Grawitacja

Dzisiaj nie chciało mi się wstać. Grawitacja ziemska wgniatała mnie w materac. Obudziłem się najpierw około 4, potem, pewnie, żeby nie było nudno, koło 5, wreszcie koło 6. Wczoraj było wolne, jakieś święto kościelne, więc człowiek się rozleniwił.
W każdym razie, wiadomo, wstałem. Polazłem do kuchni i tam stał talerzyk, na miejscu na którym zawsze kładę rano komórkę. Porządek musi być, powiedziało coś sobie pewnie w mojej głowie. Przestawiłem talerzyk, w nagłym przypływie robienia porządków. Pewnie trochę jak na filmie rysunkowym, postawiłem go nieuważnie na krawędzi pomocnika, a on nie chciał zawisnąć na jego brzegu, więc spadł na podłogę. 2:0 dla grawitacji.

Gadałem wczoraj z B, która siedzi na farmie w Kanadzie. Wakacje sobie zrobiła, work and travel. Jakoś zeszło znowu na te cielaki, bo akurat sporo roboty z nim, bo akurat sezon ich urodzin, czy jak to zwał. Lepiej pewnie jakbym nie pytał.
- To one są potem na tej łące? - zapytałem jednak po wyjaśnieniu, że one się na łące rodzą.
- Nie - mówi B - zabiera się je z łąki.
- Jak to? - jakoś nie umiałem załapać.
- One nie zostają z matką - mówi B.
- Eee, ale przecież te krowy są z nimi związane - mówię - w sensie emocjonalnym.
- Niektóre je próbują schować - dobiła mnie B. - Niektóre robią problemy.
- Takie życie - powiedziałem, bo co miałem powiedzieć. - Dobrze, że raczej nie jem wołowiny - pocieszyłem się na głos. - Wolę jajka.
- To by Ci się spodobało - mówi B - jest tu cała szafa jajek.
No i tyle, mają tam też kurczaki i takie, stąd te jajka. Ale te cielaki chodzą mi po głowie, może dlatego, że były ostatnio jakieś badania na temat wrażliwości krów i takich.
Wiadomo, świat jest o wiele prostszy, jak dzieli się go na ludzi z emocjami i rozumiem, zwierzęta domowe, czyli pupilki, które coś tam nawet człowieka rozumieją i zwierzęce przedmioty.
Grandin, ta trochę autystyczna profesor od hodowli krów, między innymi, powiedziała, że zwierzęta są dla ludzi obiektami, jak śrubokręt, czy młotek, z tą różnicą, że nie wolno ich torturować. śrubokrętem wolno rzucić o ścianę, jakimś zwierzęciem już raczej nie prawo nie pozwala.
Czytam na demotywatorch wypowiedzi niektórych ludzi na temat wegan, czy wegetarian. Widać jak ludzie wysilają się, żeby jakoś zjadanie zwierząt sobie wytłumaczyć, bo to przecież naturalne. Wegetarianie, to nienormalni. Nie wspomnę tu o Hindusach, których ileś tam milionów mięsa nie je. W dodatku część z nich jest nawet dosyć inteligentna, znam i znałem paru. Nie może być.
Kiedyś naturalne było trzymanie niewolników.
Sam jem czasami mięso, nawet mam kiełbasę w lodówce, tyle, że z dzika, ostatnio, ale nie próbuję sobie wmówić, że zwierzęta nie mają emocji. Bo niby czym się ich system nerwowy tak bardzo od naszego różni, podobnie ich zachowanie.
- Pech - mówię sobie, jak jem mięso. I jakoś tam dziękuję temu zwierzakowi, że go mogę zjeść i że mi dobrze smakuje.
Jak jestem w Ikei, co mi się dosyć rzadko zdarza, to przeważnie mi się wróble z mojego podwórka przypominają, które z kawałkami materiałów budowlanych do gniazd zasuwają, by je odremontować, upiększyć. I tyle. Ale ludzie są zupełnie inni, nie ma ich co do wróbli porównywać. Idę spać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!