Czasami podrapany, szukanie rozwiązań

Siedzę w kafejce hali wspinaczkowej, to znaczy, bouldern. Mam trochę ściorane palce, bo próbowałem się wdrapywać przez ponad dwie godziny. Jako sukces zaliczam to, że mam tylko lekkie zadrapania. Udało mi się zrobić prawie wszystkie nowe zielone, jedna mi została, ale nie próbowałem jej za dużo, bo tam akurat ludzie siedzieli. Za to zrobiłem jedną nową niebieską, z tych starych, bo na nowych drogach był tłok. Przeważnie tak jest, że wszyscy chcą wypróbować tych nowych dróg, a jak na czwartek koło południa, to było dosyć tłoczno. Aha, przypomniało mi się akurat, ferie letnie się zaczęły, czy coś koło tego. W każdym razie, to próbowałem zrobić jedną starą niebieską drogę, z tych, które uważałem, że dają się zrobić. Za chyba trzecim razem udało mi się. Niebieskie są trudniejsze od zielonych, ale też, niektóre zielone bywają trudne jak niebieskie, albo niektóre niebieskie łatwe jak zielone. Wiadomo, nie da się stopnia trudności pomierzyć linijką, a może wstawili teraz trochę łatwych, żeby się ludzie po przerwie koronowej nie zniechęcili od razu. Te nowe zielone są niewątpliwie dosyć łatwe, z małymi wyjątkami. Próbowałem jeszcze inną niebieską robić i o mało sobie mordy nie rozwaliłem, nie mówiąc już o tym, że kosztowała mnie sporo siły. Co mnie zawsze fascynuje, to fakt, że czasami drobna zmiana położenia ręki, ciała, albo inne przestawienie zwojów mózgowych w głowie, powoduje, że nagle coś wychodzi. Myślę, że podobnie jest w życiu, to znaczy, poza sportem. W sporcie łatwiej takie coś reprodukować, jakiś problem, bo chwyty się nie zmieniają z każdą próbą. Poza tym, to w sporcie trudniej jest udawać chojraka, tym bardziej we wspinaczce. Albo się coś da radę zrobić, albo nie. Człek uczy się pokory.

Zainstalowałem sobie program do organizacji pracy. To znaczy, może sobie ustawić zadania, jakie są do zrobienia i potem włączyć daną akcję. Program mierzy czas. Poza tym, to jest w nim ta technika "Pomodoro", której nigdy nie używałem, ale może skorzystam z niej kiedyś. To znaczy, w pomodoro chodzi o to, że człowiek coś robi przez jakiś czas, na przykład 25 minut, a potem robi przerwę. I znowu, coś tam robi, potem przerwa. Nie jest to nic odkrywczego. Ja stosowałem to już lata temu, gdy rzeczywiście musiałem coś robić, to znaczy, uczyć się na egzaminy, na przykład.
Dlaczego o ty programie w ogóle piszę? Może dlatego, że kiedyś by mi on może niewiele dał, bo nie potrafiłem się zabrać za najprostsze rzeczy. .Umiałem za to cały dzień w łóżku przeleżeć, plując sobie w brodę, że nic nie robię, oglądając jakieś głupie seriale. Teraz, mimo, że mam wolne, to staram się wstać koło siódmej, czy ósmej nad ranem i robić coś tam codziennie. To znaczy, mam w miarę trochę rzeczy do zrobienia. To uważam za postęp, choć moje życie nie jest specjalnie uporządkowane, moim zdaniem. Dlatego może też ciągle walczę i próbuję odkrywaó nowe metody przechodzenia dróg, niektóre działają, inne nie, ale człowiek się po drodze czegoś nauczy, choć czasami jest potem podrapany.

Komentarze

  1. Wolne? Czyli koniec pracy? (może coś przeoczyłem)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już od miesiąca mam "wolne", zlecenie mi się skończyło.

      Usuń
    2. I co dalej? Australia?

      Usuń
    3. Póki co, to mi się nie chce, trochę z powodu tej korony, ale głównie, to chcę mieć trochę świętego spokoju. Do Australii przylatując musiałbym na dwa tygodnie do hotelu na kwarantannę ;o)) Robię powoli trochę porządku w domu, coś tam próbuję pisać.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!