Codzienna walka, czyli nic nowego

Zastanawiam się nad tym, jak długo tu jeszcze zostanę, w Australii. To mnie też chyba trochę nerwów kosztuje, ale ogólnie, to chyba więcej tu robię niż w Niemczech.
Mam teraz samochód, jeszcze muszę klucz dorobić, bo mam tylko jeden. Mam wiele małych zadań przed sobą. Chcę jeszcze kupić deskę surfingową.
Wiadomo, ktoś może powiedzieć, że chciałby mieć takie problemy, ale dla mnie jest i tak pozytywne, że nie myślę o samobójstwie. Walczę z lękami, które i tak mi przeszkadzają. Staram się je jakoś obchodzić, obserwuję je, szukam dróg, by je lepiej zrozumieć i po części zmniejszyć.

Siedzę na kampusie uniwersytetu, mam tu internet. I tak mam zawsze internet, jak chcę, bo mam wbudowaną kartę telefoniczną, ale to dobra wymówka, by tu siedzieć.
Gdy wracam do przeszłości, a próbuję to robić codziennie, to staram się znaleźć jakieś przyjazne otoczenie. Najczęściej są to kafejki. Kawa też mi pomaga, by zmierzyć się z tym, przed czym chyba często uciekam. Często, gdy rano się budzę, to nic nie ma sensu. Ale jakaś część mojego mózgu nauczyła się, albo uczy się, że to tylko jakaś droga, którą moje emocje wędrują. Wiem, że są inne drogi. Trudno mi w takich momentach myśleć, że może być inaczej, ale przynajmniej udaje mi się obserwować to, co się dzieje. Emocje pozostają, ale czasami uda mi się zrobić wymyk i mimo wszystko robić swoje, jak na przykład poranne ćwiczenia. Wiem, że jak je zrobię, to lepiej się będę czuł. Emocje mówią "to nie ma sensu", logika "wydaje ci się, że to nie ma sensu teraz, ale wiesz, że potem będziesz z tego zadowolony".
Taka w sumie trywialna walka z lękami, może stanami depresyjnymi, PTSD, czy jak to zwał.

I wracam do dzieciństwa, bo mi to chyba pomaga. Wolę to robić teraz, niż wtedy, gdy będę gdzieś zupełnie w dołku.

Zadzwoniłem wczoraj do mojego starego. To znaczy, w sumie, to do jego żony. Nie miałem na to specjalnej ochoty, emocjonalnie, ale wydawało mi się, że dobrze mi to zrobi. Poza tym, może mi się to przydać, gdy będę potrzebował jego świadectwo zgonu. Niezależnie od tego, że będę wyglądał jak porządny syn, w oczach jego rodziny ;) Chociaż, myślę, że oni nie mają złudzeń co do mojego podejścia. To znaczy, kuzynostwo. Ciotka, czy ktoś, to sobie może coś marzy.
Zadzwoniłem między innymi dlatego, żeby usłyszeć, że ten ktoś, kto się na mnie latami wyżywał, przez którego miałem patologiczne dzieciństwo, jest teraz słaby i mi nie zagraża. Tym bardziej, że jestem ileś tam tysięcy kilometrów od niego, a on już sobie chyba nawet sam nie umie porządnie zębów umyć. Wiem, logika mi mówi, że to przecież wiadomo, że mi nie zagraża. Ale wewnętrzne dziecko czuje chyba jeszcze coś innego, jeszcze nie jest do końca przekonane, że ten horror się skończył, czy, dokładniej mówiąc, że się nie powtórzy.

Komentarze

  1. Jak można zniszczyć dziecku dzieciństwo i przez to tak wpłynąć na jego życie... A niestety nie należy to do rzadkości. Chociaż ja narzekać nie mogę. Czytając wspomnienie o myślach samobójczych, zauważyłam, że od kiedy mam chłopaka, te myśli nie pojawiły się ani razu. I teraz wydają mi się takie odległe, niewyraźne, rozmyte... Oby nie wróciły ani do mnie, ani do Ciebie : )
    Pozdrawiam serdecznie. Trzymaj się : )

    OdpowiedzUsuń
  2. Ano, popieprzonych rodziców, czy sytuacji jest pełno, tak czasami niestety bywa, jak mówisz.
    Mnie posiadanie dziewczyny nie pomagało, a nawet chyba było gorzej. Myślę, że inne są oczekiwania w stosunku do faceta, a inne w stosunku do dziewczyny, w związku. Ale nie wiem, czy to w moim przypadku
    aż takie znaczenie miało.
    Mnie pomógł chyba kontakt z "wewnętrznym dzieckiem" i praca nad schematami myślenia, tak sobie myślę ;)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mam takich doświadczeń jak ty, więc trudno nawet mi sobie wyobrazić co przeżywasz. Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Też się czasami zastanawiam, jak inni ludzie przeżywają świat. Gdy oglądam jakiś film, czy czytam książkę, to automatycznie jakoś bardziej się wczuwam w ludzi, którzy są dziwni, czy gdzieś na granicy społeczeństwa. Niezależnie od tego, czy to jakiś geniusz, czy seryjny morderca.
    Łatwo mi zrozumieć jak myślał ten morderca mafijny Kukliński. Gdy opowiadał coś, w wywiadach, to myślałem sobie "to znam". Ale u mnie pewnie nigdy to nie było tak silne jak u niego, a może jakieś inne mechanizmy działały. On to miał przerąbane w dzieciństwie. Bo zarówno ojciec, który podobno nawet zabił jego brata, zrzucając go ze schodów, jak i jego matka, która podobno połamała na nim parą razy kij od miotły. I jak opowiadał o fali emocji, który go nagle zalewa i powoduje, że robi, to co robi, to przypominają mi się moje fale, które mam coraz rzadziej. A jak mam, to wiem, że to fala i nie poddaję się jej, przynajmniej tak łatwo ;)
    Podobnie mogę się asocjować z G. Gouldem, pianistą, który też sobie nie radził w społeczeństwie,
    czy Charles Bukowski. To tylko przykłady.
    Ich zachowanie jest dla mnie w pewnym sensie logiczne. Zarówno to Kuklińskiego, jak i Bukowskiego.
    Jak się siedzie w ciemnym, zimnym dole, z którego nie widzi się wyjścia, to człowiek szuka czegokolwiek, by sobie ulżyć. Czy to alkohol, zabijanie, czy sport ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Straszne co rodzice mogą zrobić dziecku. Mam swoje lęki, ale to pikuś w porównaniu z twoimi.Mój ojciec zmarł jak byłam malutka, wychowywała nas mama, ale dawała nam miłości za dwojga. Moje lęki wynikają zupełnie z czego innego.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie moja mama też dawała miłość, ale nie potrafiła obronić przed ojce. Ogólnie, to do końca, to nie wiem jak to było, bo mama próbowała utrzymać pozory normalności. Normalność w świecie paradoksów ;) Ale sama też próbowała popełnić samobójstwo.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!