Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2017

Po prostu lęki.

Zastanawiam się oczywiście w jaki sposób lęki mną kierują. Zauważyłem dosyć prosty w sumie mechanizm, albo jeden z mechanizmów. Gdy zaczynam myśleć o czymś, co jest związane z sytuacją powodującą lęk, jak na przykład podróż do Polski, to po prostu trudniej mi się oddycha. W innym przypadku robię się niespokojny. To uczucie znika, gdy zmienię obiekt moich myśli. To podobnie jak wtedy, gdy myśli się o czymś smacznym do zjedzenia, czy ukochanej osobie. Wywołuje to jakąś reakcję, która powoduje, że mamy ochotę przez chwilę, krótszą czy dłuższą, lubować się tymi myślami, a dokładniej mówiąc to tym uczuciem, które wywołują. Wiadomo, nieprzyjemne sytuacje są po to, by ich unikać, nawet w głowie, w stylu, "o tym, to wolę nawet nie myśleć". Mózg jest dobry w tym, żeby upraszczać pewne sprawy. Widać to choćby po podejściu do zwierząt czy niewolników. Kiedyś niewolnicy byli dosyć przydatni i chyba mało kto chciał myśleć o tym, że mają oni swoje prawa, to normalni ludzie. Wygodniej było

Po prostu jestem

Spać mi się chce, choć da się nawet wytrzymać. Za oknem ciemne chmury, choć mój smartphone mówi, że ma być cały dzień słońce, dopiero koło 22.00 trochę deszczu. Kumpel z Australii odezwał się, że chce pogadać, następnego dnia, z rana. Na drugi dzień nie zgłosił się, aż do wieczora, kiedy napisał, że ma znowu spory dołek i myśli samobójcze, więc idzie do szpitala. Póki co, to nic o nim nie słychać. Wczoraj grałem w paletki, mogłem się trochę wyszaleć, do bólu nóg. Potem jednak lepiej śpię, tak mi się wydaje. To interesujące, że gdy rano się budzę, to naprawdę nic nie ma sensu. - Tak sobie teraz myślisz - chodzi mi po głowie - że nie ma sensu nic robić, ale wiesz, logicznie, że w ciągu dnia się to zmieni. No i tak było. Porobiłem moje ćwiczenia, które w danym momencie nie miały żadnego sensu, bo tak. Potem wsiadłem na rower i po przejechaniu kawałka jakoś zaczęło się robić przyjemniej, w sensie, neutralnie. Nie, żeby wszystko nabrało znaczenia, ale nie warto było sobie tym głowy zawracać

Tak to już bywa

Spać mi się chce, piję już trzecią kawę, choć dopiero krótko po 10. Napisałem parę maili ostatnio i nawet się ludzie zgłosili. Odezwał się nawet ten kumpel z Australii, chce jutro pogadać. Ciekawe jak mu się wiedzie. Mówi, że ma huśtawkę, to znaczy, pisze. Ja wczoraj też miałem huśtawkę, to znaczy, dołek. Niedziela. Tyle chciałem zrobić, miałem zrobić, skończyło się na oglądaniu czegoś na YT. Kawa nie pomagała. Odezwała się nawet ta wariatka, której wynajmuję mieszkanie. Mam się z nią spotkać we wtorek. Niemieccy specjaliści od lat próbują zatkać dziurę w dachu. Ze znikomym skutkiem. Wariatka pewnie będzie znowu narzekała. Ona lubi na wszystko narzekać, szczególnie na to mieszkanie, które ode mnie wynajmuje. Wyprowadzić się oczywiście nie ma zamiaru, kaucji zapłacić też nie, czy innych długów, choćby za klucz, który zgubiła kiedyś i na mój koszt musiałem dorobić. Miała mi zwrócić. W każdym razie, gdy rano się obudziłem, koło 4.30, choć siedziałem na internecie do 23.30, to nic nie miał

Krótka notka

Spać mi się chce, ale to w sumie nic nowego. Budzę się wcześnie rano, ale nie idzie za tym wczesne chodzenie spać. W dodatku budzi mnie chyba sąsiad z góry, gdy późno wraca. Tak do końca, to nie wiem. Myślę, że lepiej wracać późno ze sportu, zmęczony, niż zostawać w domu, próbując spać, budząc się w nocy. Nawet nie wiem o czym mam pisać, tak powolne są moje myśli, więc pewnie będzie to tylko krótka notka.

Inny świat

Spać mi się chce. To nic nowego, choć jest sobota. Eksperymentowałem z herbatą rooibosh, czy jak jej tam jest. Wiem, inni eksperymentują z ekstazy, ice (crystal meth),  kokainą, jak eksperymentuję z herbatą ziołową, miętową i tą właśni na r. Napiłem się jej przed pójściem spać. Wyczytałem w internecie, że jest uspakajająca. Kładąc głowę na poduszce czułem jak mi serce bije, w skroniach, czy gdzie ono tam bije. Tak byłem wyluzowany, że aż się z tego luzu w nocy obudziłem. Napiłem się jej też do śniadania, zamiast kawy, chociaż kawę potem też chlapnąłem. Teraz jadę na herbacie, po wycieczce do sklepu i na targ. Nie, żebym musiał po coś iść na ten targ, czy do sklepu, ale to taka jedna z rutyn pozwalających mi na zachowanie jakiegoś tam schematu dnia. Wychodząc z domu spotkałem mojego sąsiada, wczesnego emeryta. Wybierał się z dwoma butelkami wody na spacer po dzielnicy. Chociaż nie wiem, może te butelki wody do samochodu zanosił? To ten sąsiad, który boi się wychodzić z domu. To znaczy,

Tak sobie, nic nowego, opony

Latem budzę się wcześnie, tak koło piątej nad ranem. Dzisiaj koło czwartej, ale to może przez eksperymenty z herbatą ziołową. Nie mam problemów ze wstawaniem. To może też wynika z przyzwyczajenia. Dopóki mieszkałem w domu rodzinnym to nie było wylegiwania się w łóżku. Poza tym, to lepiej było szybko wstać, zanim Stary nie wstał, bo wtedy można go było spotkać w przedpokoju, czy gdzieś. Nie wiem nawet czy myłem rano zęby, jak chodziłem do podstawówki. Czasami wyskakiwałem jak najszybciej z domu, odlewając się gdzieś po drodze, choćby w piwnicy, byle by nie musieć zostać dłużej w domu. Tak mi się tylko skojarzyło. Wiadomo, jak spotkałem starego, to zawsze można było oberwać, jak nie od razu, to pod wieczór, jak się nie przeszło sprawdzianu czystości butów, czy fryzury. To ostatnie raczej nie było do przewidzenia, to trochę jak z policjantami, którzy się do czegoś chcą przyczepić przy kontroli. Tak długo będą szukać, aż znajdą. W każdym razie, to wczoraj udało mi się wstawić stare koła sa

Grawitacja

Dzisiaj nie chciało mi się wstać. Grawitacja ziemska wgniatała mnie w materac. Obudziłem się najpierw około 4, potem, pewnie, żeby nie było nudno, koło 5, wreszcie koło 6. Wczoraj było wolne, jakieś święto kościelne, więc człowiek się rozleniwił. W każdym razie, wiadomo, wstałem. Polazłem do kuchni i tam stał talerzyk, na miejscu na którym zawsze kładę rano komórkę. Porządek musi być, powiedziało coś sobie pewnie w mojej głowie. Przestawiłem talerzyk, w nagłym przypływie robienia porządków. Pewnie trochę jak na filmie rysunkowym, postawiłem go nieuważnie na krawędzi pomocnika, a on nie chciał zawisnąć na jego brzegu, więc spadł na podłogę. 2:0 dla grawitacji. Gadałem wczoraj z B, która siedzi na farmie w Kanadzie. Wakacje sobie zrobiła, work and travel. Jakoś zeszło znowu na te cielaki, bo akurat sporo roboty z nim, bo akurat sezon ich urodzin, czy jak to zwał. Lepiej pewnie jakbym nie pytał. - To one są potem na tej łące? - zapytałem jednak po wyjaśnieniu, że one się na łące rodzą. -

Burza w szklance wody

Ka, taka Japonka, gra od lat z Ax. Nawet wygrywają na wielu turniejach, najczęściej w najniższej klasie, to znaczy trzeciej, bo przeważnie są trzy, ale mimo wszystko. Z tym, że Ka teraz zaczęła wygrywać, grając sama, w drugiej klasie. -- Masz teraz dwie noce, żeby się móc zastanowić dlaczego przegraliśmy na ostatnim turnieju - napisał jej Ax, przed dwoma tygodniami. Ax uważa, że Ka się nie stara, bo przecież powinni byli dużo lepiej grać. - Zobacz co on mi napisał -- pisze do mnie Ona, czyli Ka. Mnie to akurat niespecjalnie obchodzi, ale to trochę jak oglądanie jakiegoś serialu. - Na następnym turnieju znowu wygracie - mówię Ka. I rzeczywiście, tydzień temu znowu wygrali. Pojechali na turniej jakichś 300 kilometrów w jedną stronę. Przedwczoraj znowu wiadomość - Jestem na turnieju, w Wiewiórkowie Dolnym - pisze mi Ka. - Ax pojechał już do domu, nawet się nie pożegnał -- pisze dalej. Ano, przegrali znowu. Co najlepsze, albo najgorsze, to Ka wygrała drugą klasę, bo grała następnego dnia,