Posty

Wyświetlam posty z etykietą samobojstwo

Po prostu jestem

Spać mi się chce, choć da się nawet wytrzymać. Za oknem ciemne chmury, choć mój smartphone mówi, że ma być cały dzień słońce, dopiero koło 22.00 trochę deszczu. Kumpel z Australii odezwał się, że chce pogadać, następnego dnia, z rana. Na drugi dzień nie zgłosił się, aż do wieczora, kiedy napisał, że ma znowu spory dołek i myśli samobójcze, więc idzie do szpitala. Póki co, to nic o nim nie słychać. Wczoraj grałem w paletki, mogłem się trochę wyszaleć, do bólu nóg. Potem jednak lepiej śpię, tak mi się wydaje. To interesujące, że gdy rano się budzę, to naprawdę nic nie ma sensu. - Tak sobie teraz myślisz - chodzi mi po głowie - że nie ma sensu nic robić, ale wiesz, logicznie, że w ciągu dnia się to zmieni. No i tak było. Porobiłem moje ćwiczenia, które w danym momencie nie miały żadnego sensu, bo tak. Potem wsiadłem na rower i po przejechaniu kawałka jakoś zaczęło się robić przyjemniej, w sensie, neutralnie. Nie, żeby wszystko nabrało znaczenia, ale nie warto było sobie tym głowy zawracać

Tendencje, czy może raczej myśli samobójcze.

Kumpel mi wczoraj napisał, że jest w nastroju samobójczym, czyli "suicidal", bo pisał po angielskiemu. Ma zamiar iść do psychiatryka, czy coś w tym rodzaju, na miesiąc. Już był kiedyś, z rok temu. Coś tam sobie popisaliśmy, choć niewiele, na koniec mu napisałem, że nie ma tendencji samobójczych, ale ma myśli samobójcze. Może to niewielka różnica, ale "tendencje samobójcze", to coś, co ma się jakoś w głowie, jakoś to człowieka ogarnia. Myśli samobójcze, to po prostu myśli, skądś się biorą. U niego bierze się to po części z problemów ze związkiem, bo chyba się rozstał z dziewczyną, czy coś, dokładnie nie napisał. W każdym razie kłopoty. Więc normalka, reaguje tak, jak niektórzy reagują, tacy z trudną przeszłością. Ja codziennie do roboty, potem często paletki wieczorem, choć wczoraj mi się nie chciało. Teraz też idę znowu zaraz, choć mi się nie chce, chcę się trochę odreagować, bo w nocy coś się budziłem, tym razem nie przez sąsiada. Spam się coś przyczepił do mojego

Jakoś się żyje

Interesujące jest obserwowanie emocji, przynajmniej dla mnie, przynajmniej moich. Wieczorem poczułem nagle niepokój. - Skąd się to dziadostwo wzięło - pomyślałem sobie. Po paru sekundach przypomniało mi się, że mam przecież nagrać życzenie na wesele kumpla, Chińczyka. Taka prosta rzecz, a mnie stresuje. Bo oczywiście, nie wiem, czy mam się do tego jakoś specjalnie ubrać, jak długie te życzenia, w jakim języku. Na koniec, to znaczy, dzisiaj, wyszło, że mam to sobie po angielsku napisać a potem na chiński przełożyć, bo tak łatwiej. Ta, ... Będę musiał poprosić o pomoc jedną z kumpelek. Potem nauczyć się to mówić, żeby nie wyjść na imbecyla, albo nie powiedzieć czegoś nie tak. Najlepiej niech to ktoś jeszcze sprawdzi. Spakowałem walizkę. To też może jakaś zmiana, bo kiedyś pakowałem w ostatnim momencie. Teraz staram się robić niektóre rzeczy po kawałku, ale codziennie. Możliwe, że to mnie tak męczy. Walka z lękami jest męcząca. Wiem, że mam dobrą kondycję, wszędzie mi to mówią, znaczy, ta

Jak na moje możliwości, oczywiście.

Spać mi się chce. Nie wiem już nawet ile kaw wypiłem. Idę późno spać, śpię przy otwartych oknach z balkonu, a koło 4 nad ranem, czy której tam, może 5, budzą mnie ptaki. Niektóre rzeczywiście dzioby drą. W każdym razie, to dalej walczę ze sprzedażą samochodu. Uczę się z tym jakoś obchodzić. żeby było weselej, to wsiadam wczoraj po porannym treningu do samochodu, odpalam go i widzę, że mi się jakaś lampka świeci. Pomyślałem, że to może dlatego, że nie dokręcałem zamknięcia wlewu benzyny, bo łatałem trochę bak. Przejechałem kawałek. światełko się nadal świeci. Zatrzymałem się i sprawdzam. Aha, to światełko do poduszek powietrznych, czyli tego całego airbagu. Następnego dnia miał przyjechać klient, zobaczyć ten samochód. -- Pierwszy raz mi się zaświeciło -- powiem mu, pomyślałem -- na pewno mi uwierzy. Nic to, w każdym razie po drodze do domu wstąpiłem do warzywniaka kupić jajka, bo mają takie, z powoli chodzących kur. Niedaleko domu, po warzywniaku, zauważyłem, bo ja jestem błyskotliwy z

Obserwacja lęków

Obserwuję moje lęki. Najczęściej zaczynają się one od jakiegoś uczucia napięcia w okolicach splotu słonecznego. Czasami jest to po prostu wrażenie, że nie ma sensu się wysilać, no, bo nic nie ma sensu. Dlaczego tak to obserwuję? - Nie zajmuj się tak sobą samym, po prostu żyj - słyszałem nieraz, najczęściej od przedstawicielek płci piękniej. - Taa - myślę sobie - łatwo powiedzieć. Faceci zabijają się chyba ze 3 razy częściej niż kobiety, za to kobiety częściej próbują. Wiem jak niebezpieczna jest frustracja i depresja, pomieszane ze sobą, z dodatkiem PTSD, dlatego już nie słucham takich rad. Wolę się raczej zajmować moim problemem, niż skończyć gdzieś na belce, czy grubej gałęzi. A może mam uraz, bo moja Mama ignorowała, przynajmniej po części, nasze lęki? Jej stary nie bił. Ale na koniec ona i tak zaczęła pić, przynajmniej przez jakiś czas, więc co taka gadka. Patologiczna rodzina i tyle :P Myślę, że łatwiej jest mi obchodzić się z moimi lękami gdy wiem jak działają. Gdy je czuję, to w

Wewnętrzne dziecko a PTSD, "to się zabiję"

W sobotę były zawody w paletki, w grze podwójnej. Z 12 gier połowę wygraliśmy, połowę przegraliśmy, czy coś koło tego. Ciężko mi się gra z moim partnerem, bo on trochę zakuty łeb, ale wiedziałem o tym od początku ;) Gram z nim, bo go lubię :) Gdy źle gram, to od razu wpadam w ten schemat "po co trenuję, jak i tak nie wychodzi, jak jestem zestresowany", projektuję to ogólnie na moje życiu "i tak mi nic nie wychodzi". Więc odpuszczam sobie następnego dnia, gdy padam na pysk. Staram się zebrać siły i iść po prostu dalej, w pewnym sensie ignorując te negatywne schematy. Wiadomo, nie ma co przebijać muru głową, ale wiem, że często po prostu brak mi wiary w siebie. Odzywa się to latami wpajane mi przez mojego starego "do niczego się nie nadajesz", "z niego to nic nie będzie".  Niezależnie od tego, czy mówił to po prostu dlatego, że mnie nie lubił, czy nienawidził, albo dlatego, żeby mnie zmotywować. Albo po prostu, żeby się samemu odreagować ;) Więc po

Iluzja-"Nic się nie da zrobić"

Zastanawiam się, czy napisać coś do NB (narkotyk-B). Może to ta rozmowa z jej ojcem tak na mnie wpłynęła, może to, że wiem, że się rozwiodła, choć może jest z kimś innym. A może to po prostu potrzeba rozwiązania jakiegoś węzła, który mam w głowie. Dalej walczę z lękami. To, że sobie nie zawsze radzę, widzę po stercie pudełek w pokoju. Muszę zawartość posortować i starą elektronikę, czy jakieś drobne elektryczne rzeczy do punktu odbioru zawieźć, bo nie powinno ich się do normalnych śmieci wyrzucać. Chciałbym, żeby coś w mojej głowie zrobiło "klick" i żebym nagle nie miał lęków. Kiedyś myślałem, że może tak się stanie. Teraz już raczej w to nie wierzę. Nie bardzo to też odpowiada temu, jak w sumie mózg pracuje, o ile te teorie odpowiadają rzeczywistości. Ogólnie, to coś się zmienia. Jest chyba trochę lepiej, niż parę lat temu. W każdym razie, nie myślę tyle o samobójstwie, co uważam, jest bardzo pozytywne. Nie czuję też tak chyba takich głębokich smutków, czy bólu. Staram się b

Bez tytułu i bez NB

Byłem na imprezie sylwestrowej, u S. Było nawet fajnie, poszedłem do domu trochę po czwartej, bo nie chciało mi się już tam siedzieć. Wiedziałem, że im dłużej posiedzę, tym bardziej nieprzytomny będę następnego dnia. Od północy tańczyliśmy, ogólnie, to mało kto tam w parach tańczył. I tak, że ludzie tańczyli ;) W sumie, to mogłem dłużej zostać, ale myślałem też sobie, że trudniej mi będzie do domu wracać, samemu. Wczoraj nie zrobiłem nic, oprócz tego, że pozmywałem. Dzisiaj rano zauważyłem kłębki kurzu za łóżkiem. Tyle chciałem czasie wolnym zrobić, a tak mało zrobiłem. To znaczy, w domu. Bo sportu to uprawiałem sporo. Nie, żebym od tego tracił na wadzę, może dlatego, że za dużo jem, to znaczy, obżeram się. Ale, tak ze dwa, trzy kilo, to bym mógł stracić. Wyczytałem znowu, był artykuł online, że sport dobrze robi na depresję. Widzę to też po sobie. Kiedyś więcej biegałem, teraz szukam raczej towarzystwa ludzi, dlatego więcej badmintona. Kiedyś siadywałem więcej po kafejkach, z notebook

Ta piosenka przypomina mi trochę kołysankę.

W sumie, to słucham sobie tej piosenki, prawie, że w kółko. Wiem, że mi przejdzie. Jakoś smutek mnie odwiedził. Już może parę dni temu. Może też wczoraj, po tym, jak prawie cały czas grałem z X, czyli tą Chinką. Ona zniknęła na koniec, bez pożegnania. Próbuję patrzeć na to tak, jak ja patrzę na inne dziewczyny. Parę chce ze mną gadać, ale mnie się nie zawsze chce. Ale ogólnie, to podobno można ze mną dobrze porozmawiać. Nawet z X niewiele gadam, bo coś się rozmowa nie klei. Dzisiaj rano posłałem X maila z linkiem o technice z paletek i z linkiem do tej piosenki. Odpisała w stylu, "dziękuję za link". Pasuje "link", bez -a, bo użyła niepoprawnego artykułu ;) Ogólnie, to ona się czasami chyba szybko złości, czy jest niecierpliwa, co mi już A opowiedział, który ją częściej widywał, jak grywała ze swoim chłopakiem, który pracuje w innym mieście. Nie robię sobie jakichś nadziei, jeśli chodzi o X, bo jest za młoda. Słucham piosenki. Gdy jest mi smutno, to myślę, że to moje

Moje mysie dziury, gra na własnych emocjach

Wczoraj byłem na paletkach. Przyszła X i graliśmy parę meczy. Byłem zły, że przegraliśmy z AiK. Gdy gram z X, jestem pospinany. Podoba mi się ona, choć wiem, że ma chłopaka i jest dużo za młoda. Ale co z tego, gdy coś w moich emocjach nie zwraca na to uwagi. W sumie, to mogłem więcej z nią porozmawiać, tak normalnie, w przerwach między grami, ale gadałem chyba tylko o badmintonie, bez sensu, a może z sensem. Nawet nie wiem, czy ona chętnie ze mną gra, bo trudno mi ją wyczuć. Myślę, że trochę lubi grać i tyle. Ani mniej, ani więcej, ale mój mózg, moje emocje szukają w niej oczywiście dziewczyny, uczuć i emocji. Napisałem potem maila do niej, że lubię z nią grać, ale nie wiem, czy ona lubi, bo nie wiem, co ona myśli. Nie wiem, czy ten mail miał sens, ale miałem ochotę go napisać. Uczucia do kogoś jak X, czy C (ze ścianki), to trochę jak chodzenie po krawędzi grani, w skalistych górach. Gdy człowiek się poślizgnie, to może kawałek polecieć. Z drugiej strony może mnie to trochę z tego mara

Lepiej niż kiedyś

Coś mi się nie chce ostatnio nic pisać. Słucham sobie Dido. Gram dużo w paletki i mam wrażenie, że gram coraz gorzej. Wczoraj też przegrałem coś tam, jakąś podwójną na treningu i byłem zły, że przegrałem, bo mogłem wygrać. Tyle, że chciałem grać po swojemu. Mogłem grać na jednego początkującego, ale wolałem po swojemu. To znaczy, byłbym zadowolony, gdym mógł wygrać grając tak, jak chciałem ;) Nie lubię tych moich lęków. Po prostu przychodzą i mnie czasami duszą. Kiedyś myślałem, że flash-back jest taki, jak na filmach, że widzi się to, co się kiedyś wydarzyło. Ale u mnie to po prostu lęk i emocje z przeszłości. Przypominam sobie coraz lepiej, że chyba za każdym razem czułem lęk, wracając do domu, wiedząc, że stary tam jest. To było podobne uczucie do tego, które łapie mnie teraz. Czasami czuję zapach tych czasów, albo wpadnie mi do głowy jakiś kolorowy fragment, który coś tam we mnie wywoła. Tyle lat uciekałem od przeszłości nie wiedząc o tym. Zamknąłem moje dzieciństwo i nigdy do nieg

Przynajmniej próbowałem

Coś mi się ostatnio nie chce pisać. Wczoraj ścianka. Miałem się wspinać z C, ale ona się rozchorowała. Myślałem, że jej się nie chce, ale odpisała dzisiaj, że idzie do lekarza. Wspinałem się z innymi dziewczynami i też było fajnie, a może nawet fajniej ;) C jest ładna, czy nawet bardzo ładna i wychodzi często, że jest trochę rozbestwiona ;) Idę dzisiaj na trening drużyny, zobaczymy, jak będzie się moja noga, czyli kolano, czy łydka sprawować. Lubię te treningi, bo poziom jest wyższy niż w grach z hobbistami. Chociaż, ostatnio przegrałem na zawodach hobbystów, czyli w piątek. Fakt, oszczędzałem się, ze względu na łydkę, ale byłem też zdenerwowany. Wtedy siada mi motoryka. Zawsze mnie to dołuje, jak ze zdenerwowania nie umiem porządnie grać. Czuję się wtedy bezradny i wskakuje schemat "wyuczonej bezradności". Fakt, uczyłem się tego schematu latami, za dziecka, gdy człowiek się podobno najszybciej uczy. Musiałem stać na baczność przed starym i patrzeć na niego, gdy do mnie mówił

Uczyć się walczyć i żyć

Wczoraj byłem się wspinać z ładną dziewczyną, którą znam od lat. Potem nie czułem smutku, raczej trochę złości, bo w sumie, to mi godzina nie pasowała i musiałem linę tachać, chociaż ona była samochodem. W sumie, to byłem zadowolony, że nie czułem tego głębokiego smutku, który często się pojawia, gdy spotykam jakąś dziewczynę, która jest w pewnym sensie nieosiągalna. Ale, nawet nie wiem, czy bym chciał być bliżej tej C. Może dlatego nie było tego smutku, a może po prostu coś się we mnie zmienia? Staram się mieć dużo kontaktu z wewnętrznym dzieckiem, czyli emocjami z przeszłości, które codziennie wychodzą. Myślę, że wychodziły one też kiedyś, ale o tym nie wiedziałem. "Kiedyś", to byłem prawie cały czas nieszczęśliwie zakochany. To była w sumie wygodna forma ucieczki od problemów. "Bo gdyby...". Wiem, że nie tylko ja tak robię. Część ludzi czepia się kurczowo przeszłości, marząc o miłościach, które były, część czegoś innego. W sumie, miłość, czy zakochanie, to też fo

Walka z wyuczonym.

Jestem trochę zmęczony i rozdrażniony. Niepotrzebnie napiłem się mocnej herbaty około ósmej wieczorem. Obudziłem się potem na chwilę w nocy, a potem o piątej nad ranem. Wczoraj nie zrobiłem nic. To znaczy, byłem się wspinać. Moja partnerka, bardzo ładna blondynka. Miło się było do niej na chwilę przytulić, gdy siedzieliśmy na niskim murku, przed ścianką. Idziemy się wspinać we wtorek, trochę późno, bo o 19, ale, czego się nie robi, jak się nie ma nikogo innego do wspinania się. Walczę z moimi wyuczonymi zachowaniami. Coś mnie trzyma i dusi, gdy tylko pomyślę o niektórych rzeczach, które miałbym zrobić. Każdy dzień to jakaś tam walka. Czasami sobie odpuszczam, czasami nie. Czasami pewnie rzeczy muszę zrobić, bo nie da ich się odwlec. I jak zwykle, gdy się do czegoś zasiądzie, to zrobienie tego kosztuje mniej wysiłku, niż uciekanie przed tym. Chyba prawie każdy to zna. Walka ze zmęczeniem i z bezsensem robienia pewnych rzeczy. Ale co, gdy będę jeszcze z trzydzieści lat żył? Kiedyś moje ż

Ahoj przygodo

Walczę trochę z przesunięciem czasu. Wczoraj przez chwilę przyszła mi do głowy myśl, że może warto się zabić. Tak się zacząłem nad nią zastanawiać, skąd się wzięła. Może z tego, że nie dałem rady nic sensownego zrobić, w sobotę, czy niedzielę. Wczoraj byłem popatrzeć jak grają w paletki, sporo znajomych grało na zawodach. Byłem tam z A, dobrym kumplem, który mnie odebrał z lotniska. W sumie, to miłe to było. Przyjechał on i KJ, czyli K-Japonka. Wypiliśmy u mnie herbatę, KJ miała przy sobie kanapki. Było jak na pikniku. Dostali ode mnie koszulki ;) W sumie, to jedną z nich planowałem dla J, ale, skoro jej nie było, a była KJ, to dałem KJ, która się bardzo ucieszyła. Moja komórka zaczęła znowu lepiej działać, co mnie też ucieszyło. Coś tam musiałem dokładniej wyczyścić. Myśli samobójcze są u mnie związane bardziej z poczuciem bezradności, niż z bólem. Ale staram się wtedy łączyć z wewnętrznym dzieckiem, staram się wyłapać te emocje, które mi przeszkadzają. Lęki z przeszłości. Australia c

Skąd brać energię do życia? Czy zawsze jej trzeba do walki?

W sumie, to nie wiem, skąd brać energię do życia. Z wakacji, z miłości, czy jakichś radości? Dużo tu czytam o szczęściu, na blogach. Szczęście, miłość. No i rozczarowania. Mnie też brakuje czasami, czy często energii, do życia. Co robię wtedy? Staram się iść dalej. Od kiedy obejrzałem parę filmików o ultramaratonie, szczególnie tym "Badwater", to mam to przed oczami. Facet z protezą na nodze, brakuje mu też przedramienia. Potrafi przebiec 40, 100, czy 200 kilometrów. Do tego musiał trenować. Każdy z tych biegaczy musiał ciężko trenować, by móc biec ponad 20, czy 30 godzin. W dodatku w Death Valley, gdzie temperatury sięgają do 40C, czy może więcej. I gdy tak myślę o moim życiu, to widzę, że to też jak jakiś ultramaraton, czyli bieg dłuższy niż maraton. Nie wystarczy, żeby sobie czasami pobiec, bez treningu. Powiedzieć sobie "to ja sobie pobiegnę 100 kilometrów". Bo wtedy, może się uda, a może nie. Gdy ktoś próbuje przebiec "Badwater", to bez treningu po pr

Depresyjne reakcje na problemy

Pojechałem dzisiaj na surf. W sumie, to nie złapałem żadnej fali, to znaczy, tak naprawdę, bo jakieś tam z pianą łapałem, przynajmniej jedną. Trudno było złapać, przynajmniej mnie, bo albo były dosyć duże, jak na mnie, a jak się już zdecydowałem, to miałem przed sobą z dziesięć, czy piętnaście osób, które musiał bym jakoś wyminąć, tak mi się wydawało. Nawet nie chodzi o wyminięcie, ale pomyślałem, że jakbym poleciał, to ktoś mógłby deską ode mnie oberwać. A taka deska ma dosyć ostre miecze. W każdym razie wylazłem po ponad godzinie z wody i przyglądałem się surfującym, a było ich chyba na obydwu połączonych plażach na pewno z sześćdziesięciu. Zajadałem do tego "fish and chips", czyli rybę z frytkami.  Tam, na wybrzeżu, to lato, tutaj, na kampusie, to prawie jesień. Dobra, olałem to, bo i tak jeszcze chciałem się dzisiaj wspinać w hali z B. Ale postanowiłem kupić klucz do namiotu na dachu. Mam na dachu samochodu namiot. Rozłożony oczywiście ;) Wiadomo, taki składany, śpi się c

Czym różni się grypa od samobójstwa?

Nie przepadam za ezoteryką, nawet trudno powiedzieć dlaczego. Może dlatego, że zrobiłem się zbyt analityczny, zbyt cyniczny, a może też za dużo się tym interesowałem. Pewnie wszystko na raz. Moje ulubione miejsce na placu jest zajęte, ale, może tam pójdę, bo mi się niewygodnie na tej ławce siedzi, jak siedzę ze skrzyżowanymi nogami. Moje życie, to walka. Taka po prostu. Jakby trochę w dżungli, gdzie trzeba na wiele rzeczy zwracać uwagę i wiele rzeczy samych nie przychodzi. Gdy mi ktoś powie, czemu tak walczysz, siądź, wsłuchaj się w siebie, tam znajdziesz prawdę, to dziwnie mi się robi. Pewnie ta "prawda" mnie próbuje odepchnąć, albo coś. Nie wiem dlaczego, ale czasami mam wrażenie, że jestem w średniowieczu, gdy słyszę niektóre poglądy, albo widzę jak się ludzie zachowują. Ale w sumie, to czasami myślę jak Sheldon z BBT, jestem wśród małp, tyle, że w odróżnieniu od Sheldona, też uważam się za małpę ;) Kiedyś świat był prosty, byli bogowie, którzy powodowali burze, czy wojny,

Lęki i plan B, czy jakiś tam

Mój ojciec ma Alzheimera. W sumie, to chyba nic nowego dla mnie, ale trochę mnie to jednak zaszokowało. Człowiek, który mi groził, że mnie zatłucze jak psa, a mimo wszystko czuję coś do niego. Gdy jego żona powiedziała, że rozmawiali o mnie, to zrobiło mi się jakoś milej. Rozmawiałem z nią, potem z ojcem, ale nie była to płynna rozmowa, z nim, była jakaś urywana i skończyła się jakoś, tak jakby w pół zdania. "Ma lepsze i gorsze dni", stwierdziła jego żona. "To też zależy od pogody". Wiem, napisałem jakoś automatycznie "ojciec", zamiast "stary" ;) Słucham sobie Vanessy Mae. Człowiek, który mi groził, że mnie zatłucze, jest chory. Jest na drugim końcu świata. Z jednej strony mi go żal, jak każdego człowieka, czy zwierzęcia, chorego, z którym bym się zetknął, z drugiej strony czuję jakąś wewnętrzną, jakby ulgę. Tak, jakby moje podświadome lęki cieszyły się z tego, że on jest daleko i że jest w miarę obłożnie chory. że nie zjawi się nagle w drzwiach,

Samobójstwo c.d.

"Klub samobójców szuka pilnie nowych członków" ;) Rozmawiałem z kolegami w pracy o samobójstwie. To znaczy, czasami rozmawiamy o cząstkach elementarnych, czasami o pływaniu, o godzinach otwarcia basenu, albo wymyślamy sobie coś innego, na co ja mówię "tak", a K zasadniczo "nie". Nasze dyskusje są czasami pewnie męczące dla innych. K jest Austriakiem. Ale co do samobójstwa, to nie ma się co kłócić jakoś, kupa ludzi się z różnych powodów zabija i tyle. Ciekawe dlaczego na ten temat nie dyskutujemy, nie kłócimy się? K jest trochę dziwny. Bardzo w sobie zamknięty. Znam to, kiedyś byłem bardziej podobny do niego, w niektórych sprawach. Dla mnie myśl o samobójstwie była kiedyś ratunkiem w trudnych sytuacjach, choć to może paradoksalnie zabrzmi. Napisałem już parę razy "Jedyną myślą, który go utrzymywała przy życiu, były myśl, że zawsze może się zabić." Bo co ma dzieciak zrobić, jak jest mu źle. Pewnie, że nie chciałem się zabić, tak naprawdę. Ale jeśli