Czym różni się grypa od samobójstwa?

Nie przepadam za ezoteryką, nawet trudno powiedzieć dlaczego. Może dlatego, że zrobiłem się zbyt analityczny, zbyt cyniczny, a może też za dużo się tym interesowałem. Pewnie wszystko na raz. Moje ulubione miejsce na placu jest zajęte, ale, może tam pójdę, bo mi się niewygodnie na tej ławce siedzi, jak siedzę ze skrzyżowanymi nogami. Moje życie, to walka. Taka po prostu. Jakby trochę w dżungli, gdzie trzeba na wiele rzeczy zwracać uwagę i wiele rzeczy samych nie przychodzi. Gdy mi ktoś powie, czemu tak walczysz, siądź, wsłuchaj się w siebie, tam znajdziesz prawdę, to dziwnie mi się robi. Pewnie ta "prawda" mnie próbuje odepchnąć, albo coś. Nie wiem dlaczego, ale czasami mam wrażenie, że jestem w średniowieczu, gdy słyszę niektóre poglądy, albo widzę jak się ludzie zachowują. Ale w sumie, to czasami myślę jak Sheldon z BBT, jestem wśród małp, tyle, że w odróżnieniu od Sheldona, też uważam się za małpę ;)
Kiedyś świat był prosty, byli bogowie, którzy powodowali burze, czy wojny, czy też choroby. Choć te ostatnie były też powodowane przez czarownice, albo jakieś złe duchy. Niebo było na swoim miejscu, to chrześcijańskie wypełnione aniołami i tymi, którzy się dostali do nieba. To było tam, gdzie było w ciągu dnia niebiesko, albo chmury, albo gwiazdy. Były wilkołaki i inne zjawy. Nie trzeba było myć zębów, ani za często się kąpać. Nie było kaloryferów i nie było dentysty. Pod tym względem, to żyjemy w dosyć dobrych czasach. Jedzenie jest wprawdzie zanieczyszczone, często, ale są te kaloryfery i dentysta posiada coś więcej, niż obcęgi. Ale ludzie nadal nie wiedzą, co się w ich głowach dzieje. Gonią za pieniędzmi, czy miłością, czy czymś innym, jakimś obiektem, który dodaje statusu. Ja też tak robię. Jak każda inna małpa.
Dlaczego ludzie się zabijają? Bo mają depresję, czy coś. Coś tam w ich głowie się przestawiło. Więc często próbują splunąć trzy razy przez lewe ramię, podskoczyć na lewej nodze i wierzą, że będzie im lepiej. Też tak kiedyś myślałem. I pewnie myślę po części do dzisiaj. Chociaż, było jeszcze gorzej, bo myślałem, że jestem taki, jaki jestem. I tyle, nie da się tego zmienić. Jak można tak myśleć, w tym naszym współczesnym średniowieczu? Może dlatego, że tak większość myśli. "Weź się w garść", "nie daj się", "nie lituj się nad sobą" albo "nie użalaj się". Inni mówią "idź na terapię". Terapeuta też coś tam kombinuje. Terapeuta, to już lepiej, niż spluwanie przez lewe ramię, to trzeba przyznać. Ale do terapeuty poszedłem dopiero po latach, gdy poczytałem coś na ten temat.
Ludzie czasami nie próbują nic zmienić, bo nie wierzą, że się da. Bo niby dlaczego miało by się dać, jak głowa, to taka jedna mieszanka myśli, których i tak nikt nie zrozumie, co, gdzie, dlaczego. Może, jakby tak się w sny wsłuchać. Sen prawdę Ci powie. Kupi się książkę o snach i będzie się dużo więcej wiedziało. Od razu mi się moja siostra przypomina.
Ludzie często nie umierają z głodu, nie na raka, ale po prostu skaczą z mostu, wieszają się, czy inaczej eliminują się z tego świata. Wyczytałem dzisiaj o jednym hakerze, który miał depresję, silne migreny i w ogóle czasami kłopoty zdrowotne. Nie był głupi, myślę, że był ponadprzeciętnie inteligentny, ale może mu to też jeszcze bardziej przeszkodziło. Kto wie. Czasami może inteligencja przeszkadza instynktom, gdy ma się jakieś problemy.
http://www.aaronsw.com/weblog/verysick
Co do podejścia ludzi i ich dobrych rad. Nikt nie powie "weź się za siebie", jak się ma grypę, czy zapalenie płuc. Wtedy wiadomo, trzeba do lekarza, bo na zapalenie płuc można umrzeć. Ale, gdy ktoś ma depresję i jest o krok od tego, żeby się zabić, to wtedy można mu powiedzieć, żeby się za siebie wziął. O ile ktoś taki do tego się przyzna, że chce się zabić. Z drugiej strony, to na różne problemy pomaga dyscyplina. Ale "branie się za siebie" nie polega chyba na tym, żeby biegać w kółko, czy trzymać się czegoś, co nie ma sensu. Jak plucie, przez lewe ramię. To chyba bardziej, jak rehabilitacja, po wypadku. Wypadek, to często jakiś uraz, wydarzenie traumatyczne, które trwało krócej, czy dłużej. To nie czar rzucony przez szamana, to czasami po prostu przypadek, jak popieprzeni rodzice, czy ktoś z rodziny, kto zgwałcił, albo trzęsienie ziemi, wypadek samochodowy.
W sumie, to proste, ale pozostaje, jak skrzywione plecy. Gdy się z tym nic nie próbuje robić, to najczęściej nie jest lepiej. Kiedyś było więcej pokrzywionych staruszek, teraz wiele z nich jest wygimnastykowanych, opalonych, cieszą się jeszcze życiem, o ile się nim wcześniej też może cieszyły.
Fakt, że coraz więcej mówi się na temat problemów psychicznych też pewnie pomaga, żeby zrozumieć, że czasami trzeba rehabilitacji, ćwiczeń. Codziennych ćwiczeń, by uruchomić znowu to, co zostało zepsute, albo co się zepsuło. Jak u sportowca. Zepsuta jest często wiara w siebie, sens swojego życia, do tego dochodzi wyuczona bezradność. Jak u innych złamane kończyny, czy zerwane wiązadła.
Ale "wiara w siebie" to coś, no, takiego innego. Nie ma oczywiście z mózgiem nic wspólnego. Podobnie jak "ja", czy "dusza", czy "miłość". Wiadomo, że siedzibą miłości jest serce, a dusza, to coś, no takiego, coś więcej niż ciało, to coś, co lata nam ponad głowami, czasami poleci gdzieś do Afryki, bez biletu oczywiście. Wtedy mówi się o "out of body experience", czy jak to było po polsku? Nie wiem, jak się po polsku nazywa, gdy dusza sobie lata i można siebie zobaczyć, tak, z góry, spod sufitu. Ciekawe, co się dzieje, gdy jest włączony wentylator, czy wtedy dusza to czuje, jak między jego łopatki się dostanie? Ale, na tak poważne tematy się nie żartuje. Jak na temat miłości. Miłość, to coś świętego, z miłości poślubia się alkoholika, przez którego jest się bitym, albo poślubia kogoś, z kogo można zrobić alkoholika. Nie mówię już o posiadaniu dzieci. Do tego, żeby jeździć samochodem, trzeba prawa jazdy, a dzieci, te ma prawo posiadać każdy. No i tyle, nie wiem, czemu mi się ten temat tak przypomniał, może przez bezsensowną śmierć tego hakera, a może przez to, co piszą niektórzy ludzie na blogach?
Wczoraj właziłem na górkę. B, u którego mieszkam, zabrał mnie. Fajnie było. W sumie, to on wspina się dużo lepiej, ale cykora też ma czasami, jak wchodzi na niektóre drogi. Jak na przykład na tą, którą sam zrobił. Rok mu to zajęło. Ma ona pewnie ze 300 metrów, a może więcej. Brakuje ostatniego kawałka. I są w niej głazy wielkości głowy, albo większe, które się trochę poruszają, gdy za nie złapać. To się nazywa, słaba jakość skały ;) Nawet mi jakaś mniejsza skałka poleciała, jak za nią złapałem, ale, taka wielkości stopy. Tyle, że wchodziłem ostrożnie, jak kot, starając się nic nie urwać, bo wtedy można polecieć kawałek, szczególnie, jak się wchodzi na pierwszego. Tą drogę B nazwał na imieniem swojego kumpla, który zginął chyba w czasie wspinaczki. Niezależnie od tego, to fajnie było, bo pogoda świetna i było to chyba drugie przejście tej drogi, w ogóle. Nie, że taka trudna, tylko, że taka nowa.  B chce tam jeszcze parę haków tam wkręcić, szczególnie w tym ostatnim kawałku, który jeszcze nie był gotowy.
Poza tym, to byłem na surfie w piątek. Złapałem nawet parę fajnych fal. Nie takich z pierwszej linii, bo tam była kupa luda, ale z drugiej. Deska też jest dosyć fajna, ale uważam na nią, bo nie moja. Zastanawiałem się, jak tu się za nią odwdzięczyć, a potem doszedłem do wniosku, że się nie będę zastanawiał. I okazało się, że trzeba ją trochę podreperować. Więc okazja sama się znalazła.
A jak ktoś to czyta i chce się ciąć, czy się zabić, to nie wiem, co mu powiedzieć. Dla mnie odkryłem, że można wiele w swojej głowie zmienić. Jak się nad tym pracuje. Najtrudniej było mi uwierzyć w to, że się da. Więc zacząłem robić coś ze sobą, nie wierząc, że się da. Opierając się na wynikach badań, czy eksperymentów. To może nie kwestia wiary, ale prawdopodobieństwa. Przyjąłem, że teoria, że da się coś zmienić jest prawdopodobna. Inne teorie też takie mogą być, ale nic nie wnoszą w moje życie, więc dlaczego nie spróbować z tym, co może pomóc. I wygląda na to, że coś mi pomogło. I czasami mówię sobie, że może nie jestem tak daleko jak chciałem, że może moje lęki nie zniknęły, że muszę codziennie walczyć, ale z drugiej strony, to nie myślę już tak o samobójstwie. Myśl o samobójstwie uważam za mało konstruktywną, dlatego cieszę się, że udało mi się to w mojej głowie zmienić. Mnie samemu, bo nikt inny tam nie wszedł i nikt inny tego za mnie nie zmienił. Nauczyłem się też szukać pomocy. W książkach i u ludzi. Nie uważam, że mam super. Bo jestem sam, mam lęki, które mnie codziennie blokują, które codziennie czuję. Ale jak wysoko mam sobie stawiać poprzeczkę? Mam być milionerem, mam mieć rodzinę i dzieci, ładną żonę? A może na początek, a może na koniec, wystarczy, że nie zabiję się tak szybko, jak wiele innych.

Komentarze

  1. Moze Twoja droga, Twoja prawda, to wlasnie walka.
    Zadajesz sobie wiele pytan, na ktore ludzkosc szuka odpowiedzi od tysiacleci. Po co zyjemy, jak zyc, czym jest smierc, czym jest milosc, dusza. Moze znajdziesz na nie odpowiedzi, a moze nie. Wazne, zeby pytac i probowac odpowiadac. Ja mysle, ze lazdego dnia odpowiedz, ktorej sobie udzielimy na kazde z tych pytan bedzie inna. Ale odpowiadanie na te pytania to chyba nie jest ezoteryka, ale swiadectwo, ze jestesmy bytami czlowieczymi, a nie bezmyslnymi organizmami do spozywania, trawienia i rozmnazania.

    Co do milosci, to mysle, ze raczej do alkoholizmu albo tkwienia u boku alkoholika nie doprowadza, ani w ogole do niczego zlego. Milosc, jesli jest miloscia, to nie moze wydac zadnych trujacych owocow. Po prostu ludzie myla milosc z tysiacem innych zjawisk: fascynajcja, namietnoscia, uzaleznieniem, pragnieniem przynaleznosci, wladza.... Milosc jest rzadsza, niz uran. Problem z miloscia polega na tym, moim zdaniem, ze jej prawie nie ma. I nie mowie tylko o milosci miedzy dwojgiem ludzi "zakochanych". Mowie o kazdej postaci milowaniandrugiego czlowieka albo ludzi w ogolnosci. Albo innych stworzen czy planety. To, co czasem uda nam sie odczuc albo otrzymac, to tylko male odpryski.

    OdpowiedzUsuń
  2. To cieszę się, że doszliśmy do wspólnego wniosku, że może walka, to dla mnie droga, a może nie ;) :P
    Mnie chodzi o pragmatyczne podejście do tego, co większość ludzi nazywa "miłością". To co napisałem, było raczej polemiczne. Chodzi mi bardziej o to, że mózg, czy nasze zachowanie, jest uwarunkowane przez wiele rzeczy. Jak na przykład dzieciństwo. Dlatego córki alkoholików szukają sobie potencjalnych alkoholików, bo taki schemat zachowania znają. Jest im bliski ;)
    Na temat "Miłości" nie chce mi się teraz pisać, bo każdy ma swoje podejście ;)
    " To, co czasem uda nam sie odczuc albo otrzymac, to tylko male odpryski." Tego nie komentuję, bo jestem zmęczony, mam odpryski po kamieniach na przedniej szybie i surfowanie mnie wykończyło, choćby tym, że tylko dostawałem po głowie od fal. Do dla mnie powód do depresyjnych myśli.
    Ciekawie się takie myśli obserwuje ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!