Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2014

Wąż na drodze

Wczoraj z A właziliśmy na jedną górkę. W górę może 1,45 godziny, a zbiegliśmy, bo tak to można nazwać, w jakichś 45 minut. Dobrze, że sobie nóg nie połamaliśmy. Nic tam na tej górze w sumie ciekawego nie było. Ładny widok, sporo turystów, niektórzy nawet z Polski. Ciekawe było tylko, że A się węża wystraszyła, ja go nawet nie zauważyłem, może wąż nie był jeszcze tak daleko, z przechodzeniem przez ścieżkę. A coś tam krzyknęła, że wąż, zanim wyjąłem z plecaka komórkę, to był już tylko na pół ścieżki. Wycieczka dzieciaków też się rzuciła, żeby parę zdjęć zrobić. Wąż nas najwyraźniej zignorował, jak małpa w cyrku czasami ignoruje zwiedzających. To był taki mały pyton (carpet python), to znaczy, miał ze dwa metry chyba. Potem plaża, gdzie udało mi się nawet jakąś falę złapać. Woda była nawet przyjemnie ciepła, jak się człowiek po pierwszym szoku do niej przyzwyczaił. Rano jak zwykle, od trzech dni, bezsens. Tyle, że odbieraliśmy z A jej siostrę z lotniska, którą lepiej znam od A. Wróciła z

Wyuczone reakcje, emocje.

Coś wypadłem z rytmu przez te święta. Wczoraj i przedwczoraj nic nie robiłem, oprócz siłowni. Byłem jakiś taki do niczego. Brały mnie afty, ale przeszły, prawie, że całkiem. Napiłem się zielonej herbaty i dziwnie się czuję. To znaczy, wypiłem parę łyków i resztę wylałem, bo zauważyłem, że robię się agresywny i zaczyna mi się gorąco robić. Za dużo kofeiny, za mało płynów dzisiaj wypiłem. Byłem na siłowni najpierw przez godzinę, potem byłem na body combat, to w sumie, takie cardio, ale fajna prowadząca, a potem grałem ponad godzinę w squasha, z A. Rano, jak przyszedłem na siłownię, to nie chciało mi się biegać, wszystko mnie jakoś bolało, ale, głupio było by nie pobiec nawet 15 minut. Potem skakanka, potem inne ćwiczenia. I tak, że poszedłem na te "body combat". Podoba mi się ta prowadząca, to też jakaś motywacja. Jutro jakieś górki tu w okolicy, żadna wspinaczka, tylko wędrówka, ze 4 godziny, choć myślę, że krócej. Ma być 30C, zobaczymy, jak to będzie. Moje życie wydaje mi się

Gdy coś mi mówi, że nic nie ma sensu.

Nie przepadam za porankami. Nie dlatego, żebym musiał wcześnie wstawać, ale dlatego, że budząc się często czuję niepokój. Czuję się sam. W sumie, to jestem sam. Czasami niepokój przychodzi chwilę potem, tak, jakby był zaskoczony, że już się obudziłem. Razem z niepokojem przychodzą różne emocje i myśli. Znane, w stylu "nic nie ma sensu, co ja tu robię, nie daję sobie rady". To jakby taki stan ducha. Wiem, że mi on przejdzie, to znaczy, kawałek mojej świadomości o tym wie. Inny kawałek, chyba ten większy, jest smutny, czuje się bezradny i przytłoczony. Ale i tak wiem, że wstanę, bo na 7 jestem umówiony na siłowni, z A. Czasami ćwiczenia które robimy są nudne, męczące, ale we dwójkę, to się je łatwiej robi. Poza ty, to robię też inne ćwiczenia. Dlaczego w ogóle piszę o tych ćwiczeniach? Gdy ćwiczę, to nie czuję niepokoju. Mogę go chyba zamienić w energię kinetyczną. A biega na taśmie, w tym, jako tako, klubie fitnesowym. Ja staram się iść pobiegać na zewnątrz. Jest przeważnie ci

Szukanie energii do walki z lękiem.

Rano budzę się i moje emocje mówią mi, że nic nie ma sensu. Depresja dodaje, że tak już zawsze będzie. Jest to takie realne, że mógłbym w to uwierzyć, ale, na tym polega wiara, że się nie wie. Bo skąd wiem, że nic się nie zmieni? Chodzę codziennie na siłownię, albo prawie codziennie. Teraz spotykamy się tam z A, o 7 rano. To jednak motywacja, bo tak, to żadne z nas by chyba dzisiaj rano nie wstało do robienia ćwiczeń. To znaczy, ona pracuje, ale ja, to bym sobie może odpuścił, tym bardziej, że mam dobrą wymówkę. Łokieć mnie boli po wczorajszej ściance. Byłem w hali, takiej nowej, trochę podobnej do tej w Niemczech. Nawet mi dobrze szło, bo wymęczyłem jakąś VIII-. Dziwne. Dobrze, że nie wiedziałem ile to jest, bo pewnie bym nie wszedł. To znaczy, nie przeszedłem jej tak "red point", bo pod koniec, to nie wiedziałem, gdzie się kończy. Myślałem, że to jakieś VII. Nie wspinałem się ponad 2 miesiące, myślę, że ćwiczenia na siłowni i rozciąganie się, dobrze mi robią. Tak sobie rano

Po prostu bariery. Raz w miejscu, raz do przodu, może.

Znowu mnie coś afty łapią. Może to fizyczne zmęczenie, która dochodzi do psychicznego, w sumie, prawie cały czas obecne, bo codziennie zmagam się z lękami. Najchętniej, to bym uciekł, w miejsce, które znam, do roboty którą znam. Było by mi źle, ale jakoś by szło, przynajmniej bym zarabiał kasę. A tak, to mam wrażenie, przynajmniej czasami, że marnuję czas. To jedna strona medalu. Z drugiej strony, to pracuję nad sobą, próbuję coś zmienić. Oczywiście, mógłbym żyć jak żyłem, ale po co, skoro mi było źle? Fakt, nie miałem ochoty się zabić, ale to może też trochę z myślą o zmianie. Tam jednak mnie bardziej lęki męczyły, nie pozwalając czasami robić prostych rzeczy. Tutaj jakoś jest łatwiej, nawet nie wiem dlaczego. To znaczy, może dlatego, że mam niej stresu, w pewnym sensie, bo nie muszę chodzić do pracy, czy coś? W każdym razie więcej piszę w pamiętniku i o swoim dzieciństwie. Staram się wracać do tego jak było i coś z tym zrobić. Staram się też robić niektóre rzeczy według listy. Czasam

I tak dalej, lęki

Tak sobie tu siedzę, w bibliotece. Rano, jak zwykle, nic nie miało sensu. Za oknem słońce, znowu będzie gorąco, pmyślałem sobie. I było, tak ze 32C, może mniej, może więcej. Ale człowiek się do tego przyzwyczaja. Staram się wtedy jechać powoli, do kafejki, żeby się potem ze mnie nie za bardzo lało. Siedząc przy stoliku dyskretnie wycieram sobie brzuch papierową chusteczką. Muszę się chyba przerzucić z kawy na jakiś sok pomarańczowy. Bo picie gorącej kawy, przy takich temperaturach, to trochę kopanie się z koniem. Rano poszedłem potrenować. A nie była, napisała mi, że musi odpocząć. No i dobrze, bo poszedłem do parku, tam sobie poćwiczyć. Lało się ze mnie, ale nawet miałem butelkę z wodą przy sobie. Litr wody wypiję wtedy jak nic, a może i więcej. Wtedy nie muszę o niczym innym myśleć, starając się po niektórych ćwiczeniach po prostu złapać oddech, bez zginania się wpół. Tak się zastanawiam, dlaczego tu jeszcze siedzę. Coś mnie tu trzyma. Wiadomo, nie chcę wizy stracić, ale w Niemczech

Po prostu dalej

Byłem dzisiaj w bibliotece. Nic się tam nie zmieniło. Tyle, że byłem może bardziej zaspany, bo wczoraj do późna w nocy czytałem o nastawieniu australijskich kierowców do rowerów. No więc, część kierowców nie lubi rowerzystów, niektórzy są nawet zdolni do tego, żeby ich czymś polać. Czasami mam wrażenie, że Australia to jednak jest taka duża wyspa, na której się w niektórych miejscach rozwój trochę spóźnił ;) Ale za to dosyć sympatyczna wyspa. Stwierdziłem, że widok dziewczyn wywołują czasami u mnie stany depresyjne, to znaczy, mam wrażenie, że wszystko jest do niczego i że zawsze będę sam. Czasami jednak widok ich jest zupełnie miły dla oka. To kwestia nastawienia, stwierdziłem, przynajmniej po części. Wiadomo, instynkty chcą, żebym się rozmnażał, że tak do brutalnie wyrażę. Więc postanowiłem się rozejrzeć za jaką, jeśli nie do rozmnażania, to przynajmniej dlatego, żebym nie miał uczucia, że nic się nie dzieje w moim życiu, że jestem w klatce, a cały świat jest po drugiej stronie tych

Plan i walka

Stwierdziłem, że muszę sobie jakiś plan na życie zrobić i próbować go realizować. Nie wiem, czy robiłem kiedyś plan ny życie, czy do końca życia. Możliwe, że nie robiłem jakiegoś poważnego, bo jak człowiek myśli cały czas o samobójstwie, a przynajmniej dosyć często, to znaczy, przynajmniej codziennie, to po co mu plan na życie. To raczej były plany jak tu się zabić. Poczynając od podcięcia sobie żył, w wannie, poprzez powieszenie się na drzewie nad jeziorem, poprzez różne inne formy, skończywszy na wypłynięciu daleko w morze. Ta ostatnia metoda podobała mi się chyba najbardziej. Bo przynajmniej nikt by mojego ciała nie znalazł. A wiadomo, ciało samobójcy chyba nie jest zbyt ciekawe do oglądania, wiadomo, zależy to też od rodzaju śmierci, ale za oglądaniem nieboszczyków to ja i tak nie przepadam. Wczoraj wieczorem dostałem smsa od NB (narkotyk-B), że jeszcze nie zrobiła sobie z telefonem, chodzi to o uruchomienie WhatsApp. Pytała, co robię na święta. Nie odpowiedziałem jeszcze, bo mi si

Mdłości od emocji

Lubię siedzieć w bibliotece, tutaj. Może dlatego, że nie jestem sam, a równocześnie mogę się jednak dobrze skoncentrować na nauce chińskiego, czy swoich myślach. A przynajmniej lepiej niż w domu. Naprzeciwko mnie siedziała jakaś ładna skośnooka, co było nawet miłe, ale potem ze dwa stoliki dalej, przyszła jedna, o migdałowej twarzy, przypominająca mi trochę NB (narkotyk-B). Mój mózg od razu to podłapał i zaczął wysyłać sprzeczne sygnały. Nie miały one nic wspólnego z logiką, uważam, choć trudno mi logicznie mówić o własnych emocjach. Mówię, logicznie, bo nie wiem ile ona ma lat, nie wiem kim jest, uczy chyba kogoś czegoś, albo uczą się razem. Wiem to po K, że bardzo trudno jest ocenić wiek u Azjatek. To mówią emocje, a równocześnie blokują mnie, bo przecież nie podejdę do niej, jeśli ona ma 18 lat, czy coś. Moje emocje reagują czasami na niektóre impulsy, jak ładna dziewczyna. To normalne, ale na niektóre, jak na NB, czy podobne do niej, to reagują za bardzo. Wiem, że w mojej głowie po

Derealizacja, fajna, ale kiedyś człowiek musi wrócić

Siedzę w bibliotece. Na zewnątrz były 32C, czy coś koło tego, gdy tu wchodziłem, parę godzin temu. Teraz padało, więc pewnie temperatura spadła, niech sprawdzę, do 23,4C. To całkiem przyjemna temperatura. Wczoraj po raz któryś zauważyłem, jak się emocje miotają w mojej głowie. Stwierdziłem, że muszę wreszcie znaleźć nauczycielkę do chińskiego i zapytałem W, która i tak mi trochę pomagała, bo ja jej trochę w angielskim próbowałem pomagać, choć ona mówi lepiej ode mnie. Umówiliśmy się, że jej będę płacił, tak, to by mi pomagała za darmo, ale jakby miała czas, a ja chcę to trochę do przodu popchnąć. Ona mogła by być moją córką, tak, więc nie mam się co nad tym zastanawiać, czy by coś mogło być, ale instynkt pozostaje. Napisałem wczoraj do niej długiego maila, dlaczego się uczę chińskiego i jaki temat miałby mniej więcej być. Tak się umówiliśmy, że napiszę. Potem byłem niespokojny, czy odpisze, jakby to miało wielkie znaczenie. Gdy chodzi o kasę, to się trochę z nią targowałem, więc nie je

Ileż można uciekać

Budzę się jak zwykle, koło 4.45 nad ranem. Nie wiem, czy mnie te potwory, czyli małe papużki budzą, choć mam drzwi balkonowe zamknięte, czy może coś innego. Może to opos hałasuje wracając do swojego domu, a mieszka na balkonie. W każdym razie budzę się dzisiaj i jak zwykle, czarna rozpacz, przynajmniej w części mojego mózgu. "Co ja tu robię, jestem sam i taki zawsze zostanę, bo ogólnie, to lęki mnie blokują i tyle". Trochę mi dech dusi, przy czym zastanawiam się wtedy, czy to smutek, czy lęk, może obie te emocje. Staram się powoli oddychać, trochę przysypiam i nagle jest 6.20, trzeba wstawać, bo jestem na 7 na siłownię umówiony. Leżąc tak mówię sobie, że po południu, czy po sporcie lepiej się będę czuł, ale do emocji to jakoś nie przemawia, tak mi się wydaje, to raczej tylko taka logiczna przystawka. W każdym razie poszedłem na sport. Nie poszedłem na "body combat", bo chyba za szybko biegałem na rozgrzewkę, a może mi jeszcze wczorajszy w mięśniach siedział, fakt, m

Próbuję walczyć dalej, czy mi się chce, czy nie.

I znowu jakieś trudniejsze dni, a szczególnie poranki. Chyba dokucza mi samotność, a może lęki gryzą bardziej. Czuję lekki zamęt w głowie, nie wiem, czy dobrze robię, że tu jestem, czy może powinienem wrócić do Niemiec. Czuję się bezradny i smutny, trudniej mi się oddycha. Nie wiem co dalej. To znaczy, moje emocje tak mi mówią, logika mówi "czym Ty się tak przejmujesz, po prostu walcz, nie poddawaj się". Tęsknię za kimś, ale moje lęki trzymają mnie jak w klatce,  powodując frustrację i złość, bezradność i smutek. Boję się podejmowania decyzji, pewnie coś we mnie boi się, że będzie gorzej, że będzie tak jak kiedyś, w małym piekiełku mojego dzieciństwa. Nie słyszę tych ukrytych myśli, czuję tylko ich efekty. Coś mnie blokuje. Kiedyś nie wiedziałem co to, teraz wiem, lęki. Znowu mi się zaczęły afty robić, więc poszedłem wczoraj wcześniej spać. Gdybym był teraz w moim mieszkaniu w Niemczech, to czy było by mi lepiej? Tam też miałem trudne dni, chyba nawet gorsze od tych tutaj, bo

Nie mam planu na życie? Huśtawki emocji.

Budzę się rano, przed wschodem słońca. Wiem, że jest tak wcześnie, mimo ciężkich zasłon, bo ptaki się jeszcze nie drą. Gdyby śpiewały, to bym napisał, "nie śpiewają", ale stado różnokolorowych papużek nie śpiewa. Jeśli do tego dodać jakiś cięższy kaliber, podobny do wron, to nie trzeba budzika. W każdym razie, jest jeszcze przed wschodem słońca, tak koło 4.30 chyba. Lubię tak leżeć, to jakby czas wyrwany z teraźniejszości, jakaś równoległa rzeczywistość. Z tym, że w mojej głowie nie jest tak spokojnie, jak na zewnątrz. Moje myśli wyłażą z różnych zakątków i zaczynają się poszturchiwać i kłócić. Nie potrafię wtedy dojść z nimi do ładu. "Co tu jeszcze robisz", mówi jedna, "tyle kasy tracisz nie pracując". Druga, "ale jak wyjadę, to stracę wizę, a poza tym, to nie wiem, czy chcę wracać". Oczywiście, nie brakuje tej "jesteś sam i tak pewnie już zostanie, jesteś beznadziejny, nie dajesz sobie rady. Lęki są silniejsze od ciebie". "A może