Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2014

Cichociemny i pokręcone życia.

Siedzę w bibliotece. Parę minut temu wjechał tu facet z wózkiem na zakupy i chyba całym swom dobytkiem na nim. Przechylił monitor, w stronę ziemi i wrzucił jakiegoś kompakta. Przy nodze postawił walizkę. Ma wychudzoną twarz  i na głowie czapkę z daszkiem. Coś tam to siebie mruczy. W porównaniu z nim, to pewnie jestem prawie, że zupełnie normalny. Ciekawe, co on przeszedł, choć, tak naprawdę, to wcale mnie to teraz nie interesuje. Zmęczony jestem tymi skręconymi żywotami.

Codzienna walka, czyli nic nowego

Zastanawiam się nad tym, jak długo tu jeszcze zostanę, w Australii. To mnie też chyba trochę nerwów kosztuje, ale ogólnie, to chyba więcej tu robię niż w Niemczech. Mam teraz samochód, jeszcze muszę klucz dorobić, bo mam tylko jeden. Mam wiele małych zadań przed sobą. Chcę jeszcze kupić deskę surfingową. Wiadomo, ktoś może powiedzieć, że chciałby mieć takie problemy, ale dla mnie jest i tak pozytywne, że nie myślę o samobójstwie. Walczę z lękami, które i tak mi przeszkadzają. Staram się je jakoś obchodzić, obserwuję je, szukam dróg, by je lepiej zrozumieć i po części zmniejszyć. Siedzę na kampusie uniwersytetu, mam tu internet. I tak mam zawsze internet, jak chcę, bo mam wbudowaną kartę telefoniczną, ale to dobra wymówka, by tu siedzieć. Gdy wracam do przeszłości, a próbuję to robić codziennie, to staram się znaleźć jakieś przyjazne otoczenie. Najczęściej są to kafejki. Kawa też mi pomaga, by zmierzyć się z tym, przed czym chyba często uciekam. Często, gdy rano się budzę, to nic nie ma

Lęk w warunkach laboratoryjnych

Wczoraj rejestrowałem samochód, to znaczy, przerejestrowywałem na mnie. Jak się ma australijskie prawo jazdy, to jest to w sumie formalność, jak wszędzie. Ale mimo wszystko czułem niepokój, czekając z numerkiem na swoją kolej. A jak facet mi na końcu powiedział, że załatwione, to nie dopytałem się, czy potwierdzenie przyjdzie pocztą. Może dlatego, że wydawało mi się, że tak powiedział. Często nie rozumiem tego australijskiego akcentu. Okazało się poza tym, że jest tylko jeden klucz do tego samochodu. Powiedziałem kobiecie, która mi go sprzedawała, żeby się dowiedziała. Odpisała mi mailem, że mogę go dać dorobić, ale to kosztuje od 60-200 AUD. Z tego co wiem, to kosztuje, razem z pilotem koło 300. W każdym razie napisałem jej, czy by się nie podzieliła kosztami, bo w sumie, to raczej się sprzedaje samochód z dwoma kluczami, a nie powiedziała, że jest tylko jeden. Skończyło się na tym, że jak jej płaciłem, to wspomniałem o tym kluczu i spytała, czy nie chcę 100 mniej, zamiast za nią goni

Uwaga krokodyl...

Ostatnio we wiadomościach było o wędkarzu, który został zabity przez krokodyla. Nie wiem do końca, czy facet był za blisko brzegu, czy wszedł do wody, bo żyłka mu się w coś zaplątała. Chyba to ostatnie, w każdym razie coś o tej żyłce mówili. Była przy tym jego żona, która pewnie niezły szok, na całe życie, przeżyła. Zapytano też od razu paru lokalnych, nawet dzieciaka, o krokodyle. Każde z nich, nawet ten dzieciak, powiedziało, że nie wolno wchodzić do wody, bo tam są krokodyle, niebezpieczne. W tej okolicy przeprowadzają pokazy dla turystów, w których krokodyl musi z wody wyskakiwać, by złapać kawałek mięsa na wędce. Tak, że widocznie krokodyli trochę tam jest. Na koniec zabili tego 4,5 metrowego zwierza. To nie po raz pierwszy, że się słyszy, że ludzie wchodzą do wody, nawet jak są tabliczki "Uwaga krokodyle" i nie przeżywają tego wejścia, bo tam rzeczywiście są krokodyle. Z drugiej strony, to nawet ciekawe, że nie wybiją tych krokodyli, choć są one niebezpieczne dla ludzi.

Trudności, by do kogoś zadzwonić

Siedzę sobie w kafejce. Już drugiej dzisiaj. Chciałem iść do biblioteki po pierwszej kawie, ale okazało się, że biblioteka w poniedziałki zamknięta. Chciałem sobie tam popisać, poza tym, to mają internet. Obudziłem się rano, gdy słońce powoli wstawało. Teraz, gdy wycięli parę drzew przed oknami widać aż do końca horyzontu. Okna nie wychodzą na wschód, ale widać, jak dzień się budzi. Nawet nie czułem niepokoju. Tu też muszę walczyć, raz wygrywam, raz przegrywam, ale staram się iść do przodu. Zauważyłem, że szukam pomocy u ludzi, gdy sam sobie nie radzę. Nie robię tego świadomie. Po prostu jest mi wtedy łatwiej. Nie myślę sobie "nie daję sobie rady, potrzebuję pomocy". A może sobie tak myślę? Wiem, że czasami zdaję sobie z tego sprawę. Czasami się poddaję i proszę kogoś o pomoc. Pewnie robię to częściej niż kiedyś. Kiedyś pewnie za to częściej uciekałem. Trudno wyczuć. W każdym razie proszę o pomocy, zamiast uciekać. Ale często zdaję sobie sprawę, że też to prowadzi do ucieczki

Kwestia perspektywy

Coś mi ten chiński nic nie idzie do przodu, ale, zawziąłem się i postanowiłem uczyć się lekcja po lekcji, a nie tylko oglądać chińskie filmy z chińsko/angielskimi napisami. Za każdym razem, jak mówili o Robinie Williams, podawali numer telefonu zaufania, albo nawet trzy numery. Tak, na wszelki wypadek. W audycji dla dzieci było o pająkach. Małych, takich z czerwoną kreską na plecach, dużych, tarantul, nawet tych z Brazylii i pluszowych. Ten z czerwoną kreską też jest podobno ostro jadowity, więc dzieci, jak widzą pająka, to mają się do niego nie zbliżać. Co kraj o obyczaj. W Polsce nie ma takich małych bestii. Zastanawiam się, jaki sobie samochód kupić. W pewnym momencie, z nostalgicznych względów zacząłem się nawet nad Volvo S60 zastanawiać, bo akurat był jeden tani. Ale na szczęście szybko go sprzedano, bo nawet nie można by było tam wygodnie deski surfingowej wsadzić ;) NB się odezwała. Przysłała mi swoje zdjęcie z córeczką i delfinami. Ładnie wyszła na tym zdjęciu, seksy. Smutno mi

śmierć za zakrętem

Aktor Robin Williams nie żyje. Lubiłem go nawet. Podobno popełnił samobójstwo. Jak tu w telewizji mówili, męczyły go demony, od środka, ciemna strona jego życia. Był wywiad w porannej telewizji, z facetem, który z nim przeprowadzał wywiady. Nie chodzi mi tu, w tym komentarzu o Williamsa. Po prostu myślę sobie, w takich momentach, że psychologia, czy psychoterapia czasami nie potrafi pomóc. Mimo, że facet miał kasę i stać go pewnie było na wielu specjalistów, to nie potrafili mu oni pomóc. Jak widać na załączonym obrazku. Depresja jest śmiertelną chorobą, podobnie jak PTSD, czy inne takie. W sumie, to cieszę się, że się nie zabiłem i że raczej nie mam myśli samobójczych. Wiem, że kiedyś niewiele brakowało, skręcenie kierownicy samochodu, czy wypłynięcie gdzieś daleko w morze. Czasami leżałem na plaży, gdy jeszcze gdzieniegdzie były płachty śniegu. Przemarzłem, ale nie czułem zimna, nie czułem niczego, po wstrząsie spotkania z jakąś ex. Nie byłem po tym nawet chory. Planowałem sobie, jak

I co ja tu robię?

Byłem na paletkach. W piątek i dzisiaj przed południem. Jest to inaczej zorganizowane niż w Hamburgu. To pierwsze, w piątek, było przy uniwersytecie. Płaci się 7 AUD za uczestnictwo, za każdym razem. Prowadząca mówi kto z kim ma grać. W klubie, dzisiaj, było to samo, tyle, że prowadzący chyba nie zwracał uwagi na to, kto jak gra. Przy uniwersytecie starali się w miarę siłę gry dopasować. Paletki dobrze mi chyba robią, pozwalają trochę zapomnieć o całym świecie, na chwilę. Trochę się wyszaleję i lepiej się chyba czuję. Gdy oglądam jakieś reportaże, albo czytam wywiady ze sportowcami, to mówią oni to samo. Sport pomaga im w normalnym życiu. Czują się bardziej szczęśliwi i zrównoważeni. W piątek było paru lepszych graczy, dzisiaj, może trochę jacyś lepsi, ale ogólnie, to cieniocha. Zarówno w sobotę, jak i dzisiaj, prawie, że nie było białych. W piątek dwie grubawe dziewczyny i jakiś wysportowany chłopak, dzisiaj nie za szczupła A. Azjaci też nie zawsze są szczupli, ale czasami ma się wraż

Moje życie to gra, a może labirynt

Tak sobie dzisiaj rano pomyślałem, że życie to rodzaj gry, przynajmniej moje. Jak w grze, staram się iść do przodu, omijać, czy przeskakiwać przeszkody, zbierać punkty za zrobienie jakiegoś zadania, czy je zużywać, czy tracić, jak popełniam błędy. Tyle, że tak do końca, to nie znam zasad tej gry. I właśnie przyszło mi to do głowy, że ktoś to chyba o Kafce, czy Nietzsche powiedział. A może któryś z nich to powiedział? że żyją zawieszeni pomiędzy niebem, a ziemią. Grają w grę, której zasad do końca nie znają. Ja mam może częściej wrażenie, że poruszam się w labiryncie, którego ścian nawet dokładnie nie widzę. Też napotykam na przeszkody. Jak zwał tak zwał, potykam się o lęki, czasami z nimi przegrywam, czasami wygrywam. Ale, w sumie, to może w odróżnieniu od gier komputowych, to nie wiem, jaki jest cel tej gry, co jest na końcu do osiągnięcia. Byłem pobiegać, zrobiłem parę ćwiczeń na urządzeniach w parku. Trochę ćwiczeń do paletek. Udaje mi się trochę wcześniej wstawać, ale ciągle po dzi

Raz się wygrywa, raz przegrywa

Siedzę sobie znowu na ławeczce w parku, przy stoliku. W sumie, to zimno. Na słońcu było gorąco, krótkie spodenki wyschły mi chyba w pół godziny, ale w cieniu, mróz. Kupuję sobie chyba jakiś stary samochód, bo tak, to bym musiał wynająć. Miałem zadzwonić do jednego gościa, którego w zeszłym roku znałem i stresowałem się tym, od wczoraj. Takie moje lęki. Wiadomo, B, u którego mieszkam, to mało co czasami rozumiem. Kostka jeszcze nie całkiem wyzdrowiała, po wczorajszym bieganiu trochę spuchła, więc dałem sobie dzisiaj spokój. Ale może zrobię parę ćwiczeń na tych maszynkach w parku. Pojechał bym do sklepu, kupić sobie jakiś sweterek i coś ciekawszego do jedzenia, ale nie wiem, czy mi się chce. Naprawiłem rower, który od zeszłego roku nienaprawiony stał. To znaczy, trzeba było odpowietrzyć hamulce i B tego nie zrobił. Trochę się za niektóre rzeczy zabiera jak ja ;) Wczoraj bilard, z A, siostrą kumpelki, UA, i dwoma B, jeden tutejszy, drugi tutejszy pochodzenia z Anglii. Pełno tam Azjatów by

Ani dobrze, ani źle

Siedzę tu w tej Australii i ani mi tu dobrze, ani źle. Niektórzy Australijczycy mówią, żebym został, ale to tacy, którzy nie są tu urodzeni, inni nie mówią nic. Budzę się jeszcze w nocy, bo spore przesunięcie czasowe. Kangurów jeszcze nie widziałem, ale siedzę cały czas w mieście, tu ich nie ma. Przez kostkę nie poszedłem nigdzie na sport, choć dzisiaj byłem trochę pobiegać i porobiłem parę ćwiczeń na urządzeniach w parku. Jedna dobra kumpelka mieszka niedaleko, razem ze swoim mężem i swoją siostrą. Fajnie jest z nimi trochę czasu spędzić. Tu zima, więc w nocy koło 10C, a w ciągu dnia, jak teraz, nawet jak słońce świeci, to w cieniu chłodno. Nie wziąłem wielu rzeczy, sporo sportowych, ale mało do ubrania. Przydałby się jakiś ciepły flies, bo ten który mam jest taki sobie. Może kupię samochód, jakiś tani, używany, zamiast wynajmować. Nie wiem w sumie, co czuję. Mogłem sobie kurtkę ze sobą wziąć, do parku, znaczy się, bo siedzę w parku. Poszedł bym gdzieś z tego cienia, ale tu wygodnie,