Worek wymówek.

Coś mnie przeziębienie łapie. Muszę sobie miodu kupić. Piję herbatę. Coś myślę za dużo o NB (narkotyk-B). To znaczy, nie myślę o niej, ale przychodzi mi ona na myśl.
Myślę, że jakbym miał jaką dziewczynę, to bym o NB już raczej nie myślał, choć to oczywiście zależy od tego, jaka dziewczyna to by była.

Naciągnąłem sobie trochę nogę w kostce, od wewnętrznej strony nogi. Tak, że teraz od zewnętrznej strony jest spuchnięta, to "stara" kontuzja, od wewnętrznej trochę boli. Trudno, dzisiaj mamy jakieś rozgrywki, zobaczymy jak to będzie.

Idę zaraz do kafejki, może tam coś popiszę. Piję herbatę, wyjadłem resztki miodu. Nie mam na nic specjalnej ochoty. Czyli, nic nowego.

Słucham sobie coś tam tych chińskich piosenek. Jak przeczytam tekst, to coś tam rozumiem.
No właśnie, bez sensu jest próbować być przyjacielem NB, jak od niej więcej chcę, a ona. Każdy to powie. Po co się męczyć.
Przez długi czas trudno mi było jednak zerwać ten niewidoczny łańcuch. Rzucam się na nim do dzisiaj, choć czasami on pewnie znika. Na przykład wtedy, gdy spotykam kogoś jak G, czy kogoś tam. Niestety, najczęściej jest to jakieś mało realne spotkanie, a gdyby było realne, to bym od niego uciekał?
-- I tak tu niedługo zostanę, to nie ma sensu tu niczego zaczynać -- mówię sobie.
Mam cały worek wymówek, sięgam do niego na oślep i zawsze się jakaś tam w środku znajdzie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!