Posty

Wyświetlam posty z etykietą wewnetrzne-dziecko

Wewnętrzne dziecko a PTSD, "to się zabiję"

W sobotę były zawody w paletki, w grze podwójnej. Z 12 gier połowę wygraliśmy, połowę przegraliśmy, czy coś koło tego. Ciężko mi się gra z moim partnerem, bo on trochę zakuty łeb, ale wiedziałem o tym od początku ;) Gram z nim, bo go lubię :) Gdy źle gram, to od razu wpadam w ten schemat "po co trenuję, jak i tak nie wychodzi, jak jestem zestresowany", projektuję to ogólnie na moje życiu "i tak mi nic nie wychodzi". Więc odpuszczam sobie następnego dnia, gdy padam na pysk. Staram się zebrać siły i iść po prostu dalej, w pewnym sensie ignorując te negatywne schematy. Wiadomo, nie ma co przebijać muru głową, ale wiem, że często po prostu brak mi wiary w siebie. Odzywa się to latami wpajane mi przez mojego starego "do niczego się nie nadajesz", "z niego to nic nie będzie".  Niezależnie od tego, czy mówił to po prostu dlatego, że mnie nie lubił, czy nienawidził, albo dlatego, żeby mnie zmotywować. Albo po prostu, żeby się samemu odreagować ;) Więc po

Za oknem słońce

Za oknem słońce, już dawno go nie było. Wczoraj byłem na moim ulubionym treningu. No właśnie, na treningu można się wyluzować, po prostu biega się, robi ćwiczenie, można się pośmiać i zapomnieć o wszystkim. Skupić tylko na ćwiczeniu, na lotce, na krokach, czy na trochę czasami zmęczonych mięśniach. życie jest w takich momentach proste, wiadomo, co się w ciągu paru następnych minut, albo godziny będzie robiło. Uważałem tylko, żeby moja kontuzja się nie odezwała, ale spoko. NB (narkotyk B) się nie odezwała. Nie wiem, czy coś do niej napisać. W sumie, to nie wiem specjalnie po co. Ani to mojego lęku nie stłumi, ani nic w tym momencie w moim życiu nie zmieni, więc po co? W sumie, to co mam się przejmować dziewczyną, czy kobietą, z dzieckiem, która nie wiadomo, czy w ogóle coś ode mnie chce i która jest z 1000 kilometrów dalej. Wolę żyć swoim życiem. Ta kumpelka ze ścianki, która mi przez smsa awanturę zrobiła, odezwała się. Przeprosiła. Napisała, że ma kłopoty z głową, bierze leki i wybuch

NB po raz któryś

Nawiązałem ostatnio kontakt, przez smsy,  z NB (narkotyk-B). Dzieli nas około tysiąca kilometrów. Sprawdziłem, w sumie, to myślałem, że jest dalej. To taki balon testujący. Chcę zobaczyć, jak będę się czuł, bo jest to jednak nierozwiązany węzeł w mojej głowie. Zaczęło się od tego, że złożyłem jej życzenia noworoczne. Podziękowała, odpisała, że miała nie najlepszy rok. Zapytała co u mnie. Odpowiedziałem, że nic nowego. W jednym z krótkich smsów, które wymieniliśmy napisałem też, że nie mam zamiaru ani się kłócić, a nie dyskutować, bo życie jest za krótkie na to. To trochę jak gra w szachy. Chciała, żebym napisał co u mnie, bo jest bardzo ciekawa. Pomyślałem sobie na to "aha, naraz jest ciekawa". Nie chciało mi się już wieczorem odpisywać, tym bardziej, że zacząłem się zastanawiać, co jej napisać. Czy coś kombinować, w stylu, próbować coś jej powiedzieć, nawet nie wiem co. Zapytała na drugi dzień, czy to, że nie mam zamiaru się kłócić i dyskutować, oznacza, że nie mam zamiaru z

Za mało spokoju w głowie

W sobotę grałem sporo w paletki. Na koniec przyszła S, o dużych niebieskich oczach, prawie całkiem wypełnionych źrenicami, jakby była na prochach. Ale ładna i miła, więc grałem z nią, choć trochę padałem na pysk. Mam jej coś tam pożyczyć, więc pytała, czy będę dzisiaj na treningu. Dzisiaj mi nie pasuje, bo idę do innego klubu, jak coś chce, to niech sobie to kiedyś odbierze. Tego jej oczywiście nie napisałem. Napisałem, że dzisiaj nie będę. W niedzielę ścianka. Była C. Jak na początku specjalnie się do niej nie odzywam, to sama szuka kontaktu. Tuliła się trochę, ale, to może złe przyzwyczajenie, bo czasami po prostu się obejmiemy. Na tym się kończy. Też się pytała, czy bym w środę nie przyszedł na ściankę. Mnie w środę nie pasuje, wolę pograć w paletki. Do tej pory miałem wymówkę, bo robiłem zastępstwo. Ona nie może w czwartek, czy wtorek, ale nie powie dlaczego, to niech się wypcha. W sumie, to w paletki mogę grać codziennie, więc dlaczego nie pasuje mi z tą środą? Może dlatego, że to

Ta piosenka przypomina mi trochę kołysankę.

W sumie, to słucham sobie tej piosenki, prawie, że w kółko. Wiem, że mi przejdzie. Jakoś smutek mnie odwiedził. Już może parę dni temu. Może też wczoraj, po tym, jak prawie cały czas grałem z X, czyli tą Chinką. Ona zniknęła na koniec, bez pożegnania. Próbuję patrzeć na to tak, jak ja patrzę na inne dziewczyny. Parę chce ze mną gadać, ale mnie się nie zawsze chce. Ale ogólnie, to podobno można ze mną dobrze porozmawiać. Nawet z X niewiele gadam, bo coś się rozmowa nie klei. Dzisiaj rano posłałem X maila z linkiem o technice z paletek i z linkiem do tej piosenki. Odpisała w stylu, "dziękuję za link". Pasuje "link", bez -a, bo użyła niepoprawnego artykułu ;) Ogólnie, to ona się czasami chyba szybko złości, czy jest niecierpliwa, co mi już A opowiedział, który ją częściej widywał, jak grywała ze swoim chłopakiem, który pracuje w innym mieście. Nie robię sobie jakichś nadziei, jeśli chodzi o X, bo jest za młoda. Słucham piosenki. Gdy jest mi smutno, to myślę, że to moje

Boję się być sam w domu?

Coś mnie chyba przeziębienie łapie, nie wiem. Afty mnie męczą, witamina B nie pomaga. Chyba za mało śpię, bo budzę się w nocy czasami, idę za późno spać i budzę się za wcześnie rano. Wczoraj pisałem sobie coś o dzieciństwie, dzisiaj w nocy obudziłem się zlany potem. Ciekawe, czy to przypadek, czy może to rzeczywiście stres wspomnień. Kiedyś bywało gorzej. I tak śpię zawsze na ręczniku, bo czasami się ze mnie leje, niezależnie od temperatury w pokoju. Wczoraj na paletkach czułem jeszcze zakwasy, czy co mi tam było, ale na koniec grałem nawet z tą Chinką X. Jej chłopak też tam był, widziałem go chyba po raz pierwszy od roku. Grałem z X przeciwko niemu i jednemu kumplowi, ale ten kumpel był coś cienki, dlatego nawet wygraliśmy. Tym bardziej, że chłopak X specjalnie ostro nie grał, przynajmniej nie ścinał ostro na nią, pewnie nie chciał jej się narazić ;) Brakuje mi kogoś bliskiego myślę sobie, szczególnie po takich spotkaniach, jak z X, czy C. Ale z drugiej strony mam święty spokój. Nie w

Czasami może idę trochę do przodu.

Wczoraj było fajnie na treningu paletek. Powoli się ludzie przyzwyczajają, że ja pierwszą godzinę zawsze trenuję. Coraz częściej ktoś chce ze mną trenować. Prowadzący ćwiczenia też się pojawił, z ceramiczną płytką teraz, między kręgami, ale wyglądał dosyć zdrowo. Dzisiaj idzie już do pracy, operację miał przed 1,5 tygodnia. Sam chce iść do pracy, bo jest nauczycielem i uważa, że uczniowie go potrzebują, bo bez niego rozrabiają, albo czują się niewyraźnie, bo prowadzi klasę sportową. Pewnie mają jakieś egzaminy, czy coś. W każdym razie, najpierw trenowałem z jednym i stwierdziłem, że w niektórych rzeczach, to ja jestem strasznie cienki, nawet w tych podstawowych. Potem trochę gry, gdzie nawet jakąś podwójną wygraliśmy, kalecząc. Potem trochę treningu z jednym Belgiem. Trochę się mogłem wyszaleć. W domu czekał na mnie mail od X. Napisała, że przeczytała mojego maila, że też lubi grać w paletki, ale z różnymi ludźmi, bo można się więcej nauczyć. Nie napisała, czy lubi grać ze mną. "N

Lepiej niż kiedyś

Coś mi się nie chce ostatnio nic pisać. Słucham sobie Dido. Gram dużo w paletki i mam wrażenie, że gram coraz gorzej. Wczoraj też przegrałem coś tam, jakąś podwójną na treningu i byłem zły, że przegrałem, bo mogłem wygrać. Tyle, że chciałem grać po swojemu. Mogłem grać na jednego początkującego, ale wolałem po swojemu. To znaczy, byłbym zadowolony, gdym mógł wygrać grając tak, jak chciałem ;) Nie lubię tych moich lęków. Po prostu przychodzą i mnie czasami duszą. Kiedyś myślałem, że flash-back jest taki, jak na filmach, że widzi się to, co się kiedyś wydarzyło. Ale u mnie to po prostu lęk i emocje z przeszłości. Przypominam sobie coraz lepiej, że chyba za każdym razem czułem lęk, wracając do domu, wiedząc, że stary tam jest. To było podobne uczucie do tego, które łapie mnie teraz. Czasami czuję zapach tych czasów, albo wpadnie mi do głowy jakiś kolorowy fragment, który coś tam we mnie wywoła. Tyle lat uciekałem od przeszłości nie wiedząc o tym. Zamknąłem moje dzieciństwo i nigdy do nieg

świadomość i wyuczone schematy

Za każdym razem, jak się loguję, mam opcję logowania przez "facebook". Teraz wszyscy, albo przynajmniej część, używa facebooka. Wiadomo, jest to wygodne, do przekazywania informacji, pokazywania, gdzie się jest i kiedy. Przypomina mi się dowcip rysunkowy, w którym dziewczyna opowiada, że chodzi ulicami i wykrzykuje co jadła na obiad i w którym sklepie była rano, i tak dalej. Mówi, że ma trzech "follower", z czego dwóch, to chyba policjanci ;) Wiadomo, złodzieje cieszą się z informacji na facebooku ;) Ludzie dziwią się oczywiście, jak wychodzi, że służby specjalne też mają do niego dostęp. Czuję napięcie w klatce piersiowej, nie wiem, skąd się bierze, czy to kawa, czy lęk, czy tylko lęk? Gdy piję kawę w kafejce, to jestem przeważnie pobudzony. Gdy w pracy, czy w domu, to różnie to na mnie działa. Tak sobie wczoraj po treningu myślałem, że moje wewnętrzne dziecko cieszy się, gdy gram w paletki. Na treningu, sami dorośli, ale, że nas sporo było, to nam trener zrobił gr

Uczyć się walczyć i żyć

Wczoraj byłem się wspinać z ładną dziewczyną, którą znam od lat. Potem nie czułem smutku, raczej trochę złości, bo w sumie, to mi godzina nie pasowała i musiałem linę tachać, chociaż ona była samochodem. W sumie, to byłem zadowolony, że nie czułem tego głębokiego smutku, który często się pojawia, gdy spotykam jakąś dziewczynę, która jest w pewnym sensie nieosiągalna. Ale, nawet nie wiem, czy bym chciał być bliżej tej C. Może dlatego nie było tego smutku, a może po prostu coś się we mnie zmienia? Staram się mieć dużo kontaktu z wewnętrznym dzieckiem, czyli emocjami z przeszłości, które codziennie wychodzą. Myślę, że wychodziły one też kiedyś, ale o tym nie wiedziałem. "Kiedyś", to byłem prawie cały czas nieszczęśliwie zakochany. To była w sumie wygodna forma ucieczki od problemów. "Bo gdyby...". Wiem, że nie tylko ja tak robię. Część ludzi czepia się kurczowo przeszłości, marząc o miłościach, które były, część czegoś innego. W sumie, miłość, czy zakochanie, to też fo

Walka z wyuczonym.

Jestem trochę zmęczony i rozdrażniony. Niepotrzebnie napiłem się mocnej herbaty około ósmej wieczorem. Obudziłem się potem na chwilę w nocy, a potem o piątej nad ranem. Wczoraj nie zrobiłem nic. To znaczy, byłem się wspinać. Moja partnerka, bardzo ładna blondynka. Miło się było do niej na chwilę przytulić, gdy siedzieliśmy na niskim murku, przed ścianką. Idziemy się wspinać we wtorek, trochę późno, bo o 19, ale, czego się nie robi, jak się nie ma nikogo innego do wspinania się. Walczę z moimi wyuczonymi zachowaniami. Coś mnie trzyma i dusi, gdy tylko pomyślę o niektórych rzeczach, które miałbym zrobić. Każdy dzień to jakaś tam walka. Czasami sobie odpuszczam, czasami nie. Czasami pewnie rzeczy muszę zrobić, bo nie da ich się odwlec. I jak zwykle, gdy się do czegoś zasiądzie, to zrobienie tego kosztuje mniej wysiłku, niż uciekanie przed tym. Chyba prawie każdy to zna. Walka ze zmęczeniem i z bezsensem robienia pewnych rzeczy. Ale co, gdy będę jeszcze z trzydzieści lat żył? Kiedyś moje ż

No worries

Tak się po prostu lekko duszę, czyli trudniej mi się oddycha, czuję niepokój, czasami mnie coś w okolicy splotu słonecznego ściska. Wiadomo, lęk. Co z nim zrobić? Tak do końca, to oczywiście nie wiem, ale szukam różnych dróg. Staram się robić to, co muszę zrobić, choć czasami mi się to nie udaje. Czasami mi się udaje. W sumie, to jakoś to idzie do przodu, ale bardzo powoli. Staram się żyć spokojniej, nie uciekać tak. Ucieczka, to leżenie na łóżku i oglądanie jakichś filmów, czy seriali, czy czytanie czegoś. Kiedyś bardziej mnie złościło, że oglądam jakieś głupie seriale, bo chciałem coś innego robić, ale nie umiałem się zabrać. Teraz, widzę, że jakoś to i tak idzie. Równocześnie, gdy za dużo stresu sam sobie robię, to robię się dziwny, tak, jakbym miał stan gorączkowy. Łapią mnie też bardziej afty. Dlatego staram się robić swoje, ale też odpuszczać, w stylu "no worries". Coś mi ostatnio znowu NB (narkotyk-B) chodzi po głowie. Nie, żebym za nią tęsknił, ale czasami przychodzi

Wyuczone baździajstwo

Mam parę rzeczy do zrobienia, które muszę zrobić, papiery. Zwlekam, już do mnie dzwonili, żebym posłał. Zwlekam. Rano budzę się i myślę "wstanę i zrobię", ale ogarnia mnie zmęczenie. Denerwuje mnie aft na języku, piekący cały czas, czasami mniej, czasami więcej. Poszedłem do sklepu i na targ, to mi trochę poprawiło humor. Przedtem zadzwoniła jedna znajoma, muszę coś załatwić. Czasami wszystko wydaje się jakieś trudne i nie do przeskoczenia. To Amygdala i wyuczone schematy, wspomnienia, które mówią "nie dasz rady, uciekaj". Więc często uciekam, jak rano, w serial, w kawałek filmu. Ale napiłem się herbaty, zamknąłem laptopa, przy którym oglądam, czy czytam, leżąc na łóżku. To niebezpieczne, to można tak cały dzień. Przez chwilę zastanawiałem się, czy iść na paletki, ale KJ (K-Japonka) ma przyjść i wariat kumpel A, więc będzie wesoło. Może znowu cały dzień sportu, czyli 13-16 paletki, potem przerwa, potem znowu paletki. Takie ucieczki, w sport, tyle, że będą tam jacyś

próbując zmienić coś w mojej głowie

Dzień jak co dzień. Trochę się dusiłem dzisiaj, bo chciałem parę rzeczy zrobić, a przynajmniej jedną. Zrobiłem, to znaczy, wyjąłem akumulator z samochodu, żeby go podładować. W robocie, jak się już za coś wezmę, to jakoś idzie, najtrudniej się za coś wziąć. Wracając do domu na rowerze powtarzałem sobie "akumulator", "akumulator". Jakiś padnięty jestem, jeszcze mam zakwasy, bo prawie codziennie sport, to znaczy, oprócz dzisiaj. Ale, czasami nie zastanawiam się po co, czy dlaczego, po prostu walczę, z zasady i wiem, że jak nie będę walczył, to nie będzie lepiej. Walczę z lękami. Tak sobie czasami pomyślę, jakie miałem popieprzone dzieciństwo, dlatego wracam do niego, próbując zmienić coś w mojej głowie.

Czekanie na cud

Kiedyś czekałem, aż coś się wydarzy. Coś, co spowoduje, że będzie mi lepiej. Może jakaś dziewczyna, prawdziwa miłość, ale taka przez duże M. A może coś innego miało się zdarzyć, może miało się okazać, że jestem z innej planety, że przylecą po mnie, zabiorą do domu ;) Wiadomo, w takim stanie ducha łatwiej wierzyć jest w to, że z NB (narkotyk-B) coś wyjdzie, czy tęsknić za inną niewiastą. Bałem się telefonów, a równocześnie czekałem na jakiegoś smsa, może od NB. Może przyjdzie kiedyś jakiś email, który mnie wyzwoli z tego stanu? Tak sobie wtedy myślałem, a jak nie myślałem, to tak czułem. A z drugiej strony, to pewnie sobie myślałem, że i tak nic z tego nie będzie. A z trzeciej strony, to po prostu robiłem swoje. Tak mi to przyszło do głowy, bo miałem akurat telefon w plecaku i przypomniało mi się o nim, jak chciałem muzyki posłuchać. Nie czekam już chyba na żadnego smsa. A jeśli czekam, to chyba nie aż tak niespokojnie. Byłem wczoraj na ściance i pogadałem chwilę z grupką fajnych dziewc

Ahoj przygodo

Walczę trochę z przesunięciem czasu. Wczoraj przez chwilę przyszła mi do głowy myśl, że może warto się zabić. Tak się zacząłem nad nią zastanawiać, skąd się wzięła. Może z tego, że nie dałem rady nic sensownego zrobić, w sobotę, czy niedzielę. Wczoraj byłem popatrzeć jak grają w paletki, sporo znajomych grało na zawodach. Byłem tam z A, dobrym kumplem, który mnie odebrał z lotniska. W sumie, to miłe to było. Przyjechał on i KJ, czyli K-Japonka. Wypiliśmy u mnie herbatę, KJ miała przy sobie kanapki. Było jak na pikniku. Dostali ode mnie koszulki ;) W sumie, to jedną z nich planowałem dla J, ale, skoro jej nie było, a była KJ, to dałem KJ, która się bardzo ucieszyła. Moja komórka zaczęła znowu lepiej działać, co mnie też ucieszyło. Coś tam musiałem dokładniej wyczyścić. Myśli samobójcze są u mnie związane bardziej z poczuciem bezradności, niż z bólem. Ale staram się wtedy łączyć z wewnętrznym dzieckiem, staram się wyłapać te emocje, które mi przeszkadzają. Lęki z przeszłości. Australia c

Nie ma fal

Obraz
Siedzę sobie w cieniu na kampusie i tylko jakieś małe muszki mnie od czasu do czasu podgryzają. Kawa powoduje lekko euforyczny nastrój, ja to mam dobrze, nie potrzebuję alkoholu. Budzę się rano i czuję niepokój, czyli lęk. Jak się to czuje? To trudno określić, ale człowiek najchętniej, to schował by się z powrotem do łóżka, zasnął, albo czytał coś w internecie. Postanowiłem wyrobić sobie prawo jazdy, dzisiaj. To spowodowało, że czułem się ociężały. Urząd otwierali o 8.30 rano. Czułem się znowu trochę ołowiany, artykuły w internecie stawały się ważne, czy komentarze w forum, na temat zwierząt wyrzucanych z domu, pozostawianych samych sobie w lesie, czy w jeziorze, rzece. Parę gatunków się zaaklimatyzowało, między innymi "snapper"-żółwie. Jeden z nich ostro uszkodził jednego dzieciaka. No właśnie, można tak czytać w nieskończoność, co ludzie na ten temat sądzą, co można by zrobić. To prostsze, niż ruszyć się i pojechać do tego urzędu, mimo, że już 9.30. ściskanie w żołądku, lek

Czasami nie wiedziałem, że mi odbijało

Stanowczo brakuje mi dziewczyny, stwierdzam i mam wrażenie, że brzmi to jak w większości blogów na ten temat ;) Powoli przyzwyczajam się do walki, tak mi się wydaje. Możliwe, że idzie mi lepiej, w życiu, a może to po prostu kwestia treningu. Jestem może bardziej odporny na kopnięcia. Tak mieliśmy kiedyś, gdy coś tam trenowałem. Kopaliśmy się z płaskiej stopy w brzuch i nic mi to nie robiło. Nawet byłem trochę dumny z tego, bo kumpel powiedział po treningu, że chciał mnie tak kopnąć, żeby było widać, że jego kopnięcia mają jakiś skutek. Ale, wiadomo, to kwestia treningu, tak, jak rozwalanie kamieni. Ale, to było dawno i nieprawda, jak się to mówi. Czy wie się o tym, że jest się kopniętym, to znaczy, lekkim wariatem? Myślę, że pewne rzeczy się realizuje, a pewnych nie. Patrząc z perspektywy czasu widzę jaki byłem porąbany. Kiedyś wstałem, siedząc w kuchni z kumplem, z którym mieszkałem i podniosłem stół z jednej strony, tak, że cała jego zawartość, łącznie z jego śniadaniem wylądowały na

Skąd brać energię do życia? Czy zawsze jej trzeba do walki?

W sumie, to nie wiem, skąd brać energię do życia. Z wakacji, z miłości, czy jakichś radości? Dużo tu czytam o szczęściu, na blogach. Szczęście, miłość. No i rozczarowania. Mnie też brakuje czasami, czy często energii, do życia. Co robię wtedy? Staram się iść dalej. Od kiedy obejrzałem parę filmików o ultramaratonie, szczególnie tym "Badwater", to mam to przed oczami. Facet z protezą na nodze, brakuje mu też przedramienia. Potrafi przebiec 40, 100, czy 200 kilometrów. Do tego musiał trenować. Każdy z tych biegaczy musiał ciężko trenować, by móc biec ponad 20, czy 30 godzin. W dodatku w Death Valley, gdzie temperatury sięgają do 40C, czy może więcej. I gdy tak myślę o moim życiu, to widzę, że to też jak jakiś ultramaraton, czyli bieg dłuższy niż maraton. Nie wystarczy, żeby sobie czasami pobiec, bez treningu. Powiedzieć sobie "to ja sobie pobiegnę 100 kilometrów". Bo wtedy, może się uda, a może nie. Gdy ktoś próbuje przebiec "Badwater", to bez treningu po pr

Po prostu przed siebie

Tak sobie tu siedzę, na kampusie, przy stolikach z kontaktami na prąd. Zastanawiam się, czy by nie iść na jakie cappuccino, może pójdę. Może mi się lepiej popisze. Nie popiszę, bo UA zaraz przyjdzie, myślałem, że już pojechała do domu... Ostro mi pomaga z tą wizą. Wczoraj surf, dzisiaj bez surfu, bo mam zakwasy, no i ta wiza i kolacja wieczorem. Miała być może pożegnalna, ale postanowiłem zostać tu tydzień dłużej, ale UA jedzie ze swoim chłopem na urlop, na dwa tygodnie. Japonka się więcej nie odezwała, pisałem coś o jakiejś Japonce? O NB (narkotyk B) raczej mało myślę, ale coś tam myślę. Muszę zobaczyć, co pisałem, bo nie chcę się powtarzać. W każdym razie uczę się na tej desce, małe fale, niespokojne, nie było prawie, że ludzi. ćwiczyłem sobie wstawanie z deski, na takich falach. Chyba mi powoli lepiej idzie, choć często mi fala ucieknie. Już więcej samochodu z tej wypożyczalnie nie biorę, bo nic nie wolno robić, a za szkody też nie płacą, choć codziennie płaci się sporo za ubezpiecz