Posty

Wyświetlam posty z etykietą lek

Kafejka i lęki

Siedzę w kafejce, pijąc drugą kawę. Ciekawe, czy to się zakończy jakimś zawałem serca. Siedziała tu jakaś śliczna, młoda dziewczyn, z psem. Przypominała mi NB (narkotyk-B). Eh, popatrzeć sobie mogę. Ona na mnie oczywiście nie zwróciła uwagi. Wczoraj ćwiczyłem, grałem, w sumie przez jakichś 6 godzin. Bo najpierw ćwiczyłem trochę z dobrymi graczami, potem miałem swój trening, a potem, wieczorem, grałem. Na koniec musiałem przerwać bo mi pot kapał z  butów i boisko robiło się przez to za śliskie. Zmieniłem wprawdzie dwa razy koszulkę, wycisnąłem spodenki, ale nie zmieniłem skarpetek. Wczoraj wilgotność dochodziła pewnie do 85%, więc raczej nic tak szybko nie wysycha, nie paruje. Wieczorem, w łóżku, starałem się nie podkurczać nóg, bo groziło to skurczem. Takie życie. Lubię się tak wyszaleć, to pomaga zapomnieć. Najważniejsze, żeby nie dostać kontuzji. Oddałem samochód do warsztatu, mają zrobić obowiązkowy przegląd, bo inaczej, to nie mogę go sprzedać. Oczywiście się stresuję. Czym? że to

Próby surfowania... Miej marzenia, jakbyś miał żyć wiecznie.

I znowu siedzę w kafejce. Nie posurfowałem za bardzo, bo mi fale nie pasowały, to znaczy, były większe niż moje umiejętności, ale fajnie było się w wodzie popluskać, próbując je złapać. Poza tym, to nie moja deska i nie chcę pierwszego dnia przesadzać i ją może połamać, czy coś. Powoli mi się podoba, tak sobie jeździć, trochę więcej luzu mieć, może też w głowie. Gdy rano pomyślę, że jadę surfować, to mi się łatwiej wstaje. Sport zawsze dodawał mi ochoty do robienia rzeczy. Tą kafejkę za pół godzina zamykają. Jadę potem do domu, to ponad godzina drogi, bo tu się strasznie trzeba wlec. W Niemczech, to średnia na autostradzie, to tak między 140 i 150, a tutaj, to chyba z 90, bo raz jest 80, a najwyższa dopuszczalna szybkość, to 110 km/h i wszyscy się tego trzymają, na to wygląda. No, może z jakimiś wyjątkami. Jeździ się jednak dużo bardziej na luzie niż w Niemczech, czy w Polsce, nie ma takiej walki na drogach i pokazywania, kto jest samcem, czy samicą Alfa. W Niemczech to jeszcze ujdzie,

Pustka

Budzę się rano i czuję niepokój i pewnie samotność. Dlaczego nie wyskoczę z łóżka i nie zrobię tych rzeczy, które chcę zrobić? Prawie każdy dzień to walka. Myślę, że się do tego trochę przyzwyczaiłem, ale to jakby płynąć pod prąd. Człowiek macha rękami i jakoś się nie porusza do przodu, gdy na chwilę przestanę, to nie jest lepiej. Więc płynę dalej. Nie wiem chyba, jak to jest żyć beztrosko, możliwe, że nigdy tego nie miałem. W sumie, to jest mi lepiej niż kiedyś, jestem może bliżej rzeczywistości, nie miotają tak mną emocje, gdy mam kontuzję, to odpuszczam sobie sport, prawie. Przyszło mi do głowy, że mnie jeszcze prawa dłoń boli, a gram już w paletki, starając się ją oszczędzać, no i tyle na temat teorii. Kiedyś wypełniałem tą pustkę marzeniami o dziewczynach. Tych odległych, które mnie nie chciały. Parę razy szalałem za jakąś, potem z nią byłem, potem się rozstawaliśmy, w sumie, to najczęściej z mojego powodu. Potem za nią tęskniłem, chciałem wrócić. Bo gdybym z nią był, gdybym jeszc

Controlled by fear

Dzisiaj czułem bardziej świadomie, jak mnie lęk ogarnia. Nie było to jakieś bardzo określone uczucie, tylko coś mnie jakby trzymało w miejscu i nie umiałem się za nic konkretnego zabrać. Nie wspominam tu o oczywistych fizycznych odczuciach, jak ściskanie w żołądku, czy nacisku na skronie. Przesiedziałem w domu, czytając, ale nie ucząc się, oglądając jakieś seriale po angielsku. "Cut to the chase", jak to się mówi. I oczywiście, myślałem dużo o NB (narkotyk B). Gdy do niej piszę, to mój lęk znika, po prostu jestem w innym świecie. Jak to z narkotykami bywa. Od poniedziałku idę znowu do pracy, będę codziennie 2 godziny na dojazd tracił, ale ileż to godzin straciłem w domu, nie robiąc nic. Jak będzie ładna pogoda, to przynajmniej będę trochę rowerem dojeżdżał. Narkotyk B, w ciąży, z innym facetem, a ja powtarzam ten sam schemat, czepiając się przeszłości, always trying to change myself, zawsze próbując samego siebie zmienić. Ale taki jestem, nie znaczy, że nie rozglądam się za i

Wycieczka

Jadę w skałki, jak mnie w końcu zabiorą, bo się powoli późno robi. NB odpisała, że przeprasza, że tak zareagowała, ale było jej źle, a w ogóle, to ja też źle zareagowałem, ale rozumie, że może za dużo oczekiwała. W sumie, to ja jestem masochista, ona mi pisze, że próbuje z facetem dziecko zrobić, a ja nie kupię paczki antracytu i nie poślę tego jej, albo sobie ;) ale znam ją od tylu lat, że, a cholera, szlag by to. Mam po prostu porąbane w głowie, bo ciągle wierzę, że możemy być razem, to znaczy, jakiś tam zwój w mojej głowie, a może nawet półtora, bo trudno je policzyć. Rzeczywistość sobie tutaj, swoją drogą, a w mojej głowie uczucia, robią co chcą. Ale rozmowy z moim wewnętrznym dzieckiem pomagają mi chyba. Cały czas mnie coś ściska, ale wiem, że w sumie, to przeszłość, bo tak naprawdę, to sobie jakoś radzę.

Chowany

Napisałem do NB, bo ona przestała się odzywać, to nic nowego dla niej. Może nie powinienem do niej pisać, ale mnie to trochę wpieniło. Jak mnie i moje lęki wpieniają. Robiłem masaż Shiatsu kumpelce, po jakichś 15 minutach zacząłem się czuć spokojniejszy, choć masaż taki sobie był. Próbuję zachować zimną głowę i wydaje mi się, że lepiej mi się z moim wewnętrznym dzieckiem gada, łatwiej jest mi się bronić przed innymi, czyli ładnymi dziewczynami. W piątek jadę w skałki, może być fajnie. Czuję stres, trzyma mnie za żołądek, ale czuję też w sobie wściekłość, na to wszystko, nie na mnie, na innych. Moja ciotka powiedziała mi, gdy ją niedawno spotkałem: "Pamiętam, jak twój ojciec krzyczał na ciebie, jak byłeś mały, ty stałeś z rękami po bokach i łzy spływały ci po policzkach. Nie umiałam tego wytrzymać, więc wzięłam moje dzieci i wróciłam do domu". No, dziękuję ciociu ;) Ale mi pomoc. Mam dosyć moich lęków, wściekają mnie, przeszkadzają mi, a jednocześnie są częścią mnie, więc chce

Wołanie śmierci

NB poprosiła mnie, żebym trzymał za nią kciuki, napisała mi, że wieczorem mi powie dlaczego. Wieczorem mi napisała, że dziękuje, że jest w ciąży. Gdy przeczytałem tego smsa, pomyślałem, że chciałbym umrzeć. I gdyby był taki przełącznik, gdzieś w mózgu "śmierć", to bym go nacisnął. Ale go nie ma i parę razy już to miałem, że chciałem się zabić. Tak wiele bólu, że nie wiadomo, co z tym zrobić, ale przeszedł on. I tak mam inne problemy, i czas, żeby tą wieczną i nieszczęśliwą historię z NB jakoś zakończyć. Wczoraj napisała mi ona smsa, gdy zobaczyłem, że to od niej, jakaś żelazna pięść ścisnęła mnie za splot słoneczny. Dlaczego ma mi być źle, z jej powodu, dlaczego nie mogę po prostu zapomnieć? Ale teraz się chyba ciężko obraziła, bo jej napisałem, że wiem, że ona się z tego cieszy, ale ja się nie cieszę. No i może dobrze. Moim problemem jest, że nie umiem się z mojej klatki wydostać. Ale nie mam zamiaru się zabić, choć myślę z uśmiechem, że spisałem testament, ale tylko po to,

Uzależnienie od NB

Ciągle myślę o NB, czyli moim narkotyku B. Narkotyk, bo mam ochotę do niego uciec, gdy jest mi źle, albo gorzej, albo dobrze. Ale czasami o Niej zapominam, jak wczoraj, gdy byłem w skałkach z dwoma dziewczynami, z których jedna ma chłopaka, a druga jest po prostu miła. I ta z chłopakiem oczywiście zdjęła stanik, jak byliśmy na plaży nad jeziorem. Chciała się całkiem rozebrać, ale to było na wiosce, więc jej powiedziałem, żeby sobie lepiej spokój dała, wiadomo, jesteśmy w Niemczech i nikt z orczykiem nie przyjdzie, ale nie miałem ochoty na stres. A może to ja nie chciałem się rozebrać, choć nie musiałem. Przynajmniej się fajnie z nią żartuje. Muszę się nowych rzeczy do pracy uczyć, to znaczy, chcę też, bo inaczej się nie da czegoś do roboty znaleźć bez ruszania stąd tyłka, chyba. Czuję lęk, gdy mam do kogoś w sprawie pracy zadzwonić, tym bardziej,gdy podejrzewam, że to i tak poza moim miastem i będzie głupia gadka, bo będę musiał powiedzieć, że póki co, to szukam tylko tutaj. Myślę, że

Trening

Wczoraj poleciałem ze 4 metry głową w dół. Ciekawe uczucie, przynajmniej wiem, że pas działa też, jak się do góry nogami wisi. Za słabe łapki mam do chodzenia po "dachu". Byłem na basenie, i o ile mi się nie pomieszało, to pierwszy raz, pewnie dzięki pracy nad zwrotami, udało mi się poniżej 30 minut zejść. Cieniutko, ale zawsze coś. I tak pływam tylko dla zabawy. Siedzę w kafejce, NB nawet odpisała na mojego maila, czym mnie bardzo zdziwiła, muszę powiedzieć. Czekam na cud, a póki co, to żyję sobie po prostu i próbuję walczyć z moimi lękami. L, moja współmieszkanka, jest podejrzanie miła ostatnio, może dlatego, że ja też jestem bardziej otwarty i się jej nie czepiam, ale sobie z niej jaja robię. Dzisiaj musiałm nawet kartofle na obiad obierać, do czego to doszło, i marchewkę też. Obudziłem się w paskudnym nastroju, po części może to kontakt z NB, po części może prostu stare sprawy, trudno powiedzieć. Wpienia mnie strasznie, jak niektórzy ludzie, jak im się pieniądze pożyczy,

Ucieczki i powroty

Ciekawe, ile ludzi ucieka. Ile się zabija. W sumie, to niesamowite, że codziennie parędziesiąt osób popełnia samobójstwo. Nie, żeby mnie to specjalnie ruszało, ale interesujące jest, jak mało ludzi o tym, wie, bo może nie chcą wiedzieć. A może dlatego, że tak mało się o tym w gazetach pisze. Byłem na basenie, pluskałem się trochę, ale powoli, muszę dalej z techniką walczyć. Jest jeden facet, który regularnie chodzi i jest szybszy ode mnie. Muszę nad przewrotem popracować, bo przy tym najwięcej tracę, jak koło niego próbuję płynąć. Jakiś dzień pełen lęku. Ale tak bywa. Przespałem do 11 rano, bo bałem się, że mnie jakieś choróbsko złapie. Wczoraj na ściance byłem trochę nieprzytomny. Zacząłem ostatnio robić jakieś trudniejsze drogi, nie aż takie trudno, bo coś koło VII-, ale wykańczające wczoraj. Ale dzisiaj się lepiej czuję. L, moja współmieszkanka nawet obiad zrobiła, ale nie chciałem za dużo jeść przed basenem, bo się potem pływać nie da.  Napisałem znowu smsa do NB, pewnie nie odpowi

Praca nad techniką

Dzisiaj było pełno dzieciarstwa na basenie, ferie mają. Ale po jakichś 15 minuta zrobiła się wolna oddzielona część basenu. Zaczął tam pływać jakiś facet, myślałem, że to może też jak ten "zwierzę", który bardzo szybko pływa. Spytałem się go, tak po prostu, z uprzejmości, bo mi przeca nie odmówi, czy też mogę i on powiedział, że pewnie, że możemy w kółko pływać, jak będę za wolno pływał, to mnie wyprzedzi. No to ja sobie porobiłem moje ćwiczonka, bo trenowałem trochę na sucho w domu i byłem napalony, żeby je wypróbować. On mnie raz wyprzedził, a potem ja go wyprzedziłem. Skończyło się na tym, że on sobie przerwy robił. "Zwierzak" ćwiczy z płetewkami, czy innymi narzędziami tortur. A poza tym, to robi przewrotkę. Ja, bo nie mogłem przez tych pierwszych 20 minut normalnie pływać, też porobiłem parę przewrotek. Dlatego robię już na zwrotach przewrotkę, człowiek się raz porządnie odbije, jak jeszcze we właściwą stronę, to parę metrów ma za darmo, jak w niewłaściwą, to p

Powroty, wte i wewte

Piszę o moim dzieciństwie nie dlatego, że nie mam nic innego do roboty, albo, że uważam, że niezależnie od tego, co napiszę, to będzie to ciekawe. Po prostu wychodzę z założenia, że poprzez wracanie do przeszłości uda mi się zbliżyć do moich emocji, tych, które czasami kontrolują moje życie, czynią mnie bezwolnym. Taka jest teoria i często praktyka. Więc sprawdzam to na sobie, bo o mnie tu chodzi. Wczoraj, czy przedwczoraj coś popisałem i dzisiaj obudziłem się zlany potem, śniły mi się jakieś koszmary. Bolała mnie szczęka, bo pewnie zagryzałem zęby nocą, może zgrzytając nimi. Trochę mnie chyba serce ostatnio bolało, więc wracam ostrożnie do mojej przeszłości. Już parę razy zmusiła mnie do leżenia wpółprzytomnym w łóżku, z bólem brzucha, którego nie umiałem sobie wytłumaczyć, z gorączką. Za pierwszym razem myślałem, że to przypadek. Za drugim razem dało mi to do myślenia. Ale ogólnie, to chodzi mi o to, że wracając do przeszłości można tam znaleźć kawałek siebie, czyli po prostu emocje,

Dwa światy

Tak sobie żyję, w dwóch światach, świecie emocji i świecie racjonalnym. Czasami może w dwóch na raz? Nie wiem. Wiem, że pływanie wypłukuje stres. Pływałem sobie znowu, trochę ponad kilometr, a potem jeszcze tak sobie. Lubię pływać delfinem, bo czuję, jakbym wtedy leciał, niesiony przez wodę, nieważki. A teraz piję sobie gorącą czekoladę, siedząc w ulubionej kafejce. Wczoraj słońce mnie wywabiło na zewnątrz. Trudno się biegało, bo nie miałem ochoty się wywalić, ale bieganie dobrze mi robi. ścieżka wśród pól, momentami czarna, w miejscach gdzie śnieg stopniał, a poza tym, to dosyć śliska. Nie wywaliłem się, ale jakoś czuję się nieswojo. Może bieganie na mrozie nie jest takim wspaniałym pomysłem, jak człowiek do tego nieprzyzwyczajony. Walczę z moimi lękami, które kiedyś barierami nazywałem. Teraz nazywam je chyba po imieniu. Zawsze coś, zawsze jakiś krok do przodu. Każdy żyje jak umie. Chcę wrócić do domu i coś napisać. Odzyskać kawałek siebie, kawałek tego, co zgubiłem. Zgubiłem coś i n

Szkoła I

Ja znowu przy cappuccino, byłem popływać, po tym, jak cały dzień uciekałem przed moimi myślami oglądając serial "Two man and a half", czy coś koło tego. Ale pływanie dobrze mi zrobiło. Pływałem przy linach, czasami przymykając oczy. Tak sobie pływam, 1000m, potem jeszcze trochę. To wypłukuje stres. --> Jestem zakochany w dziewczynie ze szkoły. Ona mnie oszałamia, swoją urodą, uśmiechem, ciepłem. Nie daje mi tego ciepła, ale je czuję, tęskniąc za jej bliskością, odurzam się jej widokiem, i staram się ją przypadkowo spotykać. Czyli cały repertuar. Widzę ją, w kolorowej sukience, w czerwonym sweterku, gdy stoi w autobusie i ja ją nieśmiało zagaduję, czy by się ze mną nie umówiła. Oczywiście, nie byłbym sobą, gdybym się jej nie zapytał na okrętkę, w stylu, „co byś na to powiedziała, gdybym Cię zapytał...”. Kręci nosem, że nie. Od razu rezygnuję. Do głowy mi nie przyjdzie, żeby powalczyć trochę. Uciekam gdzieś w głąb moich marzeń na najmniejszy znak odmowy. By potem znowu kiedy

Niepokoj po raz xxx

Coś mnie dzisiaj niepokój zżera. Najpierw mnie o 1-szej w nocy L obudziła, bo chciała się rozliczyć za opłaty za mieszkanie, to jest mnie dać jej cześć, bo ja opłacam. Skończyło się na rzucaniu się poduszkami. Ona się czasami dziwnie zachowuje, tak, ze nie wiem, co chce. Czasami zamyka się jak chomik w swoim pokoju, a czasami myje zęby siedząc na moim łożku. Mam ostatnio kontakt smsowy z NB, to jest, ja do niej pisze, ona od czasu do czasu coś odpisze. Chodzi o przesyłkę, która przez nieuwagę posłałem kurierem, a nie pocztę. A jej nie ma w domu o tej porze, jak on ma przyjść. Na maile nie odpowiedziała. Nie wiem, co o tym w ogóle sądzić. Jak jej pies umarł (nie lubię pisać "zdechł"), to napisała mi smsa. Swój adres mi podała, jak jej chciałem książkę posłac. Mogla napisać "nie posyłaj, nie potrzebuje". Czasami coś odpowie, a czasami nie. W sumie, to jest to trochę zabawne. L chodzi ostatnio po kuchni w koszulce i bez stanika. A ja dzisiaj trochę niewyspany. Przez L,

Dziwny dzień

Jakiś dziwny dzień dzisiaj. To znaczy, dziwny wieczór. Chciałem iść do kafejki, by coś popisać, ale jakoś byłem zmęczony. Chciałbym  nauczyć się pisania w domu. Pamiętam, jak siedziałem kiedyś w drewnianym domu, z widokiem na rzekę w dole, pokrytą krą i śniegiem. Na zrobionym przeze mnie stole stał komputer, na którym coś chciałem robić. To było parę lat temu. Stał on, i szumiał czasami, gdy wentylator się włączał. Chciałem coś na nim zrobić, ale nie potrafiłem podnieść się z łóżka, na którym coś czytałem. Coś trzymało mnie z dala od tego stołu. Budziłem się rano, wyglądałem przez okno, widziałem gładkie kształty, schowane pod śniegiem. Włączałem ten komputer, bo była to niedziela i szedłem robić herbatę. A potem. Potem za każdym razem, gdy chciałem coś zrobić, gdy chciałem choćby się zalogować, coś mi nie pozwalało. Minuty mijały, herbata zaczynała mnie oszałamiać, ja czytałem coś, "na chwilę tylko, ale zaraz się wezmę". Godzina mijała po godzinie, coś zjadłem, czegoś się na

z Hiszpanii

Napisała do mnie mama mojego przyjaciela, który już nie żyje. Dociągnął 30-ki, takie życie. Ja sobie tak myślę, że jakbym chciał popełnić samobójstwo, to wolałbym, żeby mi ktoś powiedział dlaczego to chcę zrobić, że nie jestem popieprzony, ale po prostu nauczyłem się niewłaściwego postępowania, reakcji. I że to można zmienić, bo osobiście uważam, że można. Codziennie umiera może z 50 osób w Niemczech i Polsce (9.000 + 5.000 rocznie), samobójstwo. Można to demonizować, uciekać od tego, potępiać to, ale to nie zmienia faktu, że ludzie się zabijają. I co? Mnie najtrudniej było uwierzyć, że można coś zmienić, że nie trzeba tak cierpieć, i może w to, że nie jestem świrem. Nie jest prosto, i nie było. Bo w sumie, gdy się pomyśli, że rodzice mają dbać o dzieci, to mi się przykro robi, bo mój ojciec tego nie robił. I teraz naprawiam sam siebie, albo próbuję. Zauważyłem, że gdy człowiek mniej ucieka, to zaczyna lepiej rozumieć, siebie, ale i też innych, albo nawet to, co inni napisali, czy poka

Biliard

Poszedłem dzisiaj z kumplami z pracy na biliarda. Zanim wyszedłem, to siedziałem koło L, w sumie, to wpółleżąc przy niej. Nie chciało mi się oczywiście wstać, ale też nic nie zrobiłem, żeby to bliższe było. Staram się zachować bliższy kontakt fizyczny z nią, ale też uciekam trochę od niego. Nie wiadomo po co. Tyle, że uczę się. Mniej lęku w pracy, więcej kawy. Wiem, że muszę pewną rzecz zrobić i czuję przed tym lęk. Ale jakoś lepiej niż kiedyś, tak mi się wydaje. Przed czym czuję lęk? No, żebym ja to tak dokładnie wiedział...

21

˛Tak sobie słucham ostatnio Green Day, 21 guns, chociaż mi tekst jako tako nie podchodzi, bo jest za bardzo, tego no, pesymistyczny. Ja jestem za walką, w ten, czy inny sposób. Myślę, że jakbym nie walczył, to może bym już nie żył, albo był okropny ;) Eh, ciekawe, ale chyba bym nie żył. Tyle, że co to za gadanie, jestem jaki jestem i raczej walczę, choćby z przecinkami jak piszę, albo z pająkami, które L straszą. L jutro rano będzie, może dzisiaj w nocy, bo może pracuje. Oczywiście, nie powie po ludzku, ale jutro rano ma być, bo przychodzą od kabla, i jak jej nie będzie, to ją zabiję, a dokładniej mówiąc, pojadę z nią dzień później do jej miasteczka, bo ją tam mam w piątek po drodze zabrać. Dużo ostatnio opowiadam znajomym o L. Ale ogólnie, to siedziałem sobie w pracy, po prostu wsłuchując się w mój lęk, próbując nie uciec. Myślę, że sporo lęku miałem w młodości. Każdy powrót do domu, czasami oberwałem w szkole od paru. Tak sobie po prostu myślę i tyle. Czytam o tych wszystkich części

Smutek i ironia

W sumie, to nie wiem, czy ta dziewczyna coś ode mnie chciała, czy nie. Wydawało mi się, że się za bardzo w nią na basenie wlepiam, chociaż nie robiłem tego specjalnie, raczej dyskretnie. Na koniec jak ja się zebrałem z moim kumplem, to ona też. I wylądowaliśmy na tym samym promie. Gdyby się uśmiechnęła, to bym pewnie zagadał, tym bardziej, że usiadła blisko mnie. Chciała chyba koło mnie stanąć, ale nie zdążyłem jej miejsca zrobić. Mhmm, a może mnie wogóle nie rozpoznała? W każdym razie musiałbym do niej podejść, albo przesunąć się kawałek, ale siadła mi trochę logika. Teraz widzę oczywiście te rozwiązania, ale wtedy, na tym promie, czułem się jak na egzaminie. ściskanie w żołądku i lekka pustka w głowie. Ale, to nie pierwsza ładna dziewczyna i nie ostatnia. Gdy mi niespecjalnie zależy, to potrafię zagadać, jak do tej, która koło mnie w kafejce siedzi. Mhmm... Ale tamta miała coś w sobie, a może po prostu była ładna ;) Dzisiaj to raczej dzień smutku. Po prostu mi smutno. Może nie cały d