Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2016

Po prostu obserwować.

Każdy dzień to walka. Czasami na oślep. Wczoraj, czy kiedy to było, obejrzałem sobie coś o walce z depresją. Nie uważam, że mam depresją, jako tako, raczej mam ją jako efekt frustracji z powodu lęków, które odczuwam, które mnie czasami blokuję. Czasami, bo nie zawsze. Myślę, że to też jest ważne. Człowiek czasami przywiązuje dużą wagę do porażek, ignorując to, co udało mu się zdobyć. Gdy się uda przeskoczyć jakąś poprzeczkę, to trzeba ją podnieść, by móc biadolić, że nie wychodzi, albo po prostu z przyzwyczajenia. Takich poprzeczek jest oczywiście wiele, jedna jest do uczenia się nowych rzeczy, inna do relacji międzyludzkich, jeszcze inna do pracy, i tak dalej. Ale, do tematu. Ten facet na wideo o depresji powiedział, że należy walczyć z negatywnymi myślami. Jak przychodzi negatywna myśl, to trzeba jej dać kontrę, bo ona często jest bez sensu. - I tak mi z tego nic nie wyjdzie - bach, i co zrobisz. Ile razy mam takie myśli. Warto chyba wtedy się trochę wysilić i wysłać rakietę powietrz

Bity pies, to na pewno nie ja.

Tak mi się ostatnio skojarzyło. Jeśli ma się psa, pełnego radości, lubiącego się bawić, głaszcze się go, to ten pies wydaje się być beztroski i szczęśliwy. Co się jednak z nim stanie, gdy właściciel zacznie go bić, powiedzmy sobie pasem i kijem, dwa razy dziennie. Tak po prostu regularnie, bez powodu, bo ma zły humor, albo za jakiś drobiazg. Myślę, że po jakimś czasie zgubi się pewnie ta jego radość, albo przynajmniej spora jej część i zacznie się chować pod stołem, czy po kątach, zamiast się cieszyć na widok właściciela. Z beztroskiego stworzenia stanie się jakimś nieufnym i trochę ponurym zwierzakiem, używając tu ludzkich określeń. Gdy goście przyjdą i widzą zmianę, to można wtedy powiedzieć „o, mój pies dostał depresji, nie wiadomo skąd mu się to wzięło. Ma jakieś stany lękowe chyba.” A nawet wtedy, gdy się go przestanie bić, to myślę, że trochę to czasu potrwa, zanim nauczy się on znowu ufać. Widziałem takie psy. Interesujące, że większość ludzi uważa, że ich zachowanie różni się o

Raz w dołku, raz nie.

Siedzę w kafejce. Tu już drogi dzień świąt, to znaczy, kończy się. Sklepy w centrum pootwierane. Nikt się tu chyba specjalnie świętami nie przejmuje, jakoś się tego nie czuje. Ostatnie trzy dni były do tyłu, ale jak zwykle, dobrze mi zrobiło przyjście tutaj. Jak trudno czasami wyjść z domu. Najchętniej, to bym siedział na internecie i oglądał coś tam. Nawet nie chce mi się ćwiczyć do paletek, czy czytać czegoś sensownego, trochę jakbym miał znowu watę w głowie. Rano się więcej wyspałem, myślę, że mi to dobrze zrobiło. Chcę się lepiej nauczyć oceniać sytuację i wychodzić z dołka. Czasami może trzeba mi trochę odpoczynku. Nawet jak wiem, że jestem w dołku, to sama świadomość tego, że to tylko w głowie, nie pomaga. Włącza się schemat bezradności. Wiadomo, można z nim na siłę walczyć. Z drugiej strony, to myślę, że warto mieć też różne techniki, tricki. Robienie czegoś na siłę nie do końca funkcjonuje, przynajmniej w sporcie. Dlaczego więc miało by być inaczej z mózgiem? Robienie na siłę p

Podobno dzisiaj święta

Dzisiaj ciągle jestem jeszcze jakiś do tyłu, choć mi lepiej. Spałem trochę w ciągu dnia. Mój mózg stawia opór przed zajmowaniem się poważniejszymi sprawami. Fakt, dzisiaj święta, co chwilę o tym zapominam.

Trochę spokoju

Zjadłem pół opakowania witaminy B-complex, to trochę pomaga na afty. To znaczy, przesadzam, zjadłem może ze 3 na raz, parę razy w ciągu dnia. Mamy w klubie ostatnio płatne treningi. Zacząłem na nie chodzić, choć szkoda mi kasy. Z drugiej strony, to nie wiadomo ile jeszcze pożyję, więc co będę tak na każdym rogu oszczędzał, po knajpach nie chodzę. Trener jest dobry, grał w zawodowej lidze parę lat temu. Możliwe, że odrabiam trochę moje dzieciństwo, bo wtedy nie mogłem uprawiać sportu, stary uważał, że to strata czasu, pożyteczniejsze jest przekładanie desek na podwórku. Stary dostał skądś deski, leżały one w ogródku, ułożone w stertę, między nimi małe listewki, tak, żeby był przewiew. Przykryte blachą falistą. Co jakiś czas trzeba było te deski na nowo układać, bo coś się osunęło. Nie wiem co się z nimi stało, jak starzy się wyprowadzili do Niemiec. Pewnie zniknęły, jak wiele innych rzeczy. Nie było mnie tam wtedy. W każdym razie, mam jakieś tłumaczenie, żeby płacić za treningi, grupowe

Afty mnie wkurzają

Coś dzisiaj jestem do tyłu. To znaczy, od paru dni jestem zmęczony, afty mnie męczą, ale jakoś się trzymam dzięki kawie. Wieczorami szedłem pograć, rano mnie współmieszkaniec budził, bo on czasami wstaje krótko po piątej, a ja mam lekki sen. W każdym razie dzisiaj tu święto, do poniedziałku, więc nie ma gdzie pograć. Dobrze mi to zrobi, myślę sobie. Nawet nie jest gorąco, jesień idzie. Przedwczoraj chciałem zmienić klocki hamulcowe, bo coś mi tam zgrzytało, jeden się coś dziwnie zużywał. Zmieniłem z prawej strony, kapało ze mnie, bo to w środku dnia było, ponad 30C. Potem podnoszę samochód z prawej strony, tym trochę prostym podnośnikiem. Chcę założyć klocki, a okazuje się, że jeden bolec się zablokował. Po pierwsze to nawet nie wiedziałem, czy on może nie ma tak być, bo nie jestem specjalistą. Więc szukanie na internecie. Dobra, powinien się ruszać. Poszukałem nawet jak się go da teoretycznie wyciągnąć. Waliłem więc w niego, tłukłem się. Nikomu to pewnie nie przeszkadzało, bo tu i tak

Pocztówki myśli

Próbuję wyczuć moje lęki, wczuć się w nie, choćby po to, by wiedzieć jak je ugryźć. Czasami udaje mi się to, tak po prostu. Wiem, że muszę, bo stoję już plecami do ściany, gdy chodzi o zrobienie pewnych rzeczy, więc je robię. - Dlaczego się wcześniej za to nie wziąłem - mówię sobie potem - przecież to takie proste było, zajęło mi tylko pół godziny, a zabierałem się za to od miesiąca. Wiem, że tak często jest. Najtrudniej jest mi się zabrać. Interesuje mnie ten mechanizm, jak to działa. Wiem, włącza się jakiś schemat zachowania, on powoduje, że Amygdala daje sygnał do powstania objawów stresu, jak duszenie się, nacisk na klatce piersiowej, niepokój. Kiedyś mną jednak bardziej miotało. Teraz, może dlatego, że unikam pewnych sytuacji stresujących, jest mi może trochę lepiej, a może też duszę więcej w sobie? Obserwowanie emocji i reakcji organizmu, to trochę jak strojenie fortepianu. Trzeba się wsłuchać w struny, porównać je z innymi. - Co się dzieje, gdy pomyślę o zmianie klocków hamulcow

Samobójstwo jest ok, ale wolę walczyć.

To sobie piszę w mojej książce. Ale dlaczego nie chcę się zabić? Nie dlatego, że jest mi tak dobrze. Nie mam ani dziewczyny, ani pracy, mieszkam w wynajętym pokoju, u kumpla. Tyle, że to mój wybór, bo mógłbym wrócić do Niemiec i mieszkać sam, w mieszkaniu lepiej wyposażonym niż to, pracować, mieć pieniądze i codziennie zastanawiać się po co żyję i co ja tu w ogóle robię. Siedziałbym w pracy i dusiłbym się czasami, upijając się kawą, żeby móc przetrzymać ten dzień. W weekend budził bym się i bał iść na targ, czy do sklepu. Nie świadomie, ale po prostu czuł niepokój na myśl o wyjściu z domu. Szedłbym, po tym, jakbym się napił kawy. Pode mną mieszka tam człowiek, które prawie, że wcale z domu nie wychodzi. Nagle go coś złapało, musiał rzucić pracę, dobrze płatną. Jest już w stanie chodzić do parku, z grupą jakiś babć, choć on nie taki stary. Jeździ też samochodem. Wiem, jedno nie zaprzecza drugiemu, bo jak też potrafię jeździć, choć duszę się. Może też uciekłem od pracy? Myślę, że nie, bo

Upadek na pysk i wstawanie.

Upadek na pysk. Słucham akurat "its amazing". Trochę przypadkowo tego słucham, po prostu mam to na liście której słucham. Wczoraj na zawodach nie weszliśmy do półfinału. Trochę z mojej winy. W ostatniej grze jednym z przeciwników był facet, który miał coś z nogą, trochę inwalida. Więc go oszczędzałem, przynajmniej na początku. I przegraliśmy jednym punktem. W czasie gry próbowałem się przestawić, mówiąc sobie "wyobraź sobie, że jest gruby, to byś go nie oszczędzał". Trochę to zadziałało. W sumie, to byłem zły na koniec. Nie lubię grać przeciwko komuś, kto ma kontuzję, albo coś takiego, bo boję się, że coś sobie zrobi. Człowiek się uczy. Następnym razem nie ma litości. Jak ktoś idzie na zawody, to musi się z tym liczyć, że przegra. Koniec, kropka. Szkoda, bo była by większa satysfakcja i wygrałbym skarpetki, może. Popatrzyłem na to, jak grają ludzie w mojej kategorii. Doszedłem do wniosku, że nie chcę tak grać. Wolę pracować nad moją techniką, wolę ładną, estetyczną

Dziwne, jak się ćwiczy, to coś wychodzi.

Grałem wczoraj w paletki i nawet jakoś mi wychodziło. Zauważyłem, że pewne rzeczy, które ćwiczyłem wychodzą mi lepiej. O dziwo. Tak mi chodzi po głowie, że na pewno mam czasami błędne spojrzenie na rzeczywistość. Wiem, o tym, ze względu na PTSD. Pojawia się jakiś lęk, choć powód nie istnieje w teraźniejszości. W teraźniejszości istnieje jakiś impuls, wywołujący reakcję. Cokolwiek się nie widzi, słyszy, itp, przechodzi przez Amygdalę i Hipokampusa, większość najpierw przez Thalamus. Wiem, istnieją polskie nazwy na to, ale one nic mi nie mówią. Hipokampus i Amygdala, to jak pamięć ostrzegawcza. Tam jest zapamiętana historia z wężem, na którego nie powinno się nadepnąć, czy reakcja na podejrzane kroki w ciemnej uliczce. Ludzie, którzy nie mają Amygdali, bo operacja, czy wypadek, nie odczuwają lęku. Ci, którzy mieli stresujące dzieciństwo, mają ją powiększoną, tak, jakby musiała ona sobie więcej zapamiętać. Jak się podniesie rękę na psa, który był często bity, to kuli on ogon pod siebie, a

Upadki i rzeczywistość

Wczoraj grałem trzy gry pojedyncze, pod nasz trener jest chory, mamy trenera, od dwóch miesięcy, ale nabawił się ciężkiej kontuzji, dodam od razu, że nie przez nas. Grał w piłkę nożną. W każdym razie, to większość przegrałem, padałem potem na pysk, bo już po pierwszym gościu byłem zmęczony. Kiedyś bym się bardziej frustrował, że przegrałem. Teraz zauważyłem, że mam większą kontrolę nad tym jak biegam. Normalnie, to się oczywiście stresuję, gdy gram na punkty. Coś w mojej głowie mówi - o jej, teraz trzeba się pokazać - nie wiem co tam jeszcze się dzieje, ale robię się sztywny, zarówno w moich ruchach, jak i w głowie. Teraz miałem dużo lepszą kontrolę. Na pewno przyczynił się do tego trening który sobie sam robię. Kiedyś myślałem, że mam zwolniony refleks, w ogóle, to po prostu coś w mojej głowie, że nie jestem w stanie pewnych rzeczy na boisku zrobić. Nagle okazuje się, że w pewnych rzeczach się poprawiłem. To oczywiste, jak się trenuje, to się coś poprawia. Wszystko to też oczywiście,

Walka z ludźmi

Wkurza mnie moja lokatorka w Niemczech. Mam tam małe mieszkanie. Było ogrzewanie elektryczne, to ona była bardzo nieszczęśliwa, bo tyle kosztuje, nie umiała go też chyba za bardzo obsługiwać. Dałem założyć ogrzewanie gazowe, bo i tak to chciałem zrobić, też jest nieszczęśliwa. Pojawił się grzyb w rogach, jedna ściana w kuchni podobno morka. Tą ścianę to nawet zarządca potwierdził, tyle, że zimą tam nie mogą nic zrobić. Trzeba było remontować łazienkę, bo wymieniali rury w całym bloku, to było od początku wiadomo. Jest teraz nowa łazienka, nowe kafelki, wszystko, choć sedes podobno nie pasuje, za mały czy coś. Na czas remontu przez miesiąc nie musiała płacić czynszu, ze względu na hałas i takie, nie było przez jakiś czas wody, kurz i dym. Dobra, normalka. Pisze mi jakiś czas temu, że inni, to mieli obniżony czynsz, a dlaczego ona nie? Napisałem jej, że ona przez miesiąc nie musiała płacić. Zapytałem ile to inni mieli obniżone i na jaki czas? Nie odpowiedziała. Do dzisiaj nie zapłaciła k

Unikanie, prokrastrynacja, a gwiazdy na niebie.

To co napisałem w tym "Eksperyment" umieściłem w mojej książce, którą piszę..., eh, od lat, z mniejszym niż większym skutkiem. Nie piszę jej, żebym uważał, że jestem pisarzem, ale dlatego, że tak sobie postanowiłem. Chcę sobie w głowie poukładać to, co tam w niej jest, to znaczy, choć trochę poukładać, a poza tym, to może się komuś przyda moje doświadczenie. Tyle, że wiem, że co drugi na blogu, coś tam pisze, szczególnie, jak ludzie mają jakieś problemy, więc nie uważam, żebym Amerykę odkrywał, czy robił coś specjalnego. Po prostu się zażarłem i chcę to kiedyś skończyć, tak, jak chcę się tego Chińskiego nauczyć. To taki rodzaj oporu, by nie uciekać przed lękami. Ostatnio uczę się bardziej regularnie, niewiele, ale codziennie. Nie uważam, że nigdy się nie nauczę, chyba, że będę miał jakiś wypadek, to wiadomo, pożegnam się ze światem, projekt przerwany. Po prostu się uczę. Kiedyś się tym bardziej stresowałem. Gdy człowiek sobie nic nie postanawia, to znaczy ja, to wtedy trudno

I tak z Ciebie nic dobrego nie wyrośnie...

Myślę, że ciekawie zaczyna być wtedy, gdy człowiek się zastanawia, dlaczego pewne rzeczy myśli, dlaczego mu to, a nie co innego do głowy przychodzi. Chodzi mi o kontekst problemów z brakiem motywacji, depresją, PTSD itp. Problem szukania energii do życia i wiary w siebie. Dwa krótkie przykłady, w piątek grałem z dobrym kumplem, który gra lepiej, to znaczy, dwie klasy wyżej. Warunku były słabe, bo wiatrak pod sufitem, więc uważam, że wygrałem dwa razy, przegrywając raz, bo miałem farta. Znam tą halę lepiej. W sobotę przegrałem z jednym, 19:21, który gra tylko o jedną klasę wyżej ode mnie. Złościło mnie to i frustrowało, dlatego, że uważałem, że źle grałem, stresowałem się i spinałem. Stare schematy się włączały. Gościu nie chciał grać drugiej gry, bo był nieźle zmęczony. Czyli, gdy wygrywam, to fartem, a jak przegrywam, to dlatego, że nie umiem grać? Poszliśmy potem na kolację. Był tam jeden dosyć fajny gościu, sam się nauczył grać dobrze bez trenera, z tym, że jego ojciec był jakimś tr

Psychiczny mięsień

Do duszenia się powoli się chyba przyzwyczajam. Staram się wtedy głęboko oddychać, wypychając trochę brzuch. Tu mi akurat trudno, bo siedzę w kafejce i chyba jakieś dziecko w pieluchy zrobiło, bo tak daje. Trudno wyczuć co to. Mniejsza z tym. W każdym razie interesuje mnie to, jak zmienić coś w głowie. Zauważyłem, że gdy walczę z moimi lękami, to mnie to sporo energii kosztuje. Wczoraj udało mi się parę rzeczy zrobić, bez użycia kawy, bo był już wieczór. Myślę, że zmiana schematów myślenia, czy odczuwania, to też po prostu kwestia treningu, do jakiegoś stopnia, oczywiście. Tyle, że jak trenuję sport, to wiem, że to przyniesie skutek, wiem, że jestem po tym zmęczony istnieje też jakaś wymierzalna skala tego, co się robi. W zależności od sportu jest to czas, czy wysokość, punkty, czy stopień trudności. Nie ma zawodów na pokonywanie problemów psychicznych. Nie ma też mistrzów świata, czy grupy fanów. Każdy sobie rzepkę skrobie, chyba, że robi jakąś terapię grupową, wtedy ma się przed kim

Wata w głowie

Czasami mam wrażenie, że mam watę w głowie, trudniej mi się myśli. Poza tym, to trudniej mi się czyta, tak, jakby ciśnienie w oczach wzrastało. Wrzuciłem sobie w googla "wata w głowie", po niemiecku i wyskoczyło mi parę forum, na których ludzie mają ten sam problem. Zbyt duża ilość informacji, stres, czy jakiś impuls, powodują, że człowiek zaczyny mieć problemy z normalnym myśleniem, wiele rzeczy jest jakby spowolnionych. Podobnie z widzeniem, które się pogarsza. Ludzie piszą, że wtedy najczęściej uciekają na jakiś czas, na 15 minut od świata, idą do toalety, zamykają oczy, aż to przejdzie. Teraz też jestem jakoś zestresowany, czasami nie wiem, skąd się to bierze. Może też dlatego, że moja noga jeszcze trochę rozwalona? Czuję się wtedy cały pospinany, oczy mnie prawie, że kłują, częściej się mylę przy pisaniu. Z tym, że teraz wiem, że mi to przejdzie, muszę głębiej oddychać, starać się rozluźnić, wtedy amygdala przestaje mnie wrzucać w stan stresu. Na tą "watę w głowie&q

Owinięta tapem stopa

Byliśmy dzisiaj na łódce. Katamaran, niby, to był. To znaczy, nawet podnieśli mu przedni żagiel, ale na miejsce koło wysepki dopłynęliśmy na silniku. Wszystko było pięknie i dobrze, trochę prób na desce, na której się stoi i wiosłuje. Spróbowałem raz, nie wpadłem do wody, więc zostawiłem to innym, bo ludzie się rwali do tego, dzieciska też były. Na brzeg dopłynęliśmy pontonem, na małym silniku, może z 50 metrów było, choć trochę prądu, bo przypływ był. Jak mieliśmy wracać, to chciałem zrobić jak Japończyk, który z nami był i popłynąć do łódki. Na ostatnim kroku, gdy już się chciałem położyć na wodę nadepnąłem na coś szpiczastego. Już nie pamiętam co sobie pomyślałem, ale miałem wrażenie, że sobie trochę stopę nadciąłem. Rzeczywiście, trochę z niej kapało, ale popłynąłem do łódki. Tam kapitan, jego zastępca i jeszcze jeden facet po kolei obejrzeli moją stopę. To znaczy, w odwrotnej kolejności. Wszyscy stwierdzili, że nie trzeba szyć. Pomoczyłem wodę w tej mało przezroczystej wodzie. Naw

Poranne dołowanie się

Budziłem się coś w nocy. Poszedłem spać coś po 23, czy coś, jak zwykle oglądałem jakichś kabarecistów. Wkurza mnie, że oni tak bezkrytycznie podchodzą do "migrantów", to znaczy, niemieccy kabareciści. Bałagan w Niemczech, ludzie rejestrują się po parę razy, żeby kasą zgarniać, a część Niemców im jeszcze prawie, że stopy całuje. Druga część podpala ich hotele. Nie umieją znaleźć balansu. Taki naród. Jedziemy dzisiaj na żaglówkę, A załatwiła jakieś bilety na katamarana. To znaczy płatne, ale taniej. Już dawno nie pływałem, znaczy, żeglowałem. Kumpelka z Niemiec ma 10 metrową żaglówkę, ale jakoś się nigdy nie załapałem. Za młodych lat lubiłem pożeglować. W nocy i nad ranem miałem głowę pełną pomieszanych myśli, czując w dodatku zmęczenie. - Nic nie ma sensu -- coś mi mówiło. - Co ty tu robisz - następna myśl. - Pisanie ci nie idzie, paletki ci nie idą, nic ci nie idzie - chodziło mi po głowie. Teraz siedzę sobie tutaj, piję kawę. - A ch.j z tym - myślę sobie i czuję się przez to

Kawa na dobranoc

Dzisiaj tu przyjemnie chłodno, bo tylko ze 24C. Wadą kraju o wiecznym lecie jest to, że prawie zawsze ktoś gdzieś coś kosi, tymi brzęczącymi kosiarkami, czy czymś, do przycinania czegoś. Jak nie z jednej strony, to z drugiej. To jak brzęczenie grubej muchy, rozbijającej się o szybę. świątek, piątek czy niedziela. Tu nie ma czegoś takiego, jak niedziela, to znaczy, są jakieś kościoły w okolicy, ale poza tym, to tu tyle różnych wiar, sporo Azjatów, tak, że mało kto się tym "żebyś dzień święty święcił" przejmuje. W Polsce, na wiosce, to kiedyś można było mieć powybijane szyby, jakby ktoś coś w niedzielę robił. Miałem coś słabsze dni. Mało, czy źle spałem, bo też sprytnie, wieczorami piłem jeszcze kawę. Problem w tym, że rano, albo współmieszkaniec coś tam hałasuje, od 5.30, czy kiedy, albo ptaki. Mam dosyć lekki sen. Jednego dnia nie byłem w stanie zrobić prawie nic. Oczywiście, plułem sobie trochę w brodę, ale czasami wiem, że muszę odpuścić. To, że byłem zestresowany, czy przy