Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2016

Lost in Translation

Jest taki film "Lost in Translation", z Murray i Scarlett Johanson, czy jak oni się tam nazywają. Zgadałem się z jedną Japonką, Na, że gramy razem na jednych zawodach tutaj. -- Dobra -- mówię, to nie zapomnij się zgłosić na te zawody. Każdy z nas musi się zgłosić osobno. Dowiaduję się, przez SMSa, bo ja nie mam facebooka, że coś jest nie tak. Ona zgłosiła się najpierw z kumpelką, z którą gra, ze mną nie. Potem chciała się zgłosić, ale coś nie działało. To wszystko trwa dniami, bo ona nie pisze zbyt często. Jakoś, skończyło się na tym, że przez telefon pomogłem jej się zgłosić. Tak przynajmniej myślałem. Ona coś tam klikała, na swojej komórce, coś wychodziło, coś nie, coś tam mruczała, w tym jej bardzo łamanym angielskim. -- Zapłaciłaś -- pytam na koniec. -- Tak, zapłaciłam -- mówi. -- Ale teraz muszę już iść. -- Dobra -- myślę sobie -- jak zapłaciła, to spoko, bo to ostatni krok, więc wszystko ok. -- Czy muszą coś jeszcze zrobić? -- pyta Na w SMSsie. -- Nie, wszystko ok -- od

Próba obserwacji.

Jeszcze tylko jakieś dwa miesiąc tu posiedzę i spadam. Już teraz za dużo się nad tym zastanawiam, jak to zrobić, jak i kiedy sprzedać samochód, co z rzeczami, kiedy tu wrócę. Nie wiem, myślę, że wrócę. Zobaczymy jak będzie w Niemczech. W każdym razie, bo nie mogę sobie zarzucić, że nie zmieniam krajów, choć tutaj nie podróżuję, choć mógłbym. -- Taka okazja, możesz tyle zwiedzić, zobaczyć -- mógłby ktoś powiedzieć, a mnie się nie chce, poza tym, to pewnie bym się bardziej dusił gdzieś indziej, niż w domu, to znaczy, w wynajętym pokoju, choć oczywiście używam też wspólnego pokoju, mieszkalnego. Ten pokój ma ładny widok, mój pokój też, bo okolica tu pagórkowata nie ma piętrowych domów, dużo ogrodów i zieleni. Poprzednim razem bywało, że sypiałem na plaży, czy gdzieś w lesie, w samochodzie. Teraz jestem akurat w rytmie treningu, choć wiadomo, sam siebie pytam, po co to robię. Ale, to moje hobby, jeden ma takie, drugi inne. Ciekawe jak to będzie po powrocie do Niemiec, czy znajdę pracę, czy

Codzienna walka

Dzisiaj dzień zaczął się bez sensu. W sumie, to już wczoraj wieczorem było jakoś do niczego. -- To moje emocje -- pomyślałem sobie. -- Mówią mi, że nie daję sobie rady, że nic nie ma sensu. -- Ode mnie zależy, na ile im się poddam -- pomyślałem sobie. Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Teraz siedzę w kafejce, choć nie miałem siły to przyjechać. Jak widać, siłę jakoś znalazłem, mimo, że nie wierzyłem, będąc w domu, że przyjazd tutaj ma sens. -- Jestem zmęczony -- mówiło mi wszystko w domu. -- W domu i tak nie wypoczniesz, a w kafejce może coś popiszesz. -- Do niczego, to moje pisanie -- odpowiadałem sam sobie. -- Nieważne, spadaj do kafejki -- powiedziałem sobie na koniec. "Bić się z myślami"; czy "bić się w myślach?".

Czasami coś wychodzi, czasami nie.

Byłem na korcie, odbijałem sobie o ścianę, ćwiczyłem trochę kroki. To mnie uspakaja. I jak zwykle, trudno było mi wyjść z domu. W mieszkaniu czułem senność, zmęczenie, bolały mnie mięśnie. -- Po co pójdziesz -- mówiłem sobie -- odpuść sobie dzisiaj. -- Taa, ale potem, gdy się wybiorę na kort, to będę żałował, że znowu tak późno -- odpowiedział inny głos. W sumie, to może bym został w domu, bo to mi moje zmęczenie mówiło, ale pomyślałem sobie, że pewnie i tak wcale nie wypocznę. Będę siedział na internecie, albo oglądał jakieś głupie seriale. Na koniec, po paru godzinach będę zły i sfrustrowany, może jeszcze bardziej zmęczony. To w sumie interesujące, jak to działa. To jak uczenie się nowych schematów, czy poprawa starych. Te ostatnie mówią mi -- nic nie ma sensu, co się będziesz wysilał. Tak to przynajmniej interpretuję, bo wiadomo, zmęczenie, czy uczucie senności nie używa słów. Podobnie z tym wrażeniem, że się trochę duszę, że coś mi przeponę ściska. Próbuję pić wodę, oddychać głębok

Zrobić emocje w konia

Emocje i rozsądek. Ja ciągle w kółko to samo, ale akurat był artykuł w gazecie o tym, że emocje, to najstarsza część mózgu. Nie doczytałem, przeleciałem tylko, nic tam pewnie nowego, ale dobrze, że się o tym pisze. Jak komuś odbija, to najczęściej nie kapuje, że mieszają mu się pewne systemy w głowie. Jeden jest odpowiedzialny za logikę, inny na przykład za emocje. Gdy się to wie, to łatwiej jakoś uczyć się panować nad tym, a przynajmniej wie się, co jest grane. Mózg to nie mieszanka nerwów, ale zbiór różnych center, które czasami współpracują, a czasami sobie przeszkadzają. Jak na przykład emocje na egzaminach. Emocje mówią "uciekaj stąd, bo tu coś groźnie", a logika mówi "rozwiązuj kurna to zadanie, jaki to był wzór na to". W związku z tym, że emocje chcą uciekać i koncentrują się na niebezpieczeństwie, to zajmują część pamięci operacyjnej, potrzebnej do rozwiązywania zadania, na przykład z matematyki. Dodam tylko, że emocje są silniejsze, z natury, niż logika. I

Czy istnieją drzwiczki?

Czasami mam wrażenie, że istnieją jakieś drzwiczki. Gdy uda mi się je znaleźć, to wszystko jakoś nagle pójdzie łatwiej. Nie znajduję ich. Zamiast tego wspinam się pod górę, czasami po mokrym, gliniastym podłożu. Gdy się poślizgnę, to mogę się nieźle uderzyć. Na ile to tylko moja interpretacja, a na ile w miarę obiektywne spojrzenie na rzeczywistość? W chwilach dobrego humoru wiele staje się nagle prostsze, gdy jestem w dołku, to prawie wszystko staje się trudne, nie widzę żadnych postępów w tym co robię. Jak tu wywołać ten stan w którym udaje mi się pokonywać przynajmniej część lęków, czyli blokad?

Ucieczka od emocji

Spać mi się chce. Może dlatego, że na parterze kumpelka B nocowała? Jeśli ktoś myśli, że Australijczycy są bardzo otwarci, to może się pomylić. Są na pewno bardzo mili, przynajmniej ci, których ja spotkałem, choć niektórzy z security, czy policja, to wiadomo, jak się trafi. Cudów nie ma. A może chce mi się też spać, bo źle spałem. Nie jadłem normalnej kolacji, bo ta kumpelka na dole nocowała. W dodatku dzisiaj rano jeszcze coś w rodzaju treningu, przyglądałem się też trochę ludziom, którzy dobrze grają. Wiem, że moje emocje zależą od stanu mojego mózgu. To znaczy, nie zawsze odzwierciedlają stan rzeczywisty, w jakim się znajduję. Chodzi o to, żeby się nie poddawać, szukać jakichś dróg. Mam wrażenie, że nie posuwam się do przodu, choćby nawet w paletkach, tak, jakbym nie umiał przezwyciężyć jakichś barier. Te bariery znowu, czy blokady, są wkurzające. Znowu ta sama piosenka, "Dziewczyna z Ipanemy". No właśnie, jestem sam. B, mój współlokator też jest sam. Dlaczego on jest sam?

Blokady, czyli nic nowego.

Siedzę w kafejce, sączę kawę, jak ktoś inny może sączy whisky. W czasie pobytu tutaj nie czuję tego nacisku na klatce piersiowej. Może to z powodu kawy, a może z powodu obecności ładnych dziewczyn, czy może ogólnie, ludzi? Dlaczego się nad tym zastanawiam? Bo przeszkadza mi to duszenie się w domu, to uczucie zmęczenia. Przy stoliku, bo siedzę przy takim dużym, siedzą też jakieś młode dziewczyny, odstrzelone. Są tu akurat dwutygodniowe ferie letnie. Gadają z jakimś chłopakiem. Trudno ocenić ich wiek, bo takie są wytapetowane, choć ładnie zrobione. Azjatki. Pisanie książki idzie pod górę. Zastanawiam się dlaczego. Byłem na korcie. Odbijanie o ścianę, czy ćwiczenie kroków uspakaja mnie. To trochę jak medytacja. Wiem, że w teoretyczni powinienem grać lepiej, ale tu się rozmija teoria z praktyką. To trochę jak z książką. Wiem, że potrafią jakoś tam pisać, nie uważając się za specjalnie uzdolnionego, z drugiej strony coś mi w tym przeszkadza. Idę zaraz na trening. Najpierw trochę może pomaga

Tu wiosna.

Dzisiaj rozmawiałem z sąsiadką mieszkającą dwa wejścia dalej. Ładna dziewczyna z Tajlandii. Myślałem, że ona może jakaś imigrantka, pracująca gdzieś w restauracji, czy coś, a ona doktorat robi, z dziennikarstwa. Sporo Azjatów tutaj doktoraty robi, to może też daje im szansę by pozostać dłużej? Nie wiem, w każdym razie mało co o niej wiem. Mieszka chyba ze swoim chłopakiem i jest oczywiście za młoda na mnie. Ja to już stary jednak jestem, stwierdzam. Po tej krótkiej rozmowie miałem trochę namieszane w głowie, włączyły się różne małe reakcje, wywołujące niepokój. Bo wiadomo, miło było by być z kimś takim jak N, czyli ta Tajlandka, ale, pomarzyć sobie można. Zamiast marzyć i dołować się, że sobie nie daję rady, poszedłem na siłownię. To znaczy, słońce świeciło, więc wbiłem się w buty do biegania i pobiegałem przez 20 minut, na rozgrzewkę. Za dwa tygodnie znowu jakie zawody. Odezwała się wreszcie Japonka, Na, może z nią zagram. Ona mało co mówi po angielsku, ale jest bardzo miła, nie wspom

Takie sobie myśli

Siedzę w kafejce. Zastanawiam się, jak tu się dobrać do skończenia tej książki. Przedtem byłem na siłowni, to mnie uspakaja. Wczoraj grałem cztery gry pod rząd, z czterema różnymi ludźmi. Wygrałem wszystkie, nawet pierwszą, z kolesiem, z którym jeszcze nigdy nie wygrałem. Czy się cieszę z tego powodu? Współmieszkaniec powiedział "postęp". -- Przypadek, miałem dobry dzień -- myślę sobie. Stresuję się tym, że następnym razem też będę może musiał wygrać. Nie wiadomo dlaczego "musiał". Oczywiście, zakładam, że pewnie mi się nie uda. W ten sposób funkcjonują pewne schematy w mojej głowie. -- Nie uda się -- ta myśl wpada mi często do głowy, przy wielu rzeczach. Trudno było mi się z domu wyrwać. Wiem, że dobrze mi robi wyjście, na siłownię, jak i wiem, że zawsze myślę sobie "dlaczego tak późno wyszedłem z domu". -- Jestem zmęczony, spać mi się chce -- myślałem jednak będąc w mieszkaniu. Jak człowiek jest zmęczony, to nie chce mu się nigdzie wychodzić. -- Tak mój

Wiosna i senność

Spać mi się chce. Wczoraj wieczorem grałem do późna, potem siedziałem bez sensu, jak zwykle, do późna przed komputerem, a rano obudziłem się przed 6. Wcześnie się już jasno robi. No właśnie, nie mam ochoty na to, żeby emocje mną za bardzo kierowały, te małe  programiki, włączające się gdzieś w mojej głowie. Wiadomo, emocje są potrzebne, ale jak ich za dużo i są zbyt chaotyczne, to nic z tego dobrego raczej nie wyniknie. Tu pachnie wiosną, więc w mojej głowie budzą się też wiosenne uczucia. Smutek, że jestem sam. Nie chce mi się stąd wyjeżdżać, a może boję się, bo znowu się coś zmienia? Myślę, że lepiej czuję się tutaj, niż w Niemczech, może dlatego, że nie muszę pracować i robię choć po części coś, co chcę?

Jak emocje kierują moim myśleniem.

Może bym się tak nad tym wszystkim nie zastanawiał, gdyby nie te sprzeczności w mojej głowie, o które się potykam. Chciałbym się przytulić do jakiejś dziewczyny, ale jestem sam. Wiem, nie jestem w tym sam. To po części różnego rodzaju lęki, które powodują, że człowiek nie odważa się pewnych rzeczy robić. W moim przypadku moje lęki przeszkadzają mi też w innych rzeczach, najchętniej, to chyba by mnie unieruchomiły, takie mam wrażeni. Wiem skąd się to bierze, to znaczy, przypuszczam. Tyle, że to nie wyjaśnia ich metod działania. Bo przecież emocje, jak lęki, czy miłość, ból, zakochanie, smutek i inne, jakoś wpływają na nasze myślenie. Przynajmniej na moje. Gdy jestem zdołowany, to nie wierzę w to, że coś ma sens, że próby zmiany mojej sytuacji mogą zakończyć się sukcesem. -- Po co się męczyć i wysilać - myślę sobie wtedy -- jak to i tak nic nie przyniesie. Z drugiej strony, gdy jestem zakochany, albo po mocnej kawie, to czasami mógłbym góry przenosić. To znaczy, zakochanie bije na głową

Fala gniewu

Jeden kumpel działa mi czasami na nerwy. W sobotę zdarzyło się, że coś powiedział, co mnie strasznie wkurzyło. A może był to jego uśmieszek? Czasami mnie on wkurza, bo jego dowcipy są dziwne. Często mówi, że jest out, gdy wcale tak nie jest. Nie, że jeden raz, ale częściej. Każdy widzi, że nie jest out, to oczywiste, ale on uważa, że to dobry żart, takie kłamstwa na niby. Jest Hindusem, dodam, może to w ich kulturze tak, choć inni Hindusi tak wcale nie robią. W każdym razie, to straciłem z moją partnerką, czy partnerem punkt, coś mu tam powiedziałem, on coś mi odpowiedział i poczułem, jak mnie zalewa jakby fala emocji. Podałem mu lotkę na siłę, zbyt mocno, uderzając nią w dodatku w siatkę. To uczucie fali jest trudne do zdefiniowania. To po prostu jakaś taka wściekłość, która powoduje, że człowiek przestaje myśleć racjonalnie. Trwało to niestety zbyt krótko, żebym się mógł temu przyjrzeć. -- Ja mu k..wa pokażę -- można by to ująć w te słowa. Czułem, jak w środku coś mi chodziło. Zaczął

Senność, lęk, czy nie lęk

Coś mnie ostatnio jakieś przeziębienie złapało, dzień wcześniej mojego współmieszkańca, jeszcze dzień wcześniej kumpelkę. Powoli mi przechodzi, ale czułem wczoraj na treningu, że jestem do niczego. Po prostu zaczęło mi oddechu brakować, po bardzo krótkim czasie. To inny rodzaj uczucia braku tlenu, w porównaniu z tym z powodu lęków. Widzę, jak choroba zmienia u mnie sposób spojrzenia na świat, człowiek robi się bardziej oklapciały, trudno mu się za coś zabrać. Teraz na przykład czuję senność, ale nie wiem, czy to lęk, czy zmęczenie przeziębieniem. No właśnie, trudno wyczuć. Jak to jest z chorobami psychicznymi, to znaczy, czymś w rodzaju przeziębienia w głowie. Nie jest to śmiertelne, ale powoduje, że człowiek inaczej się czuje i zachowuje. Tak mi się wydaje. Więc gdy wiem, że mnie lęki gonią, to mój rodzaj przeziębienia w głowie, to muszę brać poprawkę na to, gdy analizuję moje zachowanie i próbuję coś z tym zrobić. Jestem śpiący, ale idę zaraz pograć, bo nie chce mi się w domu siedzie

Worek wymówek.

Coś mnie przeziębienie łapie. Muszę sobie miodu kupić. Piję herbatę. Coś myślę za dużo o NB (narkotyk-B). To znaczy, nie myślę o niej, ale przychodzi mi ona na myśl. Myślę, że jakbym miał jaką dziewczynę, to bym o NB już raczej nie myślał, choć to oczywiście zależy od tego, jaka dziewczyna to by była. Naciągnąłem sobie trochę nogę w kostce, od wewnętrznej strony nogi. Tak, że teraz od zewnętrznej strony jest spuchnięta, to "stara" kontuzja, od wewnętrznej trochę boli. Trudno, dzisiaj mamy jakieś rozgrywki, zobaczymy jak to będzie. Idę zaraz do kafejki, może tam coś popiszę. Piję herbatę, wyjadłem resztki miodu. Nie mam na nic specjalnej ochoty. Czyli, nic nowego. Słucham sobie coś tam tych chińskich piosenek. Jak przeczytam tekst, to coś tam rozumiem. No właśnie, bez sensu jest próbować być przyjacielem NB, jak od niej więcej chcę, a ona. Każdy to powie. Po co się męczyć. Przez długi czas trudno mi było jednak zerwać ten niewidoczny łańcuch. Rzucam się na nim do dzisiaj, choć

Stres a pamięć, czy reakcje

˛Byłem u fryzjera. Musiałem długo czekać, bo przede mną była trójka dzieci. Oczywiście, nikt już nie przykłada garnka do głowy i nie strzyże ich. Mieli takie stylowe fryzury, że robienie ich trwało chyba dwa razy dłużej niż strzyżenie mnie. Nie, to chyba nie była jakaś specjalna okazja, bo pytałem fryzjera. Myślę sobie, że to rodzicom tak odbija, bo byli z tymi dzieciakami. Cholera wie. W każdym razie na koniec płaciłem kartą. Nie, to nie było u fryzjera, to jak kupowałem nowe opony do samochodu. Dwie tylko, dodam. Płaciłem kartą i tym razem musiałem podać kod. Ze stresu pierwszy raz wbiłem chyba zły. Potem za słabo nacisnąłem jeden przycisk i trzeba było transakcję powtórzyć, dopiero za trzecim razem mi się udało. Czym się stresowałem? Kupowaniem opon? Gdy nie staram się trzymać moich emocji w ryzach, to czasami w stresie uciekają. Tym bardziej, że pin mam zapamiętany w innym języku niż angielski, a po takiemu rozmawiałem ze sprzedawcą. Tą oponę też rozwaliłem w stresie, przed zawodam

Tak po prostu

Nawet coś tam zrobiłem rano, choć mi czas przepływał przez palce. Niewiele zrobię, a tu nagle już południe. Nawet nie czułem specjalnie lęku, może dlatego, że aż tak bardzo się z nim nie konfrontowałem? Potem z godzina na korcie, co mi w sumie poprawia humor. Nie muszę dodawać, że nie jest on najlepszy rano. Rano walczę z motywacją, do robienia czegokolwiek. Potrafię siedzieć w internecie, tym bardziej, że zawsze się coś na świecie dzieje. Rozwaliły mi się stare okulary, do reszty, gdy byłem na tym korcie. Kiedyś może bym się bardziej tym przejął, ale już je kleiłem. Wyjąłem więc z torby inne, nowe i tyle. Wiadomo, nie lubię chodzić do optyka, ale to mam już za sobą. śniła mi się NB (narkotyk-B). Przytuliła się do mnie i nie chciała puścić. Kiedyś bym pomyślał, że to może jakiś znak, czy coś, że może ona mnie potrzebuje, czy coś. -- Ta, to po prostu coś w Twojej głowie -- powiedziałem sobie. -- Kontakt z Nią jest destrukcyjny, wiesz o tym -- dodał ten sam głos w głowie. Nie było się co

Obiad w grupie.

Wczoraj byłem pograć, dzisiaj, czyli jak zwykle. Wczoraj jak zwykle do jakiejś knajpki, z grupą, to znaczy, grzecznie coś zjemy, najwyżej A, czy ktoś tam sobie jakieś wino strzeli, czy może piwo. Potem grzecznie na kawę, czy ciastko. Głównie, to chodzi o to, żebyśmy sobie razem posiedzieli, pogadali. Jak w innych krajach. Dzisiaj po treningu pytam się, czy ktoś idzie coś zjeść. A nie idzie V mi się pyta dokąd. Reszta jakaś niewyraźna. Na koniec poleźliśmy nawet daleko, to znaczy, pojechaliśmy. V poszła do domu, uczyć się, bo w sumie, to nie ma czasu. Jak jej jednak powiedziałem, że ją odbiorę, to się zgodziła. Na koniec spędziliśmy ze sobą wszyscy parę godzin jeszcze. No właśnie, zastanawiałem się, czy by nie jechać po treningu do domu. -- Po co pojedziesz, co tam będziesz robił -- zapytał mnie jakiś głos w mojej głowie. -- No nie wiem, odpocznę -- odpowiedziałem sobie. -- To znaczy, będziesz siedział na kanapie, źle się czuł, próbował coś zrobić i pewnie nic nie zrobisz? -- zapytał zn

Sroka rozpoznaje się w lustrze?

No właśnie, frustracja, gdy coś mi nie wychodzi. Wkoło mnie pełno kobiet, dziewczyn, do których bym się chciał przytulić, ale tego nie robię. Wiadomo. Człowiek nie może się przytulić do kogoś na ulicy, czy w kafejce, w której akurat siedzę. - Nie dajesz sobie rady -- mówi mi znowu ten głos, kierowany frustracją. -- C.j z tym -- mówię sobie, ale wiem, że odbiegam nieco od standardu, będąc samemu. -- Czy na pewno -- pyta inny głos -- tyle ludzi jest samych, to niejako choroba dużych miast. -- Co z tego, że dużo ludzi jest samotnych, czy samych, jak ja mam ochotę z kimś być -- myślą sobie niektóre emocje. To znaczy, emocje nie mówią może, nie gadają, dają tylko znać o sobie, na przykład jako smutek? Miałbym żonę, dziecko, to mógłbym psioczyć, ale mieć swoje obowiązki. Wiedzieć co mam robić, po co. Program przetrwania gatunku działałby, tak, jak to działa. Ale może bym się rozwiódł, jak duży procent małżeństw, tyle, że dalej bym musiał jakoś tam pracować na dzieci. A tak, to siedzę tutaj i