Nad jeziorko rowerem i "Reflektorem w mrok"

Jeżdżę teraz więcej na rowerze, bo biegać nie mogę, a chcę się trochę poruszać. Hale sportowe, czyli ścianka, joga, pozamykane. Jakoś nie przepadam za jazdą rowerem, to znaczy, używam go do przemieszczania się, ale tak, żeby sobie pojeździć, to wolałem iść pobiegać. Ale, że na bezrybiu i rak ryba, to wskoczyłem znowu we wtorek na mojego stalowego rumaka i pognałem w nieznane. Chciałem nad jezioro, nowo odkrytą trasą.

Prawie całą czas jadę drogą rowerową, ponad połowę drogi przez jakiś park nad kanałem, a potem między polami.


Aż dojadę do jeziora.


Mam tu wprawdzie jeziorko w okolicy, może pięć minut rowerem do niego, ale chodzi mi o to, żeby moje kończyny, szczególnie uszkodzone biodro, trochę się poruszały, bo im to dobrze robi, mojej głowie najwyraźniej też, bo po takiej przejażdżce czuję się dosyć pozytywnie. W jedną stronę jadę gdzieś 45 minut, w miarę szybkim tempem, ale podejrzewam, że jak częściej pojeżdżę, to może mniej będą potrzebował. Tyle, że nie chodzi mi tak o szybkość, ale o fakt, że coś tam się poruszam. Chrząstki w kolanach i biodrze nie są ukrwione, dostarcza się im pożywienie poprzez osmozę, czyli masowanie ich w czasie ruchu. 

Czytam tą nową książkę o neurobiologii, akurat o problemach z odkryciem genów odpowiedzialnych za różne choroby, na przykład schizofrenię.  Co do choroby Downa, to już te geny wykumali, w miarę, ze schizofrenią, autyzmem, bipolarem, czy takimi, mają problem.

Jak już jestem przy temacie genów, czyli także ich dziedziczenia, to przypomniała mi się dyskusja o aborcji, aktualnie prowadzona w Polsce. Ja jestem agnostykiem, czyli nie wiem, czy istnieje jakaś wyższa siła, czy może jej nie ma. Nie zajmuję się tym tematem. Myślę tylko, że założywszy, że istnieje, to ciekawe, czy ją interpretacja różnych zapisków, ileś tam tysięcy lat starych, interesuje.
Nie mówię już o punkcie widzenia neurologicznego, gdzie zarodek, taki paru miesięczny, jeszcze w sumie nie ma do końca rozbudowanego układu nerwowego, o świadomości swego istnienia już nie wspomnę, ta przychodzi jakoś po pierwszym roku życia, w miarę najwcześniej. Każden jeden to wie, bo raczej nikt nie pamięta tego co było na początku. Nie mówię tu o "wspomnieniach" niektórych specjalnych ludzi, ale niektórzy, to pamiętają nawet jak byli Kleopatrą, czy jakąś inną osobistością w poprzednim wcieleniu. Mało kto pamięta, że był chłopem feudalnym, niepiśmiennym, każden jeden był jakąś wspaniałością. No dobra, niech im będzie.
Ludzie mają 99% genów identycznych z innymi zwierzętami. Te, to oczywiście bez problemu zabijają, jak im się podoba.
W przypadku aborcji chodzi jednak o "człowieka", albo o coś, co może nim być, jak się wykształci. Nawet jeśli będzie mu połowy mózgu i kończyn brakowało, to zarodek ten jest ważny dla niektórych wierzących, niezależnie od tego, czy to własny, czy w czyimś tam brzuchu. Idąc po ciosie, to trzeba by się zająć poronieniami i pracować nad tym, żeby ich mniej było, ratować te dzieci-zarodki, choć poronienie nierzadko jest chyba automatycznym mechanizmem kontroli, gdy zarodek rozwija się nie tak jak trzeba. Nieważne, trzeba by je chyba ratować, nie? Podobno 20-50% zapłodnień kończy się poronieniem, którego często nawet się nie zauważa, bo dzieje się to w 1-2 tygodniu, przed okresem, dlatego taka duża rozbieżność statystyczna.

Nie będę się wiele na ten temat rozpisywał, bo sumie jest to taki stary, chrześcijański problem, inne kultury, choćby Chińczycy, czy inni, raczej go nie mają.
Już prawie 100 lat temu Tadeusz Boy-Żeleński aktywnie się tym zajmował, bo koło 1930, myślał by kto, że dużo się zmieniło w niektórych głowach.
Z wikipedii:
"Boy propagował świadome macierzyństwo, antykoncepcję i edukację seksualną, a także postulował legalizację aborcji w celu zlikwidowania groźnego dla życia kobiet podziemia aborcyjnego. Był partnerem i współpracownikiem feministki Ireny Krzywickiej, z którą prowadził w Warszawie od 1931 roku Poradnię Świadomego Macierzyństwa. Już w roku następnym poradnia przyjęła ponad cztery tysiące pacjentek.Boy był ostro zwalczany przez środowiska konserwatywne za głoszenie liberalnych poglądów oraz krytykę udziału Kościoła katolickiego w życiu społecznym i politycznym Polski."
Napisał nawet książkę "Reflektorem w mrok". To światło, to chyba jednak coś  za słabe, ogarek. Czytałem to chyba w liceum, kiedy to było.
Już moja Mama powtarzała, że ksiądz przejmuje się jak ktoś jest w ciąży. Dziecko jest wtedy takie ważne, niezależnie od sytuacji rodziców. Jak się ono urodzi, to przestaje go ono obchodzić. Wiele się nie zmieniło chyba, tyle, że teraz im zaczyna odbijać, mam wrażenie. Już nie wspomnę o podejściu kościoła do antykoncepcji, bo wiadomo, owieczki muszę się rozmnażać.

Komentarze

  1. Ładne zdjęcia, a ile stopni w dzień? Bo u mnie już za zimno na rower (dla mnie).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, zdjęcia zrobione oczywiście komórką, choć zastanawiam się, czy sobie znowu nie kupić jakiegoś aparatu. Dzisiaj w słońcu w szybkim tempie jechałem trasę powrotną w krótkim rękawku i kamizelce-wiatrołapie, może było z 12-14 stopni. Nikogo innego w krótkim rękawku nie widziałem, więc nie wiem ;) W każdym razie na nogach mam buty zimowe i na rękach rękawiczki, reszta się jakoś rozgrzewa ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!