Afty mnie wkurzają

Coś dzisiaj jestem do tyłu. To znaczy, od paru dni jestem zmęczony, afty mnie męczą, ale jakoś się trzymam dzięki kawie. Wieczorami szedłem pograć, rano mnie współmieszkaniec budził, bo on czasami wstaje krótko po piątej, a ja mam lekki sen.
W każdym razie dzisiaj tu święto, do poniedziałku, więc nie ma gdzie pograć. Dobrze mi to zrobi, myślę sobie. Nawet nie jest gorąco, jesień idzie.

Przedwczoraj chciałem zmienić klocki hamulcowe, bo coś mi tam zgrzytało, jeden się coś dziwnie zużywał. Zmieniłem z prawej strony, kapało ze mnie, bo to w środku dnia było, ponad 30C. Potem podnoszę samochód z prawej strony, tym trochę prostym podnośnikiem. Chcę założyć klocki, a okazuje się, że jeden bolec się zablokował. Po pierwsze to nawet nie wiedziałem, czy on może nie ma tak być, bo nie jestem specjalistą. Więc szukanie na internecie. Dobra, powinien się ruszać.
Poszukałem nawet jak się go da teoretycznie wyciągnąć.
Waliłem więc w niego, tłukłem się. Nikomu to pewnie nie przeszkadzało, bo tu i tak malują domy, więc hałas, jak je wężem czyszczą. Ogólnie, to hałas to bo jak nie kosiarka, to co innego.
Nic, bolec nie wychodzi. Więc odkręciłem tą część o samochodu.
- Podgrzać trzeba - mówi jakieś wideo na internecie.
Podgrzałem na kuchence, nic. Oczywiście.
Najlepsze, że jakbym ten bolec ułamał, to nie mógłbym hamulca zamontować.
Na koniec się poddałem i nawet mi współmieszkaniec wieczorem taki aparat do podgrzewania przywiózł.
W każdym razie, tłukłem się też wczoraj, grzałem, ze dwa razy, na koniec chyba z 15 minut, bo nie chciałem za dużego płomienia robić, nie wiedziałem ile gazu jest w tym podgrzewaczu.
Na koniec udało mi się ten bolec poruszyć. Dosłownie parę godzin to trwało.
To może też mnie trochę osłabiło.

Ogólnie, to jestem trochę dziwny, ale myślę, że jak się wyśpię, to będzie lepiej. Współmieszkaniec jedzie na dwa dni się wspinać, na paletki nie idę, może pójdę na kort, choć pewnie będzie zajęty, zobaczę.

Mama kumpla, z którym grałem w niedzielę na zawodach, umarła trzy dni temu, czy jakoś tak, na cukrzycę. On pojechał do domu. Akurat tak z nim rozmawiałem, jeszcze w zeszłym tygodniu, że najważniejsze, żeby człowiek zdrowy był, reszta, to normalne problemy.

Więc też powinienem się mniej głupotami przejmować.
Ale jestem zadowolony, że udało mi się z tym bolcem. Muszę jeszcze tylko nowy założyć, jak przyjdzie, bo tamten jest już lekko skorodowany, chyba jestem perfekcjonistą. Samochód stary, a ja się czymś takim przejmuję. Poza tym, to nie wiem, czy mu to walenie młotkiem w niego nie zaszkodziło. Więc, wymienię i nową uszczelkę założę, bo starą zszargałem.

Muszę sobie jeszcze nowe okulary kupić. Okulista jest za darmo, ale nie chcę iść, bo nie mam ochot usłyszeć, że mi się sporo oczy pogorszyły. Człowiek ucieka przed rzeczywistością. Ale obie pary okularów mam jakoś porysowane, popękane od środka jakby. Może je gdzieś na słońcu zostawiłem, cholera wie. A tu jak słońce pali, to pali, nie ma zlituj się. Jak jest 32, czy czasami 38C w cieniu, to w słońcu odpowiednio więcej.

Ważne, że coś tam próbuję robić, nawet jak nie zawsze mi wychodzi z tą realizacją mojej codziennej listy. Parę punktów jednak zawsze zrobię, to dodaje jakoś otuchy. Ale w takie dni jak dzisiaj, to trudno się skupić na czymś. Interesujące, jak to działa. Afty mnie wkurzają.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!