Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2018

Wakacje z bobrami

Tu rzeczywiście teraz ciepło, wczoraj ponad 30 stopni. W Kanadzie było ponad 10, na północy, choć gdzieniegdzie jeszcze śnieg leżał. Może wrzucę jakie zdjęcia. Dalej walczę ze swoimi lękami, przyzwyczajając się niejako do uczucia napięcia w klatce piersiowej, czy ogólnego niepokoju. Wczoraj wieczorem długo nie umiałem zasnąć. Może to po paletkach, w które grałem ze 3 godziny, po 3 tygodniowej przerwie. W sumie, to powinienem był przestać po 1,5 godzinie, albo 2, ale, takie życie. Po takich grach, tym bardziej w gorącej hali, jestem na granicy skurczów mięśni, gdy już leżę w łóżku. Na urlopie było fajnie, po części oczywiście z powodu J, z którą się dosyć dobrze układało. Poza tym, to byłem wożony, jak pan, bo ubezpieczenie na samochód było tylko na nią, więc Ona prowadziła samochód. Ciekawie było też mieszkać w tych różnych małych hotelikach, auberge, git, motel. Można było pogadać z miejscową ludnością, choć wiadomo, czasami rozumiałem tylko chyba 50%, bo mój Francuzki jest do

Raz zimno, raz ciepło

Ostatni dzień urlopu. Niedługo samolot. Siedzę w kafejce z Przewodnikiem. Ona zawsze jakoś drogę znajdzie, w odróżnieniu ode mnie. Piję gorącą czekoladę, bo po kawie to bym chyba po suficie chodził, trochę mnie łapie stres podróży. Poza tym to zgłosiła się znowu Lokatorka. Kaloryfer się urwał, z jednej strony. Jak może się kaloryfer w ten sposób urwać? Czy oni na nim stawali, czy co? Niepotrzebnie zapytałem kto to do mnie próbował dzwonić, bo numer był nieznany. To ona. Stary telefon jej się zepsuł, kontrakt się akurat skończył, więc ma nowy numer. Jakby nie mogła starego zatrzymać. To by było zbyt wiele, pewnie. Więc mam jej kolejny numer. Czym ja się przejmuję. Słońce znowu świeci. Jesteśmy teraz bardziej na południu, bo na północy to po lasach śnieg leżał, w niektórych częściach podobno do 3 metrów, czy coś. Koniec maja. Widać to po drzewach. Na północy brzozy w ogóle liści nie miały, tutaj już normalnie, choć dzisiaj chyba tylko 10C.

Rzeka sobie płynie

Tu gdzieniegdzie leży jeszcze śnieg, na granicach pól i lasów, albo po prostu między drzewami, małe skrawki. Poza tym, to jest ciepło, nie licząc zimnego wiatru. Ciepło, to znaczy, koło 15 stopni. Jedziemy wzdłuż rzeki, która zamienia się w szeroką deltę. Drugiego brzegu już prawie, że nie widać, woda jest słona, wiem, bo próbowałem. Słońce świeci, więc jest całkiem przyjemnie. J prowadzi, bo ubezpieczenie jest ta nią, więc ja się mogę wyluzować, tym bardziej, że robi ona to dobrze. Orientację w terenie ma lepszą ode mnie, co może nie jest aż taką sztuką, bo ja umiem się szybko zgubić. Miło jest podróżować, bo drogi są w miarę puste. NB coś tam odpisała, jak jej posłałem zdjęcie. Napisała, że u niej z sercowymi sprawami tak sobie wychodzi. Ciekawe, że ciągle o niej jakoś tam myślę. Ale, jestem do tego przyzwyczajony, że nie wszystkie myśli, czy emocje, mają odnośnik w teraźniejszości. Czasami warto pozwolić im przepłynąć, jak w wodzie tej rzeki, która się powoli w morze zamienia.

Szeroka rzeka i murzynki

Siedzę znowu w kafejce. Słońce mi trochę twarz spaliło. Wczoraj wędrowaliśmy po mieście, chodząc gorącymi ulicami miasta, między szarymi ścianami budynków. Czułem się trochę jak w piecu kaflowym. Słońce nie było tak gorące, ale wystarczające, by drażnić moją już zaczerwienioną skórę. Uda bolały mnie od tego chodzenia, to jeszcze pozostałość po treningu w piątek, zakwasy. Dlaczego to robię? Może dlatego, że nie ma innego pomysłu, a JK mnie prowadzi takimi drogami. Doszliśmy kiedyś tam do jakiejś bazyliki. Miała one niebieskie witraże, wszystkie szyby za ołtarzem, a także część dachu miała błękitny kolor. Przewodnik opowiadał coś o historii, po mojej lewej stronie siedziała dobrze zbudowana murzynka. Miała pełne usta i gładką skórę. Te ciemnoskóre które się tu widzi często nie są szczupłe, w odróżnieniu do Azjatek. Mają one inną formę kobiecości, na pewno nie tą zwiewną, ale są seksowne, na inny sposób. Za oknami rzeka, która wygląda jak jezioro. Nieźle by się człowiek namęczył, żeby n

Czasami do tyłu

Jeden zero dla bezruchu. Wczoraj cały dzień oglądałem jeden serial na YT, zamiast robić coś sensownego. Nawet na spacer nie poszedłem, choć wolne było. Po prostu uciekałem jakoś od rzeczywistości. Wiadomo, plułem sobie w brodę, ale to niewiele pomogło. Dopiero po 18 coś tam w miarę sensownego zrobiłem. Muszę się temu dalej przyglądać i próbować znaleźć jakąś technikę, która funkcjonuje. Ogólnie, to gdy mam coś do roboty, albo idę do roboty potem pograć, to mój dzień ma jakąś strukturę. Wtedy dużo więcej zrobię niż gdy mam wolny dzień i wiele planów. Wiadomo, jest to frustrujące, jak człowiek nie jest w stanie nic zrobić, ale i tak jest chyba lepiej niż kiedyś.

Niewidoczne granice lęku.

Wczoraj nie byłem na paletkach, bo hala do której chodzę jest w tym tygodniu zamknięta. Mógłbym pójść w inne miejsce, ale dam trochę mojemu ścięgnu Achillesa odpocząć. To znaczy, na paletki idę dopiero w piątek. I tak w czwartek tu jakieś święto, nawet nie pamiętam jakie to. Wczoraj leżałem na łóżku, oglądając coś tam na YT i próbowałem się zebrać, żeby wstać i coś zrobić, to znaczy, w tym przypadku trochę potrenować w pokoju. Wiadomo, nie chciało mi się, albo inaczej to ujmując, to raczej znowu jakaś granica lęku, która powstaje i mnie blokuje. Ogólnie, to lubię ćwiczyć, ale gdy mam pewne rzeczy w domu robić, to od razu czuję lekkie problemy motywacyjne. Nie jest to zwykłe lenistwo, jak wtedy, gdy mam pozmywać, czy coś. To po prostu inny rodzaj reakcji. Zastanawiałem się jak przez to przejść i przypomniało mi się, że przecież czasami wystarczy po prostu zrobić jeden krok, czy drugi, wziąć parę głębszych oddechów i uda się przejść kawałek. Ta granica między nie robieniem niczego, sfr

Lęki sterujące myślami

Siedzę sobie w kafejce, niebieskie niebo, słoneczko świeci. Jakichś dwóch młodych Rusków przy sąsiednim stoliku, ciekawe, czy tu na wakacjach, czy w interesach. Wczoraj poćwiczyłem trochę na hali, choć niewiele. Grałem z jedną Taiwanką. Starsza siostra ją przyprowadziła. Graliśmy debla. "Moja" Taiwanka miała wyrobione nogi i była w miarę dwa razy szybsza od swojej starszej siostry, technicznie też lepsza. Mimo wszystko fajnie było, bo na luzie. Znowu był artykuł o tym, że sport dobrze robi na depresję. Uprawiając jakiegoś tam rodzaju ćwiczenia fizyczne otrzymuje się w nagrodę trochę chemii do mózgu, powodującej poprawę samopoczucia. Interesujące jest obserwowanie własnych myśli, to znaczy, wyłapywanie tego, jak lęk na nie wpływa. Pomyślę o czymś, co mam zrobić, na przykład sprzedać ten stary aparat fotograficzny, to od razu mam wrażenie, że zaczynam się lekko dusić. - W ten sposób to działa - myślę sobie. - Uciekam od pewnych myśli, bo powodują one nieprzyjemny refleks f

Pusty park

Wolny dzień przeleciał. Czuję się trochę jak w poniedziałek, początek tygodnia, choć wiem, że to już środa. Wczoraj wiele nie zrobiłem, to znaczy, jak zwykle popisałem trochę pamiętnika, po spacerze w pustym parku. W parku było całkiem przyjemnie, ze względu na małą ilość ludzi, bo było pochmurnie, wiał silny wiatr, czasami spadła jakaś kropla deszczu. Normalnie, to jest on pełny, to znaczy, jego główny trawnik, gdzie ludzi, najczęściej obcego pochodzenia, puszczają zasłonę dymną. Grylują. W bocznych częściach jest pewnie więcej pierwotnego pokolenia, czasami widać jakąż półnagą damę, nie zawsze młodą, korzystającą ze słońca. To znaczy, wczoraj nikogo takiego nie było, wiadomo. Na głównym trawniku chyba się żadna kobieta bez stanika nie położy, chociaż, kto wie. Zderzenie kultur w tym miejskim lasku. Niektóre kobiety w chustach na głowie, inne w samych majtkach z bikini. Jakoś na to nie zwracałem uwagi, ale muszę się temu przyjrzeć. Chodzę regularnie na spacery, bo tak sobie postan