Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2020

Spojrzenie na świat a kawa.

 Mam dziwny nastrój. Chciałem iść na rower, ale coś mnie przeziębienie bierze od paru dni, może też przez to siedzenie na balkonie w temperaturze bliskiej zera? Przyglądam się moim emocjom. Rano w łóżku nic nie ma sensu, czuję smutek i coś mnie dusi, może mieszanka lęku ze smutkiem. Potem siadam na balkonie i zaczynam pić kawę. Wtedy nagle moje nastawienie do świata zmienia się. Zaczynam myśleć bardziej pozytywnie, uczucie napięcie w klatce piersiowej przeważnie znika. Nie do końca rozumiem mechanizm tego, choć myślę, że to po części na pewno wpływ kofeiny, bo nie pierwszy raz się tak dzieje. Kofeina działa na jakieś receptory i tak dalej. Co mnie w tym ciekawi, to fakt, że nie tylko humor, czyli emocje mi się zmieniają, ale także spojrzenie na świat. To wiadomo, też fakt hormonów, czy neuroprzekaźników. To kwestia dopaminy, po części.

Czyli jak zwykle, zastanawiam się.

Już piątek, wczoraj fizjo, po którym miałem zakwasy w łydkach, o czy mnie terapeuta uprzedzał. Był inny niż normalnie, przy tamtym mam zakwasy w udach.  Dzisiaj było tu słońce, może pójdę jutro na rower. Nastrój mi skacze, czyli nic nowego, choć wczoraj porobiłem trochę ćwiczeń.  Zastanawiam się co dalej z moim życiem. W sumie, to ciekawe, bo przez większą część mojego życia myślałem o samobójstwie, więc nie planowałem zbyt odlegle. Teraz dokucza mi samotność, ale nie wiem tak do końca, czy będąc z kimś miałbym się lepiej.  Poszedłem do sklepu, potem byłem na krótkim spacerze, bo mnie ta noga boli i nie chce mi się chodzić na długi. Przebiegłem się nawet krótki kawałek, bo bardziej mnie przez bieganie nie boli. Biegania mi brakuje. Zastanawiam się dlaczego nie gram na gitarze.

Różne kanały

Poszedłem dzisiaj na rower. Dobrze mi to robi, szczególnie wtedy, gdy wjadę już na drogę między polami. Mam skoki emocji, pewnie przez ten grzyb w mieszkaniu, które Zwariowanej wynajmuję. Poza tym, to bez tego też mam skoki. Zawsze coś się znajdzie. Od czasu jak mi stwierdzili problem z biodrem jest pewnie trochę gorzej. Powoli przyzwyczajam się do myśli, że będę robocopem, jak mi wstawią ten sztuczny staw. Muszę pójść do dwóch klinik, które mam na oku, dowiedzieć się co i jak i wybrać jakąś tam. Chcę to zrobić w przyszłym roku, póki co, to jakoś tam jeszcze walczę. Męczące jest czytanie o kanałach jonowych, czy innych, które używane są do komunikacji w systemie nerwowym. Tyle, że czasami rzucą w książce jakimś przykładem, w stylu "o, ten rodzaj kanału ma receptory, które jest blokowany są przez PCP", albo "te przez alkohol". Jakoś inaczej się potem patrzy na alkohol, którego i tak prawie nie piję. Wtedy nie jest to jakiś płyn, który robi coś tam z człowiekiem, on p

Orzeszki na stres

 Coś niepokój znowu czuję, czyli normalka. Lepiej mi po sporcie, to znaczy, rowerze, albo po kawie na balkonie, nawet, gdy jest tylko +5 stopni. Ale dzisiaj nie byłem na rowerze, za to zmarzłem na balkonie. Znowu wiadomość w sprawie mieszkania, muszę to dać kiedyś zrobić, bo grzyb się tam ciągle pokazuje, a z lokatorką nie mogę się dogadać, to Polka zresztą, wygadana. To znaczy, ogólnie to ona jest biedna, tyle, że ma parę mieszkań w Polsce, ale do dzisiaj mi kaucji nie zapłaciła, od paru lat. Jakoś nie umiem się z babą kłócić, temu poprosiłem jedną przyjaciółkę, żeby mi pomagała. Inaczej bym chyba zupełnie zgłupiał. Nawet gościu ze spółdzielni mi dał do zrozumienia, że z kobietą się coś nie da normalnie pogadać, czyli nie jestem tak do końca odjechany, że tylko ja mam z tym problem. Byłem na zakupach, nakupiłem sobie orzeszków. Potem się dziwię, że wyglądam jak wiewiórka przed zimą.  Oglądam sobie chiński serial o młodzieży, bo jest w miarę wesoły i coś tam wyraźniej mówią, choć główn

Rower zamiast śniadania

Poniedziałek: Byłem wczoraj na rowerze, zamiast śniadania. Po rowerze, popijając kawę, miałem pozytywny skok nastroju, który się jakiś czas utrzymał. Nad jeziorem jest normalnie spokojnie, kaczki huśtają się na wodzie, czasami ktoś przejdzie, najczęściej z psem, który biega jak wariat, co mi nie przeszkadza. Tym razem była jakaś klasa szkolna, więc niektórzy się darli, jak to na pewnych nastolatków przystało, na koniec wleźli na górkę przy jeziorze, więc był przez pięć minut spokój. Bardziej mi chyba jednak jedno dziecko przeszkadzało, które przylazło tam w towarzystwie swojej mamy i jej psiapsiółki. Małe toto było, ale mogło służyć za róg mgielny na morzu, bo wysyłało dosyć regularnie, tak co dziesięć sekund sygnał w stylu "Mamaaaa, mamaaaa". Ta coś tam odpowiadała, ale chyba nie za często. Oni też poszli, jak ta klasa na drugi koniec jeziora. W sumie, to jedyny raz kiedy widziałem jak mama zareagowała, to wtedy gdy dziecko zmieniło częstotliwość na wyższą, bo wlazło na jaki

Kawą z dołka

Ciągle czytam o operacji tego biodra, nic ciekawego, jak będzie działało, to dobrze, jak nie, to mniej dobrze, ale takie życie. Ogólnie, to mam życie mało poustawiane, do tego doszło to biodro i korona, bo bez niej, to byłbym już w Australii. I tak nie wiem co mnie do niej ciągnie. Czasami wiem, bo to inny świat, trochę, a czasami nie wiem po co się czymś takim stresuję i nie żyję jak normalny człowiek. Tyle, pytanie, czy potrafiłbym żyć jak "normalny człowiek"? To, że mam wrażenie, że jestem zestresowany nie jest niczym nowym, fakt, że coś mnie tam dusi, trudno mi się skoncentrować, czy zabrać za coś. Walczę z tym, nie wiedząc dokąd dojdę. Codziennie robię pewne rzeczy, jak pisanie pamiętnika, czy trochę chińskiego. Po prostu też dlatego, żeby to ćwiczyć. Wiszę teraz co drugi dzień na desce, niewiele, ale robię tam ze dwa ćwiczenia, jedno z nich to parę serii wiszenia ze zmniejszonym obciążeniem. Postanowiłem sobie, że tak będę robił, więc staram się to robić.  Interesujące

Kanały jonowe i przekonania

 Coś jestem ostatnio niespokojny, może dlatego, że muszę się zdecydować z biletem na samolot do Polski, jak tu nic nie wiadomo, co z covidem? W sumie, to chodzi mi bardziej o to, co tam będę robił, jak większość rzeczy będzie pozamykana. A może muszę się zastanowić co z moim życiem, jak to dalej? Niezależnie od tego, że trudno mi czasami podejmować decyzje. Więc wiszę tak, jakby w powietrzu, nawet powisiałem na desce, bo stwierdziłem, że chcę wrócić do ćwiczenia palców, na wspinaczkę. Chciałbym umieć wisieć kiedyś na jednej ręce, ale do tego mi jeszcze bardzo dużo brakuje. Myślę, że powoli dochodzę do siebie, po tym szoku diagnozy, gdy powiedziano mi, że nie mogę uprawiać już, może nigdy moich ulubionych sportów. Myślę, że jak dam się zoperować i wszystko dobrze pójdzie, to będę mógł znowu biegać. Jak źle pójdzie, to może być gorzej, niektórzy siedzą przez miesiąc, czy dwa w wózku inwalidzkim, jak po jakimś czasie wda się jakieś zapalenie. Tyle, że muszę się nauczyć myśleć pozytywnie,

Z kapucą na głowie

 Byłem znowu nad jeziorem, w sumie, to nie chciałem wcale tam jechać, miałem zamiar dojechać tylko do końca parku ciągnącego się wzdłuż jednej z rzeczek, czy w sumie jest to bardziej potok. Tyle, że jak już dojechałem do miejsca w którym skręca się nad jezioro, to samo mi się tam pojechało. Od tego skrętu jest jeszcze z 15 minut w szybkim tempie, czy jakoś tak. Lubię to jezioro, bo jest mało tam ludzi, a jak są, to mówią sobie "halo", albo "dzień dobry", po ichnemu. To znaczy, w momencie, gdy zaistnieje jakiś kontakt wzrokowy. Porobiłem tam trochę ćwiczeń, usiadłem na chwilę i popatrzyłem na pluskające się łyski, czy co to było. Muszę im zdjęcie zrobić, żeby móc poszukać w internecie, bo łyski mają podobno biały dziób, a te miały chyba czarny, albo mi się teraz tak wydaje.  W każdym razie, to nie chce mi się jeździć nad to jezioro, to znaczy, jechać tam taki kawał, ale jak już wjeżdżam na ostatnią drogę, taką wśród pól i pastwisk, to jest całkiem przyjemnie. Tam, pr

Nad jeziorko rowerem i "Reflektorem w mrok"

Obraz
Jeżdżę teraz więcej na rowerze, bo biegać nie mogę, a chcę się trochę poruszać. Hale sportowe, czyli ścianka, joga, pozamykane. Jakoś nie przepadam za jazdą rowerem, to znaczy, używam go do przemieszczania się, ale tak, żeby sobie pojeździć, to wolałem iść pobiegać. Ale, że na bezrybiu i rak ryba, to wskoczyłem znowu we wtorek na mojego stalowego rumaka i pognałem w nieznane. Chciałem nad jezioro, nowo odkrytą trasą. Prawie całą czas jadę drogą rowerową, ponad połowę drogi przez jakiś park nad kanałem, a potem między polami. Aż dojadę do jeziora. Mam tu wprawdzie jeziorko w okolicy, może pięć minut rowerem do niego, ale chodzi mi o to, żeby moje kończyny, szczególnie uszkodzone biodro, trochę się poruszały, bo im to dobrze robi, mojej głowie najwyraźniej też, bo po takiej przejażdżce czuję się dosyć pozytywnie. W jedną stronę jadę gdzieś 45 minut, w miarę szybkim tempem, ale podejrzewam, że jak częściej pojeżdżę, to może mniej będą potrzebował. Tyle, że nie chodzi mi tak o szybkość, al