jej za dużo, bo tam akurat ludzie siedzieli. Za to zrobiłem jedną nową niebieską, z tych starych, bo na nowych drogach był tłok. Przeważnie tak jest, że wszyscy chcą wypróbować tych nowych dróg, a jak na czwartek koło południa, to było dosyć tłoczno. Aha, przypomniało mi się akurat, ferie letnie się zaczęły, czy coś koło tego. W każdym razie, to próbowałem zrobić jedną starą niebieską drogę, z tych, które uważałem, że dają się zrobić. Za chyba trzecim razem udało mi się. Niebieskie są trudniejsze od zielonych, ale też, niektóre zielone bywają trudne jak niebieskie, albo niektóre niebieskie łatwe jak zielone. Wiadomo, nie da się stopnia trudności pomierzyć linijką, a może wstawili teraz trochę łatwych, żeby