Lost in Translation
Jest taki film "Lost in Translation", z Murray i Scarlett Johanson, czy jak oni się tam nazywają. Zgadałem się z jedną Japonką, Na, że gramy razem na jednych zawodach tutaj. -- Dobra -- mówię, to nie zapomnij się zgłosić na te zawody. Każdy z nas musi się zgłosić osobno. Dowiaduję się, przez SMSa, bo ja nie mam facebooka, że coś jest nie tak. Ona zgłosiła się najpierw z kumpelką, z którą gra, ze mną nie. Potem chciała się zgłosić, ale coś nie działało. To wszystko trwa dniami, bo ona nie pisze zbyt często. Jakoś, skończyło się na tym, że przez telefon pomogłem jej się zgłosić. Tak przynajmniej myślałem. Ona coś tam klikała, na swojej komórce, coś wychodziło, coś nie, coś tam mruczała, w tym jej bardzo łamanym angielskim. -- Zapłaciłaś -- pytam na koniec. -- Tak, zapłaciłam -- mówi. -- Ale teraz muszę już iść. -- Dobra -- myślę sobie -- jak zapłaciła, to spoko, bo to ostatni krok, więc wszystko ok. -- Czy muszą coś jeszcze zrobić? -- pyta Na w SMSsie. -- Nie, wszystko ok -- od