Gdy coś mi mówi, że nic nie ma sensu.

Nie przepadam za porankami. Nie dlatego, żebym musiał wcześnie wstawać, ale dlatego, że budząc się często czuję niepokój. Czuję się sam. W sumie, to jestem sam. Czasami niepokój przychodzi chwilę potem, tak, jakby był zaskoczony, że już się obudziłem. Razem z niepokojem przychodzą różne emocje i myśli. Znane, w stylu "nic nie ma sensu, co ja tu robię, nie daję sobie rady". To jakby taki stan ducha. Wiem, że mi on przejdzie, to znaczy, kawałek mojej świadomości o tym wie. Inny kawałek, chyba ten większy, jest smutny, czuje się bezradny i przytłoczony.

Ale i tak wiem, że wstanę, bo na 7 jestem umówiony na siłowni, z A. Czasami ćwiczenia które robimy są nudne, męczące, ale we dwójkę, to się je łatwiej robi. Poza ty, to robię też inne ćwiczenia. Dlaczego w ogóle piszę o tych ćwiczeniach? Gdy ćwiczę, to nie czuję niepokoju. Mogę go chyba zamienić w energię kinetyczną.
A biega na taśmie, w tym, jako tako, klubie fitnesowym. Ja staram się iść pobiegać na zewnątrz. Jest przeważnie ciepło, słońce świeci, ptaki skaczą i od czasu do czasu pachnie eukaliptusami, albo może tymi żółtymi kwiatami, którymi obsypane są niektóre drzewa.
Nie myślę wtedy o lęku, gdy jest pod górkę, to staram się skoncentrować na krokach, gdy skaczę na skakance w parku, to ważne są podskoki. Ale gdy jestem potem, wieczorem w domu, to czuję znowu ucisk na piersiach. Coś mnie odpycha od myślenia o rzeczach, które chciałem zrobić. Nawet pisząc o tym muszę automatycznie wziąć oddech, bo mnie coś zaczyna dusić.

Wiem, że to lęki z przeszłości. Mam codziennie listę rzeczy, które chciałbym zrobić. Gdy nie zrobię, dodaję minus tej pozycji. Niektóre pozycje mają dużo minusów. Niektóre udaje mi się załatwić, czasami dlatego, że po prostu muszę.

Czasami wraca myśl o samobójstwie. Może jako reakcja na bezradność i samotność? Czasami myślę sobie, że głupio by było zabijać tego małego chłopczyka, który kiedyś tyle cierpiał. Tak, jakby nie był on częścią mnie, tak, jakby był to ktoś, kto mi ufa. Dziwne. Ostatnio pomyślałem sobie, że gdybym się zabił, to znaczy, umarł przed moim starym, to może spełniło by się jakieś jego stare życzenie. Myślę, że czasami, to chciał on mojej śmierci. Chyba się nie mylę. Siostra mówi, że on nas kiedyś nienawidził, nie uważał mnie za swoje dziecko, choć tego nigdy nie powiedział. Nie wiem.
Czasami myślę sobie, że co jak tak histeryzuję. "To po prostu moje emocje, reakcja obronna z przeszłości."

Gdy nadchodzą takie rozważania nad samobójstwem, to myślę sobie, że warto pewne rzeczy zrelatywizować. Skoro bym się chciał zabić, to moje obecne kłopoty nie mają takiego znaczenia. A skoro nie mają takiego znaczenia, to czym się tak przejmuję.
Wracam do mojego dzieciństwa i zacząłem je zmieniać. Stosuję na moim starym uderzenia z formy, którą ostatnio zacząłem ćwiczyć. To mi chyba dobrze robi. Zacząłem ćwiczyć nową formę, bo stare już zapomniałem. Poza tym, to zacząłem znowu ćwiczyć kopnięcia, chciałbym umieć kopnąć znowu na wysokość głowy, round kick. Myślę, że jak ktoś się nie umie bić, to miałby ze mną lekki kłopot, nawet bez tego kopnięcia w głowę. Wydaje mi się, że po tym, jak byłem bity w dzieciństwie i nie wolno mi się było bronić, albo nie umiałem, to lepiej się czuję, gdy wiem, że nie tak łatwo było by mnie teraz uderzyć. W sumie, to nie zdarzyło mi się to chyba, od czasów liceum. Bywały czasy, że chodziłem nocą po parku, ale raczej nikt mnie wtedy nie zaczepił, a przynajmniej nie po to, żeby się bić. Poza tym, to uważam, że bicie się na ulicy może być kłopotliwe. Uderzy się coś nie tak, i albo samemu się oberwie, albo komuś się coś złamie, albo jak ktoś upadnie, nieszczęśliwie, to wtedy pech.

Tak sobie siedzę w kafejce i rozmyślam, pisząc sobie. Słońce świeci, 27C, lekki wiaterek, nie leje się ze mnie, kawa. Zbieram siły do dalszej walki.
Dzisiaj rano napisała do mnie K, Japonka z Niemiec, równocześnie korespondowałem z A, z Szanghaju, tak, że jak kelnerka do mnie przyszła, a chciałem się zapytać, o której zamykają, to zagadałem po Niemiecku. Czasami czuję się trochę jak doktor Doolittle, czy jak mu było.

Ostatnio był artykuł o krukach. że potrafią łatwe testy z kartami rozwiązywać. Ludzie w forum, niezależnie od siebie, napisali, że obserwowali, jak kruki, czy może wrony, rzucają orzechy pod samochody, by te je oponami rozłupały. Ktoś nawet napisał, że robią to u niego w zależności od świateł drogowych. Na czerwonych światłach podkładają i wyjmują orzechy, a na zielonym wycofują się. Uważają na fazę świateł nie tylko przy tej okazji. Jakoś nie wiem, niezależnie od tego, kupiłem sobie wczoraj pół kurczaka, bo za mną chodził. Tak sobie myślę, jak to będzie za 100, czy 200 lat, czy zmieni się stosunek ludzi do zwierząt. Kiedyś, nie tak dawno temu, to niewolnicy też byli zwierzętami, do 1863 w USA, czy coś koło tego. Ale, wiara chrześcijańska ułatwia podział na zwierzęta i nie zwierzęta, czyli ludzie. Islamiści do dzisiaj cieszą się, jak nałapią małych dziewczynek i mogą robić z nimi co chcą, bo to niewolnice. Ich wzorzec też był nie lepszy, analfabeta i wódz jakichś armii. Oszołomy, w dodatku niebezpieczne.

Nic to, walczę dalej, o przeżycie i jakieś takie życie.

 

Komentarze

  1. Ćwiczenia pomagają, bo masz i głowę zajętą i całe ciało. Tak jak praca pomaga ludziom w różnych sytuacjach. Pracują i nie myślą, dlatego jest im lepiej...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To oczywiste, problem tylko w tym, że nie można ćwiczyć 16 godzin na dobę ;) Podobnie z alkoholem czy zakochaniem, albo innymi narkotykami ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!