Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2015

Kawa. Raz lepiej, raz gorzej.

Budzę się do niczego, za wcześnie, bo już o 5.30, czy coś koło tego. Boję się spóźnić na zawody. Ostatnio przyjechałem później, bo się dopiero w ostatnim momencie zorientowałem, że w zupełnie inne miejsce mam jechać. Ogólnie, to budzę się bez budzika. Ma to zalety. Wada jest taka, że przeważnie budzę się dużo za wcześnie. Nie chcę się spóźnić, bo mam rakietki dzieciaków. Tym razem to 9 klasa, coś jak pierwsza klasa liceum w Polsce. Dzieciaki z prywatnej chrześcijańskiej szkoły. Szkoła bardzo ładna, z dużym audytorium, z organami, basenem, 50 m. Ale, budzę się, wszystko do niczego. Napiłem się kawy, zjadłem jakiejś jajecznicy, wymieniłem parę tekstów z A i świat od razu jest jakiś inny, bardziej pozytywny. Z czystego masochizmu chyba czytam wiadomości z Niemiec. Tam masakra z uchodźcami, czyli w dużej mierze emigrantami ekonomicznymi. Ale nie wolno ich tak nazywać. Gdy ktoś coś takiego na jakimś forum powie, to rzuca się na niego wataha i wyzywa go od faszystów. Niemcy chyba nie potrafi

Coś do tyłu

Jestem jakiś zmęczony. "Czym ja się tak przejmuję", powtarzam sobie. Gdy oglądam moje nagranie z dzisiaj, z treningu, to mam wrażenie, że gram jak patałach. Jutro idę pilnować dzieciaki na zawodach. Może być fajnie. Coś do tyłu jestem od dwóch dni.

Łatwo uciekać

Każdy to chyba zna. Tak prosto jest uciekać od rzeczy, których się nie chce robić. Jedną rzecz udało mi się zrobić, albo dwie, napisanie dwóch łatwych maili. Jestem nieźle porąbany, myślę sobie. Tak już jest. Pracuję nad tym, ale, nie mam ochoty przeginać, bo nie ma miarki na to, co robię. Byłem na korcie, to uspakaja, choć palec mam ciągle rozwalony. Zaraz idę pograć z ludźmi. Kontakty socjalne podobno bardzo pomagają.

Czajnik na wodę

Kupiłem sobie wczoraj czajnik do gotowania wody, taki szklany, elektryczny. Nawet się świeci, na niebiesko, jak jest włączony. Nie chodzi mi tu tylko o ten czajnik, do którego kupna zabierałem się od paru tygodni, ale o fakt, że to zrobiłem. Poza tym, to czajnik się przyda, bo póki co, to gotowałem wodę w teflonowym garnku. Nie lubię pić wody z kranu tutaj, bo pachnie wodorostami, czy innymi algami. Czajnik kupiłem przypadkowo, bo poszedłem do Aldika żeby kupić wieszane półki. Chciałem je już w niedzielę kupić, ale się nie zebrałem. Wczoraj też mało brakowało żebym nie poszedł. Mój mózg rozgrywa ze mną gierki. "Po co pójdziesz, może już tych półek nie będzie", mówi mi coś w głowie. "Poza tym, to masz już pełny plecak, co z takim plecakiem będziesz chodził." Argumenty, logicznie na to patrząc, bez sensu, ale pomagają uciec od lęku kupowania. Więc mało brakowało, żeby mnie poszedł, ale obróciłem się na pięcie i polazłem. Czajnik chciałem kupić w innym sklepie, ale, że

Codzienna walka i pająk

Myślałem, że nie uda mi się dzisiaj wyjść z domu. Oglądałem przez chwilę coś tam w TV, włączając je parę razy, ale po chwili wyłączając. Mój mózg pracował jakoś na spowolnionych obrotach, ciało było jakieś ociężałe. Na koniec jakoś udało mi się wygmerać i siedzę tutaj, w kafejce, pijąc kawę, choć już po 17. Obejrzałem w domu coś tam z internetu, o lękach. "Nie ja jedyny mam ten problem", powiedziałem sobie. Nie pomogło to, ale, może jednak. PTSD jest raczej chroniczne, nie znika z dnia na dzień. Jestem trochę połamany, bo wczoraj trenowaliśmy przez prawie 3 godziny. "Nic nie ma sensu", mówi mi jedna z myśli. Przede mną góra rzeczy, których nie umiem ruszyć, odsuwając je od siebie, przesuwając z dnia na dzień, niektóre przez ponad pół roku. Niektóre rzeczy załatwiam, ale góra coś nie znika. Boję się chyba mojej bezradności. Dużo ludzi mówi, że to jakby być zamkniętym w samym sobie, nie umiejąc wyjść. Zgadzam się z tym. Od lat czuję się jak w więzieniu. Nawet Van Gogh

Boję się, czy się nie boję?

Tak się zastanawiam, siedząc akurat w domu, czy się boję, czy może mi się nie chce. Musiałbym iść do sklepu, potrzebny drobiazg kupić, coś do szafy, wieszane półki, bo mam bałagan. Akurat są, w Aldiku, bo aldiki są wszędzie, nawet tutaj. Wczoraj mogłem tam pójść, ale kupiłem owoce i nie chciało mi się leźć na drugi koniec centrum handlowego z pełnymi torbami. Dzisiaj mógłbym, teraz, po drodze na trening, ale mi się nie "chce". Bo nie wiem, ile mi to zajmie, a tu trzeba się spakować i być na czas. I nie całkiem to po drodze. Z drugiej strony, to wiem, że mój mózg, niektóre jego części, używają wymówek, by uniknąć sytuacji lękowych. Dla mnie to akurat taka sytuacja, iść coś kupić. Nie wiem dlaczego tak jest. Dlatego, że mam podjąć jakąś decyzję, coś zrobić? Czasami nie czuję nic, ale przeważnie, to czuję niepokój, gdy mam iść coś kupić, coś, co nie jest jedzeniem. A uczucie niepokoju towarzyszy mi prawie, że cały czas. Szczególnie, gdy jestem w domu. Niepokój, lub zmęczenie. Pr

Po prostu dalej.

W sumie, to nie wiem po co uczę się tego chińskiego. Bo tak sobie postanowiłem, jako jedno z zadań? A może dlatego, że lubię języki? Dzisiaj najpierw grałem coś tam w tej szkole, potem ćwiczyłem trochę z S i A. Grałem nawet pojedynczą z S, który teoretycznie jest niby dwie ligi wyżej. Raz wygrałem w trzech setach, a raz przegrałem w dwóch. Ale fajnie było. Jem za dużo czekolady, pewnie dlatego, że czuję niepokój. Treningi mnie trochę uspakajają. Staram się oglądać coś tam o stresie, na youtubie. Zaskoczyłem jedne z tych dwóch lepszych graczek, uczennic, że wiedziałem jak jest "pewność siebie" po chińsku.

Jak tu się dobrać do blokujących lęków?

Zjadłem chyba z pół ciemnej czekolady z orzechami i jakoś mi się humor poprawił. Nawet coś tam poćwiczyłem na nogi. Powoli się tu zaczyna ciepło robić, jutro ma być ponad 31C, ale też ma być burza, to może mi samochód umyje. Przez ten palec u ręki nie idę pograć. Treningiem tego i tak nie można nazwać. Ten robimy sobie w piątek i niedzielę. To się niestety skończy. Jak tu się dobrać do moich lęków? Coś mi się od czasu do czasu udaje zrobić, pomaga herbata, kawa i czekolada, dodam, że ciemna. Nawet jakieś zakupy dzisiaj zrobiłem. Znalazłem opaskę na nadgarstek, nawet nie wiem już jak się to po polsku nazywa. Myślałem, że zgubiłem, a dostałem to od tych uczennic ze szkoły. Niby taki drobiazg, a mi trochę głowę zajmował. Chyba mam dziwnie w niej poukładane.

Codzienna ucieczka przed sobą samym

Siedzę w kafejce. Jakie było by moje życie, gdybym nie miał tych lęków, czy niepokoi? Co bym robił. Część mojego życia polega na walce z nimi, na ucieczkach, powrotach, miotaniu się. Coś mnie zaczyna dusić, jak dzisiaj rano, czy ściskać za żołądek. Wiem, że głębokie oddychanie pomaga, ale czasami jakoś trudno mi się głęboko oddycha. Coś w mojej głowie, jakaś część mózgu przeszkadza mi w tym. Inna część mówi "oddychaj głęboko, to ci pomoże". Wczoraj trenowałem uczennice w szkole, nawet fajnie było. To był chyba ostatni trening z nimi, bo w sobotę mają zawody, w przyszły wtorek nie mają treningu. Czegoś tam się na pewno nauczyły. Wczoraj po treningu sam trochę ćwiczyłem, z A. Mam rozwalony ten palec, więc robiliśmy jakieś "lżejsze" rzeczy. Jakoś czasami trudno mi się z A dogadać, może dlatego, że nasz angielski nie jest perfekcyjny. Ona z Taiwanu, pewnie myśli czasami po chińsku, ja może używam niemieckiej składni, czy polskiej, kto to wie. W każdym razie na koniec si

Czasami wygrywają bezsensowne emocje.

Rozsypane dni, może po części przez stres, niepokój, trochę przez lekko rozwalony palec prawej ręki, tak, że nie mogę sobie iść spokojnie potrenować. "Po co tu jestem, co robię, co ma sens"? Jestem na wielkiej wyspie, w mojej głowie zamieszanie, jak zwykle. Męczy mnie ten wewnętrzny niepokój. Dobrze, że dorabiam dzisiaj jako trener, będzie coś innego. Myśli zakręcone w supeł. Tęsknoty, smutki, ale przede wszystkim to chyba uczucie bezradności, wobec moich lęków. Coś w mojej głowie ucieka od konfrontacji z ludźmi. Bezsens. Tak, jakby to wszystko miało wielkie znaczenie. Dla logiki nie ma, ale emocje wpychają mnie gdzieś do jakiegoś kąta, mieszają myśli, ściskają za żołądek. "Nic nie ma sensu, nic nie zmienisz", to nawet nie głos w głowie, to raczej przeświadczenie. "Wszystko co robisz jest złe, nie dajesz sobie rady, jesteś do niczego". I jak tu się przed tym bronić? Gdybym pił, to strzelił bym sobie szklaneczkę whisky, ale nie lubię zapachu większości alko

Nie dać się depresji.

Siedzę w kafejce, zawiozłem współmieszkańca na lotnisko. Muszę dalej walczyć, mimo, że widzę, że z wieloma rzeczami nie daję sobie rady. Na paletkach jestem cienki Bolek, ale zauważyłem, po tym jak się filmowałem parę razy, jakie błędy robię. Zawsze coś. W życiu jest trudniej, jak tu się filmować? Możliwe, że pisanie pamiętnika jest jakąś tam pomocą, prowadzenie listy, wtedy widzę, co robię, a czego nie. Nie mogę się czarować. Stwierdziłem, po raz któryś, że nie chcę się sam opieprzać. Wystarczy mi już tego, że mnie moje schematy w głowie męczą. Po co się jeszcze bardziej dołować. Wolę się uczyć olewać, pracować nad spokojem ducha, ale starać się robić swoje, próbować ugryźć codziennie kłopoty, problemy. Lokatorka mieszkania w Niemczech nie płaci już od dwóch miesięcy, bo firma w której pracowała, nie wypłaciła. Rozmawiałem z jej synem, od razu cała litania zażaleń, co nie tak z tym mieszkaniem. A ona od roku nawet kaucji nie zapłaciła. żalić się umie, a płacić, to nie ma ochoty, choć

Codzienna walka. Nie przejmować się.

Muszę się starać robić swoje, przegryzać się przez problemy, które odkładam. Może nie próbować ich naraz załatwić, bo to najwyraźniej nie działa, ale gryźć je po kawałku, jak mysz, które przegryza się przez deski drewnianej ściany. Idę zaraz na kort, obudziłem się już koło 5.30, bo współmieszkaniec hałasował. Mam trochę lekki sen, chyba. On leci jutro do USA, wspinać się, będzie trochę spokoju. Nie przejmować się tak wszystkim, bo czy tak naprawdę, to jest czym? życie się skończy, a ja ciągle się będę przejmował? Dusi mnie, to mnie dusi, takie życie. W tym momencie nie wymienię mózgu na inny. Nie chcę się też samemu tak opieprzać, wystarczy mi tego, co mi mój mózg utrudnia, a przynajmniej jego części, po co mam się jeszcze bardziej dołować. Muszę się nauczyć jak tu się chronić. Walczyć, codziennie, i tyle.

Mój niepokój, skąd się bierze?

Tak się zastanawiałem, jadąc samochodem do kafejki, czując niepokój, gdzie mnie najczęściej lęki łapią. Przedtem byłem trochę na korcie i popływałem może z 10 minut, bo na tyle mi kondycji, czy ochoty starczyło. Najgorzej, to chyba w domu, z tymi lękami. Dom rodzinny to było miejsce strachu. W samochodzie czasami też, bo jechało się ze starym. Sama jego obecność była zagrażająca. Najlepiej chyba w kafejce, wśród ludzi. To mogę też tym uzasadnić, że przy ludziach stary się raczej zachowywał. To znaczy, rzucał czasami hasłem "w domu ci pokażę", ale ogólnie, to był raczej bardziej wyluzowany, w tępieniu mnie. Mniejsza z tym. Muszę po prostu walczyć, nie uciekać cały czas od pewnych rzeczy, jak chociażby napisania do architekta, którego majstrowie trochę spartolili łazienkę. Mam chyba kłopoty z kłóceniem się z obcymi ludźmi. Interesujące.

Skarpetki, a walka z lękami.

Pływałem przez pół godziny w jeziorze, w poniedziałek i może coś mnie złapało, bo woda była jeszcze w miarą zimna. Byliśmy grupą. Na koniec złożyło się, że wylądowałem z jedną Japonką w indyjskiej restauracji, bo ją do domu zawoziłem. Nic z tego oczywiście nie wynikło. Ona mi sporo opowiadała o kłopotach ze swoim byłym. NB (narkotyk-B) coś się nagle odezwała, jechała na jakieś szkolenie. W paletki gram jak paralityk. Nagrałem się parę razy i wygląda to w miarę tragicznie, ale przynajmniej wiem nad czym pracować. Warto się nagrywać. Na zawodach w podwójnej mieszanej odpadliśmy po drugiej grze, bo były to eliminacje. W podwójnej męskiej, w naszej niskiej klasie przegraliśmy pierwszy mecz, tak, że graliśmy w rundzie pocieszenia. Graliśmy przeciwko ludziom z naszego klubu. Oni prowadzili najpierw 5:0. Potem było jakoś 16:9 dla nich, grało się do 31. Po zmianie stron jakoś zrobiliśmy parę punktów. Było 28:30 dla nich, czyli brakowało im jednego punktu. Wtedy jakoś się skoncentrowałem, mój p

Czasami głęboki oddech i szklanka wody pomagają.

Przyszedł jakiś mail, coś mam zrobić. Od razu znajome ściskanie w żołądku i coś jakby mi dech zapiera. "Nie daj się zwariować, jesteś bezpieczny, nic Ci nie zagraża", pomyślałem sobie. Napiłem się pół kubka zimniej wody z kranu i zaczerpnąłem głębszy, powolny oddech. "To tylko Twoje emocje znowu panikują, oddychaj powoli i rób swoje", mówiłem dalej do siebie. O dziwo, to nawet sporo pomogło, do tego spokojna muzyka. Teraz jest dużo lepiej, staram się głęboko oddychać. Nawet napisałem parę wiadomości na Whatsapie, żeby coś tam załatwić. Kiedyś pewnie by mi się pomyślało "to się zabiję", tak automatycznie. Teraz mi to nawet do głowy nie przeszło. Po prostu mi się przypomniało, że tak kiedyś było.

Czasami myśl "nic nie ma sensu".

Jutro zawody, ciekawe jak będzie. Mam zamiar po prostu walczyć o każdą piłkę. Dzisiaj nawet coś zrobiłem. Napiłem się najpierw kawy, co nie pomogło, potem herbaty z cytryną. To już lepsze. Wczoraj na treningu przegrałem trochę pojedynczych, co mnie zdenerwowało, ale nie za bardzo. Co jest w sumie ważne? Nad czym muszę pracować? Nie chcę poddawać się nastrojom depresyjnym, takim w stylu "nic nie ma sensu". Czy też uciekać przed uczuciem niepokoju, albo zmęczenia. Tak sobie pomyślałem dzisiaj, że uczucie zmęczenia jest najbardziej "skuteczne", najbardziej mnie rozkłada. Choć uczucie niepokoju też chyba nieźle działa. W końcu, prawie, że nic nie robię ze swojej listy "todo". Pisanie mi coś nie idzie, ale może bardziej mi się podoba to, co piszę, choć do końca nie wiem. Po prostu się nie poddawać, nawet, jak coś w głowie mówi, że nic nie ma sensu, albo że to, co się akurat robi, co się zaczęło, nie ma sensu, bo "i tak nie da się rady". Chcę się naucz

Uczyś się walczyć

Mam wrażenie, że coraz bardziej brakuje mi dziewczyny. Ciekawe dlaczego? Tyle lat się obchodzę bez. Mieszkam w małym pokoiki, nawet nie wiem ile ma metrów, może 9, może 12, ale ma łazienkę z prysznicem i wanną. Wanny jeszcze do kąpieli nie używałem. I tak najczęściej biorę prysznic w klubie z siłownią, albo na paletkach. Wiadomo, używamy wspólnie z B, właścicielem, otwartej kuchni, tarasu, garażu i pokoju mieszkalnego, zajmującego cały parter. B nigdy nie używa balkonu. On chyba jeszcze bardziej dziki niż ja, takie mam wrażenie. Wspina się regularnie, też z dziewczynami, poza tym, to mało co wychodzi do ludzi, nie licząc pracy. Gości prawie raczej nigdy nie mamy. Dzisiaj tu pełno w kafejce, ostatni tydzień ferii, choć mieli tylko dwa tygodnie. W sobotę zawody. Ciekawe, jak mi pójdzie, gram miksta i podwójną, nie ma singla na tych zawodach. Ciekawe, czy będę zdenerwowany? Ogólnie, to nie zastanawiam się ile wygram, czy ile chcę wygrać. Chcę po prostu grać o każdą piłkę. Muszę zmienić sw